Czwartek, 13 października 2016
Kategoria 50-100
Leśne ostępy i błotniste drogi
Czasu na wycieczce zmitrężyłem dużo - za to kilometrów przejechałem mało. Zwykle tak bywa, gdy najdzie mnie na eksplorację nowych dróg. Dziś dwa razy to mi się przydarzyło. Najpierw pomiędzy Izbelinem a Hornówkiem wpakowałem się w całkowite leśne bezdroża, bo wydawało mi się, że widzę jakąś ścieżynkę. Parę rany przenosiłem rower przez zwalone drzewa, aż w końcu zakończyłem na rowie i parkanie. Dalej już nie zamierzałem się przedzierać przez leśną gęstwinę i zawróciłem. Za drugim razem, skusił mnie gładki asfalt w Koczargach Nowych i skręciłem w kierunku Kaput, bo czas już było wracać. Po kilometrze asfaltowa ulica Bugaj przeszła w gruntową Żyzną, a po ostatnich deszczach i przejazdach traktorów, niezbyt nadawała się dla roweru.
Na dodatek, na sam już koniec, gdy błoto z opon już wyschło i się wykruszyło, w środku miasta, w Alejach Jerozolimskich musiałem pokonać najbardziej grząski i błotnisty odcinek dzisiejszej trasy. Drogowcy rozebrali kostkę na chodniku i objazd był po trawniku, w którym moje wąskie opony zapadały się na głębokość pół dłoni. Ledwo udało mi się uniknąć podpórki w środku najgłębszego błota. Wprawdzie mogłem zawrócić kawałeczek i pojechać jezdnią, ale nie myślałem, że będzie tak strasznie. Gdy zjeżdżałem z wiaduktu - bo akcja ta miała miejsce przed wjazdem na wiadukt nad torami - opony wyrzucały świeże błotko wysoko w górę. Nie muszę pisać jak wyglądała moja twarz i ubranie.
Ale za to pogoda była dziś ładna, wreszcie po paru dniach zobaczyliśmy słońce.

Ślady buchtowania dzików w Lesie Bemowo © yurek55

Odkrywanie nowych dróg © yurek55

Droga(?) jest ciężka © yurek55

Ulica Żyzna prowadzi przez Kręczki do Kaput © yurek55
Na dodatek, na sam już koniec, gdy błoto z opon już wyschło i się wykruszyło, w środku miasta, w Alejach Jerozolimskich musiałem pokonać najbardziej grząski i błotnisty odcinek dzisiejszej trasy. Drogowcy rozebrali kostkę na chodniku i objazd był po trawniku, w którym moje wąskie opony zapadały się na głębokość pół dłoni. Ledwo udało mi się uniknąć podpórki w środku najgłębszego błota. Wprawdzie mogłem zawrócić kawałeczek i pojechać jezdnią, ale nie myślałem, że będzie tak strasznie. Gdy zjeżdżałem z wiaduktu - bo akcja ta miała miejsce przed wjazdem na wiadukt nad torami - opony wyrzucały świeże błotko wysoko w górę. Nie muszę pisać jak wyglądała moja twarz i ubranie.
Ale za to pogoda była dziś ładna, wreszcie po paru dniach zobaczyliśmy słońce.

