Rano nie miałem zbyt wiele czasu i dlatego szybciutko pojechałem do Borzęcina i wróciłem najkrótszą możliwą drogą. Nigdy tą wojewódzką nie jeżdżę, bo obok jest droga dla rowerów i pieszych i czasem można tam zapłacić mandat, jak Księgowy, ale dziś naprawdę mi się spieszyło. Miałem więcej szczęścia od Adama i ten ryzykowny, dziesięciokilometrowy odcinek, udało się przejechać bez spotkania z policją.
Kontrola czasu w Borzęcinie...
..., i na Bemowie. Pół godziny jazdy.
Suwnice na budowie metra na Górczewskiej to nowy element. Poprzednio ich nie widziałem.
Miałem dwie sprawy do załatwienia, jedną na Ursynowie, drugą na Nowym Świecie, a że pogoda wreszcie ładna, to pojechałem rowerem. Nie sądziłem, że jest aż tak ciepło i choć w trakcie jazdy nie czułem tego tak dotkliwie to gdy dojechałem na miejsce byłem cały mokry. Troszkę posiedziałem, ochłonąłem i w powrotną drogę wybrałem się już bez kurtki. Na szczęście dziś miałem plecak i miałem gdzie ją schować.Uznałem, że lepiej będzie wracać jak najszybciej do dom, zostawić ten bagaż i dopiero pojechać pozostałe sprawy załatwiać. Tak też się stało. Druga wycieczka wyszła już bardziej kolarska. Po załatwieniu interesu na Nowym Świecie, szybki zjazd Tamką i już byłem nad Wisłą. Później na północ aż do Łomianek, a powrót przez Mościska i Izabelin. Tylu samochodów stojących w korku jeszcze na tej drodze nie widziałem, bardzo współczuję wyjeżdżającym na Święta.
Kamieniarze to mają złote życie, szczególnie ci renomowani i w Warszawie na Powązkach. Całą zimą nie pracują, tylko odlatują do ciepłych krajów jak ptaki i tam rezydują do wiosny. Ale nareszcie doczekałem się i pojechałem zamówić napis na tablicę dla Ewy i jakiś wazon. Koszt wynosi około dwa tysiące dwieście złotych bez tablicy, bo ta jest już gotowa. Tyle kosztuje wykucie 59 znaków. Nic dziwnego, że mogą pół roku nie pracować. Wracając miałem zasadniczo czas na jakąś bardziej okrężną drogę, ale jakoś źle skręciłem raz i drugi i znalazłem się nie tam gdzie zamierzałem. Uznałem to za znak i wróciłem do domu najkrótszą droga.
Trochę szkoda, bo przed Świętami nie będzie już czasu, ani warunków pogodowych na jeżdżenie. Trudno.
A to zdjęcie zrobiłem z miejsca, gdzie jeszcze nigdy nie dotarłem. Dziś, jako że z jazdy już nic nie wyszło, skręciłem w boczną uliczkę od Dywizjonu 303 i po przejechaniu obok działek, znalazłem się w osadzie Budy. Za plecami mam już osiedle Nowe Gorce, ale tu pejzaż nieco dziki. Ulicami tego osiedla dojechałem do schodów prowadzących na wiadukt i po ich pokonaniu znalazłem się na Górczewskiej przy Auchan.
Od jednej przychodni do drugiej, czyli Szczęśliwicka - Skarżyńskiego. A na plac kilka dni temu wrócił pan Andre - ten od rzeźbienia piłą - i przykleił zwieńczenie do jednej ze swych rzeźb. Czy tylko mnie się wydaje, że inspiracją byli Szturmowcy Śmierci z epopei Georga Lucasa?
Dziś z kolei obudziłem się skoro świt i żeby nie marnować czasu na bezdurno, pojechałem przed śniadaniem do Gassów. Dobrze, że zerknąłem na termometr za oknem i stosownie się ubrałem, bo ta wiosna to jakoś się czai jak szpak do... [autocenzura]. Musiałem przeprosić się z ocieplaczami na buty i wcale tego nie żałowałem - biały szron na samochodach, siwy mróz na trawnikach. Jazda po Warszawie w tak wczesny, niedzielny poranek, to sama przyjemność, nawet czerwone światła na skrzyżowaniach, nie zatrzymują, a jedynie spowalniają przejazd.;) Ostatnio upodobałem sobie przejazd do Wilanowa ulicą Gołkowską i przez wieś Augustówka obok EC Żerań. Zawszeć to przyjemniej niż po trzypasmowej Powsińskiej.
Dymiące kominy widok z ulicy Kobylańskiej
Po dojechaniu do Gassów zrezygnowałem tym razem ze zjeżdżania na przystań i fotografowania Wisły, tylko zawróciłem w stronę Ciszycy i przez Habdzin i kolejne miejscowości Urzecza dotarłem do technicznej i wzdłuż Przyczółkowej dotarłem do Wilanowa. Przy pączkach już kompletowała się na ekipa #ruszwarszawa, by jak co tydzień wyruszyć do Góry Kalwarii i dalej.
Jakby się ktoś pytał, to ruszają o 9:30 w każdą sobotę i niedzielę.
Do domu wróciłem Aleją Wilanowską, ale tym razem nie skręciłem w Wołoską, a pojechałem prosto Marynarską. Rzadko tamtędy jeżdżę ze względu na niezbyt przyjazne dla rowerzystów warunki, ale dziś ruch był niewielki.
