Obudziłem się na pierwsze takty cichej melodii w moim telefonie. Jak zawsze nie pozwoliłem mu wejść na pełną głośność i nie budząc nikogo cichutko wyszedłem z sypialni. To już ósma sobota z rzędu*, gdy wstaję o piątej rano, gdy normalni ludzie jeszcze śpią, albo wracają z piątkowych imprez do domu. Tym razem nie spieszyłem się na pociąg, bo na dziś zaplanowałem wykorzystanie Kolei Mazowieckich w drodze powrotnej, ale chciałem mieć rezerwę czasową żeby zdążyć na obiad. Brałem pod uwagę dwa pociągi: ten o 14:10 (wariant optymistyczny) i 15:26 - wariant realistyczny. Zaplanowana trasa liczyła sto czterdzieści kilometrów, a ja nie wiedziałem ile razy się zgubię na trasie, albo przez jakie piachy będę kilometrami prowadził rower...
Jako niepoprawny optymista odpaliłem nawigację, żeby mnie głosem prowadziła po trasie jak po sznurku i pojechałem przez ciemne jeszcze o tej porze miasto. Wiedziałem, że zanim wyjadę powinno zrobić się już jasno, więc moje niby - światełka wystarczą. Na Polu Mokotowskim spotkałem kilka grupek imprezowiczów w różnym stadium zabawy wracających po ciężkiej nocy do domów, przemknąłem obok bramy więzienia na Rakowieckiej i wyjechałem wprost na Kino "Moskwa", potem szybki zjazd Spacerową, Gagarina, Czerniakowską i po chwili byłem na drodze rowerowej do Mostu Siekierkowskiego. Przed mostem przypomniałem sobie, że nawigację w Locusie owszem, włączyłem, ale rejestracji śladu, to już nie. Szybko naprawiłem to niedopatrzenie, a po wjechaniu na most zrobiłem tradycyjną fotkę, ale tym razem o dość niezwykłej porze. Pomimo, że postawiłem aparat na barierce, jakość jego jest fatalna i ma walor jedynie dokumentacyjny. Gdy byłem w Marysinie Wawerskim, czujniki wyłączyły latarnie, a to znak, że nadszedł już poranek i rozwidniło się zupełnie. A za chwilę, przy urzędzie dzielnicy Wesoła, spotkało mnie takie zaskoczenie, że o mało nie spadłem z roweru. Jakaś pani zza pleców powiedziała: - "Za dwieście metrów skręć lekko w lewo, a za chwilę: - "Za sześćdziesiąt metrów, skręć lekko w lewo" Szok! Moja nawigacja po wielu miesiącach milczenia przemówiła! Posłuchałem jej w ciemno i rzeczywiści przeprowadziła mnie przez kawałek lasu do ulicy Jana Padarewskiego, ale potem pojechałem inaczej niż mi kazała i nawet jak wróciłem na wyznaczoną trasę, już więcej się do mnie nie odezwała. Wprawdzie na ekranie widać było kierunek, gdzie jechać, ile do najbliższego skrętu, ale mamy "ciche dni" z panią i nie wiem, jak ją przeprosić. A tak w ogóle to nawigacja wcale nie jest potrzebna, jeśli się ma telefon na kierownicy i włączoną widoczność wgranej w domu trasy. Wówczas można sprawdzić na ekranie w każdej chwili gdzie jesteśmy i gdzie mamy skręcić. A do tego nawigacja i rejestracja śladu zeżarły mi baterię w cztery godziny, a po podłączeniu powerbanku nie chciało ładować. Szybciej pobierało energię, niż ładowało. Dopiero po wyłączeniu nawigacji bateria w telefonie zaczęła się ładować.
