Sobota, 21 kwietnia 2018
Kategoria > 100
Wyjazd nie do końca przemyślany
Przyszłą pora na odświeżenie innych tras niż Gassy i zachodnie wioski, ale wybrałem na to niezbyt stosowny dzień. Nie wziąłem pod uwagę wzmożonego ruchu samochodowego na drogach, które wybrałem sobie dziś do jazdy. A zresztą, chciałem sprawdzić jak się rowerem jedzie na działkę, inną drogą niż przez Pomiechówek i Goławice. Dlatego w NDM skręciłem na Twierdzę Modlin i przez Zakroczym dotarłem do odcinka już setki razy przejechanego, ale samochodem. Nawet mi dziurawy asfalt niespecjalnie przeszkadzał i górki-dołki po drodze, choć to jeszcze było z przeciwno-bocznym wiatrem. Dopiero od Nasielska wiatr był tylno-boczny z tendencją do bocznego, niestety. Przy jednym z takich bocznych porywów, aż zatrąbił na mnie wyprzedzający samochód, tak mnie bujnęło w lewo. Na szczęście wyprzedzał mnie z sensownym zapasem, ale gdyby to było wyprzedzanie na gazetę... W Wieliszewie nadal zakaz rowerowy i krzywa kostka na ddr, droga wzdłuż Zalewu do Nieporętu też nadal zatłoczona jak diabli. Dodatkowo natknąłem się na niej na kawalkadę motocyklistów, zapewne w ten sposób świętujących oficjalnie otwarcie sezonu. No i ostatni odcinek, od Nieporętu do Marek i dalej Remebertowa, pomimo prac drogowych trwających całe lata, nadal się korkuje. Wyprzedzanie samochodów wcale nie jest takie fajne w tym tłoku.
Dodam na koniec, że zjadłem baton zbożowy z Lida i żel energetyczny z Biedry, wypiłem 0,75 Oshee + 0,75 wody.

Kolejne drzewko obsypane kwieciem, wszak to wiosna! Ale tym razem to nie magnolia, tylko..., no właśnie. Nie znam się. Rośnie na Farysa na Młocinach jakby ktoś chciał na żywo obejrzeć.

Wygląda mi na to, że od Czosnowa do niebieskiego mostu powstanie droga rowerowa? A dosłownie chwilkę wcześniej, z naprzeciwka, przejechała potężna kolarska ustawka. Dobre kilkadziesiąt osób, to chyba Rondo Babka, bo to ich tereny są mniej więcej.

A oto i rzeczony most żelazny imienia Marszałka Józefa Piłsudskiego. Na wymiarową drogę dla rowerów nie ma tu miejsca, ale nie szkodzi.

BOHATERSKIM OBROŃCOM TWIERDZY MODLIN POLEGŁYM ZA WOLNOŚĆ OJCZYZNY W 1939 R.

Plenerowa ekspozycja sprzętu wojskowego na terenie Twierdzy Modlin

A to już most na Wkrze w Borkowie i plaża należąca do wypożyczalni kajaków "Wiosełko"

Skręt na Cieksyn, ale tym razem na działkę nie pojechałem

Kościół w Nasielsku

Przełom XIX i XX wieku, neogotycki, projekt architekt Józef Pius Dziekoński Wikipedia

Kolejny most, tym razem na Narwi. Zapora i Elektrowania Wodna Dębe.

Motocykliści:





A ten nie utrzymał koła i peleton mu odjechał. Złapałem go na moście nad Kanałem Żerańskim

Na zakończenie tradycyjna fotka z mostu, tym razem Siekierkowskiego. Kajakarze w dole płyną z prądem, ale pod wiatr, a już wtedy dmuchało bardzo silnie. Drobinki piasku niesione wiatrem zrobiły mi taki peeling, że mam buzię gładką jak pupa niemowlaka.

Dodam na koniec, że zjadłem baton zbożowy z Lida i żel energetyczny z Biedry, wypiłem 0,75 Oshee + 0,75 wody.

Kolejne drzewko obsypane kwieciem, wszak to wiosna! Ale tym razem to nie magnolia, tylko..., no właśnie. Nie znam się. Rośnie na Farysa na Młocinach jakby ktoś chciał na żywo obejrzeć.

Wygląda mi na to, że od Czosnowa do niebieskiego mostu powstanie droga rowerowa? A dosłownie chwilkę wcześniej, z naprzeciwka, przejechała potężna kolarska ustawka. Dobre kilkadziesiąt osób, to chyba Rondo Babka, bo to ich tereny są mniej więcej.

A oto i rzeczony most żelazny imienia Marszałka Józefa Piłsudskiego. Na wymiarową drogę dla rowerów nie ma tu miejsca, ale nie szkodzi.

BOHATERSKIM OBROŃCOM TWIERDZY MODLIN POLEGŁYM ZA WOLNOŚĆ OJCZYZNY W 1939 R.

Plenerowa ekspozycja sprzętu wojskowego na terenie Twierdzy Modlin

A to już most na Wkrze w Borkowie i plaża należąca do wypożyczalni kajaków "Wiosełko"

Skręt na Cieksyn, ale tym razem na działkę nie pojechałem

Kościół w Nasielsku

Przełom XIX i XX wieku, neogotycki, projekt architekt Józef Pius Dziekoński Wikipedia

Kolejny most, tym razem na Narwi. Zapora i Elektrowania Wodna Dębe.

