Obudziłem się o nienormalnej dla normalnych ludzi porze i dla przyzwoitości próbowałem udawać że śpię. Leżałem tak sobie z zamkniętymi oczami, choć już po kilku minutach wiedziałem, że nic z tego nie będzie. W sobotnie poranki ekipy miejskie koszą trawę, przycinają gałęzie lub dmuchawą sprzątają liście, a w niedzielę? W niedzielę sąsiedzi wyprowadzają psy na spacer i te radośnie komunikują światu, jakie są szczęśliwe, lub wręcz przeciwnie - jakie są wkurzone na swych pobratymców. Właścicielom to rzecz jasna nie przeszkadza, przecież oni już nie śpią, ale dla kogoś, kto właśnie próbuje ponownie zasnąć..., wiadomo. Tak więc trochę z przymusu, a trochę z chęci pojeżdżenia, wstałem w końcu, ubrałem się i pojechałem. Chciałem wczorajsze pominięte Gassy uzupełnić, bo to aż nie przystoi, by tę trasę ominąć. Tym razem wybrałem jazdę na południe do Piaseczna ulicą Puławską, ale pomimo wczesnej godziny ruch był większy niż myślałem. Za to mogłem nowe murale przy Wyścigach zobaczyć i budowę nowego chodnika i drogi rowerowej wzdłuż muru. Pracowali mimo niedzieli, ale pozwolili mi przejechać. Jednak nie polecam póki co tej drogi. Dalsza droga już żadnych wrażeń mi nie przyniosła, z wyjątkiem spotkania kilkudziesięciu pozdrawiających mnie szoszonów. Wszyscy wiedzą, że lepszej trasy w Warszawie na ustawki nie ma.
Cycki zawsze spoko
Tutaj już trudniej o oczywisty podpis :)
Tutaj też nic mi n ie przychodzi do głowy
Mur Wyścigów Konnych na Służewcu
Cerkiew na Puławskiej jeszcze w budowie, ale nabożeństwa już się odbywają w kaplicy za budynkiem.
Obudziłem się wcześnie rano, ale jakoś nie chciało mi się wstawać i usilnie próbowałem ponownie zasnąć. Leżałem z zamkniętymi oczami, ale w końcu zrezygnowałem, no bo - ile można? Poranek był bardziej niż rześki i dobrze zrobiłem zakładając od razu moją kurtkę - trzepaczkę. Jest cienka jak mgiełka, ale w połączeniu z koszulką rowerową zapewniła mi całkowity komfort termiczny. Jej jedyną wadą jest bardzo głośne trzepotanie podczas jazdy, a w połączeniu z hukiem wiatru w uszach nie słychać nawet własnych myśli. Chyba zaczynam rozumieć do czego służą te wszelakie czepki zakładane pod kask, nawet gdy nie jest bardzo zimno. Pewnie naciągnięte na uszy pozwalają słyszeć.
Miałem zaledwie półtorej godziny gdy wyjeżdżałem i choć początkowo wiatr nieźle mnie popychał, nie dałem się ponieść euforii i nie zapomniałem, że powrót tak łatwy nie będzie. Na dodatek wybrałem niefajny wariant wjazdu do Warszawy od Pruszkowa, a pomimo niedzieli ruch był tam dość intensywny. Droga to najkrótsza, ale najmniej przyjemna - ale na śniadanie zdążyłem. :)
Nie miałem rano dużo czasu, zresztą i tak od dziesiątej - jedenastej miało zacząć padać, więc chciałem zrobić tylko pętelkę do Borzęcina. Kiedy byłem w Kaputach i poczułem pierwsze krople deszczu pomyślałem, że moja niezawodna dotąd aplikacja wprowadziła mnie w błąd i trzeba zmykać do domu. Wczoraj przemoczyło mnie doszczętnie, choć tylko dwadzieścia minut jechałem w deszczu, dziś byłem godzinę drogi od domu i spanikowałem. Skierowałem się do Ożarowa i choć po chwili przestało kropić, na zawracanie już nie miałem ochoty i przez Pruszków i Piastów wróciłem do domu. Droga do Warszawy z Pruszkowa nadal jest remontowana, tak jak na początku wakacji, ruch samochodowy tak samo intensywny jak zawsze. Nie podoba mi się to, pomorskie drogi jednak są nieco spokojniejsze. No cóż, trzeba się będzie na powrót przyzwyczajać.
Kilometry ze Stravy się nie zgadzają, bo znów telefon przestał widzieć satelity i pomogło dopiero jego zrestartowanie. Locus zapisał ślad z przerwą, a Strava tę przerwę "załatała" prostą linią z Kaput do Żbikowa.
Jeszcze raz pojechałem w stronę Pobierowa korzystając z odkrytego objazdu przez Pustkowo, a wracałem już normalnie, drogą 102. Spotkałem w Pustkowie karetkę na sygnale, która nie mogła sobie pozwolić na czekanie aż zapali się zielone światło i też jechała bocznymi drogami.
Pierwsze wahadło zacząłem przejeżdżać jak tylko przestały pokazywać się samochody z przeciwka. Zanim zaczęły mnie doganiać samochody przepisowo czekające na zielone światło, ja już zdążyłem przejechać to zwężenie. Za drugim razem było podobnie, tylko trzy samochody mnie wyprzedziły na styk. Czwarty już czekał spokojnie do końca zwężenia i nawet nie trąbił? To zaledwie kilkaset metrów, ale wiadomo jak niecierpliwi potrafią być kierowcy.
Późno wstałem i nigdzie dalej pojechać bym nie zdążył, postanowiłem więc pokręcić się w pobliżu. Zatoczyłem niewielkie kółko i to właściwie wszystko.
Ale za to wybrałem się samochodem do Międzyzdrojów i wiem jak trudno będzie uczestnikom MRDP przejechać Dziwnów. Korek zaczyna się od tablicy z nazwą miejscowości, bo podnoszenie zwodzonego mostu co godzina nie poprawia płynności ruchu na drodze 102. Będą musieli jechać chodnikiem, na środku jezdni bowiem, jest łączenie płyt betonowych i lepiej żeby opona nie wpadła w ten rowek. Później przed Pobierowem będzie pierwszy odcinek ruchu wahadłowego, a do Trzęsacza będą jeszcze dwa.
I jeszcze jedna sprawa. Przed tabliczką miejscowości w Trzebiatowie usytuowany jest skład obornika. Śmierdzi gównem tak, że aż nogi wykręca. Z daleka będzie wiadomo, że blisko już Trzebiatów, potem będzie Kołobrzeg, Koszalin i zaraz meta...
Powodzenia!