Wpisy archiwalne w kategorii
Piaseczno/Ursynów
| Dystans całkowity: | 18626.84 km (w terenie 127.00 km; 0.68%) |
| Czas w ruchu: | 904:46 |
| Średnia prędkość: | 20.55 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 50.40 km/h |
| Suma podjazdów: | 15028 m |
| Suma kalorii: | 205724 kcal |
| Liczba aktywności: | 328 |
| Średnio na aktywność: | 56.79 km i 2h 46m |
| Więcej statystyk | |
Środa, 13 sierpnia 2014
Kategoria Piaseczno/Ursynów, Naprawy, ku pomocy, <50
Skrzypienia c.d. - korba na drodze
Sporo rzeczy miałem dziś do zrobienia, z których dla mnie najważniejszą był spacer z Julką. Z nikim tak dobrze jej się nie śpi jak z dziadkiem. Ale zanim dotarłem do Piaseczna, odstawiłem drugiej córce samochód na Ursynów, bo jutro wraca i pewnie by wolała mieć auto pod domem, a nie na Ochocie. Tam wreszcie przesiadłem się na rower i przez Las Kabacki dojechałem do Puławskiej i do celu. Na miejscu zamieniłem pojazd dwukołowy na trzykołowy i kolejne 7,5 km zrobiłem pchając przed sobą, dziecięcy wózek z zawartością, pogrążoną w głębokim śnie.

Fontanny na rynku w Piasecznie © yurek55
Powrotna droga wiodła znowu przez Ursynów i tym razem chciałem dłużej Lasem Kabackim pojechać. Nie bardzo orientuję się w topografii leśnych dróg i wyjechałem oczywiście nie tam gdzie chciałem, prosto na mur zajezdni metra na Kabatach. Pojechałem skrajem lasu i w końcu dotarłem do miejsca gdzie zamierzałem wyjechać z lasu, czyli do Relaksowej.
Jazdę po cichych, leśnych drogach urozmaicało mi - i wszystkim okolicznym spacerowiczom i rowerzystom - donośne skrzypienie przy każdym naciśnięciu lewego pedału. Normalnie aż mi wstyd było jechać na takim rzęchu...

Skrajem Lasu Kabackiego © yurek55
Potem w ruchu ulicznym odgłos ten nie był już tak słyszalny, co niestety uśpiło moją czujność. Gdy już dojechałem na Ursynów i zrobiłem co miałem zrobić, wsiadłem po prostu na rower i popedałowałem do domu na spóźniony obiad. Długo nie trwała moja jazda, po kilometrze poczułem dziwne ruchy lewej korby, a po drugim kilometrze leżała już na drodze. Jako tako ją przykręciłem i powoli dojechałem do warsztatu wulkanizacyjnego, gdzie pożyczyli mi imbus 8 i mogłem już normalnie dojechać do domu.
Pierwszy raz w życiu mi się korba odkręciła i to jest wina producenta roweru Kands, nie słyszałem o takim przypadku w żadnym innym rowerze. Nawet mi nie przeszło przez myśl, że coś takiego może się zdarzyć. Albo może mało jeszcze wiem o rowerach?

Fontanny na rynku w Piasecznie © yurek55
Powrotna droga wiodła znowu przez Ursynów i tym razem chciałem dłużej Lasem Kabackim pojechać. Nie bardzo orientuję się w topografii leśnych dróg i wyjechałem oczywiście nie tam gdzie chciałem, prosto na mur zajezdni metra na Kabatach. Pojechałem skrajem lasu i w końcu dotarłem do miejsca gdzie zamierzałem wyjechać z lasu, czyli do Relaksowej.
Jazdę po cichych, leśnych drogach urozmaicało mi - i wszystkim okolicznym spacerowiczom i rowerzystom - donośne skrzypienie przy każdym naciśnięciu lewego pedału. Normalnie aż mi wstyd było jechać na takim rzęchu...

Skrajem Lasu Kabackiego © yurek55
Potem w ruchu ulicznym odgłos ten nie był już tak słyszalny, co niestety uśpiło moją czujność. Gdy już dojechałem na Ursynów i zrobiłem co miałem zrobić, wsiadłem po prostu na rower i popedałowałem do domu na spóźniony obiad. Długo nie trwała moja jazda, po kilometrze poczułem dziwne ruchy lewej korby, a po drugim kilometrze leżała już na drodze. Jako tako ją przykręciłem i powoli dojechałem do warsztatu wulkanizacyjnego, gdzie pożyczyli mi imbus 8 i mogłem już normalnie dojechać do domu.
Pierwszy raz w życiu mi się korba odkręciła i to jest wina producenta roweru Kands, nie słyszałem o takim przypadku w żadnym innym rowerze. Nawet mi nie przeszło przez myśl, że coś takiego może się zdarzyć. Albo może mało jeszcze wiem o rowerach?
- DST 44.00km
- Teren 7.00km
- Czas 02:22
- VAVG 18.59km/h
- Temperatura 22.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 sierpnia 2014
Kategoria 50-100, Piaseczno/Ursynów
Wreszcie chłodniej
Dziś musiałem przeprowadzić samochód z punktu A do punktu B, a ponieważ to nie mój, to najpierw musiałem do niego dojechać, a po dostarczeniu na miejsce, wrócić do domu. W takiej sytuacji rower jest wyborem najlepszym z możliwych, wprawdzie niektórzy wybraliby taksówkę, lub ZTM, ale nie ja. Pojechałem więc sobie na Ursynów, wziąłem z mieszkania córki kluczyki i dokumenty, potem zdjąłem przednie koło i wsadziłem rower do bagażnika. Ale wcześniej na ulicy Pileckiego wpadł mi w oczy ten dziwaczny mural. Nie rozumiem intencji ani przesłania tego obrazu. Autor namalował i walczących żołnierzy w mundurach Ludowego Wojska z pepeszami i chaty wiejskie, jakby to partyzantka jakaś była i portret Witolda Pileckiego i jeszcze tę złowrogą postać rodem z komiksu, czy filmu fantasy. Kompletne poplątanie z pomieszaniem.

