Chciałem jakoś zakończyć listopad, ale temperatura mnie pokonała. Niby nie było tak zimno, zaledwie minus dwa, ale przy moich cienkich spodniach i kurtce dawało się mocno we znaki. Szczególnie po dwóch godzinach jazdy, a najbardziej podczas powrotu pod syberyjski wiatr. Zesztywniałem nogi nie chciały kręcić, ale daleko z Marek nie było, jakoś dojechałem. Średnia mówi wszystko, nawet biorąc pod uwagę jazdę terenową. Listopad okazał się wicemistrzem, po marcu, w liczbie przejechanych kilometrów -1284 km.
... ale pomyślałem, że kawałek z Mariewa do Zaborowa jakoś przejadę. Późno wyruszyłem z domu i dlatego pojechałem na zachód najkrótszą trasą, a nie przez zachodnie wioski. Droga wojewódzka 580 nie jest przyjazna rowerzystom, a na dodatek wiedzie wzdłuż niej śmieszka, z setkami wyjazdów z posesji. Na szczęście jest po lewej stronie i olałem ją bez wahania, a żaden kierowca nie miał misji szeryfa - nauczyciela rowerzystów, z ręką na klaksonie. A w lesie, jak to w lesie., widać na zdjęciach. Dziwny wydał mi się tylko ten dom i krzyż, tak całkiem pośrodku niczego. Wracałem już standardowo, przez Pilaszków, Kaputy, etc...
Kiedy wyjeżdżałem szron bielił się na dachach samochodów, a kierowcy pracowicie skrobali szyby przed wyruszeniem do pracy. Nawet gdy już byłem poza miastem, nadal utrzymywał się na liściach i trawach, a rozlewiska w Kampinosie pokrywał lód. Nie miałem zamiaru daleko zagłębiać się w teren, ale i ten parę kilometrów dało mi w kość. Wytrzęsło mnie niemiłosiernie, a i łańcuch, na nieznanych mu wcześniej przełożeniach, zaczął wydawać jakieś potępieńcze odgłosy. Kiedy już wreszcie wydostałem się z lasu i wróciłem na asfalt, też niezbyt dobrze mi się jechało, czułem jakby coś odebrało mi siły. Miałem wrażenie, że jadę cały czas pod górę i pod wiatr. Na pocieszenie mam to, że na razie skończyłem z jazdą terenową.
Niedobrze dziś się zaczęło, bo po pięciu kilometrach musiałem wrócić się do domu. Okazało się, że kaseta w zimowym kole jest mocno zajechana i łańcuch wcale nie zamierzał się ułożyć. Szybko wymontowałem z wczoraj zdjętego koła kasetę, sprawnie przełożyłem do drugiego koła i ponownie ruszyłem w trasę. Zamierzałem dojechać do Puszczy Kampinoskiej i poznać "uroki" jazdy terenowej, na prawie gravelu. Może gdybym miał szersze opony nie musiałbym brać w cudzysłów uroków, ale w sumie najgorzej nie było. Zawsze udawało mi się wypiąć w porę i podeprzeć, gdy rower stawał w piachu, a z buta w sumie może tylko z dwieście metrów przeszedłem. Na pewno nie polubię jazdy po singlach, ale z konieczności mogę raz na jakiś czas po lesie pojeździć. PS. Zapomniałem za drugim razem włączyć licznika, dlatego dodałem kilometry.
Sprawdzałem, jak szosowe opony 25 mm radzą sobie z drogami w Puszczy Kampinoskiej. Zgodnie z przewidywaniami, daleko nie ujechałem, dlatego po powrocie założyłem drugi komplet kół, z oponami 28 mm. Zobaczymy jutro jak będzie.
height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/4383638038/embed/34648b2537fa36ee4b9810ca2eaae1313728959e">
Niewielkie zachmurzenie, 6°C, Odczuwalna temperatura 2°C, Wilgotność 83%, Wiatr 5m/s z Z - Klimat.app
Co z tego, że sprawdziłem wczoraj prognozę i widziałem zapowiedź opadów deszczu? Nic! Opady miały być niewielkie, więc żadnej refleksji to u mnie nie wywołało. Dopiero jak poczułem mokrość w butach i w tytułowej części ciała, zrozumiałem poniewczasie, że sama kurtka nie zapewnia wystarczającej ochrony przed deszczem. Jakoś ciągle mi to umyka. Do tego na drogach jest sporo ziemi naniesionej z pól przez koła traktorów, które woda zamienia w rzadkie błoto. Niby kilometrów dziś niewiele, ale dawno już tak ubłocony nie wróciłem. A rower..., szkoda gadać. Bite półtorej godziny czyszczenia na korytarzu i pełna śmietniczka piachu zamiecionego z podłogi. Ale zakończyłem wreszcie eksplorację terenów wokół Grodziska i teraz czas na zmiany kierunków.