Ślady buchtowania dzików w Lesie Bemowo © yurek55

Odkrywanie nowych dróg © yurek55

Droga(?) jest ciężka © yurek55

Ulica Żyzna prowadzi przez Kręczki do Kaput © yurek55
- DST 57.55km
- Czas 03:10
- VAVG 18.17km/h
- Temperatura 7.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 października 2016
Kategoria <50, ku pomocy, Piaseczno/Ursynów
Ursynów i nocny powrót
Pojechałem wieczorem posiedzieć trochę z Hanią, podczas gdy jej rodzice dopingowali naszych zuchów na Narodowym w meczu z Ormianami. Niezbyt miło jest jechać po ciemku, podczas deszczu, i pośród tysięcy świateł odbijających się refleksami w kroplach wody na okularach. W drodze powrotnej było nieco lepiej, mniej padało i było pusto na ulicach. W domu byłem przed pierwszą, ale wycieczkę zapisuję z datą wczorajszą. Trasa w tamtą stronę nie chciała się zapisać.
- DST 26.00km
- Czas 01:24
- VAVG 18.57km/h
- Temperatura 7.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 października 2016
Kategoria <50
Ranny poniedziałek
Na Kruczą do Instytutu i potem zobaczyć coś w sklepie budowlanym.
W cywilnym ubraniu, w rowerowych pełnych rękawiczkach i rowerowym plecakiem, za to bez kasku. Plus 100 do stylówy.
W cywilnym ubraniu, w rowerowych pełnych rękawiczkach i rowerowym plecakiem, za to bez kasku. Plus 100 do stylówy.
- DST 19.00km
- Czas 01:02
- VAVG 18.39km/h
- Temperatura 7.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Turystyczno - krajoznawcza wycieczka
Obudziłem się sporo przed ósmą i biłem się z myślami, czy iść, czy zostać w łóżku z "Shantaramem". Nawet gdy już w końcu wstałem i zjadłem śniadanie, nadal myślałem czy warto wyciągać rower. A na domiar wszystkiego, gdy już w końcu znalazłem się na siodełku, nie miałem zielonego pojęcia gdzie jechać, ani w jaki dystans celuję. Przez pierwsze dwie godziny, albo więcej, szukałem usprawiedliwienia dla powrotu do domu. Na pierwsze miejsce wysuwało się marznięcie dłoni w krótkich rękawiczkach, na drugim, było ogólnie chłodno tak po sobie. Dopiero jak minąłem polskie Chinatown, czyli Wólkę Kosowską, przestałem myśleć nad szybkim powrotem i pojechałem w stronę Piaseczna. Tam z kolei zacząłem zastanawiać się, czy odwiedzić córkę i napić się kawy, czy może wrócić Puławską, ale wreszcie wybrałem wariant przez Gassy, który dawał szansę na "setkę". W rezultacie zrobiłem ten dystans, sztukując przejazdem po drugiej stronie Wisły, ale bez dokręcania pod domem.
A teraz po kolei.
W Michałowicach spotkałem woja przerażonego pięknem pani mecenas, mającej kancelarię w budynku Urzędu Gminy. On też stoi pod tym urzędem i zapewne codziennie ją widuje, stąd zachwyt malujący się na jego szlachetnym obliczu.

Reakcja na piękno © yurek55
W Komorowie napis na kapliczce z Maryjką głosi, że ufundowali ją Maria i Józef w 1922 roku "W HOŁDZIE NAJ PANNIE"

Kapliczka Matki Boskiej z Dzieciątkiem w Komorowie 1922r © yurek55
W Wólce Kosowskiej zdjęć hal targowych i wszechobecnych napisów "krzaczkami" już nie robiłem, ale żałuję, że nie zdążyłem sfotografować chińskiego kuriera rowerowego - dostawcę. Rower ma zamontowany bagażnik - samoróbkę, który ma podstawę około metr na metr, a na, nim na wysokość powyżej głowy kierującego, ustawione są pudła z towarem i przymocowane pasem. Normalnie czysta Azja. Do tej pory takie mniejsze ilości przewozili hulajnogami, teraz maja nowy patent.
W Gassach z kolei byłem świadkiem akcji z promem. Wisła po ostatnich deszczach wezbrała i fala niosła całe duże drzewo z korzeniami. Prom już niemal przybijał do naszego brzegu, gdy właściciel z brzegu zaczął krzyczeć do załogi, żeby szybko zawracali. Zaczepienie się drzewa o stalową linę od promu, oznaczałoby co najmniej pół dnia walki o jego uwolnienie, przy użyciu piły spalinowej i motorówki. Gdy prom znalazł się z powrotem na tamtym brzegu, lina poszła na dno i nie stanowiła już przeszkody. Tymczasem drzewo postanowiło zaczepić się korzeniami i gałęziami o dno w zakolu rzeki i można było odwołać alarm. Dłużej tam nie czekałem, ale co by było, gdyby woda jednak poradziła sobie z zaczepionym drzewem? Ludzie na promie mogliby jeszcze zaliczyć kilka kursów. w tę z i z powrotem.