Co autor miał na myśli? © yurek55

Dziwny mural © yurek55
Z Ursynowa samochód przeprowadziłem na Tarchomin i znowu mogłem przesiąść się na rower. Pojechałem do Nowego Dworu Mazowieckiego, trasą Księgowego ale w Rajszewie skręciłem odwiedzić pole golfowe. Oprócz panów z kijami spotkałem tam posiadaczy złotych kart członkowskich First Warsaw Golf & Country Club

Rezydenci Golf Clubu © yurek55

Rajszew Golf Club © yurek55
Na wjeździe do Czosnowa jest droga dla rowerów, po lewej stronie drogi, ale pomimo to jest obowiązująca dla rowerzystów - i to bez żadnych wątpliwości interpretacyjnych. Ostatnia dyskusja na ten temat pokazała diametralnie różne zdania na ten temat.

Wjazd do Czosnowa © yurek55

Królewskie miasto? © yurek55

Skwer z fontanną, Czosnów © yurek55
Na drodze do Łomianek wyprzedził mnie cyklista w moim wieku, ale nie dałem mu odjechać, a nawet po ok. kilometrze dałem mu zmianę. Potem on wyszedł na prowadzenie, potem znowu ja - i tak dając sobie zmiany, utrzymywaliśmy tempo 27km/h. Niestety potem został gdzieś z tyłu i do Warszawy wjeżdżałem już sam.
Upał wreszcie odpuścił, nawet deszczyk mnie trochę pokropił, ale nie na tyle, by wyciągać kurtkę z plecaka.

Co autor miał na myśli? © yurek55

Dziwny mural © yurek55
Z Ursynowa samochód przeprowadziłem na Tarchomin i znowu mogłem przesiąść się na rower. Pojechałem do Nowego Dworu Mazowieckiego, trasą Księgowego ale w Rajszewie skręciłem odwiedzić pole golfowe. Oprócz panów z kijami spotkałem tam posiadaczy złotych kart członkowskich First Warsaw Golf & Country Club

Rezydenci Golf Clubu © yurek55

Rajszew Golf Club © yurek55
Na wjeździe do Czosnowa jest droga dla rowerów, po lewej stronie drogi, ale pomimo to jest obowiązująca dla rowerzystów - i to bez żadnych wątpliwości interpretacyjnych. Ostatnia dyskusja na ten temat pokazała diametralnie różne zdania na ten temat.

Wjazd do Czosnowa © yurek55

Królewskie miasto? © yurek55

Skwer z fontanną, Czosnów © yurek55
Na drodze do Łomianek wyprzedził mnie cyklista w moim wieku, ale nie dałem mu odjechać, a nawet po ok. kilometrze dałem mu zmianę. Potem on wyszedł na prowadzenie, potem znowu ja - i tak dając sobie zmiany, utrzymywaliśmy tempo 27km/h. Niestety potem został gdzieś z tyłu i do Warszawy wjeżdżałem już sam.
Upał wreszcie odpuścił, nawet deszczyk mnie trochę pokropił, ale nie na tyle, by wyciągać kurtkę z plecaka.
- DST 86.54km
- Teren 2.00km
- Czas 04:04
- VAVG 21.28km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 lipca 2014
Kategoria 50-100, kurierowo, Piaseczno/Ursynów
Pojeżdżawka po Warszawie
Od powrotu znad morza nie jeździłem, jakoś nie miałem czasu, albo ochoty, albo jednego i drugiego. Dlatego dzisiejszy pretekst jakim było, a jakże, odebranie zakupionych na popularnym portalu aukcyjnym rzeczy, powitałem z radością. Tak się rozochociłem, że potem zawiozłem te rzeczy na Ursynów, a jeszcze później zrobiłem trasę południe - północ i ostatnim mostem przejechałem na drugą stronę Wisły. Na Ursynowie ujął mnie za serce ten oto obrazek. Miło, że ktoś o nas myśli, prawda?

Wzruszyłem się © yurek55
Po drugiej stronie Wisły odwiedziłem śluzę i dowiedziałem się, że ma ona swojego patrona. Już w domu nieoceniona wiki powiedziała mi kim był.

Śluza "Żerań" im. inż. T. Tillingera © yurek55
Postałem, popatrzyłem jak śluzuje się tramwaj wodny "Zefir" i gdy już wpłynął na wody wiślane pojechałem dalej.

Tramwaj wodny "Zefir" w śluzie Żerań © yurek55
Wrażenia z dzisiejszej jazdy w sumie pozytywne, choć nie bardzo jest z czego się cieszyć. Osławione bulwary nadwiślańskie bufetowej nadal w rozsypce, estakady Trasy Łazienkowskiej i Trasy Toruńskiej, oraz sama Trasa - Sajgon straszny, upał do tego dziś niemiłosierny, a mimo to, fajnie znowu wsiąść na rower!

