Zachciało mi się przejechać choć kawałek przez Kampinos, więc pojechałem do Czosnowa, bo tam można skręcić w las i wrócić przez zachodnie wioski do domu. Jak zawsze pojechałem od Łomianek ulicą Rolniczą i tu przykra niespodzianka. Od Dziekanowa Leśnego na odcinku czterech kilometrów droga rozkopana, błoto, mijanki, koparki, wywrotki - no armagedon po prostu. Gdybym wiedział, to już bym wolał "siódemką" jechać.
Po przejechaniu tego fragmentu dalej już było dobrze. W Czosnowie przeciąłem "siódemkę" i zagłębiłem się w las. Wiedziałem, że teraz mam piętnaście kilometrów spokoju, aż do szosy Nowy Dwór - Błonie.
Droga wojewódzka 579 jest nieprzyjazna rowerzystom i to bardzo. Były tam chyba dwa śmiertelne potrącenia i ucieczki z miejsca wypadku, ale jest szansa. że to się zmieni. Zaczyna powstawać droga dla rowerów i to dość oddalona od pędzących aut.
Udało się wstać rano i trochę pojeździć i to właściwie wszystko, co mogę dziś napisać. Cieszę się, że przemogłem tę swoją poranną niemoc i wróciłem do niedzielnych, przedśniadaniowych przejażdżek.
Bezchmurnie, -1°C, Odczuwalna temperatura -5°C, Wilgotność 80%, Wiatr 4m/s z PłdPłdW - Klimat.app
W planach na dziś była jazda pociągiem do Modlinem i zbieranie kwadratów na północno-zachodniej rubieży. Niestety nie wziąłem pod uwagę nowej organizacji ruchu pasażerskiego na dworcu Warszawa Zachodnia. Aby dostać się na dawny peron ósmy, trzeba teraz sześć razy pokonywać schody, w tym ostatnia przeszkoda, to wysoka kładka nad torami. Jak łatwo się domyślić, pociąg mi uciekł. Ale w sumie dobrze się stało, bo pewien niespodziewany problem zmusił mnie do powrotu do domu.
Po załatwieniu sprawy wyjechałem ponownie, ale tym razem postanowiłem wybrać znaną trasę na zachodnie wioski. Przyznam się, że miałem ambitny plan zrobienia pierwszej setki w tym roku i dojechać do Żelzowej Woli. Niestety nie mogę dojść do jakiej takiej kondycji i jazda pod niewielki przecież wiatr, dała mi tak solidnie w kość, że już w Borzęcinie zrezygnowałem i zawróciłem. A ponieważ czasu miałem dość, postanowiłem zaspokoić swoją ciekawość i zobaczyć, co jest w nowym salonie Treka w Warszawie. Huczne otwarcie było chyba miesiąc temu, a trzeba wiedzieć, że poprzednim dystrybutorem marki, była firma AirBike "Króla rowerów", Zrezygnowali z niego, gdyż podobno miał za małą powierzchnię wystawienniczo - sprzedażową. W skrócie powiem tak - nie zostanę ich klientem. Zapytałem o buty i poznałem tamtejszą definicję "budżetowych" - kosztują tylko czterysta sześćdziesiąt złotych.
Jest taki drobny deszcz, którego nie widać przez okno i wczoraj niestety przekonałem się o tym na własnej skórze. Ledwie wyszedłem z klatki już go poczułem, ale chciałem się przekonać, czy przeszkadza w jeździe - i przeszkadzał skubany. Przejechałem najbliższy kwadrat ulic, w sumie zaledwie kilometr i już mi wystarczyło. Dlatego dziś nie wierzyłem swoim oczom i dopiero jak usłyszałem przez telefon, że nie pada ubrałem się i wyszedłem. Trasa musiała zahaczać o Piaseczno, bo miałem coś do zabrania, ale chęć miałem na coś więcej niż tylko na tam i z powrotem. Postanowiłem sprawdzić po latach trasę wałem wiślanym od Mostu Siekierkowskiego na południe, a potem do Gassów. W końcu, skoro mam opony 32 mm mogę sobie na nieco szutru i terenu pozwolić. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. W drodze dwa razy zmoczył mnie przelotny deszczyk, potem wyszło słońce i w sumie wycieczka mogę uznać za udaną. Za wyjątkiem czyszczenia roweru po powrocie i zauważeniem pęknięcia w bucie. Będę musiał kupić nowe buty.
Tym razem cały dystans przepłynąłem nie robiąc przerw np. na odparowanie okularków, czy złapanie oddechu. No i od razu zegarek nie przekłamał dystansu, nie dodał, ani nie odjął żadnej długości basenu. Znalazłem też dziś czas na relaks w gorącym jakuzzi. Na całym kompleksie basenowym pustki, mało pływających sportowo i mało też, w basenie tym takim bardziej zabawowym i relaksacyjnym. W brodziku dla najmłodszych, nikogo, w rurze też nikt nie zjeżdża - no jakiś marazm ogarnął ochocką młodzież.
Udało się zwlec leniwą dupę z wyra na tyle wcześnie, że przed śniadaniem wykręciłem zupełnie zadowalający dystans. Oczywiście cały czas daleko mi do normalnej dyspozycji, co dobitnie widać po średniej, ale może jeszcze się rozkręcę. A jak nie, to będę jeździł emeryckim tempem i wcale nie będę rozdzierał szat. Do wyścigów się przecież nie szykuję.
Przez ostatni tydzień byłem poza domem i nie miałem roweru, ale za to dużo chodziłem. Miałem pod opieką psa i codziennie rano, przed śniadaniem, spacerowaliśmy przynajmniej godzinę. Ale wczoraj córka wróciła z górskich eskapad i wróciliśmy na swoje śmiecie. Choć RCB wysyłało wczoraj ostrzeżenia o silnym wietrze, postanowiłem spróbować coś pojeździć, a żeby się z zachodnim wiatrem nie użerać, wybrałem trasę z grubsza południe - północ. Przy okazji postanowiłem wypróbować nowe zimowe spodnie od Chińczyka - i tu przykra niespodzianka. Mają źle wszytą wkładkę, zbyt przesuniętą do przodu i nie da się wygodnie siedzieć na siodełku, czyli tak samo jak bez wkładki. Druga przykra niespodzianka, to lodowaty deszcz, który złapał mnie w trasie. Nie trwał jakoś specjalnie długo, ale akurat jechałem po bardzo dziurawej drodze gruntowej i bałem się, że nie zauważę jakiegoś wyjątkowo głębokiego dołka i złapię niechciany kontakt z Matką Ziemią. Kiedy udało się wyjechać na asfalt, tak byłem rozkojarzony drogą i deszczem, że pomyliłem kierunki i dopiero tablica Lesznowola uświadomiła mi, że jadę nie w tę stronę. Ale reszta podróży upłynęła już bez przygód, nawet słońce wychodziło zza chmur. A w Warszawie nawet asfalty były suche i dopiero po moim powrocie pogoda naprawdę pokazała co potrafi. Drobinki lodu niesione wiatrem tłukły o szyby i parapet aż miło. PS. Ciekawe czy krawcowa da radę przeszyć wkładkę w dobre miejsce? PS2. O pracach na Polu Mokotowskim tutaj nieco więcej