Motocykliści:





A ten nie utrzymał koła i peleton mu odjechał. Złapałem go na moście nad Kanałem Żerańskim

Na zakończenie tradycyjna fotka z mostu, tym razem Siekierkowskiego. Kajakarze w dole płyną z prądem, ale pod wiatr, a już wtedy dmuchało bardzo silnie. Drobinki piasku niesione wiatrem zrobiły mi taki peeling, że mam buzię gładką jak pupa niemowlaka.

- DST 141.80km
- Czas 06:43
- VAVG 21.11km/h
- Temperatura 22.0°C
- Sprzęt Bystry Baranek
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 kwietnia 2018
Kategoria > 100, Gassy, kurierowo, przed śniadaniem
Przed śniadaniem i przed spaniem
Jak łatwo się domyślić po tytule, jeździłem dwa razy (a nawet trzy, ale jeden się nie liczy). Rano, jeszcze na czczo, zrobiłem sobie trójkącik przez Gassy i Piaseczno, bo wiedziałem, że później mam trochę innych zajęć i nie pojeżdżę. Pisać za bardzo nie ma o czym - po prostu kręciłem tak szybko jak mogę i tyle. Nie mam czasu ani natchnienia do tworzenia barwnych opisów mijanych ulic, pól i łąk. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Widok z Powsińskiej na Gołkowską i dym z komina EC Siekierki. To jasne na górze, to słońce.

To zapewne najstarsza, zamieszkała chałupka w Piasecznie

A to jakieś drzewo obsypane wiosennym kwieciem
Drugi wyjazd, przedwieczorny, był po odbiór butów dla Julki. Na Młociny pojechałem przez Macierzysz, Stare Babice i Klaudyn, bo chciałem mieć troszkę więcej kilometrów. Niestety gdy akurat zaczęło się ściemniać, przestała mi świecić tylna lampka. Niepotrzebnie to zauważyłem na Placu Bankowym, bo na nieświadomce jechałem bez stresu, a tak to musiałem szukać chodników i dróg rowerowych. Nie lubię nieoświetlonych rowerzystów i siebie też nie lubiłem na tym ostatnim fragmencie.

Można już pić nad Wisłą, hura!

Na drodze rowerowej na JPII w oczekiwaniu na zielone światło.
W Locusie scaliłem te dwie trasy, a na Stravie za to, mam nawet jakieś rekordy i to na segmentach jechanych kilkanaście już razy.

Widok z Powsińskiej na Gołkowską i dym z komina EC Siekierki. To jasne na górze, to słońce.

To zapewne najstarsza, zamieszkała chałupka w Piasecznie

A to jakieś drzewo obsypane wiosennym kwieciem
Drugi wyjazd, przedwieczorny, był po odbiór butów dla Julki. Na Młociny pojechałem przez Macierzysz, Stare Babice i Klaudyn, bo chciałem mieć troszkę więcej kilometrów. Niestety gdy akurat zaczęło się ściemniać, przestała mi świecić tylna lampka. Niepotrzebnie to zauważyłem na Placu Bankowym, bo na nieświadomce jechałem bez stresu, a tak to musiałem szukać chodników i dróg rowerowych. Nie lubię nieoświetlonych rowerzystów i siebie też nie lubiłem na tym ostatnim fragmencie.

Można już pić nad Wisłą, hura!

Na drodze rowerowej na JPII w oczekiwaniu na zielone światło.
W Locusie scaliłem te dwie trasy, a na Stravie za to, mam nawet jakieś rekordy i to na segmentach jechanych kilkanaście już razy.
- DST 119.00km
- Czas 05:10
- VAVG 23.03km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Bystry Baranek
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 kwietnia 2018
Kategoria > 100
Test Bystrego na nowym suporcie, blatach i korbach
Już wczoraj, wracając wieczorem z Decathlonu uświadomiłem sobie z całą ostrością, prawdziwą przepaść dzielącą rower szosowy od innych typów rowerów. Miałem porównanie, bo przecież w dzień przejechałem stówę na trekingu i na świeżo miałem w pamięci potrzebny do tego wysiłek. Kupno szosy to w moim przypadku strzał w dziesiątkę. Nie dlatego żebym się ścigał w wyścigach, czy jeździł w ultramaratonach rzecz jasna, ale żeby było mi lżej jeździć i nosić rower. :)
Dziś postanowiłem pojechać dalej niż zwykle i - z uwagi na wiatr - kolejny raz wybrałem ten sam kierunek. Początek, kiedy jeszcze człowiek jest wypoczęty, można jechać pod wiatr, ale wracać to ja wolę z wiatrem. Tym bardziej, że wczoraj jadąc do Łomianek zdobyłem kilka kieliszków od Stravy i trochę wstyd mi się zrobiło, że na takim rowerze osiągam rekordy życiowe na segmentach. Wybrałem trasę zainspirowany wpisem Hipka z niedzielnej ustawki a przy okazji chciałem zobaczyć oddany w tym roku fragment drogi dla rowerów w gminie Leoncin. Wszystkie te cele udało mi się zrealizować, a jazda sprawiała mi niekłamaną frajdę. Było super!

Jazda na takim wygwizdowie nie jest łatwa, ale kiedyś się kończy i w nagrodę otrzymujemy wiatr z tyłu

Danuśki Jurandówny w tym Szczytnie nie było

Kościół w Brochowie już kiedyś fociłem i opisywałem, ale to nic, prawda?

