Już w sobotę jadąc Aleją Krakowską do Ikei zastanawiałem się, jak zaawansowane są prace nad budową drogi, która tak dramatycznie i tak długo, blokuje ruch na głównej wylotówce z Warszawy na południe. Tu tego nie widać, bo to nie ta pora. Dziś miałem okazje to sprawdzić, bo zakup okazał się nieudany i pojechałem go oddać. W drodze powrotnej pojechałem zobaczyć, jak wygląda sytuacja. Przejechałem odcinek do Marynarskiej i jeśli chodzi o mnie, może być:) Rzadko my, rowerzyści mamy do swej wyłącznej dyspozycji taką drogę, prawda? :) Po drodze przy lotnisku niezebrana kapusta czeka w równych rządkach na wiosnę?, albo na wzrost cen?, albo aż się badylarzowi zachce ją zebrać? Niektóre fragmenty otoczenia ekspresówki jeszcze wymagają dokończenia, jak i ta kapusta , ale to szczegół. Najgorzej wygląda to na ostatnim przejechanym fragmencie, przy Marynarskiej Mapa Google nie nadąża i nie ma jeszcze drogi, którą przejechałem:) Dzisiejsza wycieczka bardzo udana, rower i ubranie dość mocno ubłocone, pogoda wręcz wymarzona a nawet za ciepło jak na mój ubiór. Ostania wycieczka, ostatni wpis w 2012. To był rekordowy rok, nie sądziłem, że przejadę 3426 kilometrów, przecież zakładałem, aż 2000 km!!! Na basenie 36,5 kilometra! To mój drugi rok na BS i tylko dzięki temu, że opisuję wyjazdy i zapisuję kilometry, mam taki wynik. Dziękuję wszystkim, którzy czytali i komentowali, a na zakończenie życzenia:
Z noworocznego korzystam zwyczaju, By przesłać życzeń tyle, ile kwiecia w maju I życzyć Wam naprawdę z całą serdecznością By Nowy Rok napełnił Wam duszę radością Czegóż jeszcze Wam życzę? Zdrowia i dostatku! Szóstki w Totka, a także ogromnego spadku! Siedmiomilowych butów i czapki niewidki, Spełniającej życzenia małej złotej rybki Kury ze złotym jajem, lampy Aladyna, Sezamu Ali Baby i szczodrego dżina, Niebieskich koralików, zwierciadeł magicznych, Dywanów latających i talentów licznych. Samych miłych perspektyw, uwag błyskotliwych, Wielu ludzi przyjaznych, i swielu życzliwych. Masy sukcesów małych, wielkich, gigantycznych, Poklasku i uznania i awansów licznych. Mieszkania w Nowym Jorku, willi w Kopenhadze, Przytulnej garsoniery gdzieś tam w Czeskiej Pradze, Rezydencji we Włoszech, w Alpach małej chatki, A w południowych Indiach plantacji herbatki. Super rancho w Meksyku, pałacu w Pekinie I innego schronienia w wybranej krainie. Rejsu dookoła świata, gdzieś w nieznane wypraw, Ekscytujących doznań, smaku nowych przypraw. Może nagrody Nobla w jakiejś kategorii, I życia w stanie choćby lekkiej euforii. Do tego wiele zdrowia, kondycji, miłości, Dużo radości z życia i wiecznej młodości.
Poranek słoneczny i mroźny zachęcał do wycieczki, a poświąteczne lenistwo bardzo już gryzło moje sumienie. Jakoś nie mogłem się zmobilizować, a przecież trzy dni biesiadowania beż śladu nie zostają. Tak czy owak pojechałem. Początek nie był najlepszy, bo z rowerem coraz gorzej, coś trzeszczy i przeskakuje, łańcuch zardzewiały i rozciągnięty, ale w trakcie jazdy pomału się wszystko ustabilizowało. Dzisiejsza trasa wiodła Aleją Prymasa Tysiąclecia, Maczka i dalej stałą trasą na Żoliborz, a potem nad Wisłę ulicą Dewajtis. DDR nad Wisłą w niezłym stanie, tylko ten jeden odcinek pokryty lodem i tu właśnie zaliczyłem pierwszą glebę.:)
Poniewaz nadwiślańską trasę znam na wylot, a żywej szopki u Św. Stanisława Kostki nie widziałem, skręciłem w Krasińskiego i pojechałem do Placu Wilsona.
