Wprawdzie po zmianie opon na wąskie 25 mm miałem zrezygnować z jazdy w terenie, ale korciły mnie dwa niedalekie kwadraciki w okolicach Osiecka. Przy okazji chciałem też zainaugurować sezon żeglugowy i przepłynąć Wisłę promem z Gassów do Karczewia. Na promie niespodzianka - w tym roku obowiązki bosmana pełni kobieta, sympatyczna pani Adrianna. Na miłej pogawędce szybko czas minął i nie wiadomo kiedy, a już trzeba było wysiadać. Po minięciu Karczewia,ślad dość niespodziewanie kazał mi zjechać z asfaltu i zagłębić się w Lasy Celestynowskie. Na szczęście droga była twarda i szeroka i tylko ostatni odcinek, przed dojechaniem do słynnej krajowej "50" w miejscowości Tabor, była mocno rozjeżdżona przez ciężarówki. Ale dało się przejechać. Nie można tego niestety powiedzieć o drodze prowadzącej do pierwszego kwadratu. Ale spacer w lesie przy takiej pogodzie to sama przyjemność. :) Kiedy już wróciłem na asfalt, ktoś mijający mnie z przeciwka krzyknął: - Cześć Jurek! Zawróciliśmy obaj i tym sposobem poznałem w realu kolegę, też zbierającego kwadraty, o nicku Przeklinak, a imieniu Cezary. Po zbiciu piątki i wymianie kilku słów rozjechaliśmy się w swoje strony, a ja po kilku kilometrach zaliczyłem swój drugi i ostatni kwadrat. Tym razem dało się dojechać i nie trzeba było wyprowadzać roweru na spacer. W Górze Kawiarni dziś tłumy ludzi i choć dziewczyny za barem uwijały się jak w ukropie, kolejka zapowiadała się na kilkanaście minut stania. Nie miałem na to czasu i tylko ze specjalnego kraniku dla rowerzystów uzupełniłem bidon i wyruszyłem na ostatnią prostą. Było dość późno i dlatego wybrałem jazdę drogą krajową 79 do Piaseczna, a potem prosto Puławską i najkrótszą drogą przy Galerii Mokotów do domu. Rzeczywiście jest osiem kilometrów bliżej niż drogami Urzecza i w sytuacji awaryjnej można jechać. Aczkolwiek bez przyjemności i raczej nie polecam. Dwa nowe kwadraty pozwoliły niespodziewanie powiększyć niebieski kwadrat do wymiarów 43x43.
Kurs do Piaseczna i z powrotem. Po obiedzie wsiadłem jeszcze raz na rower i w szczycie komunikacyjnym pojechałem na Sródmieście, a konkretnie na Emilii Plater. Wracałem Noakowskiego, Nowowiejską i Filtrową. Takiego armagedonu i kompletnego zatoru nie widziałem. Bardzo współczuję kierowcom jadącymi tymi uliczkami.
Miałem szczery zamiar pojechać dalej i nawet obie wczoraj trasę narysowałem i wgrałem do Garmina, ale pogoda i ciężki plecak mnie skutecznie zniechęciły. Co z tego, że w Piasecznie pozbyłem się go wraz z zawartością, skoro mżawka i mokre jezdnie, odebrały mi chęć do jazdy. Po powrocie ciuchy do prania, rower do czyszczenia, łańcuch do smarowania i fajrant. PS. Zajrzałem z ciekawości do sklepu firmowego Specjalized i zobaczyłem spodenki krótkie na szelkach za 649 zł i rękawki czarne za 140 zł. Ja za swoje zapłaciłem odpowiednio: 100 zł i 20 zł. Cenę spodenek mogę zrozumieć, cenę roweru za 60 tysięcy też - ale dać za dwa kawałki materiału 140 zł złotych, to już przekracza moje zdolności pojmowania. :)
Zachmurzenie umiarkowane, 8°C, Odczuwalna temperatura 6°C, Wilgotność 90%, Wiatr 3m/s z ZPłnZ - Klimat.app
Krótki wyjazd do Szpitala Bielańskiego po odbiór wyniku. W tamtą stronę praktycznie całość po drogach rowerowych, z powrotem niemal tylko po jezdniach. Dla mnie bez różnicy.
Zachmurzenie umiarkowane, 11°C, Odczuwalna temperatura 10°C, Wilgotność 84%, Wiatr 3m/s z Płn - Klimat.app
Skoro pomimo niedzieli obudziłem się wcześnie, a za oknem nie padało, to zrezygnowałem z dosypiania i wybierałem poranną przejażdżkę. Założyłem nowy strój kolarski, ale na to ubrałem kurtkę ultralight i nogawki, bo rano było jeszcze dość chłodno. Przewidując mniejszy ruch ciężarówek na drodze krajowej 92 do Poznania, bo to i wcześnie i niedziela, wybrałem tę właśnie trasę na początkowe dwadzieścia kilometrów. Wprawdzie po drodze są w paru miejscach znaki zakazu ruchu rowerowego, ale jest szerokie pobocze i nikomu nie przeszkadzałem w jeździe. A przynajmniej tak mi się zdaje, bo nikt na mnie nie trąbił. Policjantów też nie spotkałem. Krajówkę opuściłem dopiero jak zobaczyłem drogowskaz na Dwór Pilaszków. Swoją drogą nigdy tam nie byłem w środku i nawet nie wiem, kiedy jest czynne to Muzeum Dworu Polskiego. Przez Borzęcin tym razem przejechałem bez zatrzymywania i fotki z kontrolą czasu i dopiero za Wieruchowem zrobiłem przystanek na rozebranie. Słoneczko ładnie zaczęło przygrzewać i można było już pokazać światu mój prezent imieninowy. :)
Jakiś miesiąc temu jechałem z Wileńskiego z kolegą - rowerzystą, który jechał do Małkini, by tam zacząć trasę powrotną do Warszawy. Pomyślałem wtedy, że też chciałbym kiedyś ją przejechać i po powrocie od razu sobie ją narysowałem. Czekała do dziś, na dogodną pogodę, a przede wszystkim, na sprzyjający wiatr. Do pociągu podjechałem metrem linii M2 i o 8:25 zacząłem swoją pierwszą podróż na północny wschód. W Małkini byłem o 9:48 i mogłem ruszać w drogę powrotną. Nie wybrałem najkrótszej, bo do gminy Ceranów trzeba było jechać na wschód, a po pozostałe na południe i dopiero od Węgrowa trasa skręcała zgodnie z kierunkiem wiatru. Tym razem, w odróżnieniu od zbierania kwadratów, mogłem rozkoszować się jazdą po nawierzchniach asfaltowych. Do tego na nowym napędzie i nowych, wczoraj założonych szosowych oponach Michelin
Lithion 3 z kevlarowym wzmocnieniem. Poprzednie też były tej marki, tylko na końcu miały cyferkę 2. Jazdę postanowiłem zakończyć w Sulejówku, bo już czasu zaczęło brakować, a z tego kierunku mam całą Warszawę do przejechania. Do kilometrów dopisuję dojazdy do metra i powrót ze stacji Warszawa Ochota. Nowe gminy: Małkinia Górna, Kosów Lacki, Ceranów, Miedzna, Liw, Korytnica edit: I Węgrów oczywiście Nowe kwadraciki czerwone: Max square: 42x42 (-) Max cluster: 2345 (-) Total tiles: 4385 (+68)