Nie bardzo jest dziś co opisywać. Rzadko jeżdżę wieczorem, a tylne światło świeci jak chce, samo się wyłącza. Dlatego założyłem diodową, migającą opaskę na nogę:) Ale wielu rowerzystów nie widzi problemu w braku jakiegokolwiek oświetlenia. Nawet jadąc po jezdni. Masakra.
Na dół zjechałem alejkami Parku Rydza - Smigłego i niespodziewanie natknąłem się na ten pomnik. Niespodziewanie oczywiście dla mnie, bo nie wiedziałem, że tam stoi.
Nad Wisłą nadal bez zmian: tunel na Wisłostradzie nieczynny, nabrzeże na wysokości Starego i Nowego Miasta zasłonięte płotem, czyli w remonto-budowie, samoobsługowa stacja rowerowa rozszabrowana z narzędzi, szkło po nocnych imprezach nadal leży. Naprawdę nie wiem, co mnie tam ciągnie. I setki innych warszawskich cyklistów, też.
Drogę wzdłuż Wisły pożegnałem na wysokości Krasińskiego i znów zupełnie niespodziewanie odkryłem nowy (dla mnie) park w Warszawie. Na usprawiedliwienie mogę dodać, że nie mieszkam, ani nie mieszkałem, ani żadnych znajomych w tej okolicy nie mam, to skąd się miałem wziąć w Parku Żeromskiego? A tam niespodzianka! Lokal zapewniający "zmęczonym" klientom wygodny odpoczynek po nadmiernej konsumpcji. Warunki i klimat lepszy chyba niż w "żłobku" na *Kolskiej?:)
Rano przed śniadaniem pojechałem do Lidla po buty dla dziewczynek. Wybrałem tego troszkę dalszego, co dało 12 kilometrów. Następnym zleceniem było oddanie pożyczonej książki, w okolicach zwanych jeszcze długo po wojnie "dzikim zachodem". Teraz wiele już się tam zmieniło, ale i stare trzyma się jeszcze mocno. Pokręciłem się po okolicy, pozaglądałem na podwórka-studnie, przypomniałem sobie klimat tego, co minęło i nie wróci.
A ponieważ, jak napisałem, kręciłem się w tę i z powrotem, na małym w sumie obszarze natknąłem się na trzy samochody z blokadami. Mnie też to kiedyś spotkało niestety, przykra sprawa, szczególnie jak ci się spieszy.
A mój samochód nadal stoi w naprawie. Czekają na specjalistyczny przyrząd, który można sprowadzić tylko z Niemiec, może w przyszłym tygodniu? Odwiedziłem tez warsztat rowerowy, bo przerzutka przednia się rozregulowała, kilka ruchów śrubokrętem rozwiązało problem. Zajrzałem tez do Castoramy, kupiłem wsporniki pod półkę i śruby. Będę montował półkę na działce do postawienia na niej mikrofalówki. Oczywiście jak będzie kiedyś taka pogoda, że pojedziemy, choćby taka jak dziś.
Zadanie było proste: miałem przeprowadzić samochód Honda Accord z Piaseczna, na daleki Tarchomin. Ponieważ jest to kombiak, nie miałem problemu ze zmieszczeniem roweru do środka, problem był z czym innym. W drodze na Tarchomin, musiałem od czasu, do czasu użyć wycieraczek, ale deszczyk był tak minimalny, że nie martwiłem się zbytnio o swój powrót. Niestety to co w samochodzie wydawało się mało dokuczliwe, na rowerze po kilku kilometrach zaczęło dawać się we znaki. Starałem się jechać szybko, co w połączeniu z kałużami na jezdni, brakiem przedniego błotnika i chlapacza z tyłu, dało efekt w postaci pełnego wsadu do pralki. Ale generalnie pomimo kompletnego przemoczenia, łącznie z bielizną, uważam wyjazd za udany. No i najważniejsze, że zadanie zostało wykonane!:) Trasy nie zapisywałem, bo telefon był słabo naładowany i zaraz by "umarł", a po drugie, to były dwa niepołączone odcinki: Ochota - Piaseczno i drugi, Nowodwory - Ochota.