Prom w Gassach - lina na powierzchni © yurek55

Prom w Karczewiu - lina na dnie © yurek55
A dalej już nic ważnego nie zaszło.

Remont mostu u ujścia Jeziorki © yurek55
Tą dróżką jeszcze nie jechałem i pewnie nie pojadę, no chyba żebym tam mieszkał. Droga przez Konstancin nie umywa się do tej nad Wisłą.

Dróżka na wale Jeziorki do Konstancina © yurek55

Remont dróg dojazdowych do mostu © yurek55


Most Siekierkowski © yurek55

Spieniona Wisła z Mostu Siekierkowskiego © yurek55
wido
A teraz po kolei.
W Michałowicach spotkałem woja przerażonego pięknem pani mecenas, mającej kancelarię w budynku Urzędu Gminy. On też stoi pod tym urzędem i zapewne codziennie ją widuje, stąd zachwyt malujący się na jego szlachetnym obliczu.

Reakcja na piękno © yurek55
W Komorowie napis na kapliczce z Maryjką głosi, że ufundowali ją Maria i Józef w 1922 roku "W HOŁDZIE NAJ PANNIE"

Kapliczka Matki Boskiej z Dzieciątkiem w Komorowie 1922r © yurek55
W Wólce Kosowskiej zdjęć hal targowych i wszechobecnych napisów "krzaczkami" już nie robiłem, ale żałuję, że nie zdążyłem sfotografować chińskiego kuriera rowerowego - dostawcę. Rower ma zamontowany bagażnik - samoróbkę, który ma podstawę około metr na metr, a na, nim na wysokość powyżej głowy kierującego, ustawione są pudła z towarem i przymocowane pasem. Normalnie czysta Azja. Do tej pory takie mniejsze ilości przewozili hulajnogami, teraz maja nowy patent.
W Gassach z kolei byłem świadkiem akcji z promem. Wisła po ostatnich deszczach wezbrała i fala niosła całe duże drzewo z korzeniami. Prom już niemal przybijał do naszego brzegu, gdy właściciel z brzegu zaczął krzyczeć do załogi, żeby szybko zawracali. Zaczepienie się drzewa o stalową linę od promu, oznaczałoby co najmniej pół dnia walki o jego uwolnienie, przy użyciu piły spalinowej i motorówki. Gdy prom znalazł się z powrotem na tamtym brzegu, lina poszła na dno i nie stanowiła już przeszkody. Tymczasem drzewo postanowiło zaczepić się korzeniami i gałęziami o dno w zakolu rzeki i można było odwołać alarm. Dłużej tam nie czekałem, ale co by było, gdyby woda jednak poradziła sobie z zaczepionym drzewem? Ludzie na promie mogliby jeszcze zaliczyć kilka kursów. w tę z i z powrotem.

Prom w Gassach - lina na powierzchni © yurek55

Prom w Karczewiu - lina na dnie © yurek55
A dalej już nic ważnego nie zaszło.

Remont mostu u ujścia Jeziorki © yurek55
Tą dróżką jeszcze nie jechałem i pewnie nie pojadę, no chyba żebym tam mieszkał. Droga przez Konstancin nie umywa się do tej nad Wisłą.