Wzruszyłem się © yurek55
Po drugiej stronie Wisły odwiedziłem śluzę i dowiedziałem się, że ma ona swojego patrona. Już w domu nieoceniona wiki powiedziała mi kim był.

Śluza "Żerań" im. inż. T. Tillingera © yurek55
Postałem, popatrzyłem jak śluzuje się tramwaj wodny "Zefir" i gdy już wpłynął na wody wiślane pojechałem dalej.

Tramwaj wodny "Zefir" w śluzie Żerań © yurek55
Wrażenia z dzisiejszej jazdy w sumie pozytywne, choć nie bardzo jest z czego się cieszyć. Osławione bulwary nadwiślańskie bufetowej nadal w rozsypce, estakady Trasy Łazienkowskiej i Trasy Toruńskiej, oraz sama Trasa - Sajgon straszny, upał do tego dziś niemiłosierny, a mimo to, fajnie znowu wsiąść na rower!
- DST 80.59km
- Teren 4.00km
- Czas 04:16
- VAVG 18.89km/h
- Temperatura 29.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 25 czerwca 2014
Kategoria <50, ku pomocy, Piaseczno/Ursynów
Zagadka z Lesznowoli.
Czułem w nogach wczorajszy dystans i dlatego do Piaseczna pojechałem zwykłą, najkrótszą drogą. Pechowe skrzyżowanie na Puławskiej, gdzie w zeszłym tygodniu zostałem potrącony przez samochód, tym razem przejechałem korzystając z fragmentu drogi dla rowerów. Za mało czasu upłynęło i wspomnienie jest nadal żywe, wolałem nie ryzykować. Niestety na dalszym fragmencie ulicy Puławskiej i tak zawsze muszę podejmować ryzyko, bo od Auchan do Decathlonu jest zakaz jazdy rowerem i przez kilometr można mnie bezkarnie potrącić samochodem. I jeszcze mandat dostanę jak przeżyję.
Ale ponieważ i tym razem mi się udało, mogłem zabrać na spacer wnuczkę, żeby mogła się wyspać, a jej mama mogła coś w domu zrobić.
Wracałem drogą przez Jazgarzewszczyznę, Borowiec, Wilczą Górę, Magdalenkę, Janki, i Raszyn. Już od kościoła w Raszynie zaczyna sie korek, który ciągnie się aż do skrzyżowania z obwodnicą na Alei Krakowskiej. Nie rozumiem dlaczego tak się dzieje, ale to niezmienny element wjazdu do Warszawy od południa. Facet w Mercedesie kabrio, który wyjeżdżał z parkingu przy Centrum Handlowym Janki i którego wyminąłem stojącego w Raszynie, wyprzedził mnie dopiero w Warszawie przy Łopuszańskiej. Ale oprócz satysfakcji z omijania stojących w korku samochodów, nie jest to droga przyjazna rowerzystom, wolę jednak wracać przez Dawidy i drogą dla rowerów (formalnie w budowie) wzdłuż lotniska Okęcie. Dziś pojechałem tamtędy tylko dlatego, żeby sobie przypomnieć jak nie lubię tamtędy jeździć.
Na zakończenie tytułowa zagadka. Co autor miał na myśli? Dla ułatwienia dodam, że baner jest w tym miejscu od kilku lat.

Kto zrozumie to przesłanie? © yurek55
I jeszcze informacja na murze Toru na Służewcu, zainteresowani będą wiedzieć o co chodzi.

Mural informacyjny hip festiwal © yurek55
Ale ponieważ i tym razem mi się udało, mogłem zabrać na spacer wnuczkę, żeby mogła się wyspać, a jej mama mogła coś w domu zrobić.
Wracałem drogą przez Jazgarzewszczyznę, Borowiec, Wilczą Górę, Magdalenkę, Janki, i Raszyn. Już od kościoła w Raszynie zaczyna sie korek, który ciągnie się aż do skrzyżowania z obwodnicą na Alei Krakowskiej. Nie rozumiem dlaczego tak się dzieje, ale to niezmienny element wjazdu do Warszawy od południa. Facet w Mercedesie kabrio, który wyjeżdżał z parkingu przy Centrum Handlowym Janki i którego wyminąłem stojącego w Raszynie, wyprzedził mnie dopiero w Warszawie przy Łopuszańskiej. Ale oprócz satysfakcji z omijania stojących w korku samochodów, nie jest to droga przyjazna rowerzystom, wolę jednak wracać przez Dawidy i drogą dla rowerów (formalnie w budowie) wzdłuż lotniska Okęcie. Dziś pojechałem tamtędy tylko dlatego, żeby sobie przypomnieć jak nie lubię tamtędy jeździć.
Na zakończenie tytułowa zagadka. Co autor miał na myśli? Dla ułatwienia dodam, że baner jest w tym miejscu od kilku lat.

Kto zrozumie to przesłanie? © yurek55
I jeszcze informacja na murze Toru na Służewcu, zainteresowani będą wiedzieć o co chodzi.

