Podobno od pierwszego września otwierają Puławską-bis na odcinku Lesznowola - Węzeł Lotnisko. Postanowiłem więc po raz ostatni przejechać rowerem, jeszcze dostępny, ale niedostępny za chwilę, ten kawałek drogi. Oczywiście trasa prowadziła przez Gassy i Piaseczno, żeby wyszedł tradycyjny trójkącik, czyli nic nowego. A na Obwodnicy przemieszczały się już samochody GDDKiA, czyli takie służby autostradowe, co jest wyraźnym sygnałem bliskiego otwarcia. Niestety trzeba będzie wrócić do pokonywania wiaduktu w Dawidach i koszmarnie dziurawej ulicy(sic!) Kinetycznej.
Tytułowa wymiana zdań nie dotyczyła grupy widocznej na zdjęciu. Z nimi przejechałem około kilometra, może dwóch i najzwyczajniej odpadłem zostając z tyłu. Ale na ulicy Warszawskiej starszy pan w wypasionym Jaguarze F-Pace Crossower najpierw na mnie trąbił, a potem wyprzedzając krzyknął o drodze jaką mi wybudowali, a ja jeżdżę ulicą. Tymczasem po drugiej stronie jest faktycznie, ale pas rowerowy prowadzący w stronę Raszyna.
Tak to u mnie jest, gdy ominę kwadrat, że chcę jak najszybciej naprawić swoją omyłkę. Wróciłem więc dziś w to miejsce, choć w tym celu trzeba było przejechać sto kilometrów. Rzecz jasna chciałem tyle przejechać, bo w wariancie dla leniwych, czyli podróżując pociągiem, kilometrów na rowerze wyszłoby pewnie niespełna trzydzieści. Planując trasę wybrałem wariant przeprawy promowej Gassy - Karczew i powrót po drugiej stronie Wisły. Już w Warszawie dokręciłem do setki jadąc aż do Mostu Gdańskiego i dopiero stamtąd kierunek dom. Tym sposobem osiągnąłem zamierzony cel i jednocześnie przekroczyłem osiem tysięcy kilometrów w tym roku. Napomknę tylko, że dwa razy uzupełniałem w sklepach napoje i dziś wypiłem ponad trzy litry płynów. Temperatura na moim Garminie wynosiła podczas jazdy pomiędzy 36°C a 37°C. Pewnie gdybym go postawił na słońcu to i 40°C by pokazał. Ciepło.
Niezbyt udana ta dzisiejsza wycieczka rowerowa i sporo nerwów mnie kosztowała. Upadek przy omijaniu szlabanu zagradzającym wjazd do lasu na Bemowie, nie miał konsekwencji zdrowotnych, czy sprzętowych, ale wypadł mi z uchwytu telefon. Zorientowałem się dopiero po dziesięciu kilometrach i jadąc z powrotem na miejsce tego zdarzenia miałem o czym myśleć. Na szczęście leżał w trawie i czekał na mnie. Po tej przygodzie odechciało mi się jeździć, ale to jeszcze nie był koniec. Na Obozowej strzeliła mi linka od przedniej przerzutki i do dyspozycji został mi najmniejszy tryb. Dopiero na tym przełożeniu okazało się, że łańcuch jest nieco za długi i jazda wymagała dużej delikatności w kręceniu. Jakoś udało mi się dotoczyć te parę kilometrów do serwisu koło domu i pan mi na miejscu założył nową linkę. Czyli happy end.
Dzisiejsza trasa wymagała podjechania pociągiem do Śródborowa, czyli ostatniej stacji, gdzie działa jeszcze moja karta miejska. Wspólny bilet ZTM i Kolei Mazowieckich w moim przypadku robi robotę. Niestety nie udało mi się pojechać o zaplanowanej godzinie i w rezultacie rozpocząłem jazdę stanowczo zbyt późno. Wprawdzie początkowo sądziłem, że uda mi się przejechać zaplanowany dystans, ale terenowe odcinki spowolniły moją jazdę. Szczególnie jeden, gdzie musiałem zdjąć buty i skarpety i przeprowadzić rower przez szerokie rozlewisko z wodą po kolana. Nota bene nic mi to nie dało, bo do kwadratu i tak nie dojechałem. Piach, duchota i latające paskudztwo pomogły mi podjąć decyzję o zawróceniu, a byłem już naprawdę blisko. Trudno, będzie na następny raz, tylko że mądrzejszy o dzisiejsze doświadczenie, zaatakuję go od innej strony. Kiedy wreszcie wydostałem się z lasu była prawie druga i wiedziałem, że nie ma co jechać do Karczewia, wsiadać na prom i z Gassów jechać do domu. Szybka korekta planu i jazda na pociąg do Otwocka, była w tej sytuacji najlepszym pomysłem. Zdążyłem spokojnie wypić zimną kolę, bo deficyt płynów dawał się we znaki i zasiąść wygodnie w klimatyzowanym wagonie i komfortowo dojechać do Zachodniego. Zdjęć z przeprawy wodnej nie miałem jak zrobić; w jednej ręce buty, drugą prowadziłem rower. A szkoda. :) Pomimo ominięcia jednego kwadratu jakiś uzysk jest... Max square: 45x45 (-) Max cluster: 2541 (+29) Total tiles: 4696 (+24)
Powinienem sobie zapamiętać, że popołudniowe jazdy rowerem po mieście, to nienajlepszy nie najlepszy pomysł. Za dużo ludzi o zerowej wyobraźni, wiedzy o przepisach i umiejętnościach, wsiada na rowery, hulajki elektryczne i inne wozidła i - "jeździć każdy może, jeden lepiej, a drugi gorzej". Najgorzej jest nad Wisłą i w Śródmieściu, tam panuje całkowita wolna amerykańka. Zresztą - szkoda słów, na pewno prędko nie powtórzę tego błędu.
Wyjechałem na tyle wcześnie, że podczas zjazdu Spacerową poczułem bardzo orzeźwiający chłód, było 18°C - i choćby dla tego uczucia warto było wstać rano. Na Gassach jeszcze pusto, a do Piaseczna dojechałem ulicami Potulickich, Cedrową, Wierzbnową i na końcu Piaskową. To alternatywna i mniej ruchliwa droga, sam nie wiem czemu dotąd przeze mnie omijana. Z Piaseczna wiadomo, trasa S79, ale dziś ochrona zawróciła mnie z trasy, ale tylko po krótkim kawałku techniczną, na Baletowej wszedłem po schodach na górę i do furtki na Wirażowej spokojnie dojechałem.