Dróżka na wale Jeziorki do Konstancina © yurek55

Remont dróg dojazdowych do mostu © yurek55


Most Siekierkowski © yurek55

Spieniona Wisła z Mostu Siekierkowskiego © yurek55
wido
- DST 102.00km
- Teren 3.00km
- Czas 05:10
- VAVG 19.74km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 października 2016
Kategoria <50, Piaseczno/Ursynów
Na Ursynów wieczorowo
Zasadniczo to pojechałem po południu do sklepu. Kiedyś bym powiedział "do rzeźnika", ale teraz mięso można kupić wszędzie, więc kupiłem w "biedasklepie" na Szczęśliwickiej. To zaledwie jeden kilometr od domu i z takim dystansem nie ma co się na BS pokazywać, prawda? Pretekstem do podróży na Ursynów było oddanie książki córce, która chciała sobie przypomnieć opis Florencji. W mieście tym toczy się akcja "Aniołów i demonów" pióra Dona Browna, a że niebawem tam się wybierają, to pewnie zechcą opisane tam miejsca odwiedzić. Co do jazdy, to pisać nie ma co, nic się nie działo, po ciemku nadal jeździć nie lubię. A żeby być precyzyjnym - mniej lubię niż za dnia. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi... co się nie lubi. :)
Wczoraj lało cały dzień, dziś całe przedpołudnie, to z ochotą pojechałem nawet po ciemku.
PS. Pierwszy raz tej jesieni włożyłem długie spodnie i nawet nie było mi za gorąco. :)
edit: Okazało się, że to akcja "Inferno" toczy się we Florencji...

Terminal Cargo na Okęciu © yurek55
Wczoraj lało cały dzień, dziś całe przedpołudnie, to z ochotą pojechałem nawet po ciemku.
PS. Pierwszy raz tej jesieni włożyłem długie spodnie i nawet nie było mi za gorąco. :)
edit: Okazało się, że to akcja "Inferno" toczy się we Florencji...

Terminal Cargo na Okęciu © yurek55
- DST 30.41km
- Temperatura 8.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 października 2016
Kategoria 50-100
Wietrznie i ciepło
Po nocnej wichurze i ulewnym deszczu, rano nie było nawet sladu. Widocznie wiatr przegonił gdzieś te deszczowe chmury i ranek wstał słoneczny i pogodny. Wprawdzie wiatr nie przestał wiać, ale nie uznałem tego za wystarczający powód, by pozostać w domu. Ponieważ wiał z północy i północnego wschodu postanowiłem jechać na zachód, a później zobaczyć jak będzie i podjąć dalszą decyzję. Do Leszna dojechałem w dużej mierze pod osłoną lasów, a w ostatnim fragmencie, z Zaborowa, z pomocą tylno - bocznego wiatru. Musiałem tylko uważać, żeby nagły poryw nie zepchnął mnie na środek jezdni.

Jesień na ulicy Decowskiego © yurek55

Droga pośród brzóz © yurek55

Drogowskaz dla wtajemniczonych w Zaborowie © yurek55
Dopiero powrót, przez całkowicie otwartą przestrzeń, dał mi w pełni poznać siłę wiatru. Całe szczęście, że nie wiał centralnie z przodu tylko z ukosa - i to tak, że tym razem spychał mnie na pobocze. Walczyłem dzielnie przez wiele kilometrów i nawet czasem 17km/h udawało się wykręcić.
A niektórzy uczestnicy maratonu Północ-Południe skarżyli się na przeciwny wiatr, ale jechali 30km/h... i tak przez 700 kilometrów. To mi pokazuje moje miejsce w szeregu.
Ja na szczęście nie musiałem się spieszyć, nie ścigałem się z nikim i jechałem swoim tempem, w strefie komfortu. Żałowałem jedynie, że założyłem wiatrówkę, bo nawet z podwiniętymi do łokci rękawami i rozpiętym suwakiem koszulki, było troszkę za ciepło.