Mural informacyjny hip festiwal © yurek55
- DST 48.53km
- Czas 02:09
- VAVG 22.57km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 czerwca 2014
Kategoria 50-100, ku pomocy, kurierowo, Piaseczno/Ursynów
Sposoby na upał.
Jazda rowerem w temperaturze powyżej trzydziestu stopni Celsjusza, to dla mnie poważne wyzwanie. Najbardziej nie lubię momentów gdy muszę stanąć, bo natychmiast jestem zalany potem od stóp do głów. W czasie jazdy pęd powietrza trochę osusza krople potu - o ile pędem można nazwać te 20-25km/h, które udaje mi się osiągać - ale postoje to istny koszmar. Druga denerwująca rzecz to pot zalewający oko i na dodatek szczypiący nieprzyjemnie - taka już jego wredna natura. Potnik wewnątrz kasku ma zbyt małą pojemność wchłaniania i po pewnym czasie, po prostu przesiąka. Trzeba odpowiednio ustawić głowę i wtedy widać jak krople spadają na ziemię, a nie spływają do oka. Można też zatrzymać się, zdjąć kask i wycisnąć nagromadzoną wilgoć.
Rozwiązanie tego drugiego problemu jest banalnie proste. Można założyć na czoło zwiniętą bandamkę, wtedy pot ma dodatkową przeszkodę, ja natomiast dziś zastosowałem wariant ultratropikalny. Rozwinąłem ją i założyłem jak piracką chustę, uprzednio zmoczywszy ją obficie w zimnej wodzie. Na to kask i jazda! Potem jeszcze kilka razy polewałem ją wodą z bidonu, a raz zmoczyłem w fontannie i tym sposobem pozbyłem się uciążliwego problemu. A gdy musiałem się zatrzymać, wilgotna chustka doskonale wycierała i zmywała pot z twarzy i szyi. A jakie są wasze patenty na walkę z upałem w czasie jazdy?
Rozwiązanie tego drugiego problemu jest banalnie proste. Można założyć na czoło zwiniętą bandamkę, wtedy pot ma dodatkową przeszkodę, ja natomiast dziś zastosowałem wariant ultratropikalny. Rozwinąłem ją i założyłem jak piracką chustę, uprzednio zmoczywszy ją obficie w zimnej wodzie. Na to kask i jazda! Potem jeszcze kilka razy polewałem ją wodą z bidonu, a raz zmoczyłem w fontannie i tym sposobem pozbyłem się uciążliwego problemu. A gdy musiałem się zatrzymać, wilgotna chustka doskonale wycierała i zmywała pot z twarzy i szyi. A jakie są wasze patenty na walkę z upałem w czasie jazdy?
- DST 56.18km
- Czas 02:41
- VAVG 20.94km/h
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 maja 2014
Kategoria 50-100, kurierowo, Piaseczno/Ursynów
Nie lubię jeździć w deszczu!
Dzisiejsza pogoda nie za bardzo nadawała się do jazdy rowerem, ale tę wiedzę pozyskałem o wiele za późno. Jak powszechnie wiadomo, nie lubię jeździć w deszczu i staram się unikać takich sytuacji, a dziś sprzeniewierzyłem się swoim zasadom.
Początek nie zapowiadał się źle, temperatura odpowiednia, przestało padać i zaczynał schnąć chodnik pod moim oknem, a to jest zawsze niezawodny sygnał, że można wyjeżdżać. Początek jazdy był na tyle suchy, że nawet kurtki z plecaka nie musiałem wyjmować. Potem wprawdzie zaczęło drobno kropić, ale byłem tak rozgrzany, że zanim krople docierały do ciała, to parowały i byłem prawie suchy. Niestety deszcz postanowił sprawdzić przemakalność mojej koszulki i w Falenicy padało już tak mocno, że musiałem jednak założyć kurtkę. Po chwilce spędzonej pod daszkiem, deszcz zamienił się w deszczyk i mogłem jechać dalej. Odnalazłem ulicę Zagórzańską, odebrałem przesyłkę i ruszyłem w drogę powrotną. Jazda w siąpiącym deszczyku była dość uciążliwa, ale nie z powodu opadów, a z powodu kałuż na jezdni i samochodów. No i z powodu braku błotników w moim rowerze. Ale w końcu dojechałem do Wału Miedzeszyńskiego i mogłem wreszcie zjechać z ulicy na drogę dla rowerów. Deszcz też jakby przestawał padać i zacząłem się zastanawiać, czy jechać do domu, czy może jednak zawieźć do Piaseczna to co odebrałem. Myślałem tak przez siedem kilometrów, a w tym czasie przestało padać, nic nie chlapało spod kół i znowu mogłem cieszyć się jazdą. Postanowiłem tylko, nie jechać ulicami jak wczoraj, a przejechać się nad Wisłą, w ciszy i spokoju. Niestety deszcz nie dał całkiem za wygraną i po jakimś czasie znowu zaczął padać. Na szczęście nie były to opady intensywne, niemniej po dotarciu na miejsce byłem już solidnie przemoczony. Kropla drąży skałę, a co dopiero moją absolutnie nieprofesjonalną kurtkę? Nie było jednak tak źle, nawet suchych skarpet i butów nie chciałem, ani kurtki - uznałem, że ostatnie kilometry do domu dojadę i tak. Wypiłem kawę, zjadłem czekoladę i z nową energią ruszyłem w drogę do domu. Wiedziałem, że do setki mi trochę zabraknie, ale musiałem jechać najkrótszą drogą, bo już późno się zrobiło i czas mnie gonił. I nawet jazda Puławską i kolejnymi ulicami nie robiła już na mnie wrażenia - i tak byłem mokry do samego spodu, od stóp, do głów. Pozwalałem nawet sobie, wjeżdżać pełną bombą w kałuże i patrzeć jaka fajna fontanna się robi. Po powrocie natychmiast wszystko poszło do pralki, buty schną wypchane gazetami, a ja nadal NIE LUBIĘ JEŹDZIĆ W DESZCZU!