Dalej Felińskiego i Rydygiera dojechałem do wiaduktu przy Dw. Gdańskim i windą dla inwalidów i matek z wózkami wjechałem na górę. Trochę się obawiałem czy nie stanie w połowie, bo jakoś tak powolutku jechała, ale tym razem mi się udało:) Stamtąd prosto jak strzelił do Alei Solidarności, Żelaznej, Alej Jerozolimskich i Grójecką do domu. Zadowolony jestem z dzisiejszej wycieczki, jechało się całkiem nieźle zważywszy na stan mojego roweru. Ponadto ubrałem się w nowe rzeczy rowerowe, które hurtowo przyniósł Św. Mikołaj i one też spisały się na pięć z plusem. To nie wina ubioru, że było mi trochę za ciepło, a tego, że założyłem WSZYSTKO co dostałem:)
Sobotni, mroźny poranek, słoneczko świeci - nic, tylko jechać. Wybrałem wariant jazdy ulicami i to była dobra decyzja. Jezdnie suche, ruch samochodowy mniej niż umiarkowany, jedyne co mi przeszkadzało, to polar pod kurtką, bo -11 stopni trochę mnie postraszyło i o jedną warstwę za dużo ubrałem. Ale znalazłem miejsce do przebrania i dalej było już OK. Powrotna droga wiodła m.in. przez Maczka i Prymasa 1000-lecia i to było duże wyzwanie. Maczka przejechałem po udeptanym śniegu, więc wytrzęsło mnie nieźle (nie mam amortyzacji), ale najgorsze było jeszcze przede mną. Jak zawsze, wybrałem tę stronę Prymasa, gdzie nie ma ścieżki, a właściwie "śnieżki", czyli jechałem wzdłuż muru Cmentarza Powązkowskiego. Tam tor jazdy miał szerokość taką, jaką wydeptali w śniegu idący gęsiego ludzie, ale to jeszcze nie był najgorszy odcinek. Najgorsze było wjechanie na wiadukt i odcinek na wiadukcie tuż obok jezdni. Pługi zgarnęły śnieg na pobocze, potem odwilż, potem znów dopadało, potem zmroziło, śnieżno - lodowe góry i doły koszmarne, ledwo przejechałem. Potem z górki, tez bardzo powoli, a dalej od Obozowej już prawie normalnie. Generalnie,pomimo wszystko jestem zadowolony z dzisiejszej jazdy:)
Pojechałem odebrać zostawiony w Piasecznie w poniedziałek aparat foto, a przy okazji jeszcze coś. Czyli powód do wyjazdu był poważny. Wybrałem w obie strony tę samą trasę, choć bardzo tego nie lubię, zarówno przy spacerach, jak i jeździe rowerem. Powód był jednak prozaiczny, chciałem unikać w miarę możliwości jazdy po ulicach i dlatego wybrałem drogę przez Pola Mokotowskie. Wolę zdecydowanie jechać po udeptanym śniegu, niż rozjeżdżonym błocie pośniegowym czy kałużach.
Zima to nie jest dobry czas dla rowerzystów, ta myśl przychodzi mi do głowy coraz częściej. Jej efektem jest coraz trudniejszy proces decyzyjny, który prowadzi do wyjechania rowerem na ulicę. Zauważam, że potrzebuję coraz ważniejszych powodów aby to zrobić a krótko mówiąc, coraz trudniej przychodzi mi ruszyć dupę z domu. Na szczęście - i piszę to bez ironii, broń Boże - moi bliscy mają czasem do mnie prośby, które są dla mnie nieustannie i niezmiennie najlepszą motywacją. Dziś więc z ochotą podjąłem się dostarczenia małej przesyłki dla mojej córki. Trasa krótka, ale pomyślałem, że może ją przedłużę, w zależności od nastroju. Wypróbowałem dziś nowy wariant ubraniowy; jeden cienki i jeden gruby polar założone na koszulkę i podkoszulkę. Taki zestaw też zapewnia komfort termiczny, ale kurtka jest jednak zdecydowanie lepsza. Jej zakup to była bardzo dobra decyzja. Wychodząc z domu nie założyłem kominiarki, ale w powrotnej drodze zimny wiatr zmusił mnie do wyjęcia jej z plecaka. To kolejny dobry i przydatny zakup tej zimy. Najgorzej było z dłońmi, takiego bólu nie czułem jeszcze nigdy. Dobrze, że byłem już pod samym domem, ale droga windą i pierwsze minuty w mieszkaniu, to była prawdziwa męka. I nie rozumiem dlaczego, przecież jeździłem już i dłużej i na większym mrozie, a takich katuszy marznących, a potem odmarzających rąk, nigdy nie czułem. Jeszcze teraz, po sześciu godzinach, czuję w jednym opuszku palca lekkie mrowienie. Jeśli chcę jeździć muszę poważnie rozejrzeć się za drugimi rękawiczkami.
Dziś zadanie typowo kurierskie: Odebrać przesyłkę w punkcie A i dostarczyć do punktu B. Pojechałem więc do BlueCity, zabrałem od Agnieszki Magnozeta i zawiozłem na Kruczą do Renaty. Nie miałem dziś fazy na dłuższą jazdę, więc po zrealizowaniu zadania wróciłem szybko do ciepłego domu.mapa PS. Tęcza na Zbawiciela już naprawiona po podpaleniu, ale zdjęcia nie zrobiłem, bo ręce miałem tak zgrabiałe, że chyba bym telefonu nie utrzymał.:( Kolory są trochę zmienione niż były w pierwowzorze.
