Koniec roku, czas podsumowań. Poniżej ciekawa infografika ściągnięta od paprykarz1983. Nie wszystkie jazdy były zarejestrowane, głownie z powodu awarii sprzętu rejestrującego, lub aplikacji w telefonie. Dlatego jedynym miarodajnym wynikiem jest podsumowanie roczne wzięte z strony bikestats.
Wycieczki opisywał nie będę. Bardzo mi się chciało jechać daleko i pojechałem. Do stówy dokręcałem po Warszawie, co widać po śladzie. Szczęśliwego Nowego Roku!
A tu jeszcze jedno podsumowanie roku 2016. Trasy rysują się dzięki połączeniu Stravy z tą stroną . Można też robić podsumowania np. miesięczne, tygodniowe, kwartalne, wystarczy wpisać przedział czasowy.
Dziś już nie potrzebowałem pretekstów ani powodów do wyjścia na rower, bo po prostu chciało mi sie pojechać gdzieś daleko. Już rano zdjąłem rower ze strychu, ale narazie przydał sie jedynie do pojechania do Hali Banacha i do Piekarni "Oskroba". To dało mi pierwsze półtora kilometra i jeszcze bardziej zachęciło do zrobienia sobie porządnej wycieczki. Później jednak wpadłem w wir domowych obowiązków, które piętrzyły się i piętrzyły i ciągle było coś jeszcze do zrobienia. Czułem się jak ten starożytny skazaniec, który wtaczał głaz pod górę, a Żeromski książkę o tym napisał. W końcu, w odróżnieniu od Syzyfa, udało mi się skończyć, ale pora była już zbyt późna na długie wycieczki. Musiałem zadowolić się krótszą trasą, bo już od Klaudyna zaczynałem spotykać na posesjach oświetlone choinki. To znaczy, że już zaczynało zmierzchać, a ostatnie pół godziny jazdy było już całkiem po ciemku. To zdecydowanie nie jest moja bajka i nigdy nocnej jazdy nie polubię, ale wreszcie mogłem policzyć choinkę z mojego podwórka. Widzę ją co dzień z okna, ale rowerowo jej "zaliczyć" nie miałem okazji
Udało się znaleźć powód do wyjazdu, tym razem była to konieczność załatwienia pewnej sprawy u OO Bernardynów na Czerniakowie. Wracając zapuściłem się na Siekierki, by przekonać się, że tamtejsze uliczki nadal pamiętają czasy wsi Siekierki. Na Agrykoli z kolei przekonałem się, że koszulka w grochy dla najlepszego górala TdF mi nie grozi. Policzyłem, że jest już pięć segmentów na Stravie dla tej uliczki: Cały podjazd Agrycola, Agrykola, Agrykola połowa, Agrykola od Szwoleżerów i Agrykola OFFICIAL. Czyli widać jak sławna jest ta nasza warszawska "ściana płaczu". :) Swoją drogą koleś, który założył segment "Agrykola połowa" zapewne spuchł i stracił szybkość w drugiej części ulicy, a bardzo chciał mieć KOM-a. Tak czy owak, ja nie mam takich ambicji. A dziś mam dodatkowe wytłumaczenie - mój napęd woła o porządne smarowanie i serwis. Ale to już nie w tym roku.
Obudziłem się dość wcześnie, ale postanowiłem zostać jeszcze trochę w łóżku. Wziąłem do ręki ksiązkę licząc, że sen jeszcze przyjdzie, ale po półtorej godzinie postanowiłem już wstać i gdzieś pojechać. Tym razem wybrałem opcję zwiedzania i udałem sie na Stare Miasto. Tam zaliczyłem dwie choinki do kolekcji, przy czym tej na Placu Zamkowym musiałem dobrze się przyjrzeć, by zauważyć w blasku słońca ledwie widoczne, migające, białe ledy. Następny przystanek zrobiłem sobie na Wiejskiej, ale tego wątku rozwijał nie będę. Miarą odklejenia od rzeczywistości tych ludzi, niech będzie napisy na symbolicznych grobach. Mnie rozbawił, aż się w głos roześmiałem ten:
- "RIP Swobodna jazda na rowerze" !!!!!!!!! :D:D:D
Swojego czasu z wizyty u krewnych na wsi, przywieziona została prawdziwa kura. Taka co to chodzi po podwórku i dziobie co popadnie, a teraz z okazji Świąt miała wylądować wreszcie w garnku. Musiałem więc pojechać po nią na Ursynów, a przy okazji odprowadzić córce samochód, który chwilowo przebywał na Ochocie. Jako że nie zdążyła jeszcze zdjąć bagażnika, przynajmniej nie miałem problemu z przewiezieniem roweru. Sąsiad widząc rower na dachu zapytał, czy jadę autem do ciepłych krajów, szukać lepszych warunków do jazdy. No bo pogoda rzeczywiście była pod psem, zimno i deszcz ze śniegiem, na ulicach kałuże, na drogach rowerowych ślisko. Masakra. Ale zajechałem i wróciłem szczęśliwie, rosół na malutkim ogniu pyrkoce w garnku, cała reszta tez już gotowa, dom wysprzątany, można zaczynać Święta.
Przed śniadaniem pojechałem załatwić bardzo ważną dla kogoś sprawę. Nasz Oddział jest na Wspólnej, a tam samochodu nie da się zaparkować, więc rower był jedynie słusznym wyborem. Na dłuższe wycieczki w tym gorączkowym okresie przedświątecznym nie mam czasu. Pomimo porannej pory choinka na Placu Narutowicza była oświetlona, więc dodałem ją do swojego urobku w Kotowym Współzawodnictwie Choinkowym.
Do przychodni to się chyba przychodzi, prawda? - Bo skąd by się jej nazwa wzięła? Ja przyjechałem rowerem, czyli to przyjezdnia zdrowia, nie przychodnia zdrowia. Na wsiach nazwa przychodnia się nie przyjęła, bowiem chłopi nie przychodzili, a przyjeżdżali do lekarza wozem. Tam takie placówki nazywano potocznie "ośrodkiem", bo nazywały się ośrodkami zdrowia. Taki mini-wykład z polszczyzny dzisiaj. A na choinki świecące było za wcześnie.