Jak nie ma wiatru robiącego zmarszczki na wodzie, widać dwa kościoły

Dla przypomnienia - tu został ochrzczony Fryderyk Chopin

Do trzech razy sztuka. Poprzednio nie zatrzymałem się na fotkę, ale dziś już tak. Kapliczka w Tułowicach z Chrystusem Frasobliwym, ale wygląda na stosunkowo nową z 1983 roku.

Tylko czyj profil jest nad tabliczką?

Studnia w Kromnowie

Napis na tablicy: 1065 R NADANO TEJ MIEJSCOWOŚCI NAZWĘ KROMNÓW

Początek w Secyminie Polskim koniec w Gniewniewicach ok. 10 kilometrów

Droga wzdłuż wału prawie jak w Gassach tylko pusto całkiem. Nie spotkałem NIKOGO!

Tym razem posłuchałem rady Vukiego i po 110 kilometrach zrobiłem postój na uzupełnienie kalorii.

Pod sklepem w Czosnowie

Już prawie w domu, jeszcze 15 minut
PR na Stravie nawet mi się liczyć nie chce... :)
Dziś postanowiłem pojechać dalej niż zwykle i - z uwagi na wiatr - kolejny raz wybrałem ten sam kierunek. Początek, kiedy jeszcze człowiek jest wypoczęty, można jechać pod wiatr, ale wracać to ja wolę z wiatrem. Tym bardziej, że wczoraj jadąc do Łomianek zdobyłem kilka kieliszków od Stravy i trochę wstyd mi się zrobiło, że na takim rowerze osiągam rekordy życiowe na segmentach. Wybrałem trasę zainspirowany wpisem Hipka z niedzielnej ustawki a przy okazji chciałem zobaczyć oddany w tym roku fragment drogi dla rowerów w gminie Leoncin. Wszystkie te cele udało mi się zrealizować, a jazda sprawiała mi niekłamaną frajdę. Było super!

Jazda na takim wygwizdowie nie jest łatwa, ale kiedyś się kończy i w nagrodę otrzymujemy wiatr z tyłu

Danuśki Jurandówny w tym Szczytnie nie było

Kościół w Brochowie już kiedyś fociłem i opisywałem, ale to nic, prawda?

Jak nie ma wiatru robiącego zmarszczki na wodzie, widać dwa kościoły

Dla przypomnienia - tu został ochrzczony Fryderyk Chopin

Do trzech razy sztuka. Poprzednio nie zatrzymałem się na fotkę, ale dziś już tak. Kapliczka w Tułowicach z Chrystusem Frasobliwym, ale wygląda na stosunkowo nową z 1983 roku.

Tylko czyj profil jest nad tabliczką?

Studnia w Kromnowie

Napis na tablicy: 1065 R NADANO TEJ MIEJSCOWOŚCI NAZWĘ KROMNÓW

Początek w Secyminie Polskim koniec w Gniewniewicach ok. 10 kilometrów

Droga wzdłuż wału prawie jak w Gassach tylko pusto całkiem. Nie spotkałem NIKOGO!

Tym razem posłuchałem rady Vukiego i po 110 kilometrach zrobiłem postój na uzupełnienie kalorii.

Pod sklepem w Czosnowie

Już prawie w domu, jeszcze 15 minut
PR na Stravie nawet mi się liczyć nie chce... :)
- DST 141.35km
- Czas 06:31
- VAVG 21.69km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Bystry Baranek
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 kwietnia 2018
Kategoria > 100
Trochę terenu na koniec
Znowu pojechałem na zachód, ale dziś troszkę zmienioną trasą. Romantyczną aleję Mory tym razem odpuściłem i wybrałem nielegalne przejście w Gołąbkach. Wprawdzie tamtejsza ulica nadal nazywa się Przejazdowa, ale od ukończenia Autostrady Wolności już przez tory przejechać się nie daje, trzeba przenosić. :)

Róg Przejazdowej i Zielonej Gęsi. W prawo do stacji kolejowej w Gołąbkach, a dalej jest Gerdziejewskiego i rzeczona uliczka Mory.

A to już po drugiej stronie torów
Dalej pojechałem nieco inaczej i wylądowałem nie w Macierzyszu, a w Broniszach i dopiero potem wróciłem na stałą trasę.

A na trasie znów hala w Wieruchowie, tylko dziś z innej strony
Dalej, w Umiastowie, tam gdzie wczoraj włączałem rejestrację, zobaczyłem, że sklep nie jest "U Dzikiego", jak go wczoraj nazwałem,

...tylko spożywczo - monopolowy "U Zwierzaka"
Na ulubionej drodze Katany wiodącej do Leszna chałupka - ruinka już rozebrana do gołej ziemi, a hala, tym razem nie sportowa, już ukończona.
Ostatnie zdjęcie tej hali, w sumie nic nadzwyczajnego, prawda?
Jako że czasu miałem więcej nie skręciłem do Borzęcina tylko pojechałem kawałek dalej prosto i skręciłem w drogę prowadzącą do następnej miejscowości.

Kościół w Zaborowie
Pomyślałem bowiem, że wykorzystam szerokie opony i przejadę z Mariewa do Truskawia, bo dla Baranka ta droga jest niedostępna.