Czerwone maki © yurek55

Droga dla rowerów, Wał Miedzeszyński © yurek55

Wisła okolice Kępy Oborskiej © yurek55

Droga na wale © yurek55
Początek nie zapowiadał się źle, temperatura odpowiednia, przestało padać i zaczynał schnąć chodnik pod moim oknem, a to jest zawsze niezawodny sygnał, że można wyjeżdżać. Początek jazdy był na tyle suchy, że nawet kurtki z plecaka nie musiałem wyjmować. Potem wprawdzie zaczęło drobno kropić, ale byłem tak rozgrzany, że zanim krople docierały do ciała, to parowały i byłem prawie suchy. Niestety deszcz postanowił sprawdzić przemakalność mojej koszulki i w Falenicy padało już tak mocno, że musiałem jednak założyć kurtkę. Po chwilce spędzonej pod daszkiem, deszcz zamienił się w deszczyk i mogłem jechać dalej. Odnalazłem ulicę Zagórzańską, odebrałem przesyłkę i ruszyłem w drogę powrotną. Jazda w siąpiącym deszczyku była dość uciążliwa, ale nie z powodu opadów, a z powodu kałuż na jezdni i samochodów. No i z powodu braku błotników w moim rowerze. Ale w końcu dojechałem do Wału Miedzeszyńskiego i mogłem wreszcie zjechać z ulicy na drogę dla rowerów. Deszcz też jakby przestawał padać i zacząłem się zastanawiać, czy jechać do domu, czy może jednak zawieźć do Piaseczna to co odebrałem. Myślałem tak przez siedem kilometrów, a w tym czasie przestało padać, nic nie chlapało spod kół i znowu mogłem cieszyć się jazdą. Postanowiłem tylko, nie jechać ulicami jak wczoraj, a przejechać się nad Wisłą, w ciszy i spokoju. Niestety deszcz nie dał całkiem za wygraną i po jakimś czasie znowu zaczął padać. Na szczęście nie były to opady intensywne, niemniej po dotarciu na miejsce byłem już solidnie przemoczony. Kropla drąży skałę, a co dopiero moją absolutnie nieprofesjonalną kurtkę? Nie było jednak tak źle, nawet suchych skarpet i butów nie chciałem, ani kurtki - uznałem, że ostatnie kilometry do domu dojadę i tak. Wypiłem kawę, zjadłem czekoladę i z nową energią ruszyłem w drogę do domu. Wiedziałem, że do setki mi trochę zabraknie, ale musiałem jechać najkrótszą drogą, bo już późno się zrobiło i czas mnie gonił. I nawet jazda Puławską i kolejnymi ulicami nie robiła już na mnie wrażenia - i tak byłem mokry do samego spodu, od stóp, do głów. Pozwalałem nawet sobie, wjeżdżać pełną bombą w kałuże i patrzeć jaka fajna fontanna się robi. Po powrocie natychmiast wszystko poszło do pralki, buty schną wypchane gazetami, a ja nadal NIE LUBIĘ JEŹDZIĆ W DESZCZU!

Czerwone maki © yurek55

Droga dla rowerów, Wał Miedzeszyński © yurek55

Wisła okolice Kępy Oborskiej © yurek55

Droga na wale © yurek55
- DST 93.59km
- Teren 4.00km
- Czas 04:25
- VAVG 21.19km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 maja 2014
Kategoria 50-100, ku pomocy, Piaseczno/Ursynów
Rowerem i samochodem.
Miałem trochę spraw do załatwienia i rower dziś służył mi w celach transportowych do dojazdu i powrotu z Piaseczna. W tamtą stronę pojechałem przez Wilanów i Konstancin, bo na trasę Wałem Zawadowskim nie miałem czasu - i nie będę raczej tamtędy jeździł. Od Klarysewa zakaz jazdy rowerem, a ddr po lewej stronie jezdni, bez sensu...
Z Piaseczna wróciłem samochodem, pozałatwiałem wszystko, co było do zrobienia, odstawiłem auto na miejsce i jeszcze raz wsiadłem na rower. Wracałem najkrótszą droga i najszybciej jak umiałem, ale rekordu 48 minut nie pobiłem, było 49...
Z Piaseczna wróciłem samochodem, pozałatwiałem wszystko, co było do zrobienia, odstawiłem auto na miejsce i jeszcze raz wsiadłem na rower. Wracałem najkrótszą droga i najszybciej jak umiałem, ale rekordu 48 minut nie pobiłem, było 49...
- DST 51.53km
- Czas 02:18
- VAVG 22.40km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 maja 2014
Kategoria Piaseczno/Ursynów, ku pomocy, 50-100
Wysoka woda i strażacy na straży.
Miałem dziś pojechać nad Wisłę zobaczyć kulminacyjną falę powodziową, ale musiałem zmienić swoje plany i w trybie awaryjnym pojechać do Piaseczna. Już zapomniałem jak satysfakcjonująca jest poranna jazda ulicą Wołoską, a szczególnie jej odcinkiem od szpitala MSW, do Domaniewskiej. Wprawdzie nie liczyłem ale sadzę, że setkę stojących w korku samochodów minąłem. Starałem się jechać szybko, bo czas naglił i uzyskałem wynik 48 minut od wyjścia z domu. Gdyby nie światła, to jeszcze ze dwie - trzy minuty bym urwał.
Wracałem przez Konstancin trochę zmodyfikowaną trasą, bo skręciłem w ul. Oborską i zanim dotarłem do ronda na Warszawskiej widziałem kilkanaście domów, których i Carrington by się nie powstydził.
"Kto chce aspirować do polskiej elity biznesowej, powinien mieć posiadłość w tej podwarszawskiej miejscowości. Tak jak najbogatszy Polak Jan Kulczyk, przedsiębiorca z branży farmaceutycznej Jerzy Starak, biznesmen inwestujący w biurowce Zbigniew Niemczycki, współwłaściciel TVN Mariusz Walter, giełdowy rekin Zbigniew Jakubas czy gwiazdy sportu i rozrywki jak Maryla Rodowicz lub Roman Kosecki." Więcej o polskim Beverly Hills tutaj
Na rondzie wybrałem kierunek na Ciszycę, by z wału nad Wisłą zobaczyć jak wygląda sytuacja powodziowa. Dojeżdżając, z daleka widziałem wóz Straży Pożarnej, a już z bliska, kilku strażaków piekących kiełbaski na ognisku i wystawiających gołe torsy do promieni słonecznych. Lepiej służbę pełnić na wale, niż w remizie. W Kępie Oborskiej dokładnie ten sam obrazek, drugi zastęp strażaków też korzysta z uroków pięknej pogody i służby na świeżym powietrzu.
Na wale przeciwpowodziowym pracował też traktor koszący bujną trawę po kolana, żeby można było dojrzeć, czy nie ma uszkodzeń. Tym razem woda podeszła tylko do podnóża i raczej niebezpieczeństwa nie ma.

