Wpisy archiwalne w kategorii
> 100
Dystans całkowity: | 47979.34 km (w terenie 738.00 km; 1.54%) |
Czas w ruchu: | 2309:46 |
Średnia prędkość: | 20.77 km/h |
Maksymalna prędkość: | 116.95 km/h |
Suma podjazdów: | 66473 m |
Suma kalorii: | 752164 kcal |
Liczba aktywności: | 422 |
Średnio na aktywność: | 113.70 km i 5h 28m |
Więcej statystyk |
Środa, 16 września 2015
Kategoria > 100, kurierowo, gminobranie
Powroty to moja specjalność
Znowu nie udało mi się wrócić zbiorkomem i znowu zabrakło mi dosłownie minuty, tym razem nie zdążyłem na pociąg w Otwocku. Nie mam widocznie szczęścia do powrotów na innych kołach, niż moje rowerowe. Ale po kolei.
Wytyczyłem sobie wczoraj trasę po trzy gminy w powiecie mińskim i choć wydawało się, że to daleko, to na mojej mapce miała tylko 56,5 km. Nie bez znaczenia był pewnie fakt zaczęscia rysowania od Góry Kalwarii. Rano najpierw pojechałem do X.P. po jakieś papiery, które następnie zawiozłem do Piaseczna i tym razem bez kombinowania, najkrótszą drogą do punktu startu.

Mało Wisły w Wiśle w Górze Kawalerii © yurek55
Potem kolejną drogą krajową, tym razem sławną "50-ką", w towarzystwie pędzących tirów dojechałem sprawnie do Kołbieli. Nie mogą niestety tego powiedzieć kierowcy stojący w kilometrowym korku do ronda.
Kolejka do ronda w Kołbieli © yurek55
Siedziałem sobie na rowie, posilałem się i patrzyłem na samochody, ale coś mi nie pasowało w tej drodze. Krajowa siedemnastka prowadzi do Garwolina, a tam juz przecież byłem. Po uważnym spojrzeniu w mapę dostrzegłem, że ślad właśnie w tym miejscu gdzie siedzę, odchodzi od drogi głównej. W luce pomiędzy sznurem samochodów zauważyłem po przeciwnej stronie drogi tabliczkę drogowskazową na Sufczyn. Dobrze, że akurat w tym momencie sprawdziłem, bo bym się musiał wracać. Pożegnałem drogę krajową i dalej już wiejskimi drogami pojechałem dalej.
Fresk w remizie w Gadce © yurek55

Koniec gadki! © yurek55

Kaplica w Radachówce 1935r © yurek55

Otoczenie kaplicy © yurek55
Są sztalugi i obraz, tylko malarza nie widać.
Wiedziałem już, że zabraknie mi czasu na wszystkie zaplanowane gminy i postanowiłem zaliczyć tylko najbliższą. Problem tkwił w tym, że nie miałem pojęcia gdzie ona się zaczyna. Na mapie w telefonie granice gmin nie sa zaznaczone. Wreszcie zobaczylem sklep i tam dowiedziałem sie, że już mogę wracać. Pani sklepowa potwierdziła, że drogą gruntową przy jej sklepie dojadę do asfaltu i do Kołbieli. Dzięki temu nie musiałem jechać tą samą drogą. Były odcinki, że trzeba było prowadzić rower, ale w końcu wydostałem się z lasu i rzeczywiście było już całkiem blisko.
Ciężki, oj ciężki teren © yurek55
Już wiedziałem, że wracać chcę pociągiem, bo znudziła mi się jazda i chciałem zdążyć na czas do domu. W Celestynowie do miasta i stacji trzeba by trochę zawrócić, więc postanowiłem wsiąść w Otwocku. Przy kasie facet pytał o odjazd i usłyszałem, że za dwadzieścia minut. Kupiłem bilet i usiadłem popijając wodę i zajadając batona. W końcu pociąg przyjechał...ale do Modlina. Do Warszawy miał być o 16-ej. Postanowiłem więc zrobić na złość Kolejowym Mazowieckim i nie jechać. Wprawdzie zwrotu biletu nie mogłem dokonać, ale i tak dałem im niezłą nauczkę: kupiłem bilet i pojechałem rowerem. Znacznie lepiej wychodzi mi jednak jazda zbiorkomem tam, niż z powrotem. Te dzisiejsze gminy zaliczę zaczynając w Pilawie, albo Celestynowie, jeszcze pomyślę.