Na 11-tą, zgodnie z wczorajszą umową, pojechałem do warsztatu wymienić suport. Po wymontowaniu okazało się, że wystarczy tylko coś tam przesmarować, uszczelnić i będzie dobrze. Rzeczywiście jazda próbna wypadła doskonale, wróciłem, zapłaciłem 30 złotych i pożegnałem Pana Cerankę. Ale zupełnie nie mogłem zdecydować gdzie pojechać: do domu za blisko, a na dalszą wyprawę nie było czasu ani pogody. W każdej chwili mógł spaść deszcz a na dodatek było dość zimno. Kręcąc się, to tu, to tam, dotarłem na miejsce, gdzie kiedyś tętniło sportowe życie klubu Legia Warszawa. Boisko treningowe zarośnięte, budynki w ruinie, część wynajęta na magazyny, ogólny widok mocno przygnębiający. Ale to przecież nie jedyna ofiara transformacji ustrojowej w Warszawie, prawda? Przemysłu stolica też już nie ma żadnego...
Do warsztatu pana Jerzego Ceranki wybierałem się już od kilku dni. Przerzutka tylna nie zawsze chce wrzucać najwyższy bieg, a na dodatek coś stuka-puka, poza tym od wymiany napędu upłynęło prawie 1700 km, chciałem więc też łańcuch sprawdzić i ewentualnie wymienić. W tym tygodniu pogoda mnie codziennie straszyła, stąd odkładałem tę wizytę na sprzyjająca porę. Dzisiaj też deszcz wisiał w powietrzu, ale w końcu dojechałem. I od razu okazało się, że łańcuch jest wyciągnięty, a suport ma luzy i dlatego stuka. Wynika z tego, że albo za dużo jeżdżę, albo łańcuchy gówniane teraz robią:) Pan Jerzy - stary praktyk w końcu - obstawia drugą opcję. Łańcuch mi wymienił od ręki, za jedyne 30 zł, z suportem kazał jutro przyjechać, bo ma poumawianych klientów na dziś. Będzie mnie to kosztować kolejne 60 zł, ale co zrobić. Jazda rowerem nie jest taka bezkosztowa jak się niektórym wydaje, no chyba, że się go od święta używa, kilka, albo kilkanaście razy w roku, po góra 10 kilometrów. Moje tegoroczne wydatki: 130+60+30+60=280zł, czyli ok. 10 gr za kilometr, a jak to wygląda u Was? edit: Zapomniałem doliczyć dętki i klocki, ok. 40 zł
Wczorajsza nauczka nie poskutkowała i dziś znów wyjechałem bez kurtki w plecaku i bez sprawdzenia prognozy deszczowo-burzowej. Jakoś mi to zupełnie nie przychodzi do głowy, widać nadal jestem niedoświadczonym turystą rowerowym. Ale po kolei. Najpierw pojechałem oddać holtera EKG (ciekawe co pani Doktor odczyta z tego zapisu, szczególnie z wczoraj, jak uciekałem przed deszczem), potem do córki na Ursynów, odwiedzić chorą i napić się dobrej kawy, a potem na Włochy do warsztatu. Wracając objechałem Ursynów samym jego skrajem, aż pod Lasem Kabackim i przy Stacji Techniczno - Postojowej Kabaty, żeby większe kółko zatoczyć i żeby w pełni wykorzystać ursynowskie ddr. W końcu to ta dzielnica ma ex aequo drugie miejsce w Warszawie w długości dróg rowerowych - 32 km (z Bielanami, pierwszy jest Mokotów - 40) Gdy dojeżdżałem na Parowcową, pogoda zaczęła się wyraźnie psuć: zachmurzyło się, zerwał się wiatr, a z daleka słychać było niepokojące pomruki. Nawet jeden z pracowników stacji zauważył, że mam wyjątkowe szczęście do pogody, bo wczoraj to samo było:) Wracając kręciłem najszybciej jak umiałem, a i inni napotykani po drodze rowerzyści, też nie jechali spacerowym tempem. Dziś mi się udało, burza i deszcz poszły gdzieś bokiem i dojechałem o suchej oponie, ale gdybym mierzył średnią prędkość tylko z ostatnich 7 kilometrów, to rekord życiowy murowany, niżej 25km/h nie schodziłem.:) A poniżej prezentuję siodełko założone 11 września ub.r. i już popękane w czterech miejscach. Kupiłem je, bo niewygodnie mi się jeździło na poprzednim, ale teraz muszę się z nim przeprosić.
