Wydłużyłem standardowy dystans, ale niepotrzebnie. Chciałem wykorzystać do maksimum pusty tor, ale te dwadzieścia dodatkowych długości basenu nic nie dają. Płynie się coraz wolniej i coraz bardziej daje się we znaki monotonia liczenia i wciąż tych samych ruchów. Pozostanę przy sześćdziesięciu długościach, to dystans w sam raz.
Ja potrzebowałem jechać prosto, ale po kilkuset metrach znak "zakaz jazdy rowerem" zmusił mnie do przejechania na drugą stronę i wjazd na ddr. Później, zgodnie z planem skręciłem w Borową przechodzącą w Prawdziwka i koło Ogrodu Botanicznego wspinając się pod górę dojechałem do Kierszka. Minąłem Józefosław dotarłem do Puławskiej, ale że nie chciałem jechać przez miasto, skręciłem w kierunku miejscowości Dawidy i stałą trasą wróciłem do domu.
Pociąg do Działdowa odjeżdża z Dworca Zachodniego o 8:25, a ja miałem w planie zaliczenie nowych kwadratów w okolicach Nasielska. Peron dziewiąty jest najbardziej oddalony i ma najbardziej skomplikowane dojście, musiałem więc wyjść wcześniej, żeby zdążyć, a nie tak jak ostatnio, wracać się z dworca do domu. Tym razem bez problemu wsiadłem do pociągu i po krótkiej godzince byłem na miejscu. Trasa prowadziła zaskakująco dobrymi drogami i to w miejscach, gdzie przysłowiowy "diabeł mówi dobranoc". Często przez długie kilometry nie widziałem śladów ludzkiego życia, a przecież to tak blisko stolicy. Na dodatek nie miałem zbyt wiele terenowych odcinków tym razem, a nieprzejezdne okazało się zaledwie kilkadziesiąt metrów, no góra sto. Tylko nawigacja w Garminie, po tak długim okresie nieużywania nie bardzo chce współpracować i nie wczytuje mapy. Ślad jest, można po nim jechać, ale nie wyświetla drogi i komunikatów o odległości do najbliższego skrętu. Musiałem więc wpatrywać się w niego jak sroka w gnat i częściej niż zwykle wspomagać się niezawodnym Locusem w telefonie. Mimo to jeden kwadrat ominąłem i trzeba będzie wrócić w te okolice. Zrobię to z nieskrywaną przyjemnością.
Pierwszy w tym roku wyjazd po kwadraty uwieńczony zwiększeniem stanu posiadania czerwonych +11 i zielonych +13. Pierwszy raz również jechałem ekspresową "siódemką", łamiąc przepis przez ponad czternaście kilometrów. Siłą rzeczy pierwszy raz przejechałem most w Zakroczymiu. Gdyby nie obawa przed policyjnym radiowozem, to byłoby bezstresowo, bo szerokie pobocze zapewnia bezpieczną jazdę i tylko hałas przeszkadza. Ale później, gdy już rozstałem się z tą trasą szybkiego ruch, cisza i spokój do samego końca. Oczywiście nie obyło się bez fragmentu terenowego, ale na oponach 32 mm dał się przejechać prawie cały. A że "prawie" robi różnicę, to oprócz roweru miałem do czyszczenia buty oblepione od spodu błotem. Pogoda piękna, ubranie stosowne do temperatury, wiatr w plecy przez 80% drogi, tysiąc przekroczony, na pociąg w Nowym Dworze zdążyłem - czyli wszystko się udało. A na zakończenie długa i skomplikowana wędrówka z peronu dziewiątego Dworca Zachodniego. Po schodach nosiłem rower pięć razy zanim się wydostałem.
Pogoda nie nadawała się do dalekich podróży, a ja miałem do odebrania na Marymoncie książkę i była to trasa w sam raz, żeby się nie przemoczyć zbytnio.
Po wjechaniu na swoją osobistą Golgotę i "ścianę płaczu", czyli Agrykolę ;) zastałem zadziwiającą pustkę na ulicy i jakieś hałasy dobiegąąjce od strony Placu Trzech Krzyży.