Więcej Wisły w Wiśle. Warszawa © yurek55
Zaliczona gmina: Siennica
PS. Kilometry są jeszcze z wieczornej wyprawy do hipermarketu budowlanego, stąd róznica.
Wytyczyłem sobie wczoraj trasę po trzy gminy w powiecie mińskim i choć wydawało się, że to daleko, to na mojej mapce miała tylko 56,5 km. Nie bez znaczenia był pewnie fakt zaczęscia rysowania od Góry Kalwarii. Rano najpierw pojechałem do X.P. po jakieś papiery, które następnie zawiozłem do Piaseczna i tym razem bez kombinowania, najkrótszą drogą do punktu startu.

Mało Wisły w Wiśle w Górze Kawalerii © yurek55
Potem kolejną drogą krajową, tym razem sławną "50-ką", w towarzystwie pędzących tirów dojechałem sprawnie do Kołbieli. Nie mogą niestety tego powiedzieć kierowcy stojący w kilometrowym korku do ronda.

Kolejka do ronda w Kołbieli © yurek55
Siedziałem sobie na rowie, posilałem się i patrzyłem na samochody, ale coś mi nie pasowało w tej drodze. Krajowa siedemnastka prowadzi do Garwolina, a tam juz przecież byłem. Po uważnym spojrzeniu w mapę dostrzegłem, że ślad właśnie w tym miejscu gdzie siedzę, odchodzi od drogi głównej. W luce pomiędzy sznurem samochodów zauważyłem po przeciwnej stronie drogi tabliczkę drogowskazową na Sufczyn. Dobrze, że akurat w tym momencie sprawdziłem, bo bym się musiał wracać. Pożegnałem drogę krajową i dalej już wiejskimi drogami pojechałem dalej.

Fresk w remizie w Gadce © yurek55

Koniec gadki! © yurek55

Kaplica w Radachówce 1935r © yurek55

Otoczenie kaplicy © yurek55
Są sztalugi i obraz, tylko malarza nie widać.
Wiedziałem już, że zabraknie mi czasu na wszystkie zaplanowane gminy i postanowiłem zaliczyć tylko najbliższą. Problem tkwił w tym, że nie miałem pojęcia gdzie ona się zaczyna. Na mapie w telefonie granice gmin nie sa zaznaczone. Wreszcie zobaczylem sklep i tam dowiedziałem sie, że już mogę wracać. Pani sklepowa potwierdziła, że drogą gruntową przy jej sklepie dojadę do asfaltu i do Kołbieli. Dzięki temu nie musiałem jechać tą samą drogą. Były odcinki, że trzeba było prowadzić rower, ale w końcu wydostałem się z lasu i rzeczywiście było już całkiem blisko.

Ciężki, oj ciężki teren © yurek55
Już wiedziałem, że wracać chcę pociągiem, bo znudziła mi się jazda i chciałem zdążyć na czas do domu. W Celestynowie do miasta i stacji trzeba by trochę zawrócić, więc postanowiłem wsiąść w Otwocku. Przy kasie facet pytał o odjazd i usłyszałem, że za dwadzieścia minut. Kupiłem bilet i usiadłem popijając wodę i zajadając batona. W końcu pociąg przyjechał...ale do Modlina. Do Warszawy miał być o 16-ej. Postanowiłem więc zrobić na złość Kolejowym Mazowieckim i nie jechać. Wprawdzie zwrotu biletu nie mogłem dokonać, ale i tak dałem im niezłą nauczkę: kupiłem bilet i pojechałem rowerem. Znacznie lepiej wychodzi mi jednak jazda zbiorkomem tam, niż z powrotem. Te dzisiejsze gminy zaliczę zaczynając w Pilawie, albo Celestynowie, jeszcze pomyślę.

