Jakoś tak w czerwcu wyszło, że nawet tysiąca kilometrów nie przejechałem i tylko to zmusiło mnie do aż tak wczesnego wstania i dokręcenia. Nie miałem czasu na więcej, a zresztą brakowało tylko dziesięć kilometrów, więc pokręciłem się troszkę po pustych ulicach i zaliczyłem kilka kwadracików. No tak żeby był jakiś pożytek z tego krótkiego dystansu. :)
Dziś jazda przed śniadaniem, więc stałą trasą na Gassy i powrót przez Konstancin, Powsin i Ursynów. Rano temperatura jeszcze przyzwoita i jechało się całkiem przyjemnie. Udało się też pozbierać trochę kwadracików jeżdżąc po zaplanowanej trasie i według wskazań nawigacji. Resztę dnia spędziłem na działce.
Jak to zwykle bywa w niedzielny poranek udałem się na Gassy. Jak poranek, to i nazwa ulicy Poranek w Powsinie musi być, prawda? No i fotka z mostu na Jeziorce w Obórkach, też obowiązkowo. Po zrealizowaniu tych dwóch punktów programu, wróciłem do domu na śniadanie. Trzy potężne ustawki kolarskie pomknęły w stronę Góry Kalwarii, a pojedynczych, podwójnych i kilkuosobowych, nie zliczę.
Kolejna wyprawa po kwadraty w okolicy Nasielska. Rano znów tylko 10°C więc tym razem założyłem rękawki i kurtkę trzepotkę, ale temperatura rosła dziś szybciej i już przed upływem godziny musiałem się rozbierać. Dalsza podróż upłynęła w dobrym nastroju i lepszej formie niż wczoraj. Może ten kryzys był chwilowy, może to wina słabego ciśnienia w tylnym kole, może temperatura, może wiatr, a może wszystko po trochu. Upewniam się jednak, że dobrze zrobiłem przed laty kupując Tribana. Jazda rowerem krosowym z amortyzacją i na szerokich oponach wymaga większego wysiłku.
Tak ciężko i mozolnie jak dziś, chyba nigdy mi się nie jechało. Wyruszyłem po kwadraty na zachód w okolice Płońska o piątej rano, gdy temperatura wynosiła 10°C. Ja oczywiście ubrany na krótko, bo przecież zaraz się ociepli, ale ociepliło się, dopiero po trzech godzinach. Zresztą zimno nie było najbardziej dokuczliwe, tylko przeciwny wiatr i ogólna niemoc. Na dodatek, po dwudziestu pięciu kilometrach zauważyłem, że z tylnego koła schodzi powietrze. Gdy zatrzymałem się by dopompować, średnia na liczniku wynosiła 12,8 km/h. To chyba najlepiej obrazuje moją słabość, nawet biorąc poprawkę na osiem kilometrów polnych dróg. Później starałem się już nie patrzeć na licznik, żeby nie podkopywać swojego mizernego i tak morale, ale nawet jak zmieniłem kierunek jazdy, to dużo szybciej nie jechałem. Jedyny pozytyw, to brak błędów nawigacyjnych i zaliczenie wszystkich zaplanowanych kw, włącznie z tym ominiętym wczoraj. Max square: 53x53 Max cluster: 3281 (+22) All cluster: 3424 (+19) Total tiles: 6270 (+11)
Jestem na działce, a ponieważ przywiozłem wreszcie drugi rower, męski, postanowiłem uzupełnić kwadraty na północnym zachodzie. Z tej bazy wypadowej jest bliżej i wygodniej niż z Warszawy, odpada jazda pociągiem, a co najważniejsze, można wjechać w teren. Wprawdzie na GravelKingach 32 mm też jeździłem, ale jednak 42 mm daje większe możliwości. Dziś nie musiałem prowadzić, ale co z tego. Na szosie opory toczenia i bardziej wyprostowana sylwetka nie pozwalały mi osiągać jakiejś przyzwoitej (dla mnie) prędkości, pomimo wkładanego w pedałowanie wysiłku. No a po powrocie okazało się, że jeden kwadrat ominąłem, bo za blisko w to pole wjechałem i trzeba będzie powtarzać.
A dokładnie do stacji metra Centrum, bo tam umówiłem się z zięciem by odebrać klucz, który przez roztargnienie zabrał z działki. A ponieważ wybieramy się tam na kilka dni, jest on tam potrzebny. Najkrótszą drogą mam w obie strony sześć kilometrów, więc pojechałem troszkę dookoła.
Tym razem nie chodzi o jazdę po szosach przez lasy, ale o jazdę rowerem szosowym przez leśne ujeby. Nie wiem co mnie dziś podkusiło, żeby kwadraciki zaliczać, ale stało się. Z utartych dróg w Izabelinie zjechałem do lasu, a potem już samo poszło. Dalej był Hornówek, Sieraków, Truskaw, Zbiornik Mokre Łąki, a na zakończenie ulica Leszczynowa, będąca polną drogą z Umiastowa do nowego osiedla w polu we wsi Kręczki. Pisać nie mam czasu, bo muszę rower czyścić i buty zabłocone jak nieszczęście. :) PS. Myślałme, że zdjęcie kół z oponami gravelowymi powstrzyma mnie przed takimi pomysłami, ale się pomyliłem...
Obudziłem się na tyle wcześnie, że czasu przed śniadaniem wystarczyło na dłuższą trasę niż zwykle w niedzielny poranek. Wybrałem znów trasę na Gassy, bo nie warto wyważać otwartych drzwi, no i człowiek choć otrze się o wielki, kolarski świat. ;) Pomimo wczesnej godziny kolarzy było nadspodziewanie wielu, no i rzecz jasna wszyscy jechali szybciej niż ja. :) Ale o tym to już wszyscy wiedzą. Z Gassów odbiłem na Piaseczno, a potem przez Lesznowolę, Laszczki i Janki przedostałem się na drogę techniczną wzdłuż ekspresowej E67. Tam też z daleka zobaczyłem czarny dym i kilkoro gapiów na rowerach. Palił się kawałek dachu na budynku, który wziąłem za magazyn, ale TVN Warszawa napisał, że to warsztat. Być może, ale godzinę zdarzenia (10:20) i liczbę jednostek straży pożarnej (8) podali nieprawdziwą, więc nie wiem...
Znów późne wyjście z domu, tym razem spowodowane lenistwem. Wychodząc zauważyłem, jak bardzo podarte są moje rękawiczki i uznałem to za dobry powód, by zamiast tłuc kilometry dla statystyk, pojeździć po sklepach. Pierwsze dwa, to Decathlon i sklep Treka w Alejach Jerozolimskich, ale w kolorze czerwonym wybór był niewielki, więc pojechałem szukać dalej. Jadąc do Pruszkowa, postanowiłem powiększyć stan posiadania małych kwadracików i kręcąc się po Żbikowie i innych zadupiach znacząco poprawiłem statystyki. A rękawiczki kupiłem w piątym sklepie, Centrum Rowerowe w Alei Krakowskiej.