Piaskarnia pod wodą © yurek55

Druga piaskarnia też pod wodą © yurek55

Woda u podnóża wału © yurek55
Niestety na sesję z mostów nie wystarczyło mi czasu, więc nie wiem jak wygląda rzeczywisty poziom wody, a szkoda, bo chciałem zobaczyć jak wyglądają remontowane od lat bulwary warszawskie. Podobno zalało?
Wracałem przez Konstancin trochę zmodyfikowaną trasą, bo skręciłem w ul. Oborską i zanim dotarłem do ronda na Warszawskiej widziałem kilkanaście domów, których i Carrington by się nie powstydził.
"Kto chce aspirować do polskiej elity biznesowej, powinien mieć posiadłość w tej podwarszawskiej miejscowości. Tak jak najbogatszy Polak Jan Kulczyk, przedsiębiorca z branży farmaceutycznej Jerzy Starak, biznesmen inwestujący w biurowce Zbigniew Niemczycki, współwłaściciel TVN Mariusz Walter, giełdowy rekin Zbigniew Jakubas czy gwiazdy sportu i rozrywki jak Maryla Rodowicz lub Roman Kosecki." Więcej o polskim Beverly Hills tutaj
Na rondzie wybrałem kierunek na Ciszycę, by z wału nad Wisłą zobaczyć jak wygląda sytuacja powodziowa. Dojeżdżając, z daleka widziałem wóz Straży Pożarnej, a już z bliska, kilku strażaków piekących kiełbaski na ognisku i wystawiających gołe torsy do promieni słonecznych. Lepiej służbę pełnić na wale, niż w remizie. W Kępie Oborskiej dokładnie ten sam obrazek, drugi zastęp strażaków też korzysta z uroków pięknej pogody i służby na świeżym powietrzu.
Na wale przeciwpowodziowym pracował też traktor koszący bujną trawę po kolana, żeby można było dojrzeć, czy nie ma uszkodzeń. Tym razem woda podeszła tylko do podnóża i raczej niebezpieczeństwa nie ma.

Piaskarnia pod wodą © yurek55

Druga piaskarnia też pod wodą © yurek55

Woda u podnóża wału © yurek55
Niestety na sesję z mostów nie wystarczyło mi czasu, więc nie wiem jak wygląda rzeczywisty poziom wody, a szkoda, bo chciałem zobaczyć jak wyglądają remontowane od lat bulwary warszawskie. Podobno zalało?
- DST 60.65km
- Teren 1.00km
- Czas 02:48
- VAVG 21.66km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 maja 2014
Kategoria 50-100, ku pomocy, Piaseczno/Ursynów
Naokoło przez miasto do Piaseczna
Chciałem coś sprawdzić i dlatego wybrałem dziś drogę przez całe miasto - i to przez centrum, arterią z północy na południe. Na Prymasa Tysiąclecia przy Kasprzaka powstał nowy element małej architektury, żeby było o co nogę oprzeć przy czekaniu na zmianę świateł. Moim zdaniem to wyrzucone pieniądze, ale ja się nie znam. Widziałem tam grupę 5-8 ludzi na rowerach i jednego szczęśliwca z opartą o to nogą...

