Pogoda nadal nas nie rozpieszcza, zimno i syberyjska purga ze wschodu. Kolejny dzień eksploracji wschodnich rubieży Warszawy i likwidacji białych plam zacząłem od stacji Dębe Wielkie. To jeden przystanek na wschód dalej, niż wczoraj i kierunek obrany bardziej na północ, niż na wschód. Silny wiatr pomagał w jeździe, tylko szkoda, że tak duża część trasy wypadała po lasach. A tam na moim rowerze nie pospieszy; raz, że wąskie opony, dwa, że noga nie ta, a trzy - słaba technika jazdy terenowej. najlepiej uświadomiłem to sobie. jak minął mnie gravelowiec z naprawdę dużym zapasem prędkości. To jedyny człowiek na rowerze widziany dzisiaj. Kiedy już przebiłem się przez te wszystkie lasy do Wołomina, wsiadłem w pociąg i wróciłem do Warszawy. Tak bardzo nie chciało mi się marznąć, że resztę drogi pokonałem metrem i dopiero z Ronda Daszyńskiego pojechałem na kołach. Czyli dziś dojazdowe trzy kilometry w sumie. Zdjęć nie robiłem, bo było brzydko, ponuro i ciemno, a las wszędzie taki sam, tylko jedno w pociągu.
Pochmurny, -1°C, Odczuwalna temperatura -4°C, Wilgotność 67%, Wiatr 8m/s z PłdW - Klimat.app
Zapełniania "białych plam", nietkniętych moim rowerowym kołem, ciąg dalszy. Dojazd pociągiem do stacji Cisie, a potem na szczęście jazda asfaltami na wschód, z wiatrem. Tego dobrego wystarczyło na dwadzieścia parę kilometrów, później orka przez las, po korzeniach, szutrze i piachu naszym mazowieckim. Powrót znów pociągiem, tym razem ze stacji Warszawa Wesoła. Aplikacja w telefonie SkyCash, bardzo ułatwia podróżowanie i kupno biletów. Dwa kilometry dodane na drogę do Zachodniego i z powrotem.
Trochę długo rano zamarudziłem i dlatego do Rembertowa pojechałem pociągiem i to dopiero o 11:35. Najpierw skierowałem się w stronę Zielonki z odbiciem w las, potem wróciłem do Rembertowa, Wesołej i przez Marysin Wawerski wróciłem do Warszawy. W sumie nic ciekawego. Za to ciepło tak, że można było jechać w krótkich spodniach. Musiałem koszulkę rozpinać pod szyją, żeby mnie wiaterek chłodził.
Przeważnie słonecznie, 10°C, Odczuwalna temperatura 9°C, Wilgotność 63%, Wiatr 7m/s z PłdPłdW - Klimat.app
Uzupełniam dziury, czyli miejsca, w których nie byłem. Przy okazji, jadąc innymi drogami, docieram do miejsc dawno nie odwiedzanych. Dziś dość nieoczekiwanie znalazłem się w Ossowie i pomimo, że kiedyś tu byłem, to cmentarza i kaplicy nie widziałem.
"Od II wojny światowej do lat 90. XX w. władze przesunęły granicę poligonu tak, że kaplica i cmentarz znajdowały się w jego obrębie, a drewniany most na rzece Długiej został rozebrany (stały betonowy most oddano do użytku dopiero w 1993 r.). Przed wejściem ustawiono tablicę z napisem „Teren Wojskowy – wejście grozi śmiercią”. Władze nie pozwalały, aby Polacy czcili w jakiejkolwiek formie pamięć tych, którzy w 1920 roku obronili Warszawę i Polskę przed zalewem komunizmu. Mimo tych zakazów mieszkańcy przez wiele lat potajemnie dbali o groby. Po wieloletnich staraniach, pierwsze po 40 latach nabożeństwo w kaplicy odprawiono w 1978 r., a następnie uzyskano zgodę władz na odprawianie jednej mszy niedzielnej, co ułatwiło opiekę nad grobami. W 1982 r. zezwolono także na rozbudowę kaplicy, która w 2007 r. stała się świątynią parafialną Matki Bożej Zwycięskiej w Ossowie. Zarówno cmentarz, jak i kaplica z dzwonnicą wpisane są do rejestru zabytków."