Pole... do popisu dla wiatru © yurek55

Nieczynny przejazd kolejowy w Gołąbkach © yurek55

Jesień na ulicy Decowskiego © yurek55

Droga pośród brzóz © yurek55

Drogowskaz dla wtajemniczonych w Zaborowie © yurek55
Dopiero powrót, przez całkowicie otwartą przestrzeń, dał mi w pełni poznać siłę wiatru. Całe szczęście, że nie wiał centralnie z przodu tylko z ukosa - i to tak, że tym razem spychał mnie na pobocze. Walczyłem dzielnie przez wiele kilometrów i nawet czasem 17km/h udawało się wykręcić.
A niektórzy uczestnicy maratonu Północ-Południe skarżyli się na przeciwny wiatr, ale jechali 30km/h... i tak przez 700 kilometrów. To mi pokazuje moje miejsce w szeregu.
Ja na szczęście nie musiałem się spieszyć, nie ścigałem się z nikim i jechałem swoim tempem, w strefie komfortu. Żałowałem jedynie, że założyłem wiatrówkę, bo nawet z podwiniętymi do łokci rękawami i rozpiętym suwakiem koszulki, było troszkę za ciepło.

Pole... do popisu dla wiatru © yurek55

Nieczynny przejazd kolejowy w Gołąbkach © yurek55
- DST 74.00km
- Czas 04:02
- VAVG 18.35km/h
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 września 2016
Kategoria <50
Ostatnia masa
Już w zeszłym tygodniu jadąc tą drogą, widziałem rozebrany mur cmentarza we Włochach. Dziwny i niecodzienny to widok, ten brak oddzielenia świata żywych i umarłych.

Otwarta strefa cmentarna we Włochach © yurek55
Wracając załapałem się na przejazd masy kretynicznej. Jadąc ulicą Popiełuszki już z daleka widziałem niebieskie światło, ale myślałem, że to jakiś wypadek. Gdy podjechałem bliżej okazało się, że z Broniewskiego wyjeżdżają rowerzyści. Chcąc nie chcąc dołączyłem do nich i zacząłem wyprzedzanie. Ale zanim znalazłem się w czołówce i mogłem oderwać się od tego pseudopeletonu, przejechaliśmy obok Arkadii i całą Okopową aż do Alei Solidarności. Kiedyś, jako rowerowy neofita uważałem, że to fajnie tak bez strachu jeździć sobie po jezdni w Warszawie. Nie walczyłem o drogi rowerowe, jeździłem z masą bez żadnej ideologii i dość szybko przestałem. A dziś przypadek sprawił, że pojechałem w ostatniej (podobno).
Ostatni też raz w tym roku (prawdopodobnie), jechałem ubrany na krótko i było mi ciepło, choć wieczorna temperatura to 17°C

Otwarta strefa cmentarna we Włochach © yurek55
Wracając załapałem się na przejazd masy kretynicznej. Jadąc ulicą Popiełuszki już z daleka widziałem niebieskie światło, ale myślałem, że to jakiś wypadek. Gdy podjechałem bliżej okazało się, że z Broniewskiego wyjeżdżają rowerzyści. Chcąc nie chcąc dołączyłem do nich i zacząłem wyprzedzanie. Ale zanim znalazłem się w czołówce i mogłem oderwać się od tego pseudopeletonu, przejechaliśmy obok Arkadii i całą Okopową aż do Alei Solidarności. Kiedyś, jako rowerowy neofita uważałem, że to fajnie tak bez strachu jeździć sobie po jezdni w Warszawie. Nie walczyłem o drogi rowerowe, jeździłem z masą bez żadnej ideologii i dość szybko przestałem. A dziś przypadek sprawił, że pojechałem w ostatniej (podobno).
Ostatni też raz w tym roku (prawdopodobnie), jechałem ubrany na krótko i było mi ciepło, choć wieczorna temperatura to 17°C
- DST 39.40km
- Czas 01:45
- VAVG 22.51km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 września 2016
Kategoria <50
Pokonać lenia
Pogoda za oknem wymarzona, ciepło, miło, przyjemnie - a mnie się nie chce! Dopiero koło południa udało mi się wygramolić z domu i zupełnie bez entuzjazmu pokręciłem troszkę po południowych obrzeżach Warszawy. W Raszynie nadal udają, że nie wolno przejeżdżać nad S2, ale jest to zapora zupełnie iluzoryczna, taka z przymrużeniem oka. Kto chce, ten przejedzie - i nie tylko rowerem.

