Jadąc we wrześniu z Małkini do Zegrza ominąłem dwa kwadraty i dziś postanowiłem uzupełnić to swoje niedopatrzenie. Do Zegrza Południowego dojechałem Szybką Koleją Miejską z Rakowca i przed dziewiątą ruszyłem na północ. DK 61 prowadząca do tytułowego miasta, jest bardzo ruchliwa i pozbawiona pobocza, a jazda nią podnosi ciśnienie lepiej niż kawa. Na szczęście widziałem, że prace nad obwodnicą Pułtuska idą pełną parą i jest szansa na polepszenie doli rowerzystów. Podobno mają do czerwca przyszłego roku skończyć i być może wtedy sprawdzę ponownie tę trasę. Wcześniej na pewno nie. Po zjechaniu na drogę do Wyszkowa i przejechaniu mostu na Narwi, skręciłem z powrotem na Zatory i znalazłem się w innym świecie. Samochody znikły, jak ręką uciął i mogłem wreszcie w ciszy i spokoju cieszyć się jazdą. Tak było aż w Popowie dojechałem do kolejnej krajówki, tym razem numer 62 z Wyszkowa do Serocka - trzydzieści kilometrów bez jednego zakrętu. Dobrze, że do mostu w Wierzbicy jest tylko siedem kilometrów, dało się jakoś przejechać. Ostatni kawałek bez większych stresów, bo już wiedziałem, że zdążę na powrotna SKM-kę o 14:15. Byłem dziesięć minut przed czasem.
Pogoda aż za ładna na mój zestaw ubraniowy; koszulka z długim rękawem plus kurtka rano były OK, ale potem było nieco za gorąco. Dodaję kilometry z dojazdów na stację i powrotu
Max square: 55x55 Max cluster: 3491 (+19) Total tiles: 6506 (+7)
Ostatnio nie zdążyłem na pociąg o 7:53 z Rakowca, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Dziś dotarłem bez problemu, a Warka przywitała mnie mokrymi drogami, chłodem i wilgocią w powietrzu. Deszcz już wprawdzie nie padał, ale było ciemno i ponuro, szare chmury wisiały tuż nad głową i jazda zapowiadała się nieszczególnie. Ale cóż, odwrotu już nie było. Niemal od startu załapałem się na traktor z przyczepą i pierwsze dziesięć kilometrów przejechałem niewielkim wysiłkiem. Tym bardziej, że to był stary traktor i utrzymanie się za nim nie sprawiało mi problemu. Prędkości, z jaką jechaliśmy nie podaję, by nie wywołać kolki ze śmiechu u czytających. Pozostałą część nowych i nieznanych dróg przejechałem z przyjemnością i ciekawością. Nawierzchnia bardzo dobra, a ruch całkowicie akceptowalny. Pośród sadów dominowały traktorki i inne pojazdy, ciągnące przyczepki wyładowane jabłkami wiezionymi do punktów skupu. Jabłkowe żniwa, znaczy, w pełni.
Z tej części trasy mam tylko dwa zdjęcia.
Na przystani w Gassach sezon żeglugowy zakończył się już w połowie września. Lina wymagała wymiany, a zamówiona nie dotarła na czas, więc skorzystali z wysokiej wody i przeciągnęli prom na zimowe leże. Teraz, jak widać na zdjęciu, przesmyk już by na to nie pozwolił. No i dowiedziałem się, że to prawdopodobnie ostatni sezon, gdyż przestało się to opłacać. No chyba że zaangażują się finansowo gminy Konstancin, lub Karczew.
A na ostatni fragment rajzy zanurzyłem się w las, obok pola golfowego na Wilanowie. Mam szerokie opony i trzeba z tego korzystać, a czasu miałem wystarczająco dużo. Droga początkowo łatwa, z czasem stała się bardziej wymagająca, ale jakoś udało się przejechać i nie wpakować do wody. Jechałem wzdłuż Jeziora Wilanowskiego, po drugiej stronie Pałacu, aż natrafiłem na mostek. Potem tylko kawałek przez pola i wróciłem na asfalt na ulicy Zawodzie i już normalnie, bez eksperymentów, wróciłem do domu.