Podpórka dla rowerzystów © yurek55
Na Placu Zbawiciela dumnie stoi odbudowana tęcza, która w Warszawie urosła do rangi symbolu. A czego to już niech sobie każdy sam dopowie. Ja tylko bardzo żałuję, że z równą determinacją pani Hanna Gronkiewicz-Waltz nie przywraca Misia z Glinianek Sznajdra, spalonego przez pijanych huliganów. Czujecie analogię? Ale za nim żadne wpływowe środowiska spod znaku tęczy się opowiadają...
Plac Zbawiciela z tęczą © yurek55
A to archiwalne zdjęcia z marca 2012 roku

Miś razy cztery © yurek55

Podpórka dla rowerzystów © yurek55
Na Placu Zbawiciela dumnie stoi odbudowana tęcza, która w Warszawie urosła do rangi symbolu. A czego to już niech sobie każdy sam dopowie. Ja tylko bardzo żałuję, że z równą determinacją pani Hanna Gronkiewicz-Waltz nie przywraca Misia z Glinianek Sznajdra, spalonego przez pijanych huliganów. Czujecie analogię? Ale za nim żadne wpływowe środowiska spod znaku tęczy się opowiadają...

Plac Zbawiciela z tęczą © yurek55
A to archiwalne zdjęcia z marca 2012 roku

Miś razy cztery © yurek55
- DST 63.91km
- Czas 03:11
- VAVG 20.08km/h
- Temperatura 24.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 maja 2014
Kategoria 50-100, ku pomocy, Piaseczno/Ursynów
Na spacer do Piaseczna :-)
Tak jak przedwczoraj, pojechałem drogą wzdłuż Wisły do Gassów, bo chciałem zobaczyć, czy coś się dzieje z przeprawą promową. Wcześniej jednak byłem świadkiem kręcenia sceny do serialu "M jak Miłość", gdy pan mecenas Andrzej Budzyński jedzie sobie jako pasażer samochodem. Na przyczepce z kamerą naliczyłem dziewięć osób, w szoferce było dwie, w tym BMW X3 z tyłu też dwie i w tej oktawce kombi, również dwie osoby. Razem piętnaście osób, żeby nakręcić scenkę, która w filmie zajmie kilkanaście sekund.

Kamera...Akcja! © yurek55
Na wale przeciwpowodziowym droga jest od lat, jeszcze zanim Komorowski przy błyskach fleszy i fanfarach 11 maja br. podpisał ustawę o zmianie ustawy - Prawo wodne. Najpierw jest dwa kilometry szutru, do EC Siekierki mniej więcej, a potem 9,5 km kostki i asfaltu, aż do ostatniej kopalni wiślanego piasku. Potem trzeba zjechać z wału i przejechać kilkaset metrów drogą szutrową i wreszcie gładki asfalt od Kępy Okrzewskiej, aż do Gassów. Tam właśnie minęło mnie trzech szosowców, jadących ok. 30km/h (ja miałem 26km/h), z oddali już mnie uprzedzając o swym zamiarze. Pewnie się bali, że im drogę zajadę, rozumiem ich i nie mam pretensji, w sumie mieli rację. Ta droga jest tak mało uczęszczana, że bezwiednie można skręcić w lewo i kłopot gotowy.

Pierwsze dwa kilometry - szuter © yurek55

Nawet na tej drodze można się zabić © yurek55
W Gassach jak widać, nic się nie zmieniło, nie znalazłem też informacji, czy ruszył w końcu ten prom, czy nie. Miał rozpocząć pracę 10 maja, ale chyba tylko weekendowo, sam już nie wiem.

Promu ani widu, ani słychu © yurek55

Przeprawa promowa w Gassach © yurek55

Cześć poległym 1939 © yurek55
"WIECZNA CHWAŁA BOHATERSKIM OBROŃCOM OJCZYZNY, ŻOŁNIERZOM POLSKIM POLEGŁYM W MIEJSCU PRZEPRAWY PROMOWEJ WE WRZEŚNIU 1939 r. Społeczeństwo miasta i gminy Konstancin-Jeziorna 1 września 1939r."
Opuściłem więc przystań, nie-przystań i ruszyłem dalej w stronę celu swej podróży, gdy wtem ujrzałem wśród pól prawdziwy, najprawdziwszy samolot! Nawet nie przypuszczałem, że na polu po lewej stronie drogi z Gassów do Obór i Konstancina, jest lotnisko! Wiedzieliście?

Poleeeeciał!!!! © yurek55
W Konstancinie odwiedziłem tężnie w Parku Zdrojowym, sprawdziłem cennik inhalacji i na razie nie zamierzam korzystać.

Tężnia wstęp 10zł, ulgowy 6,50 © yurek55
Po tytułowym spacerze, który pozwolił Julci pospać aż 2,5 godziny, wracałem prawie tą samą drogą co przedwczoraj. Prawie, bo dziś chciałem sprawdzić drogę wzdłuż trasy S2 mając nadzieję, że to może droga techniczna, którą dojadę do Alei Krakowskiej. Nie przejechałem więc wiaduktu w Dawidach, by dotrzeć do drogi rowerowej wzdłuż wschodniej strony lotniska, tylko skręciłem w lewo. Początek zapowiadał się nieźle, ale to było zaledwie kilkaset metrów, a na końcu był rów z wodą.

Droga wzdłuż S2 © yurek55

Koniec kostki, dalej jazda terenowa © yurek55

Rów z wodą, a dalej znów fragment drogi © yurek55
Cóż było robić? Zawróciłem i przejechałem nad S2 wiaduktem widocznym na zdjęciu, tym bliżej Alei Krakowskiej. Nie mam zielonego pojęcia, dla kogo on został wybudowany, a właściwie wiem. Dla działkowców z Palucha. Przejechałem więc przez te działki i wyjechałem bramą koło pętli autobusu (też tylko dla działkowców) i dotarłem do schroniska dla zwierząt. Z daleka już było słychać i czuć, że do niego się zbliżam. Tam postanowiłem sprawdzić, czy znak: "droga bez przejazdu" nie oszukuje i ... dojechałem do bram lotniska Okęcia od strony południowej. Przez płytę niestety przejechać mi nie dali, a od terminala miałbym już blisko, więc znowu musiałem zawracać. Dojechałem za to, do gładkiego, nowiutkiego i nieużywanego asfaltu drogi technicznej.