Niezrozumiała blokada - nieblokada? © yurek55

Pomnik w Raszynie upamiętnia miejsce śmierci płk. Cypriana Godebskiego © yurek55

1809 - 1929 W 120 rocznicę śmierci żołnierza - poety © yurek55
Na ulicy Jedności pomiędzy Falentami a Lesznowolą, rośnie dziwaczna konstrukcja, ciekawe co to będzie?

Tajemniczy maszt w Janczewicach © yurek55
Dziś Locus odmówił posłuszeństwa choć miał fixa i dużo satelitów widział. Włączyłem więc Navime i gra gitara. Tylko trochę późno to zrobiłem i stąd różnica dystansu.
PS. Chyba ostatni już raz ubrałem się w tym roku całkiem na krótko i w dodatku w sandałach. A może nie?

Niezrozumiała blokada - nieblokada? © yurek55

Pomnik w Raszynie upamiętnia miejsce śmierci płk. Cypriana Godebskiego © yurek55

1809 - 1929 W 120 rocznicę śmierci żołnierza - poety © yurek55
Na ulicy Jedności pomiędzy Falentami a Lesznowolą, rośnie dziwaczna konstrukcja, ciekawe co to będzie?

Tajemniczy maszt w Janczewicach © yurek55
Dziś Locus odmówił posłuszeństwa choć miał fixa i dużo satelitów widział. Włączyłem więc Navime i gra gitara. Tylko trochę późno to zrobiłem i stąd różnica dystansu.
PS. Chyba ostatni już raz ubrałem się w tym roku całkiem na krótko i w dodatku w sandałach. A może nie?
- DST 47.71km
- Czas 02:21
- VAVG 20.30km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 września 2016
Kategoria <50
Ostatni raz po pączki
Rozdrażniony wczorajszym pączkowym niepowodzeniem, dziś do cukierni na Górczewską 15 przyjechałem o jedenastej. Jeszcze jadąc drugą stroną ulicy, z daleka już zobaczyłem wystawiony na dwór, pole, zewnątrz słynny taboret, oznajmiający aktualną dostępność słodkich specjałów.

Jest taboret - są i pączki! © yurek55
W środku stało zaledwie kilka osób i po chwili odbierałem swoje pączki, kunsztownie zapakowane w firmowy papier i przewiązane sznurkiem z pętelką. Na papierze nazwisko czwartego pokolenia cukierników, czyli praprawnuczki założyciela, Pani Sylwii Tomaszkiewicz. Jako że sukcesja w tej rodzinie następowała "po kądzieli", na szyldzie obok założyciela nazwiska kolejnych pokoleń właścicieli.

Na papierze firmowym czwarte pokolenie właścicieli © yurek55

Trzy pokolenia właścicieli na szyldzie © yurek55
Wpis ten kończę zjadając ostatniego z kupionych tam pączków i więcej do tego tematu wracał już nie będę. Po kilku godzinach od zakupu, smakuje już tak samo jak inne. Pyszne są tylko świeże, prosto z cukierni.
height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/726458550/embed/80017842e0c8b6656f9cde4796609a8aaf8f42da">

Jest taboret - są i pączki! © yurek55
W środku stało zaledwie kilka osób i po chwili odbierałem swoje pączki, kunsztownie zapakowane w firmowy papier i przewiązane sznurkiem z pętelką. Na papierze nazwisko czwartego pokolenia cukierników, czyli praprawnuczki założyciela, Pani Sylwii Tomaszkiewicz. Jako że sukcesja w tej rodzinie następowała "po kądzieli", na szyldzie obok założyciela nazwiska kolejnych pokoleń właścicieli.