Jest 12 tysięcy kilometrów!
Miałem szczery zamiar wyjechać rano i zaliczyć kolejne 100+ ale coś nie wyszło. Zawiniło moje lenistwo rzecz jasna i w tym wypadku, bo innego wytłumaczenia nie mam. W końcu jak już się wygramoliłem z domu było tak późno, że na żaden sensowny dystans liczyć nie mogłem. Pojechałem więc jak zwykle do drogi wzdłuż stawów michałowickich i rzeki Raszynki, która prowadzi do Pęcic a potem do Suchego Lasu, Wolicy i Nadarzyna. Tym razem jednak skręciłem w las i jadąc leśną drogą zbierałem nowe małe kwadraciki, opony o szerokości trzydzieści dwa milimetry dają nowe możliwości. Niestety za Nadarzynem zaczął padać deszcz i musiałem zawrócić do domu. Jazda pod wiatr w deszczu tak mnie umęczyła, że postanowiłem odpocząć, ogrzać się i podeschnąć w Centrum Mody. Wypiłem kawę, pogadałem z bratem i gdy przestało padać ruszyłem w drogę do domu. Początkowo nadal czułem mokro i chłodno, ale po jakimś czasie się rozgrzałem i już było dobrze.
Dodaję sześć kilometrów, bo znowu zapomniałem licznika włączyć. Zdjęć nie robiłem.
Wybrałem się na starą trasę po zachodnich wioskach i sprawdziłem przejezdność Traktu Królewskiego w Wojcieszynie i Koczargach. Okazuje się, że jest z tym gorzej niż było, bo dłuższy odcinek jest rozgrzebany, a na dodatek gorzej przejezdny. Chodnikiem też nie można przejechać, gdyż ekipy akurat układały kostkę, a kiedy się wezmą za jezdnię, sam Pan Bóg raczy wiedzieć. Po powrocie do domu założyłem drugi zestaw kół z oponami jesienno-zimowymi oraz wymieniłem kasetę i łańcuch.
Po powrocie od mojej miłej pani doktor zrobiłem sobie kawę i niechcący się trochę zasiedziałem. Zapomniałem, że ma padać i zamiast kręcić kilometry póki czas, to ja jopiłem się w interrnet. Tym sposobem deszczyk zastał mnie za Nadarzynem i musiałem wracać. Nie był jakoś specjalnie dokuczliwy, takie siąpienie właściwie, nawet moja kurtka ultralight nie przesiąkła zbytnio. Niemniej nie lubię takich warunków i stąd powrót najkrótszą drogą, w tym, niestety, od Janek Aleją Krakowską.
Poprzedni miesiąc zakończyłem doskonałym wynikiem 2193 kilometry i wydawało mi się, że jest najlepszy w mojej dotychczasowej karierze rowerowej. Po sprawdzeniu statystyk, bo od czegóż jest bikestats, lepszy okazał się też wrzesień, ale 2018 roku. Wtedy przejechałem o siedemnaście kilometrów więcej. Rok ów, był rekordowy także pod względem całkowitej liczby przejechanych kilometrów - 14 010. Jak pogoda i zdrowie pozwolą, to chciałbym ten wynik w tym roku poprawić. A co do dzisiejszej jazdy, to gmina Michałowice kończy inwestycję przy stawach i rzece Raszynce. Naprawdę nie mają na co wydawać pieniędzy.
Kierując się z grubsza na południe i wschód objechałem południowe wioski, a w Szczakach nawet parę nowych kwadracików zaliczyłem. Wracając zahaczyłem o Konstancin i poniższa fotka jest z mostu następnego od Obórek i ujścia do Wisły.