Znane porzekadło mówi: do trzech razy sztuka. Właśnie po raz trzeci nawiedziłem okolice Grodziska Mazowieckiego i ponownie kilkanaście metrów zabrakło, do zaliczenia kwadratu w tym mieście. Niezbyt uważnie popatrzyłem na mapę kreśląc ślad przejazdu i wpadka gotowa. Garmin prowadzi mnie niezawodnie przez te wszystkie zadupia, ale w przypadku awarii zginąłbym jak ciotka w Czechach. Pogoda, a właściwie temperatura, nieco poniżej komfortu, a im dłużej jechałem, tym bardziej się wychładzałem. Wprawdzie początkowo miałem zamiar wracać na kołach i kolejną setkę machnąć, ale w tej sytuacji wybrałem koła pociągu. Znów dopisało mi szczęście i prosto z roweru przesiadłem się do czekającego na stacji składu. Tym razem miałem dwanaście minut zapasu. Bilet kupiłem w aplikacji SkyCash, to spora wygoda, nie trzeba szukać kasy, konduktora, ani biletomatu. Ponieważ wcześniej wróciłem, zdążyłem jeszcze odebrać zamówiony olej do łańcucha.
Dziś znów kręciłem się w okolicach Grodziska i Błonia, poznając mazowieckie wsie, wioski i przysiółki. Niestety mocno się ochłodziło a zimny, syberyjski wiatr mocno przeszkadzał i nie dawał się rozgrzać. Najgorzej było pod koniec, gdy musiałem mocno zwolnić na dziurawej śmieszce wzdłuż krajówki 92 do Błonia. Na szczęście zdążyłem, na stację przyjechałem sześć minut przed odjazdem pociągu do Warszawy. Czasem przydaje się mieć trochę szczęścia. PS. Pomimo skomplikowanego kształtu trasy, a może właśnie dlatego, ominąłem sześć kwadratów, niektóre zaledwie o kilkanaście metrów. Z uwagi na ich bok, o długości zaledwie półtora kilometra, wymaga to bardzo precyzyjnej nawigacji. Będzie okazja wrócić. PS.2. Dodałem kilometry do Zachodniego i powrotem.
Listopadowa pogoda nadal nas rozpieszcza i aż szkoda jej nie wykorzystać. Do tego zyskałem nową motywację do jeżdżenia i zbieram kwadraty, a to jest łatwiejsze od zbierania gmin i nie wymaga wypraw po Polsce. za to trudniej sensownie wytyczyć trasę, trzeba kluczyć i cofać się po własnym śladzie, no i czasem trzeba zapuścić się w teren. ja mam sporo białych plam całkiem niedaleko - w Puszczy Kampinoskiej. Wracając zajrzałem do Sierakowa, zobaczyć jak wyglądaj tam drogi, ale na wąskich oponach nie ma co się tam zapuszczać. Może jak zamienię na trekingowe i zrobię z Bystrego Baranka bieda-gravela, pomyślę i o drogach puszczańskich.
Jest kościół w Borzęcinie, nie ma kontroli czasu
Duże zachmurzenie, 9°C, Odczuwalna temperatura 5°C, Wilgotność 76%, Wiatr 7m/s z PłdPłdZ - Klimat.app
Trasa na zachód niby znana i jeżdżona wielokrotnie, ale w dwóch miejscach musiałem z niej zboczyć, by skompletować dwa permanentnie omijane kwadraty. Dla wygody i szybkości kilkanaście kilometrów przejechałem drogą krajową numer 92, tzw. poznańską. Nie jedźcie tą drogą! Choć mamy do dyspozycji szerokie pobocze, to jest naszpikowana znakami zakazu jazdy rowerem i trzeba zjeżdżać na koślawą i dziurawą śmieszkę. Do tego dochodzi ciągły hałas pędzących ciężarówek i nawet pojawiająca się trzy kilometry przed Błoniem asfaltowa droga dla rowerów, nie rekompensuje niedogodności tej drogi.