Luźny tłuczeń tylko strzelał spod kół,

... ale opona o szerokości 40, to nie 25
Dalej, idąc za ciosem, uznałem że przetnę puszczę i przez Palmiry dojadę do Łomnej i tamtędy wrócę do Warszawy. Ta droga też dla roweru szosowego jest bardzo trudna, ale szerokie opony i amortyzatory w trekingu pozwalają ją przejechać w sposób bardziej komfortowy. Tylko zawrócić musiałem, bo z rozpędu, jak koń dorożkarski, pojechałem w stronę Izabelina i musiałem zawrócić.
Z kolei droga na palmirski cmentarz, nie jest może tak niebezpieczna dla opon szosowych, ale ma przedwojenne kocie łby i piach na poboczu.


Paris - Roubaix


Za cmentarzem kocie łby przykryte są asfaltem, ale zdążył już nieźle popękać i czuć wyraźnie co jest pod spodem. W końcu jednak ta droga się skończyła i po przecięciu krajowej "siódemki" w Łomnej skierowałem się na Warszawę. Wreszcie wiatr zaczął pomagać i zdobyłem PR na Stravie na segmencie Łomna - Łomianki! Po dojechaniu do Łomianek ostatni raz skorzystałem z okazji, jaką daje treking i w lasku na Młocinach zjechałem nad Wisłę i do Mostu M S-C dojechałem od dołu.
Most od dołu




Przystań Młociny
Spod mostu MS-C jedzie się do góry najbardziej stromym podjazdem w Warszawie, ma 7% według Stravy. Mnie na ostatnich metrach podnosiło się przednie koło do góry. Potem już relaksacyjna jazda wzdłuż Wisły aż do Legii i później Agrykolą do Placu Unii i przez Pole Mokotowskie do domu. W domu zamieniłem pedały, przebrałem się po cywilnemu i pojechałem na Ursynów oddać rower. Czyli ta stówka jest trochę sztukowana, ale mam trzy tysiące wreszcie.

Dziesięć kilometrów biegu Wisły od Przystani Młociny. Jestem przy Moście Śląsko - Dąbrowskim

PS. Odebrałem Bystrego Baranka o dwudziestej i przyjechałem prosto do domu. To jest dopiero jazda! Zupełnie inny świat!
PS 2. Kilometrów nie dopisuję.
.

Róg Przejazdowej i Zielonej Gęsi. W prawo do stacji kolejowej w Gołąbkach, a dalej jest Gerdziejewskiego i rzeczona uliczka Mory.

A to już po drugiej stronie torów
Dalej pojechałem nieco inaczej i wylądowałem nie w Macierzyszu, a w Broniszach i dopiero potem wróciłem na stałą trasę.

A na trasie znów hala w Wieruchowie, tylko dziś z innej strony
Dalej, w Umiastowie, tam gdzie wczoraj włączałem rejestrację, zobaczyłem, że sklep nie jest "U Dzikiego", jak go wczoraj nazwałem,

...tylko spożywczo - monopolowy "U Zwierzaka"
Na ulubionej drodze Katany wiodącej do Leszna chałupka - ruinka już rozebrana do gołej ziemi, a hala, tym razem nie sportowa, już ukończona.

Jako że czasu miałem więcej nie skręciłem do Borzęcina tylko pojechałem kawałek dalej prosto i skręciłem w drogę prowadzącą do następnej miejscowości.

Kościół w Zaborowie
Pomyślałem bowiem, że wykorzystam szerokie opony i przejadę z Mariewa do Truskawia, bo dla Baranka ta droga jest niedostępna.

Luźny tłuczeń tylko strzelał spod kół,

... ale opona o szerokości 40, to nie 25
Dalej, idąc za ciosem, uznałem że przetnę puszczę i przez Palmiry dojadę do Łomnej i tamtędy wrócę do Warszawy. Ta droga też dla roweru szosowego jest bardzo trudna, ale szerokie opony i amortyzatory w trekingu pozwalają ją przejechać w sposób bardziej komfortowy. Tylko zawrócić musiałem, bo z rozpędu, jak koń dorożkarski, pojechałem w stronę Izabelina i musiałem zawrócić.
Z kolei droga na palmirski cmentarz, nie jest może tak niebezpieczna dla opon szosowych, ale ma przedwojenne kocie łby i piach na poboczu.


Paris - Roubaix


Za cmentarzem kocie łby przykryte są asfaltem, ale zdążył już nieźle popękać i czuć wyraźnie co jest pod spodem. W końcu jednak ta droga się skończyła i po przecięciu krajowej "siódemki" w Łomnej skierowałem się na Warszawę. Wreszcie wiatr zaczął pomagać i zdobyłem PR na Stravie na segmencie Łomna - Łomianki! Po dojechaniu do Łomianek ostatni raz skorzystałem z okazji, jaką daje treking i w lasku na Młocinach zjechałem nad Wisłę i do Mostu M S-C dojechałem od dołu.





Przystań Młociny
Spod mostu MS-C jedzie się do góry najbardziej stromym podjazdem w Warszawie, ma 7% według Stravy. Mnie na ostatnich metrach podnosiło się przednie koło do góry. Potem już relaksacyjna jazda wzdłuż Wisły aż do Legii i później Agrykolą do Placu Unii i przez Pole Mokotowskie do domu. W domu zamieniłem pedały, przebrałem się po cywilnemu i pojechałem na Ursynów oddać rower. Czyli ta stówka jest trochę sztukowana, ale mam trzy tysiące wreszcie.