Piękny asfalt © yurek55
Jak zapewne większość czytelników się domyśla, daleko tym asfaltem nie dało się dojechać, do Alei Krakowskiej jest jeszcze ok. 200-300 metrów

Koniec drogi © yurek55
Bez sensu te drogi porobili, nie wiadomo po co i dla kogo, ale przecież publiczne pieniądze wydaje się tak łatwo.

Kamera...Akcja! © yurek55
Na wale przeciwpowodziowym droga jest od lat, jeszcze zanim Komorowski przy błyskach fleszy i fanfarach 11 maja br. podpisał ustawę o zmianie ustawy - Prawo wodne. Najpierw jest dwa kilometry szutru, do EC Siekierki mniej więcej, a potem 9,5 km kostki i asfaltu, aż do ostatniej kopalni wiślanego piasku. Potem trzeba zjechać z wału i przejechać kilkaset metrów drogą szutrową i wreszcie gładki asfalt od Kępy Okrzewskiej, aż do Gassów. Tam właśnie minęło mnie trzech szosowców, jadących ok. 30km/h (ja miałem 26km/h), z oddali już mnie uprzedzając o swym zamiarze. Pewnie się bali, że im drogę zajadę, rozumiem ich i nie mam pretensji, w sumie mieli rację. Ta droga jest tak mało uczęszczana, że bezwiednie można skręcić w lewo i kłopot gotowy.

Pierwsze dwa kilometry - szuter © yurek55

Nawet na tej drodze można się zabić © yurek55
W Gassach jak widać, nic się nie zmieniło, nie znalazłem też informacji, czy ruszył w końcu ten prom, czy nie. Miał rozpocząć pracę 10 maja, ale chyba tylko weekendowo, sam już nie wiem.

Promu ani widu, ani słychu © yurek55

Przeprawa promowa w Gassach © yurek55

Cześć poległym 1939 © yurek55
"WIECZNA CHWAŁA BOHATERSKIM OBROŃCOM OJCZYZNY, ŻOŁNIERZOM POLSKIM POLEGŁYM W MIEJSCU PRZEPRAWY PROMOWEJ WE WRZEŚNIU 1939 r. Społeczeństwo miasta i gminy Konstancin-Jeziorna 1 września 1939r."
Opuściłem więc przystań, nie-przystań i ruszyłem dalej w stronę celu swej podróży, gdy wtem ujrzałem wśród pól prawdziwy, najprawdziwszy samolot! Nawet nie przypuszczałem, że na polu po lewej stronie drogi z Gassów do Obór i Konstancina, jest lotnisko! Wiedzieliście?

Poleeeeciał!!!! © yurek55
W Konstancinie odwiedziłem tężnie w Parku Zdrojowym, sprawdziłem cennik inhalacji i na razie nie zamierzam korzystać.

Tężnia wstęp 10zł, ulgowy 6,50 © yurek55
Po tytułowym spacerze, który pozwolił Julci pospać aż 2,5 godziny, wracałem prawie tą samą drogą co przedwczoraj. Prawie, bo dziś chciałem sprawdzić drogę wzdłuż trasy S2 mając nadzieję, że to może droga techniczna, którą dojadę do Alei Krakowskiej. Nie przejechałem więc wiaduktu w Dawidach, by dotrzeć do drogi rowerowej wzdłuż wschodniej strony lotniska, tylko skręciłem w lewo. Początek zapowiadał się nieźle, ale to było zaledwie kilkaset metrów, a na końcu był rów z wodą.

Droga wzdłuż S2 © yurek55

Koniec kostki, dalej jazda terenowa © yurek55

Rów z wodą, a dalej znów fragment drogi © yurek55
Cóż było robić? Zawróciłem i przejechałem nad S2 wiaduktem widocznym na zdjęciu, tym bliżej Alei Krakowskiej. Nie mam zielonego pojęcia, dla kogo on został wybudowany, a właściwie wiem. Dla działkowców z Palucha. Przejechałem więc przez te działki i wyjechałem bramą koło pętli autobusu (też tylko dla działkowców) i dotarłem do schroniska dla zwierząt. Z daleka już było słychać i czuć, że do niego się zbliżam. Tam postanowiłem sprawdzić, czy znak: "droga bez przejazdu" nie oszukuje i ... dojechałem do bram lotniska Okęcia od strony południowej. Przez płytę niestety przejechać mi nie dali, a od terminala miałbym już blisko, więc znowu musiałem zawracać. Dojechałem za to, do gładkiego, nowiutkiego i nieużywanego asfaltu drogi technicznej.

Piękny asfalt © yurek55
Jak zapewne większość czytelników się domyśla, daleko tym asfaltem nie dało się dojechać, do Alei Krakowskiej jest jeszcze ok. 200-300 metrów

Koniec drogi © yurek55
Bez sensu te drogi porobili, nie wiadomo po co i dla kogo, ale przecież publiczne pieniądze wydaje się tak łatwo.
- DST 74.57km
- Teren 4.00km
- Czas 03:43
- VAVG 20.06km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze





