Wiedziony ciekawością pojechałem w tamtym kierunku i natknąłem się na dość liczną demonstrację Agrounii, pod wodzą pana Kołodziejczaka. Od razu dodam, że rozumiem i popieram, bo z dobrobytu na ulicę nie wyszli. Tusk ze swoją opozycją totalną ich do tego nie namówił i nie zabłysną medialnie na ich tle w TVN. Nie realizują rosyjskich interesów Putina, co chętnie w swej narracji podałaby TVP. Nikomu nie są potrzebni. Teoretycznie to "wrażliwa na ludzką krzywdę lewica" powinna stać na czele takich protestów. Ale w Polsce walczy o prawa LGBT, wolność skrobanek, równość 56 płci, parytety i inne ważne dla niech rzeczy. A kto ma reprezentować ludzi ciężkiej, codziennej pracy? Kołodziejczak niestety do pięt Lepperowi nie dorasta. I to jest zła wiadomość.
Według prognoz miało padać tylko rano, a wiatr miał wiać głównie z kierunków zachodnich i przechodzących w północno - zachodnie. Wybrałem się więc na zachód, w kierunku Leszna i w drodze myślałem cały czas: - kiedy mam zawrócić? Trasa ta daje spore możliwości i szczególnie jak siada motywacja, można zrobić małą pętelkę tylko do Borzęcina i też czterdzieści parę kilometrów wpada. Ale dziś motywacji nie zabrakło i w Borzęcinie skręciłem w prawo, w drogę wiodącą przez Mariew do Zaborowa.
W Lesznie mogłem skręcić w lewo, sprawdzić remont drogi do Błonia, albo w prawo, powtórzyć trasę przez wioski puszczańskie. Wybrałem drugi wariant, choć jazda wojewódzką 579 nie należy do przyjemności. Na zdjęciu nieliczny "upolowany" moment bez samochodów, za to z rowerzystą.
Jazda przez wsie i przez las może przynieść różne niespodzianki; czasem goniący pies, czasem łoś, sarna, albo inne zwierzę, mnie dziś udało się upolować rzadko spotykany pojazd.
Wszystko co dobre kiedyś się kończy i ja też musiałem opuścić puste drogi Kampinosu i wrócić na drogę 579. Ale już tylko dosłownie na chwilę i zaraz byłem na moście Marszałka Piłsudskiego.
Za mostem wreszcie mogłem rozpocząć drogę powrotną i zacząć się zbliżać do domu. Jeszcze tylko uwieczniłem pusty od ćwierćwiecza, okazały dom o specyficznej urodzie i pomknąłem do Jabłonny.
Dalej, ponieważ byłem w lekkim niedoczasie nie szukałem żadnych bocznych dróg ani ścieżek, tylko Modliuńską, a potem Jsgiellońską, dojechałem do Mostu Gdańskiego i przez miasto do domku.
Smartwatch z funkcą rejestrowania aktywności sportowych pozwala analizować różne parametry. Można ustawić segment równy 100 metrów i wiedzieć, jak bardzo zmęczenie wpływa na uzyskiwane czasy. Na zamieszczonych screenach nie ma tego parameetru, bo trzeba scrollować ekran telefonu.
Już dość dawno otwarto tunel pod Ursynowem, będący elementem Południowej Obwodnicy Warszawy, a ja nie sprawdziłem stanu dróg rowerowych, oddawanych razem z nowymi trasami. A ponieważ wczoraj nabyłem drogą kupna buty rowerowe, chciałem wypróbować ustawienie bloków na jakiejś krótkiej trasie po mieście. Wziąłem więc w kieszonkę klucz imbusowy i pojechałem. Okazało się, że nic poprawiać nie musiałem, tylko wpinanie jest trochę trudniejsze, ale zanim skończyłem jazdę, opanowałem tę czynność w stopniu zadowalającym. Co do dróg rowerowych, to niewątpliwie bardzo ułatwiają jazdę z Ursynowa, do Wilanowa, a w połączeniu z wcześniej oddanym odcinkiem zapewniają wygodną i bezpieczną jazdę, aż hen, na drugą stronę Wisły.