Dziesięć kilometrów biegu Wisły od Przystani Młociny. Jestem przy Moście Śląsko - Dąbrowskim

PS. Odebrałem Bystrego Baranka o dwudziestej i przyjechałem prosto do domu. To jest dopiero jazda! Zupełnie inny świat!
PS 2. Kilometrów nie dopisuję.
.
- DST 102.40km
- Teren 9.00km
- Czas 05:22
- VAVG 19.08km/h
- Temperatura 18.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 kwietnia 2018
Kategoria <50
Dokręciłem
Po tych porannych nieudanych eskapadach uznałem, że na dziś wystarczy tego rowerowania. I pewnie tak by się stało, bo pochłonęły mnie czeluście globalnej sieci światowej, ale MXP* po powrocie z zakupów wygoniła mnie na rower! Słusznie uznała bowiem, że będę marudził i miał do siebie pretensję za to siedzenie na d... w domu. Tym bardziej, że pogoda się poprawiła i nawet słońce zaczęło nieśmiało wyglądać zza chmur. Czasu miałem akurat tyle by odwiedzić zachodnie wioski i sprawdzić czas na kościele w Borzęcinie. Najpierw jednak pojechałem znów do Deca zapytać o rower i dowiedziałem się, że wczoraj przyszły moje korby z blatami i suportem i jutrzejszy termin jest niezagrożony. Poprosiłem serwisanta, żeby jeszcze na hamulce popatrzył i ewentualnie wyregulował i pojechałem dalej. Jadąc pod wiatr nawet tego zbytnio nie czułem, ale gdy już wydostałem się z miasta zaczęła się mordęga. Na dodatek ustawienie kierownicy w rowerze wymuszało wyprostowaną pozycję i siedziałem jakbym kij połknął. Musiałem coś z tym zrobić, więc poluzowałem śruby w kierownicy i maksymalnie ją opuściłem, położyłem do przodu mostek i podniosłem siodełko. Od razu zmaganie z wiatrem stało się łatwiejsze, co w moim przypadku znaczy, że udawało mi się osiągać momentami 18km/h. :) Gdy dojeżdżałem do Umiastowa miałem widzenie, o niewłączonej rejestracji trasy. Zatrzymałem się pod sklepem "U Dzikiego", wyjąłem telefon i od tego momentu pojawia się ślad mojego przejazdu. Z kolei od Traktu Królewskiego za Borzęcinem pojawiła się w moich uszach upragniona cisza. Jazda pod wiatr oprócz innych przyjemności zapewnia też niezapomniane doznania słuchowe: huczenie, szumienie, gwizdanie, a to wszystko w różnym natężeniu i tonacjach. Na ale kiedy już zmieniłem kierunek jazdy, to reszta drogi upłynęła w ciszy i spokoju. I to tyle na dziś.

Ulica Mory coraz bardziej zielona

Wieruchów - Hala Sportowa

Kierownica nie już wyżej od siodełka.

Godzina piętnaście do domu
I na koniec niepełna trasa przejazdu w kształcie głowy psa i tułowia

Ulica Mory coraz bardziej zielona

Wieruchów - Hala Sportowa

Kierownica nie już wyżej od siodełka.