Chciałem jakoś zakończyć listopad, ale temperatura mnie pokonała. Niby nie było tak zimno, zaledwie minus dwa, ale przy moich cienkich spodniach i kurtce dawało się mocno we znaki. Szczególnie po dwóch godzinach jazdy, a najbardziej podczas powrotu pod syberyjski wiatr. Zesztywniałem nogi nie chciały kręcić, ale daleko z Marek nie było, jakoś dojechałem. Średnia mówi wszystko, nawet biorąc pod uwagę jazdę terenową. Listopad okazał się wicemistrzem, po marcu, w liczbie przejechanych kilometrów -1284 km.
... ale pomyślałem, że kawałek z Mariewa do Zaborowa jakoś przejadę. Późno wyruszyłem z domu i dlatego pojechałem na zachód najkrótszą trasą, a nie przez zachodnie wioski. Droga wojewódzka 580 nie jest przyjazna rowerzystom, a na dodatek wiedzie wzdłuż niej śmieszka, z setkami wyjazdów z posesji. Na szczęście jest po lewej stronie i olałem ją bez wahania, a żaden kierowca nie miał misji szeryfa - nauczyciela rowerzystów, z ręką na klaksonie. A w lesie, jak to w lesie., widać na zdjęciach. Dziwny wydał mi się tylko ten dom i krzyż, tak całkiem pośrodku niczego. Wracałem już standardowo, przez Pilaszków, Kaputy, etc...
Kiedy wyjeżdżałem szron bielił się na dachach samochodów, a kierowcy pracowicie skrobali szyby przed wyruszeniem do pracy. Nawet gdy już byłem poza miastem, nadal utrzymywał się na liściach i trawach, a rozlewiska w Kampinosie pokrywał lód. Nie miałem zamiaru daleko zagłębiać się w teren, ale i ten parę kilometrów dało mi w kość. Wytrzęsło mnie niemiłosiernie, a i łańcuch, na nieznanych mu wcześniej przełożeniach, zaczął wydawać jakieś potępieńcze odgłosy. Kiedy już wreszcie wydostałem się z lasu i wróciłem na asfalt, też niezbyt dobrze mi się jechało, czułem jakby coś odebrało mi siły. Miałem wrażenie, że jadę cały czas pod górę i pod wiatr. Na pocieszenie mam to, że na razie skończyłem z jazdą terenową.
Niedobrze dziś się zaczęło, bo po pięciu kilometrach musiałem wrócić się do domu. Okazało się, że kaseta w zimowym kole jest mocno zajechana i łańcuch wcale nie zamierzał się ułożyć. Szybko wymontowałem z wczoraj zdjętego koła kasetę, sprawnie przełożyłem do drugiego koła i ponownie ruszyłem w trasę. Zamierzałem dojechać do Puszczy Kampinoskiej i poznać "uroki" jazdy terenowej, na prawie gravelu. Może gdybym miał szersze opony nie musiałbym brać w cudzysłów uroków, ale w sumie najgorzej nie było. Zawsze udawało mi się wypiąć w porę i podeprzeć, gdy rower stawał w piachu, a z buta w sumie może tylko z dwieście metrów przeszedłem. Na pewno nie polubię jazdy po singlach, ale z konieczności mogę raz na jakiś czas po lesie pojeździć. PS. Zapomniałem za drugim razem włączyć licznika, dlatego dodałem kilometry.
Sprawdzałem, jak szosowe opony 25 mm radzą sobie z drogami w Puszczy Kampinoskiej. Zgodnie z przewidywaniami, daleko nie ujechałem, dlatego po powrocie założyłem drugi komplet kół, z oponami 28 mm. Zobaczymy jutro jak będzie.
height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/4383638038/embed/34648b2537fa36ee4b9810ca2eaae1313728959e">
Niewielkie zachmurzenie, 6°C, Odczuwalna temperatura 2°C, Wilgotność 83%, Wiatr 5m/s z Z - Klimat.app
Co z tego, że sprawdziłem wczoraj prognozę i widziałem zapowiedź opadów deszczu? Nic! Opady miały być niewielkie, więc żadnej refleksji to u mnie nie wywołało. Dopiero jak poczułem mokrość w butach i w tytułowej części ciała, zrozumiałem poniewczasie, że sama kurtka nie zapewnia wystarczającej ochrony przed deszczem. Jakoś ciągle mi to umyka. Do tego na drogach jest sporo ziemi naniesionej z pól przez koła traktorów, które woda zamienia w rzadkie błoto. Niby kilometrów dziś niewiele, ale dawno już tak ubłocony nie wróciłem. A rower..., szkoda gadać. Bite półtorej godziny czyszczenia na korytarzu i pełna śmietniczka piachu zamiecionego z podłogi. Ale zakończyłem wreszcie eksplorację terenów wokół Grodziska i teraz czas na zmiany kierunków.