Na wiadukcie ulicy Marynarskiej
A dalej już prosto do Alei Krakowskiej i do domu na śniadanie. Na Urzędzie Gminy Włochy czas jeszcze zimowy więc nie zrobiłem kontroli czasu, bo była przekłamana.:)
Za późno wstałem i czasu wystarczyło tylko na objazd zachodnich wiosek. Sprawdziłem co się dzieje z tymi wyciętymi drzewami na drodze z Zaborowa i jak idzie budowa hali w Pilaszkowie. A hala Sportowa Gminnego Ośrodka sportu i Rekreacji w Zielonkach Parcelach już prawie ukończona. Obok powstała też szkoła, dzieciaki nie będą miały wuefu na korytarzu. Druga hala sportowa jest budowana dwa kilometry dalej, w Kaputach, ale to już gmina Ożarów, Ta należy do gminy Stare Babice. Znalazłem film jakiegoś miejscowego reportera na jej temat. Jest tutaj.
GOSiR Zielonki - Parcele
Znak znowu wprowadza w błąd. Do Pilaszkowa można dojechać bez problemu, żadnych robót drogowych nie stwierdziłem
Dalej prosto do DK 92 na Poznań przejazd zamknięty, ja skręcałem w lewo
Hala w Pilaszkowie zyskała ściany i dach
Kontrola czasu, choć nie widać zegara? Ale dzwony biją na Anioł Pański - znaczy południe!
Gdy przyjdzie wiosna kościół będzie niewidoczny, zasłonią go liście
Kontrola czasu w Żbikowie
Jeszcze dokładniejsza kontrola czasu :)
I na koniec mapa przejazdu jakoś dziś dziwnie pokręcona.
Telefon mam nowy, trzeba pomyśleć o zabezpieczeniu w razie upadku. Tym bardziej, że Sony stosuje w swoich produktach aluminiowe obudowy, na dodatek pełne obłości i zaokrągleń. Bardzo łatwo taki telefon może wyślizgnąć się z rąk i nieszczęście gotowe. Na aledrogo nie ma zbyt dużego wyboru, szczególnie w Warszawie, a chciałem obejrzeć i pomacać przed zakupem i potrzebowałem na już. Przypomniałem sobie o sklepie na Ostrzyckiej skąd kiedyś odbierałem już etui dla XP i pojechałem. Wykorzystałem to jako powód do krótkiej przejażdżki, bo jakoś dziś na dalsze eskapady nie miałem nastroju i chęci. Po porannej mżaweczce w powietrzu panowała mokrość i było jakoś tak ogólnie niefajnie. W sklepie pan miał do zaoferowania tylko jedno etui na mój model, ale że kosztowało tylko dyszkę i to ze szkłem ochronnym, to nie grymasiłem, tylko wziąłem co było i cześć. Przy okazji sprawdziłem jakie zdjęcia robi ten telefon. Wczoraj nie mogłem, bo był na resztkach baterii i już nie chciał robić zdjęć.
Dla miłośników bloków warszawskich
Big Lebowski w wydaniu azjatyckim. Choć oryginał chodził przez cały film w szlafroku, a ten ma kurtkę.
Ale spodnie od piżamy są, a jakże, nie da się ukryć!
Widok z Mostu Łazienkowskiego
Przedni aparat robi zdjęcia w rozdzielczości 3264 x 2448; tylny - 5984 x 3376
Przytopiona lekko barka na wybrzeżu
Przycięta w telefonie
Kolejne przybliżenie, przycięte w komputerze. (Zapomniałem sprawdzić jak zoom się sprawuje)
Jakoś się nie składało i wyjechałem właściwie tylko po to, by książkę odebrać i zawieźć córce do pracy. Pogoda zdecydowanie cieplejsza niż w ostatnich dniach, chyba już można powoli się żegnać z zimowym zestawem ubraniowym.
Nie mam czasu na opis, zresztą nie ma co pisać, trasa znana do bólu. Mam nowy telefon marki Sony Xperia XA2 za 20,03 PLN i od południa rzeźbię w apkach i ustawieniach. :)
PS. Dziś się lepiej ubrałem niż wczoraj. Trzy warstwy dały radę, ale przede wszystkim ochraniacze na buty robią dobrą robotę. Jak stopy nie marzną, to i reszta jest w porządku.
Obudziłem się dziś na tyle wcześnie, że mogłem spokojnie pozwolić sobie na sześćdziesiąt kilometrów. Z nieznanych mi bliżej powodów, zdecydowałem o niezakładaniu ochraniaczy na buty i stopy dość szybko dały znać, że wiosna wiosną, ale buty Shimano ciepła nie zapewniają. Również nowa kurtka,"przeznaczona do regularnej jazdy rowerem szosowym w zimne dni (2 do 4 godzinne wyjazdy)", jak ją opisuje Decathlon, tym razem nie zapewniła mi komfortu termicznego. Oczywiście to nie wina kurtki, tylko moja, bo pod spód założyłem koszulkę z długim rękawem i tyle. W takim zestawie jeździłem, gdy kilka dni temu wybuchła wiosna - i wtedy było mi za ciepło, ale nie jakoś tragicznie. Ale to było przy temperaturze 15°C, a nie jak dziś -1°C przy odczuwalnej -5°C albo jeszcze mniej. Sprawę rozwiązałaby, myślę, podkoszulka termiczna z długim rękawem, o której nawet nie pomyślałem. Zasugerowałem się takim lekkim meszkiem od wewnętrznej strony koszulki udającym ocieplenie, a że jeszcze w niej nie jeździłem, to nie wiedziałem co to daje w praktyce. Jednym słowem; nie spociłem się. Dobrze, że mogłem w każdej chwili zawrócić do domu i nie musiałem wystawiać się na próbę wytrzymałości.
Pierwszy dzień wiosny zaliczony!