Godzina piętnaście do domu
I na koniec niepełna trasa przejazdu w kształcie głowy psa i tułowia
- DST 48.43km
- Czas 02:22
- VAVG 20.46km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Primus Historicus
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 kwietnia 2018
Kategoria <50
Wczoraj i dziś (6+1+5 km), czyli więcej ględzenia niż jeżdżenia
Moja wczorajsza niemoc nie dawała mi spokoju i chciałem przed wieczorkiem jeszcze raz sprawdzić, czy naprawdę tak źle jest ze mną. Daleko się nie wybierałem, bo tylko do Deca zapytać o mojego Baranka, ale przede wszystkim poprosić o poluzowanie pedałów. Moje rozkalibrowane klucze nadają się do przykręcenia, ale odkręcać nie chcę żeby nie uszkodzić nakrętki.Pedał przykręcony nawet niezbyt mocno, później w trakcie jazdy się sam dokręca. W serwisie stała kolejka ludzi, więc poszedłem "na sklep" i tam sprzedawca od ręki poluzował mi pedały. Zamieniłem z nim dwa słowa i dowiedziałem się, że taki klucz jakim on pracuje kosztuje około dwustu złotych. Mnie aż tak profesjonalne narzędzia nie interesują, ale generalnie jakiś w miarę dobry klucz by mi się przydał. Wychodząc zajrzałem raz jeszcze do serwisu gdzie tłum zdążył się nieco przerzedzić i spytałem, czy może jest gotowy mój rower, ale zgodnie z przypuszczeniem - nie był. Przed wyruszeniem w drogę dokręciłem swoim kluczem pedały tak, by móc je w domu odkręcić i to tyle. Aha! Zapomniałem napisać, że przedtem wymieniłem baterię w liczniku i już mogłem widzieć jak szybko jadę. Było zdecydowanie lepiej niż w dzień. Po powrocie zmieniłem pedały na zatrzaskowe i na tym zakończyłem sprawy rowerowe.
Dziś od rana zachmurzone niebo za oknem nie wróżyło najlepiej i guzdrałem się niemożliwie, aby tylko opóźnić wyjście z domu. Czekałem na jakiś wyraźny sygnał pogodowy: - Albo niech spadnie deszcz, albo niech się choć troszkę rozpogodzi. Niestety nie doczekałem się i w tej sytuacji postanowiłem wyjechać na krótko, tak tylko dla sprawdzenia. Sprawdzanie zajęło mi około kilometra i dowiedziałem się, że jest zimniej niż przypuszczałem, a ja jestem w samej koszulce. Szybki powrót po kurtkę i ponowny wyjazd. Tym razem po kilku minutach poczułem, że prawie niewidoczna mżawka jednak jest mokra i zimna. Wycieraczek na okularach nie mam, cienka wiatrówka już zaczyna puszczać wodę i na rękawach czuję mokrość, gołe kolana protestują. - A szlag by to trafił, myślę sobie. Czy ja ojca, matkę zabiłem? Widocznie dziś mi niepisane jeździć, bo już od rana jakoś się nie składało. Nic na siłę.
Tym sposobem jestem już w domu i słuchając jak za oknami wieje wiatr, popijam kawę i piszę. Dziękuję za uwagę. :)
PS. Wczoraj nie włączałem rejestracji trasy bo zapomniałem, dziś za to wydawało mi się, że włączałem, z naciskiem na WYDAWAŁO. Nie ma śladu, nie ma dowodu na przejechane kilometry. Jest tylko ten wpis.
Dziś od rana zachmurzone niebo za oknem nie wróżyło najlepiej i guzdrałem się niemożliwie, aby tylko opóźnić wyjście z domu. Czekałem na jakiś wyraźny sygnał pogodowy: - Albo niech spadnie deszcz, albo niech się choć troszkę rozpogodzi. Niestety nie doczekałem się i w tej sytuacji postanowiłem wyjechać na krótko, tak tylko dla sprawdzenia. Sprawdzanie zajęło mi około kilometra i dowiedziałem się, że jest zimniej niż przypuszczałem, a ja jestem w samej koszulce. Szybki powrót po kurtkę i ponowny wyjazd. Tym razem po kilku minutach poczułem, że prawie niewidoczna mżawka jednak jest mokra i zimna. Wycieraczek na okularach nie mam, cienka wiatrówka już zaczyna puszczać wodę i na rękawach czuję mokrość, gołe kolana protestują. - A szlag by to trafił, myślę sobie. Czy ja ojca, matkę zabiłem? Widocznie dziś mi niepisane jeździć, bo już od rana jakoś się nie składało. Nic na siłę.
Tym sposobem jestem już w domu i słuchając jak za oknami wieje wiatr, popijam kawę i piszę. Dziękuję za uwagę. :)
PS. Wczoraj nie włączałem rejestracji trasy bo zapomniałem, dziś za to wydawało mi się, że włączałem, z naciskiem na WYDAWAŁO. Nie ma śladu, nie ma dowodu na przejechane kilometry. Jest tylko ten wpis.
Opowieść pewnego emigranta
- Nie bój się, nie zabraknie. To krajowa czysta.
Ja, widzisz, przed wojną byłem komunista,
Ja, widzisz, przed wojną byłem komunista,
Bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd,
A jak Żyd nie był kimś, to ten Żyd był nikt.
Może stąd dla świata tyle z nas pożytku,
Że bankierom i skrzypkom nie mówią - ty żydku!
Ja bankierem nie byłem, ani wirtuozem,
Wojnę w Rosji przeżyłem, oswoiłem się z mrozem
I na własnych nogach przekroczyłem Bug
Razem z Armią Czerwoną, jako Politruk.
Ja byłem jak Mojżesz, niosłem Prawa Nowe,
Na których się miało oprzeć Odbudowę.
A potem mnie - lojalnego komunistę
Przekwalifikowali na manikiurzystę.
Ja kocham Mozarta, Bóg - to dla mnie Bach,
A tam, gdzie pracowałem - tylko krew i strach.
Spałem dobrze - przez ścianę słysząc ludzkie krzyki
A usnąć nie mogłem przy dźwiękach muzyki.
W następstwie Października tak zwanych "wydarzeń"
Już nie byłem w Urzędzie, byłem dziennikarzem.
Ja znałem języki, nie mnie uczyć jak
Pisać wprost, to, co łatwiej można pisać wspak.
Wtedy myśl się zrodziła - niechcący być może,
Żem się z krajem tym związał - jak mogłem najgorzej.
Za tę hańbę zasługi - Warszawa czy Kraków -
Gomułka nam powiedział - Polska dla Polaków.
Już nie dla przybłędów Pospolita Rzecz -
Wiesław, jak Faraon, popędził nas precz.
I szli profesorowie, uczeni, pisarze,
Pracownicy Urzędu, szli i dziennikarze.
W Tel-Awiwie właśnie, zza rogu, z rozpędu
Wpadłem na byłego kolegę z Urzędu,
I pod Ścianę Płaczu iść mi było wstyd -
Czy ja komunista, czy Polak, czy Żyd?
Nie umiałem jak on, chwały czerpać teraz,
Z tego, że się z bankruta robi bohatera.
Wyjechałem. Przeniosłem się tutaj, do Stanów.
Mówią - czym jest komunizm - ucz Amerykanów.
Powiedz im co wiesz, co na sumieniu masz,
A odkupisz grzechy i odzyskasz twarz.
A ja przecież nie umiem nawet ująć w słowa
Jak wygląda to, com - niszcząc - budował.
I tak sam sobie zgotowałem zgubę:
Meloman - nie skrzypek, nie bankier - a ubek,
Oficer polityczny - nie russkij gieroj.
Ani Syjonista, ani też i goj!
Jak ja powiem Jehowie - Za mną, Jahwe stań
Z tą Polską związanym pępowiną hańb!
A jak Żyd nie był kimś, to ten Żyd był nikt.
Może stąd dla świata tyle z nas pożytku,
Że bankierom i skrzypkom nie mówią - ty żydku!
Ja bankierem nie byłem, ani wirtuozem,
Wojnę w Rosji przeżyłem, oswoiłem się z mrozem
I na własnych nogach przekroczyłem Bug
Razem z Armią Czerwoną, jako Politruk.
Ja byłem jak Mojżesz, niosłem Prawa Nowe,
Na których się miało oprzeć Odbudowę.
A potem mnie - lojalnego komunistę
Przekwalifikowali na manikiurzystę.
Ja kocham Mozarta, Bóg - to dla mnie Bach,
A tam, gdzie pracowałem - tylko krew i strach.
Spałem dobrze - przez ścianę słysząc ludzkie krzyki
A usnąć nie mogłem przy dźwiękach muzyki.
W następstwie Października tak zwanych "wydarzeń"
Już nie byłem w Urzędzie, byłem dziennikarzem.
Ja znałem języki, nie mnie uczyć jak
Pisać wprost, to, co łatwiej można pisać wspak.
Wtedy myśl się zrodziła - niechcący być może,
Żem się z krajem tym związał - jak mogłem najgorzej.
Za tę hańbę zasługi - Warszawa czy Kraków -
Gomułka nam powiedział - Polska dla Polaków.
Już nie dla przybłędów Pospolita Rzecz -
Wiesław, jak Faraon, popędził nas precz.
I szli profesorowie, uczeni, pisarze,
Pracownicy Urzędu, szli i dziennikarze.
W Tel-Awiwie właśnie, zza rogu, z rozpędu
Wpadłem na byłego kolegę z Urzędu,
I pod Ścianę Płaczu iść mi było wstyd -
Czy ja komunista, czy Polak, czy Żyd?
Nie umiałem jak on, chwały czerpać teraz,
Z tego, że się z bankruta robi bohatera.
Wyjechałem. Przeniosłem się tutaj, do Stanów.
Mówią - czym jest komunizm - ucz Amerykanów.
Powiedz im co wiesz, co na sumieniu masz,
A odkupisz grzechy i odzyskasz twarz.
A ja przecież nie umiem nawet ująć w słowa
Jak wygląda to, com - niszcząc - budował.
I tak sam sobie zgotowałem zgubę:
Meloman - nie skrzypek, nie bankier - a ubek,
Oficer polityczny - nie russkij gieroj.
Ani Syjonista, ani też i goj!
Jak ja powiem Jehowie - Za mną, Jahwe stań
Z tą Polską związanym pępowiną hańb!
- DST 12.00km
- Czas 00:40
- VAVG 18.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 16 kwietnia 2018
Kategoria <50, Piaseczno/Ursynów
...jak żółw ocięzale
Pamiętacie zapewne "Lokomotywę" Juliana Tuwima i wiecie, jak ciężko było jej ruszyć: -"Najpierw powoli jak żółw ociężale ruszyła maszyna po szynach ospale, szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem..." itd. itd. Ja przez całą dzisiejszą wycieczkę czułem się właśnie jak ta lokomotywa. Nie mogę nawet winy na rower zwalić, choć to nie kolarka, bo kiedyś już na nim jeździłem i to szybciej niż na ówczesnym swoim sprzęcie. Tymczasem teraz miałem wrażenie jakbym ciągnął przyczepkę z dwojgiem dzieci. Zupełnie nie byłem w stanie kręcić szybciej i mocniej i nie mam pojęcia dlaczego. Na przesilenie wiosenne już za późno, wiatr ledwo wyczuwalny, przyzwoity rower na osprzęcie Deore, a jechać się nie dało. Masakra jakaś.