Więcej Wisły w Wiśle. Warszawa © yurek55
Zaliczona gmina: Siennica
PS. Kilometry są jeszcze z wieczornej wyprawy do hipermarketu budowlanego, stąd róznica.
- DST 137.52km
- Teren 5.00km
- Czas 06:45
- VAVG 20.37km/h
- VMAX 36.80km/h
- Temperatura 24.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 września 2015
Kategoria > 100, gminobranie
Jeszcze raz Radom
Sobotni wyjazd do Radomia po nowe gminy zrodził się bardzo spontanicznie. W telefonie od dawna mam wgranych kilka "gminnych" tras zaczynających sie w tym mieście, więc z realizacją nie było problemu. Postanowiłem jedynie darować sobie kolejny powrót "siódemką" i tym razem zakończyć jazdę w Grójcu, a do Warszawy dotrzeć autobusem.
Poranna pogoda nie nastrajała zbyt optymistycznie, mokre ulice po nocnym deszczu, pochmurno i dość chłodno, ale pocieszałem się, że na miejscu będzie lepiej, a potem miała nastąpić poprawa aury. Na dworcu czekała na mnie kolejna niemiła niespodzianka, pociąg miał opóźnienie, a na dodatek jechał tylko do Lesiowa, a dalej komunikacja zastępcza. Na szczęście dwa autobusy wystarczyły dla wszystkich pasażerów i mój rower też bez trudu się zmieścił. W Radomiu najpierw tradycyjnie skorzystałem z nowoczesnej toalety dworcowej, gdzie tradycyjna babka klozetowa tylko rozmienia pieniądze do automatu, a potem włożyłem kurtkę i ruszyłem w drogę. Szybko znalazłem właściwą drogę wyjazdową z miasta i nawet się nie przejąłem, że jest to krajowa dwunastka. Podczas planowana trasy w ogóle nie zwracałem uwagi na status dróg, więc i teraz trzeba było przyjąć to ze spokojem i jechać. Zanim dojechałem do granicy miasta przestało całkiem padać i dalej już do końca drogi kurtka nie była potrzebna. Na następnym przystanku w Przysusze mogłem też zdjąć i bluzę, bo zrobiło się wreszcie całkiem ciepło, czyli pogodowe prognozy zaczęły się sprawdzać. Pokonywałem gładko kilometry zaliczając kolejne gminy, a ja pchany wiatrem jechałem na zachód, aż ujrzałem tablicę obwieszczającą, że właśnie wjeżdżam do województwa łódzkiego i zdobywam gminę Drzewica. Trochę mnie to zaskoczyło, bo wcale nie zamierzałem wyjeżdżać z naszego Mazowsza, ale widać pomyłki mi się zdarzają nie tylko w nawigacji. Po co mi jedna gmina w łódzkiem? Po co ja w ogóle tak daleko się pchałem na zachód? Tak sobie myślałem ze złością na samego siebie, gdy zobaczyłem tablicę "Grójec 53", a do odjazdu autobusu zostało dwie godziny i dwadzieścia minut. Dla czytelników tego bloga to czas w zupełności wystarczający i to z dużym zapasem, ale ja wiedziałem, że czeka mnie bardzo, ale to bardzo trudne zadanie. Nie mogłem sobie pozwolić już na żaden postój i na dodatek musiałem osiągnąć średnią blisko 25km/h, by zdążyć jeszcze znaleźć dworzec autobusowy w Grójcu. Jechałem najszybciej jak mi pozwalały nogi, serce i płuca, nie patrzyłem też na zegarek, by przedwcześnie nie odbierać sobie nadziei, że zdążę. Naprawdę miałem już dość tej jazdy i nie chciałem pokonywać dodatkowych czterdziestu kilometrów "Szosą E7". Pielęgnowałem w mózgu myśl, że oto za chwilę wygodnie usiądę w autobusie, który dowiezie mnie do domu, na nieco tylko spóźniony obiad. Niestety marzenia nie zawsze się spełniają, a powiedzenie "wyżej ch.... nie podskoczysz" pokazało swą brutalną i bezlitosną prawdziwość. Wprawdzie gdy minąłem tabliczkę z nazwą Grójec, wstąpiły we mnie jakieś nowe siły, ale nic to niestety nie dało. Gdy byłem blisko już centrum i spojrzałem na zegarek, było dwie minuty po odjeździe. Ponieważ nadzieja umiera ostatnia, myślałem, że może będę miał szczęście i przechwycę go gdzieś na ulicach miasta i skłonię jakoś do zatrzymania i wpuszczenia mnie do środka. Ale skoro nawet nie wiedziałem skąd on rusza i którędy jedzie, to jak to się mogło udać? To tylko skrajna desperacja kazała mi łudzić się do końca. Kiedy okazało się, że cały misterny plan...