Na papierze firmowym czwarte pokolenie właścicieli © yurek55

Trzy pokolenia właścicieli na szyldzie © yurek55
Wpis ten kończę zjadając ostatniego z kupionych tam pączków i więcej do tego tematu wracał już nie będę. Po kilku godzinach od zakupu, smakuje już tak samo jak inne. Pyszne są tylko świeże, prosto z cukierni.
height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/726458550/embed/80017842e0c8b6656f9cde4796609a8aaf8f42da">
- DST 20.00km
- Czas 01:02
- VAVG 19.35km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 września 2016
Kategoria BAJABONGO!
Bajabongo po pączki
Smak sławnych pączków z cukierni na Górczewskiej 15 poznałem - wstyd przyznać - zupełnie niedawno. A że są rzeczywiście wyśmienite, robione jeszcze według przepisu mistrza cukierniczego i jej założyciela Pana Zagoździńskiego to ustaliliśmy, że kiedyś trzeba będzie kupić kilka na deser do domu. No i pojechałem dzisiaj po ten słodki specjał i co się okazało? Nie ma! Już z daleka widać było, że taboret przed drzwiami nie stoi, a to oczywisty sygnał dla wtajemniczonych, że pączki się dziś już skończyły. Kierowany irracjonalną nadzieją podjechałem bliżej, ale utrwalony w wieloletniej tradycji znak nie kłamał. Nie ma taboretu, nie ma pączków!
Tam smaży się tylko tyle pączków, ile da się sprzedać w ciągu dnia - i fajrant. Pewnie gdyby było ich więcej, to i zarobek by był większy, ale nie wszystko wokół pieniądza się obraca. Dla właścicieli bardziej liczy się jakość i renoma, niż o zysk. Tu nigdy wczorajszego pączka nikomu nie sprzedadzą, są tylko świeże, albo wcale. No i jest też ten element, pewnej niedostępności, wyjątkowości tego produktu. Ja na przykład musiałem dziś obejść się smakiem.

Kartka na drzwiach: "Pączki sprzedane" © yurek55
Na tzw. "serku wolskim" zaczęli już budować. Docelowo ma tu stanąć 130-metrowy drapacz chmur a na zachód od niego - dwa niższe biurowce. Projektuje pracownia Kuryłowicza, który choć od pięciu już lat nie żyje, to nazwisko w branży nadal ma i zamówienia lecą.

Cyrk już tu nie stanie - inwestycja na "serku wolskim" © yurek55
Tam smaży się tylko tyle pączków, ile da się sprzedać w ciągu dnia - i fajrant. Pewnie gdyby było ich więcej, to i zarobek by był większy, ale nie wszystko wokół pieniądza się obraca. Dla właścicieli bardziej liczy się jakość i renoma, niż o zysk. Tu nigdy wczorajszego pączka nikomu nie sprzedadzą, są tylko świeże, albo wcale. No i jest też ten element, pewnej niedostępności, wyjątkowości tego produktu. Ja na przykład musiałem dziś obejść się smakiem.

Kartka na drzwiach: "Pączki sprzedane" © yurek55
Na tzw. "serku wolskim" zaczęli już budować. Docelowo ma tu stanąć 130-metrowy drapacz chmur a na zachód od niego - dwa niższe biurowce. Projektuje pracownia Kuryłowicza, który choć od pięciu już lat nie żyje, to nazwisko w branży nadal ma i zamówienia lecą.

Cyrk już tu nie stanie - inwestycja na "serku wolskim" © yurek55
- DST 8.70km
- Czas 00:29
- VAVG 18.00km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze





