Wojskowy Lublin jeszcze stoi

Mobilny warsztat, albo sanitarka, bo na radiostację nie wygląda

Romantyczna gra wstępna

Widok z kładki na lotnisko

Wykadrowane górne zdjęcie

Zdjęcie przy użyciu zoomu w telefonie wydaje się być lepszej jakości niż kadrowane na komputerze

Lądujemy!

Wiosenny Zbarż

Wojskowy Lublin jeszcze stoi

Mobilny warsztat, albo sanitarka, bo na radiostację nie wygląda

Romantyczna gra wstępna

Widok z kładki na lotnisko

Wykadrowane górne zdjęcie

Zdjęcie przy użyciu zoomu w telefonie wydaje się być lepszej jakości niż kadrowane na komputerze

Lądujemy!

Wiosenny Zbarż
- DST 37.50km
- Teren 2.00km
- Czas 02:16
- VAVG 16.54km/h
- Temperatura 25.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 kwietnia 2018
Kategoria Bez wyjazdu
Nauka wiązania węzłów
Coś trzeba robić jak się nie jeździ.:)
Poniedziałek, 9 kwietnia 2018
Kategoria całe NIC
Oddać rower do serwisu
Nie pozostało mi nic innego, jak odstawić rower na naprawę gwarancyjną. Wymienią mi cały mechanizm korbowy łącznie z suportem, ale ściągnięcie tego z magazynu we Francji trochę potrwa. Termin odbioru jest na 18 kwietnia. No trudno.
- DST 3.00km
- Czas 00:10
- VAVG 18.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Bystry Baranek
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 kwietnia 2018
Kategoria 50-100
Niespotykana awaria i jej szczęśliwy finał
Poranny wyjazd zaczął się bardzo dobrze i kiedy zrobiłem pierwszy postój pod kościołem w Borzęcinie, moja średnia wynosiła ponad 26 km/h. Jechałem trasą "Babickiej dychy" i gdy znalazłem się w mieście akurat startowali młodzicy, a bieg główny miał zacząć się w południe. Zapewne zgromadził więcej uczestników, niż ta garstka dzieciaków zmuszonych do startu przez pana od wuefu.