Znane porzekadło mówi: do trzech razy sztuka. Właśnie po raz trzeci nawiedziłem okolice Grodziska Mazowieckiego i ponownie kilkanaście metrów zabrakło, do zaliczenia kwadratu w tym mieście. Niezbyt uważnie popatrzyłem na mapę kreśląc ślad przejazdu i wpadka gotowa. Garmin prowadzi mnie niezawodnie przez te wszystkie zadupia, ale w przypadku awarii zginąłbym jak ciotka w Czechach. Pogoda, a właściwie temperatura, nieco poniżej komfortu, a im dłużej jechałem, tym bardziej się wychładzałem. Wprawdzie początkowo miałem zamiar wracać na kołach i kolejną setkę machnąć, ale w tej sytuacji wybrałem koła pociągu. Znów dopisało mi szczęście i prosto z roweru przesiadłem się do czekającego na stacji składu. Tym razem miałem dwanaście minut zapasu. Bilet kupiłem w aplikacji SkyCash, to spora wygoda, nie trzeba szukać kasy, konduktora, ani biletomatu. Ponieważ wcześniej wróciłem, zdążyłem jeszcze odebrać zamówiony olej do łańcucha.
Dziś znów kręciłem się w okolicach Grodziska i Błonia, poznając mazowieckie wsie, wioski i przysiółki. Niestety mocno się ochłodziło a zimny, syberyjski wiatr mocno przeszkadzał i nie dawał się rozgrzać. Najgorzej było pod koniec, gdy musiałem mocno zwolnić na dziurawej śmieszce wzdłuż krajówki 92 do Błonia. Na szczęście zdążyłem, na stację przyjechałem sześć minut przed odjazdem pociągu do Warszawy. Czasem przydaje się mieć trochę szczęścia. PS. Pomimo skomplikowanego kształtu trasy, a może właśnie dlatego, ominąłem sześć kwadratów, niektóre zaledwie o kilkanaście metrów. Z uwagi na ich bok, o długości zaledwie półtora kilometra, wymaga to bardzo precyzyjnej nawigacji. Będzie okazja wrócić. PS.2. Dodałem kilometry do Zachodniego i powrotem.
Listopadowa pogoda nadal nas rozpieszcza i aż szkoda jej nie wykorzystać. Do tego zyskałem nową motywację do jeżdżenia i zbieram kwadraty, a to jest łatwiejsze od zbierania gmin i nie wymaga wypraw po Polsce. za to trudniej sensownie wytyczyć trasę, trzeba kluczyć i cofać się po własnym śladzie, no i czasem trzeba zapuścić się w teren. ja mam sporo białych plam całkiem niedaleko - w Puszczy Kampinoskiej. Wracając zajrzałem do Sierakowa, zobaczyć jak wyglądaj tam drogi, ale na wąskich oponach nie ma co się tam zapuszczać. Może jak zamienię na trekingowe i zrobię z Bystrego Baranka bieda-gravela, pomyślę i o drogach puszczańskich.
Jest kościół w Borzęcinie, nie ma kontroli czasu
Duże zachmurzenie, 9°C, Odczuwalna temperatura 5°C, Wilgotność 76%, Wiatr 7m/s z PłdPłdZ - Klimat.app
Trasa na zachód niby znana i jeżdżona wielokrotnie, ale w dwóch miejscach musiałem z niej zboczyć, by skompletować dwa permanentnie omijane kwadraty. Dla wygody i szybkości kilkanaście kilometrów przejechałem drogą krajową numer 92, tzw. poznańską. Nie jedźcie tą drogą! Choć mamy do dyspozycji szerokie pobocze, to jest naszpikowana znakami zakazu jazdy rowerem i trzeba zjeżdżać na koślawą i dziurawą śmieszkę. Do tego dochodzi ciągły hałas pędzących ciężarówek i nawet pojawiająca się trzy kilometry przed Błoniem asfaltowa droga dla rowerów, nie rekompensuje niedogodności tej drogi.