W piątek sprawdziłem prognozy meteo i biorąc pod uwagę kierunek wiatru, narysowałem sobie trasę zaczynającą się na północnej rubieży naszego województwa. Wstałem jeszcze po ciemku, szybka toaleta, śniadanie, banany i batony na drogę, powerbank do plecaka, picie ufff..., chyba tym razem niczego nie zapomniałem. Jeszcze tylko spojrzenie za okno, deszcz kończył chyba swą całonocną aktywność, kurtka na grzbiet i po chwili już kupowałem bilet do Mławy. Poranny pociąg Kolei Mazowieckich do Działdowa, odwozi do domów głównie pracowników ochrony, a możliwe, że czasem też grzybiarzy, dziś ich nie widziałem. Gdy dotarłem do celu podróży po deszczu nie było nawet śladu, bo tam nie padało ani w nocy, ani rano. Na poczatek zatoczyłerm małe kółeczko i gdy znó wjechałem do miasta, już miałem dwie nowe gminy do kolekcji. Potem kawałek na wschód i po zaliczeniu kolejnych trzech gmin, mogłem już kierować się bardziej na południe i korzystać z pomocy wiatru. Jechało się bardzo dobrze, ale poważnym problemem było utrzymanie się na trasie. Zatrzymywałem się praktycznie na każdym skrzyzowaniu, czy rozwidleniu dróg, wyciągałem telefon i sprawdzałem gdzie mam skręcić. Duże fragmenty trasy bowiem, prowadziły drogami wiejskimi bez żadnych oznaczeń, a do tego czasem trzeba było skręcać w drogi gruntowe. Tam gdzie zdawałem się na intuicję i podświadomie wybierałem asfalt, albo drogę główną - zawsze musiałem zawracać. Nie potrafię nadal ustawić sobie nawigacji tak, by mnie głosowo prowadziła po śladzie. Kiedyś mi się udało to zrobić, ale już znów nie pamiętam i nie umiem. Jestem cyfrowo ograniczony. Co innego, jak jadę drogą krajową, czy wojewódzką i wiem, że doprowadzi mnie do celu, wtedy nie trzeba sobie głowy zawracać pilnowaniem trasy. A mnie dopiero po 136 kilometrach pokazał się drogowskaz na Nasielsk i dopiero wtedy, nie musiałem sprawdzać każdego skrzyżowania.
Turystycznie i krajoznawczo dzisiejsza wycieczka zupełnie do kitu. Cały czas podskórnie wiedziałem, że jestem w poważnym niedoczasie i nie zdążę dojechać do Nasielska na pociąg o 15:24. Starałem się więc nie tracić czasu, ponad konieczną potrzebę i w sumie nic nie widziałem i nigdzie nie przystawałem. Hipek miał rację, że zmieniam tryb jeżdżenia. Zaliczone gminy: Mława, Lipowiec Kościelny, Wiśniewo, Szydłowo, Wieczfnia Kościelna, Dzierzgowo, Grudusk, Czernice Borowe, Przasnysz Wieś, Przasnysz Miasto, Opinogóra Górna, Regimin, Ciechanów Miasto, Ciechanów Wieś, Gołymin - Ośrodek
Mapy nie ma bo jeździłem po tej samej drodze tam i z powrotem. Przed południem pojechałem na Kruczą zawieźć zwolnienie. Po południu i wieczorem powolna jazda po ciemku.
Malarz małował całymi dniami... Potem jeszcze po Ochocie się pokręciłem, po podwórkach i starych śmieciach, zajrzałem do pralni po kurtkę, do przychodni na Szczęśliwickiej. Takie bajabongo i pitu-pitu.
Postanowięłm dziś pobawić się w regualcję przerzutek.
Otworzyłem powyższe kompendium rowerowej wiedzy na odpowiedniej stronie i stosując się do rad pana Zinna, najpierw załatwiłem sprawę spadania łańcucha poza kasetę i korbę. Tu wystarczył śrubokręt. A do regulacji naciągu linki nie potrzeba żadnych narzędzi, baryłki można kręcic palcami. Wystarczy tylko wiedzieć, w którą stronę.
Potem wypadało dokonać jazdy próbnej. Z zadowoleniem, ale i niejakim zdziwieniem skonstatowałem, że wszystko działa należycie. Czyli udało mi się nie zepsuć.
Wstałem rano i szybko pojechałem na otwarcie sklepu zobaczyć i ewentualnie kupić sobie buty. Na zdjęciu wyglądały nieźle, na żywo i po przymierzeniu okazało sie, że to nie to. Potem zabrałem sie za klocki hamulcowe, bo piszczały tak przeraźliwie, że aż ludzie się za mną oglądali. Po odkręceniu i przeszlifowaniu papierem ściernym zamieniłem przód z tyłem i załozyłem je z powrotem. Zamieniłem tez łańcuch, nasmarowałem i pojechałem na jazdę próbną. Łańcuch jest całkiem cichy, a klocki też piszczą trochę ciszej.
Zarzuciłem ostatnio swoje niedzielne, przedśniadaniowe wycieczki, ale w końcu postanowiłem skończyć z lenistwem i porannym wylegiwaniem się w wyrze. Kilometry same się nie nakręcą. Dziś dodatkowo znalazłem dobry powód do wyjazdu. Wczoraj mieliśmy gości na obiedzie i został u nas jeden nadprogramowy telefon. A bez telefonu, jak bez ręki, wiadomo. Pojechałem więc do Piaseczna pustymi ulicami i jeszcze bardziej pustymi wiejskimi drogami, a że było z wiatrem, to zajęło mi to tylko 50 minut. To najlepszy czas jak dotąd na tej trasie. Do domu wracałem przez Magdalenkę, bo już tydzień "siódemką" nie jechałem i chciałem zobaczyć jak tam prace drogowe. Cała prawa strona drogi od tamtego ronda, aż do skrzyżowania w Jankach, jest wolna od ruchu samochodowego, więc jedzie się całkiem przyjemnie i bezstresowo. Gorzej będzie jak skończą, bo drogi rowerowej chyba nie będzie. A w Raszynie zobaczyłem, że teraz nie tylko trupy na jezdni, ale także przewrócone samochody, zasłania się specjalnymi parawanami. Wszystko po to, by kierowcy się nie gapili i nie blokowali ruchu.