W zbieraniu kwadratów pomocna jest dywersyfikacja tras, a nie jazda wciąż tymi samymi drogami. Czasem wystarczało skręcić ledwie kilkaset metrów i dziś pod tym kątem opracowałem trasę. Odwiedziłem nowe miejsca i to całkiem całkiem nieodległe od dotychczas mijanych i nawet jazda krajówką do Góry Kalwarii nie popsuła mi nastroju. Przystanek na kawę i małe co nieco w Górze Kawiarni, pozwolił rozgrzać zmarznięte dłonie i poprawić bilans kaloryczny organizmu i z ochotą wyruszyłem na drugą stronę Wisły. Jazda przez most minęła bez stresu, w odróżnieniu od wcześniejszego zjazdu po kocich łbach ulicy Świętego Antoniego. Pierwszy raz zjeżdżałem na Baranku i nawet klocki Ultegry nie pomogły - największy spadek pokonaliśmy na nogach. Po drugiej stronie Wisły rozpościera się kraina etnograficzna zwana Urzecz, lub Urzecze, którą przejeżdżałem wiele razy, ale dziś wracając do Warszawy myszkowałem to w prawo, to w lewo. Drogi gładkie i puste więc kompletowanie kwadratów, czyli nieodkrytych miejsc, przychodziło lekko, łatwo i przyjemnie. Właściwie całą dzisiejszą jazdę mogę tak określić.
Wśród użytkowników Stravy i Wykopu dynamicznie rozwija się zabawa, połączona ze współzawodnictwem, w zbieranie kwadratów. Nie będę się rozpisywał na czym to polega, ale za namową tamtejszych wykopków, czyli mirków, dołączyłem wczoraj do tej zabawy i od razu wskoczyłem na 11 miejsce. Wieczorem wytyczyłem trasę na dziś i pojechałem powiększyć swój stan posiadania. Póki co, jest to trochę łatwiejsze niż zbieranie gmin, a też daje motywację do jeżdżenia. A jak wiadomo każdy sposób jest dobry, który pozwoli wyjść z krainy lenia i wsiąść na rower.
A tak w skrócie, to kwadraty są poprowadzone wzdłuż południków i równoleżników, mają bok około półtora kilometra i trzeba jechać tam, gdzie się jeszcze nie było. Pomaga w tym heatmapa na statshunters,com. W moim przypadku trudno będzie zaliczać kwadraty terenowe np. w Kampinosie, ale może jak założę szersze opony, to i o tym pomyślę. Tylko moje zapasowe mają 28 mm i mogą kazać się niewystarczające. Zobaczymy. Na razie się wkręciłem.
A jako że, jak wspomniałem, jechałem na nawigacji, to nieoczekiwania znalazłem się w miejscu, które przywołało wspomnienia z początku lat dziewięćdziesiątych. Wtedy to właśnie wiedziony nieodpartą potrzebą wypróbowania wszelkich dostępnych środków, udałem się do Podkowy Leśnej do znanego bioenergoterapeuty, pana Zbyszka Nowaka. Nie, żebym specjalnie wierzył, to była bardziej ciekawość i chęć wypróbowania na 100% skutecznej metody;). Pojechałem z samego rana, samochodów z rejestracją z całej Polski było już kilkadziesiąt, niektórzy w nich jeszcze spali, ale gdy po odstaniu swojego w kolejce, w końcu zarejestrowaliśmy się, zapłaciliśmy - nie pamiętam już ile - i poszliśmy do dość sporej świetlicy. Tam pan Zbyszek Nowak pogadał z pół godziny, chyba jakieś takie motywacyjne gadki, namagnetyzował wody w zgrzewkach, które trzeba było potem kupić, by wzmocnić działanie jego uzdrawiającej energii i to było tyle.
Skutek tej wizyty był taki, że jak jechałem do pracy po tym seansie, to w kiosku kupiłem sobie papierosy. Aha, bo nie wiecie, że pojechałem tam odzwyczaić się od palenia, a pan Zbyszek, na samym początku seansu, polecił nam wrzucić swoje papierosy do worka krążącego po sali.
i tak to właśnie rzuciłem palenie. Potem jeszcze była chińska akupunktura w ucho - równie skuteczna - i parę innych doskonałych i pewnych metod, ale ja nie o tym. Po prostu tak mi się przypomniało w tym miejscu. A myślałem, że już dawno te jego terapie umarły śmiercią naturalną. PS. Ktoś wie, co to za żółte grzyby?