W taki świąteczny poranek, aż prosi się, żeby jeździć po pustych ulicach. Tym razem dojechałem tylko do mostu w Obórkach i zawróciłem przez Powsin i Ursynów do domu. Nie tylko ja wpadłem na taki pomysł, na Gassach zaskakująco dużo, jak na tę porę, kolarzy i rowerzystów.
Byłem bardzo ciekawy nowego lokalu Maćka Grubiaka, ale w ferworze zbierania kwadratów, jazda do Góry Kalwarii schodziła na dalszy plan. Wprawdzie raz tam byłem i nawet Maćka spotkałem, ale właśnie zamykał lokal, bo miał awarię ekspresu. Dziś dopiero zaspokoiłem swoją ciekawość i muszę przyznać, że jest rozmach. W poprzedniej klitce z jednym stolikiem i blatem przy oknie, mogło zmieścić się najwyżej kilka osób, reszta siedziała na dworze. Teraz kawiarnia dzieli powierzchnię z ekskluzywnym sklepem rowerowym. Na moją kieszeń wypatrzyłem tam jedynie skarpety za 37 złotych, ale może słabo szukałem. :) No i kawa, rzecz jasna. Ciastka nie brałem, bo nie jem słodyczy od stycznia. Powrót z wiatrem szybki i przyjemny, wycieczka udana.
Wczoraj poświęciłem kilka godzin na serwis mojego Baranka i dawno, dawno zamówione części doczekały się wreszcie na założenie. Czekałem z tym aż skończę puszczańskie kwadraty, bo już chciałem wrócić do cienkich opon i moich fajnie cykających kół Mavic Aksium. Założyłem nowy mechanizm korbowy Shimano Sora 50x39x30, kasetę 12x25 i łańcuch. Korba przejechała ze mną 47 500 km, a kaseta z łańcuchem około 10 000, czyli czas był najwyższy. Długo mi się z tym zeszło, ale trud nie poszedł na marne - od razu poczułem różnicę w jeździe. Rower sam chciał jechać, kręciło się lżej, jechało się ciszej, biegi wchodziły bez zgrzytów i precyzyjnie. Nie sądziłem, że mi się to wszystko tak uda i taki dobry efekt przyniesie. Pomocy serwisu potrzebowałem tylko przy odkręcaniu pedałów, bo mój klucz nastawny nie podszedł, a płaska 15 jest rozkalibrowana, od walenia w nią młotkiem przy poprzednich odkręcaniach. Mechanik specjalistycznym kluczem poluzował mi pedały, a ja w domu już bez trudu odkręciłem imbusem. Dzisiejsza jazda dość krótka, ale rano byłem na basenie, potem mięso na pasztet kręciłem przez maszynkę i tak się zeszło. Czasu wystarczyło na pojechanie do córki i zabranie od niej kiełbasy zamówionej u masarza z Sobikowa. Konsumpcja na miejsce potwierdziła zasłużoną sławę, jaką cieszy się ten rzemieślnik - amator. Walory smakowe są nieporównywalne z produkcją przemysłową dostępną w sklepach. A z innej beczki, to zdjęcie poniżej dedykuję amatorom rowerów, o cenie składającej się z minimum pięciu cyferek. Szóstka z przodu też wchodzi w grę rzecz jasna. A pociąg na Mleczarskiej jest tak rzadkim zjawiskiem, że musiałem to uwiecznić na fotografii. :)
Wydaje mi się na dzień dzisiejszy, że chwilowo mam dość jazdy terenowej po Puszczy Kampinoskiej. To co zamierzałem, czyli białe plamy kwadratowe, udało się wypełnić kolorem zielonym - i na razie wystarczy. Czas zdjąć z Baranka opony 32 mm, skończyć z udawaniem gravela i powrócić do kolarstwa szosowego. Kusi mnie jedynie, by za jakiś tydzień sprawdzić jakość naprawy drogi do Górek, ale położenia asfaltu, sądząc po użytej poniżej technologii, nie ma się co spodziewać. Choć muszę przyznać, że nowy asfalt położony w tym roku, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jednak te dwa kilometry drogi szutrowej - było, jest i zostanie.
Dzisiejsza trasa nie byłą szczególnie wymagająca, zaledwie kilka razy zsiadałem z roweru na podjazdach, gdy opony zagłębiały się w piachu. Byłą za to ciekawsza od dotychczasowych i zobaczyłem wreszcie te wszystkie charakterystyczne miejsca z przewodników. Na dodatek przy powrocie nie miałem dylematów i pokus jazdy pociągiem, tylko dość sprawnie i szybko przez zachodnie wioski dotarłem do Warszawy. Nawet miałem zapas czasu by dokręcić do setki, ale jakoś nie wyszło.