Za oknem biało, śniegu napadało, przyszedł czas na pierwszą śnieżną wyprawę. Myślałem długo, który rower wybrać, bo te moje wąskie opony nie bardzo na te warunki się nadają, a w Giancie opony szersze, tylko z kolei całkiem łyse. Co było robić, wybór trudny, ale zdecydowałem, że pojadę na swoim. Jazda po śniegu zdecydowanie różni się od jazdy po suchym, ale gleby nie zaliczyłem i to mój największy dzisiejszy sukces!:) Używałem dziś do jazdy całkiem innych przełożeń, prędkość też bardzo śmieszna, rower cały oblepiony śniegiem, trzeszczący i skrzypiący. Wydaje mi się, że dzisiejszy dystans po śniegu powinienem zaliczyć do jazdy terenowej, a wy jak myślicie? DDR na ul. Maczka mapa
Dziś uznałem, że temperatura jest już odpowiednio niska i można wreszcie przyodziać Zimowy Rowerowy Zestaw Ubraniowy.:) Założyłem wszystkie jego elementy, tzn. bieliznę termiczną (góra i dół), kurtkę narciarską z Lidla i kominiarkę. Skarpety grube, rękawiczki i koszulkę, zakładałem już wcześniej, ale dziś miałem na sobie pełny komplet odzieży. Nie jechałem za szybko, bo nie chciałem się spocić, ale uznaję, że zestaw spełnia swoje zadanie w 100% i daje pełny komfort termiczny. Jestem przekonany, że jak będzie większy mróz, też będzie OK. Kółko jak widać na mapie wydaje się być spore, bo to z Ochoty na Żoliborz i Śródmieście i powrót, a w sumie kilometrów niewiele. Ale najważniejsze, że prezent kupiony!
Tym razem za Wisłą nie skręciłem na Wał Miedzeszyński, ale tak jak mi poradził oelka postanowiłem odsunąć się od Wisły i pojechać w głąb Pragi. Ponieważ Wisłę przekroczyłem Mostem Siekierkowskim, jazda "przed siebie" doprowadziła mnie do węzła przy ulicy Marsa. Cała droga prowadziła DDR, a na końcu znalazłem się na placyku pieszo-rowerowym, mając nad głową plątaninę estakad. Na chybił-trafił wybrałem kierunek prowadzący na górę i znalazłem się mniej-więcej tam, gdzie chciałem. Piszę mniej-więcej, bo być może po drugiej stronie była DDR, a tu, gdzie się znalazłem nawierzchnia była w tragicznym stanie. I do tego korek, przez który musiałem się z trudem wielkim przebijać, bo samochody blisko osi jezdni, a z boku rozjechany, pofałdowany asfalt, plus dziury jak po bombardowaniu. W końcu skręciłem w lewo, w drogę prowadzącą do Nieporętu, a jak zobaczyłem tabliczkę: ulica Strażacka, a pod nią: Targówek, opuściłem Żołnierską - i Strażacką, Chełmżyńską, do Ząbek i Łodygową do Radzymińskiej. Chełmżyńska i Łodygowa podobnie jak wiadukt w Rembertowie, nie do jazdy. Ponieważ są one wiecznie zakorkowane, koła samochodów tworzą w rozgrzanym upałem asfalcie bardzo wymyślne kształty i górki, aż do poziomu krawężnika. Tych ulic zdecydowanie NIE POLECAM rowerzystom.
Stąd już prosto aż do Żelaznej, potem skręt do Alej Jerozolimskich i prosto przez Plac Zawiszy do domu. Zresztą dokładny przebieg mojej trasy widać na mapie Pogoda była w porządku, powietrze rześkie i dość zimne, wiatr prawie nieodczuwalny. Doszedłem do wniosku, że przy tej temperaturze już czas na inną kurtkę, niż moja letnia wiatrówka. Nie zmarzłem wprawdzie, ale myślę, że kurtka, którą kupiłem, zapewni mi większy komfort termiczny. Ciepłe, pełne rękawiczki z palcami założyłem po ok. 30 minutach jazdy, bo ręce marzły najszybciej. Przyda się też na przyszłość, druga para skarpet. I na koniec. Odgłosy wydawane przez rower ewoluują: ze zwykłego, [pojedynczego puk-puk, puk-puk, przerodziły się w podwójne, stuk-puk, stuk-puk. Przy kręceniu pedałami "na pusto", ich nie słychać tylko podczas jazdy, stąd trudność w znalezieniu źródła irytującego odgłosu. Pewnie jak się rozleci, albo zablokuje, dowiem się co było przyczyną.:)