Ale dziś nie o jeździe i biegach ulicznych, a o awarii. Tak więc gdy w pewnym momencie ruszając mocniej depnąłem w pedał, rozległo się trrrrr! i lewa korba znalazła się w dole, razem z prawą. Tak mnie to zdeprymowało i zaskoczyło, że nie wiedziałem co się stało. Patrzyłem na to i nie wierzyłem w to co widzę. Postanowiłem znaleźć ławeczkę na uboczu i tam dopiero bliżej zgłębić problem i się zastanowić. Kręcąc tylko prawą nogą w końcu dojechałem do jakiejś i tam wyciągnąłem multitoola, poluzowałem śruby mocujące i ustawiłem korbę i mocno dokręciłem.

Oba ramiona korb w dole
Niestety pomogło nie na długo, bo na najbliższym podjeździe mocniejsze depnięcie znów usłyszałem trrrr i ramię korby przestawiło się znowu. Tym razem szybko przywróciłem właściwe ustawienie i uważając by za mocno nie naciskać na pedały kontynuowałem jazdę. Kolejny raz zdarzyło się to już pod domem i już mi się nie chciało schodzić, jakoś dojechałem. W domu zabrałem się za bardziej wnikliwe zbadanie przyczyn i po zdjęciu lewej korby okazało się, że wielowpust w ramieniu jest wyrobiony "na okrągło".
Pomyślałem, że trzeba będzie kupić nową, ale nawet nie miałem czasu poszukać w necie i sprawdzić kosztów, bo jechaliśmy na proszony obiad. Właśnie tu.

Ulubiony pejzaż miejski Putina
Wracając zajechałem do Deca zapytać serwisantów o przyczynę takiego zajechania i o koszt nowego ramienia korby. Okazało się, że ich polityka sprzedaży nie przewiduje takich sytuacji i można kupić komplet, za 360 zł z suportem i tarczami. Poradzili mi żebym na allegro poszukał. W trakcie rozmowy wyszło, że rower kupiłem rok i trzy miesiące temu i chłopak mnie uświadomił, że w takim razie to jest jeszcze na gwarancji. Byłem pewien, że dają rok, a tu takie miłe zaskoczenie! Tym bardziej, że skoro nie sprzedają pojedynczych ramion, to pewnie wymienią mi cały komplet.
W domu sprawdziłem i rzeczywiście Decathlon na Tribany 520 daje dwa lata gwarancji. A na ramę, widelec, kierownicę i mostek - dożywotnią.

Ale dziś nie o jeździe i biegach ulicznych, a o awarii. Tak więc gdy w pewnym momencie ruszając mocniej depnąłem w pedał, rozległo się trrrrr! i lewa korba znalazła się w dole, razem z prawą. Tak mnie to zdeprymowało i zaskoczyło, że nie wiedziałem co się stało. Patrzyłem na to i nie wierzyłem w to co widzę. Postanowiłem znaleźć ławeczkę na uboczu i tam dopiero bliżej zgłębić problem i się zastanowić. Kręcąc tylko prawą nogą w końcu dojechałem do jakiejś i tam wyciągnąłem multitoola, poluzowałem śruby mocujące i ustawiłem korbę i mocno dokręciłem.

Oba ramiona korb w dole
Niestety pomogło nie na długo, bo na najbliższym podjeździe mocniejsze depnięcie znów usłyszałem trrrr i ramię korby przestawiło się znowu. Tym razem szybko przywróciłem właściwe ustawienie i uważając by za mocno nie naciskać na pedały kontynuowałem jazdę. Kolejny raz zdarzyło się to już pod domem i już mi się nie chciało schodzić, jakoś dojechałem. W domu zabrałem się za bardziej wnikliwe zbadanie przyczyn i po zdjęciu lewej korby okazało się, że wielowpust w ramieniu jest wyrobiony "na okrągło".
Pomyślałem, że trzeba będzie kupić nową, ale nawet nie miałem czasu poszukać w necie i sprawdzić kosztów, bo jechaliśmy na proszony obiad. Właśnie tu.

Ulubiony pejzaż miejski Putina
Wracając zajechałem do Deca zapytać serwisantów o przyczynę takiego zajechania i o koszt nowego ramienia korby. Okazało się, że ich polityka sprzedaży nie przewiduje takich sytuacji i można kupić komplet, za 360 zł z suportem i tarczami. Poradzili mi żebym na allegro poszukał. W trakcie rozmowy wyszło, że rower kupiłem rok i trzy miesiące temu i chłopak mnie uświadomił, że w takim razie to jest jeszcze na gwarancji. Byłem pewien, że dają rok, a tu takie miłe zaskoczenie! Tym bardziej, że skoro nie sprzedają pojedynczych ramion, to pewnie wymienią mi cały komplet.
W domu sprawdziłem i rzeczywiście Decathlon na Tribany 520 daje dwa lata gwarancji. A na ramę, widelec, kierownicę i mostek - dożywotnią.
- DST 60.00km
- Czas 02:45
- VAVG 21.82km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt Bystry Baranek
- Aktywność Jazda na rowerze