Wracając do samej jazdy, to oczywiście nie uniknąłem błędów nawigacyjnych, ale dość szybko udawało mi się wrócić na właściwą drogę. Gorsze jest to, że Bikemap wytyczył mi drogę, przez takie leśne piachy i mokradła, że zacząłem wątpić, czy kiedykolwiek dojadę do celu. Spotkane na grzybach panie podały mi alternatywny wariant wyjazdu z tego p[...]go lasu, ale ja uznałem, że pojadę jednak po śladzie. Na szczęście po kilkuset metrach zawróciłem, bo nie miałem pewności ile czeka mnie kilometrów tej mordęgi. Pojechałem zgodnie z radami doświadczonych grzybiarek i niebawem mogłem znów cieszyć się asfaltem pod kołami. Być może trasa ta była nieco dłuższa - a nawet na pewno - i pewno dlatego program wyznaczył mi krótszą. Muszę nad tym bardziej się pochylić, bo w odróżnieniu od Księgowego, nie czuję radości w pokonywaniu bezdroży, Szczególnie sto kilometrów od domu i gdy spieszy mi się na pociąg. Od tej pory droga do Siedlec nie sprawiała już kłopotów i miałem taki zapas czasowy, że pojechałem jeszcze po ostatnią gminę, Mordy. Myślałem, że na drodze z drogowskazem "Mordy 12" znajdę tablicę z nazwą, ale jechałem i jechałem, a tablicy nie było. Zawróciłem więc i udałem się już prosto do celu. Na mapie Zaliczgminę sprawdziłem po powrocie, że mogłem zawrócić znacznie wcześniej, tak zaczęło być nerwowo. Wprawdzie na znaku był napis osiem kilometrów, a ja miałem trzydzieści pięć minut do odjazdu pociągu, ale dla mnie w tym stanie, to nie był bezpieczny zapas. Było mi już trochę ciężko, a wschodni wiatr, który dotychczas był moim sprzymierzeńcem, na tym ostatnim odcinku przestał mi pomagać, a wręcz utrudniał jazdę. Do tego nogi już nie chciały kręcić, tyłek też dawał się we znaki, nadgarstki bolały, a nerwy odbierały resztkę sił. W końcu wjechałem do miasta i jak zwykle pojechałem na wprost, bo tak najłatwiej, myśląc, że dworzec zobaczę po lewej stronie. W końcu zapytałem gościa na światłach, ale tak mi zamotał, że zapamiętałem tylko pierwsze zdanie i skręciłem, gdzie kazał. Później, pytając co chwilę ludzi, odnalazłem właściwą drogę i dojechałem wreszcie na dworzec. I nawet zdążyłem bilet kupić w biletomacie. A jak znalazłem się na peronie, razem ze mną znalazł się tam pociąg do Warszawy. Tym razem mi się poszczęściło i choć miałem wariant awaryjny i mogłem jechać później, to z wielką radością usiadłem wygodnie w ciepłym wagonie. Zwiedzanie Siedlec przez następną godzinę takiej radości by mi nie dało.
W trakcie dzisiejszej wycieczki zjadłem dwa banany i wypiłem dosłownie dwa łyki napoju Powerade, Temperatura nie powodowała ubytku płynów, odwodnienie mi nie groziło, to i pić się nie chciało. Koszulka i wiatrówka okazały się wystarczającym zabezpieczeniem przed zimnem w czasie jazdy, ale na postojach organizm się wychładzał. Ograniczyłem je do tylko do tych, gdy robiłem zdjęcia lub sprawdzałem kierunek jazdy. W pociągu spać nie umiem, więc nawet się nie zdrzemnąłem pomimo niecałych pięciu godzin snu. Ale teraz już pójdę, bo jutro niedziela, trzeba rano wstać! :)
Zaliczone gminy: Dobre, Jakubów, Kałuszyn, Wierzbno, Grębków, Mokobody, Suchożebry, Mordy
Wreszcie dzień bez deszczu i gdyby nie umówiona wizyta u dentystki mógłbym pojeździć więcej. Ale godzina była tak niefortunnie wyznaczona, że przepołowiła mi dzień - no i ubrany musiałem być normalnie. Mimo to musiałem trochę pokręcić, bo jednak głód rowerowy dawał już znać o sobie. Wprawdzie tylko po Warszawie, ale za to odwiedziłem kilka dawno niewidzianych miejsc.
Na Pradze przy Okrzei zaczyna powstawać nowe osiedle biurowo - mieszkaniowe w Porcie Praskim. Kiedyś tereny Portu dostała od miasta spółka Elektrim i chyba z dwadzieścia lat nic się nie działo. Teraz już budują i Kościuszkowiec widoczny z prawej, zyska towarzystwo.
Do sklepu na "L", oddalonego od mojego domu o trzy kilometry dotarłem dwie minuty po siódmej rano. Tłum czekający na otwarcie drzwi był już w środku, ostatni myśliwi znikali właśnie w drzwiach. Błyskawicznie zamocowałem rower do stojaka i wszedłem do środka. Podświadomie udzielił mi się nastrój polowania: nogi same przyspieszyły, wzrok się wyostrzył, w moich żyłach krążyła czysta adrenalina. Błyskawicznie dotarłem do strefy Zero, moje długie ręce, silne barki i brak skrupułów dla słabych, pozwoliły już po chwili z okrzykiem triumfu mocno dzierżyć w rękach zdobyte łupy. Zostawiłem grzebiącą w stertach kurtek, spodni, skafandrów i pozostałych okazji wygłodniałą watahę i - po raz kolejny spełniony jako łowca - udałem się do kasy.
Po jedenastej udałem się do serwisu rowerowego
2 kółka z misją odkręcenia pedału. O dłuższego czasu męczę się z wymianą pedałów w starym Whelerze i niestety tylko jeden udało mi się odkręcić. Drugi stawiał tak zacięty opór, że nie pomogło nawet kilkudniowe moczenie w coca-coli i na dodatek zniszczyłem na nim dwa klucze, zanim dziś w końcu się poddałem. W serwisie pomimo profesjonalnych narzędzi zajęło to mechanikowi dobrą chwilę, a pedał opór stawiał do samego końca. A jeździć dziś nie mogłem - całkowicie pochłonęła mnie książka "Ksiądz Paradoks"
Setki razy jechałem tą drogą, nieraz widziałem w tym miejscu wagony kolejowe z kruszywem, wywrotki, ale tramwajów tam jeszcze nie było. Wygląda na to, że rozstaw szyn kolejowych i tramwajowych jest taki sam? Nie wiedziałem... Ciepły wieczór.