Blisko Lotniska Chopina, wjazd od Narkiewicza, kiedy będzie gotowe, panie ministrze Nowak?
Dziś trzy ważne sprawy miałem do załatwienia, więc cieszyłem się, że nie muszę wymyślać celu jazdy, ani trasy, bo powód, a nawet trzy powody, same się znalazły. Musiałem jedynie tak zaplanować godzinę wyjścia z domu, aby w miejscu numer dwa być o trzynastej, bo na tę godzinę miałem wyznaczoną wizytę. Nie bardzo mi się to udało, źle obliczyłem drogę i czas i na Postępu znalazłem się pół godziny przed czasem. Ale to i lepiej, bo byłem tak spocony, że elektrody od holtera ekg, na pewno by się nie przykleiły. A tak, to sobie na korytarzu odpocząłem, ostygłem i nie było problemu. Trzecie miejsce, to warsztat na Parowcowej, gdzie wymieniają dach mojemu samochodu:)
Jeszcze nie jest wycięty, mają to robić jutro, chwilkę porozmawiałem z szefową, o stopniu skomplikowania i pracochłonności napraw blacharsko-lakierniczych, w porównaniu do napraw mechanicznych i zapowiedziałem się na jutro. Chcę zobaczyć i uwiecznić na zdjęciach VW Passata w wersji cabrio:). Gdy zbierałem się do powrotu, niebo zasnuło się ciemnymi chmurami i zaczął padać lekki deszcz, w oddali słychać było też grzmoty. Postanowiłem poczekać kilka minut i zobaczyć, w którą stronę rozwinie się pogoda. Nie miałem stosownego ubrania, byłem w zwykłych, "cywilnych" ciuchach: t-shirt, krótkie spodnie i sandały na nogach, a holter nie może się zamoczyć. Stąd moje wahanie przed powrotną drogą. Po pewnym czasie wydało mi się, że jakby mniejszy deszczyk pada, holtera zawinąłem w torebkę foliową i popędziłem do domu. To tylko siedem kilometrów i prawie mi się udało, prawie, bo ostatnie pól kilometra przejechałem w ścianie deszczu, a nawet gradu. W domu przekonałem się jak wspaniale koszulka bawełniana wchłania wodę, a i spodnie niewiele jej ustępują. Do sandałów dziś wyjątkowo skarpet nie włożyłem, więc nie mogłem sprawdzić, jak w tej konkurencji spisuje się tkanina frote:). A na ostatnich metrach szaleńczej jazdy w ścianie wody zastanawiałem się, czy rower bardzo ściąga pioruny, czy może tylko trochę. Dwa razy tak blisko huknęło, że się naprawdę przestraszyłem. Ale to już było pod samym domem. Wycieczkę więc zaliczam do udanych i ciekawych i cieszę się, że ulewa i burza nie złapała mnie na Połczyńskiej. _
Na Ursynów pojechałem po L-4, które zostało w mieszkaniu, a potem oba zwolnienia razem zawiozłem do BlueCity. Pod blokiem u Agnieszki chciałem wstrzymać rejestrowanie trasy i zobaczyłem, że zapisało się aż 8 metrów(!) i na tym koniec. Czyli odcinek na Ursynów się nie zarejestrował. To na 100% kwestia przypadkowego dotykania ekranu telefonu, bo od jakiegoś czasu nie mam pokrowca. Wracałem tą samą drogą i tym razem trasa zapisała się bez problemu, ale to kwestia przypadku. Na Parowcowej obejrzałem swoje rozbebeszone auto, pogadałem z mechanikami i panią z biura obsługi i wiem, że naprawa potrwa dłużej, niż do końca przyszłego tygodnia. Samochód został już pozbawiony wszystkich drzwi, szyb, wykładziny podłogowej, podsufitki, kanapy z oparciem, a w poniedziałek/wtorek będą mu wycinać dach. Nie sądziłem, że będzie przy tym aż tyle roboty i już wiadomo, że pierwotny kosztorys zostanie skorygowany w górę. Swoją drogą nie przestanie mnie zadziwiać strategia ubezpieczycieli: przyznali mi odszkodowanie w wysokości 4600 złotych w gotówce, a przy rozliczeniu bezgotówkowym z autoryzowanym serwisem, zatwierdzili kosztorys na ponad 12 tysięcy, a zapłacą jeszcze więcej.