Poranna pogoda nie nastrajała zbyt optymistycznie, mokre ulice po nocnym deszczu, pochmurno i dość chłodno, ale pocieszałem się, że na miejscu będzie lepiej, a potem miała nastąpić poprawa aury. Na dworcu czekała na mnie kolejna niemiła niespodzianka, pociąg miał opóźnienie, a na dodatek jechał tylko do Lesiowa, a dalej komunikacja zastępcza. Na szczęście dwa autobusy wystarczyły dla wszystkich pasażerów i mój rower też bez trudu się zmieścił. W Radomiu najpierw tradycyjnie skorzystałem z nowoczesnej toalety dworcowej, gdzie tradycyjna babka klozetowa tylko rozmienia pieniądze do automatu, a potem włożyłem kurtkę i ruszyłem w drogę. Szybko znalazłem właściwą drogę wyjazdową z miasta i nawet się nie przejąłem, że jest to krajowa dwunastka. Podczas planowana trasy w ogóle nie zwracałem uwagi na status dróg, więc i teraz trzeba było przyjąć to ze spokojem i jechać. Zanim dojechałem do granicy miasta przestało całkiem padać i dalej już do końca drogi kurtka nie była potrzebna. Na następnym przystanku w Przysusze mogłem też zdjąć i bluzę, bo zrobiło się wreszcie całkiem ciepło, czyli pogodowe prognozy zaczęły się sprawdzać. Pokonywałem gładko kilometry zaliczając kolejne gminy, a ja pchany wiatrem jechałem na zachód, aż ujrzałem tablicę obwieszczającą, że właśnie wjeżdżam do województwa łódzkiego i zdobywam gminę Drzewica. Trochę mnie to zaskoczyło, bo wcale nie zamierzałem wyjeżdżać z naszego Mazowsza, ale widać pomyłki mi się zdarzają nie tylko w nawigacji. Po co mi jedna gmina w łódzkiem? Po co ja w ogóle tak daleko się pchałem na zachód? Tak sobie myślałem ze złością na samego siebie, gdy zobaczyłem tablicę "Grójec 53", a do odjazdu autobusu zostało dwie godziny i dwadzieścia minut. Dla czytelników tego bloga to czas w zupełności wystarczający i to z dużym zapasem, ale ja wiedziałem, że czeka mnie bardzo, ale to bardzo trudne zadanie. Nie mogłem sobie pozwolić już na żaden postój i na dodatek musiałem osiągnąć średnią blisko 25km/h, by zdążyć jeszcze znaleźć dworzec autobusowy w Grójcu. Jechałem najszybciej jak mi pozwalały nogi, serce i płuca, nie patrzyłem też na zegarek, by przedwcześnie nie odbierać sobie nadziei, że zdążę. Naprawdę miałem już dość tej jazdy i nie chciałem pokonywać dodatkowych czterdziestu kilometrów "Szosą E7". Pielęgnowałem w mózgu myśl, że oto za chwilę wygodnie usiądę w autobusie, który dowiezie mnie do domu, na nieco tylko spóźniony obiad. Niestety marzenia nie zawsze się spełniają, a powiedzenie "wyżej ch.... nie podskoczysz" pokazało swą brutalną i bezlitosną prawdziwość. Wprawdzie gdy minąłem tabliczkę z nazwą Grójec, wstąpiły we mnie jakieś nowe siły, ale nic to niestety nie dało. Gdy byłem blisko już centrum i spojrzałem na zegarek, było dwie minuty po odjeździe. Ponieważ nadzieja umiera ostatnia, myślałem, że może będę miał szczęście i przechwycę go gdzieś na ulicach miasta i skłonię jakoś do zatrzymania i wpuszczenia mnie do środka. Ale skoro nawet nie wiedziałem skąd on rusza i którędy jedzie, to jak to się mogło udać? To tylko skrajna desperacja kazała mi łudzić się do końca. Kiedy okazało się, że cały misterny plan...
...cóż mi pozostało? Wprawdzie rozważałem w drodze - a właściwie pieściłem myślami - plan awaryjny, że poczekam w Grójcu godzinę na następny autobus do Warszawy, ale na miejscu jakoś mi to przeszło. Zresztą w tym amoku pojechałem w złym kierunku i musiałem zawracać, przez co całkiem straciłem ochotę na dodatkowe kluczenie i szukania dworca. Wiedziałem już, że żadna czarodziejska różdżka nie sprawi bym znalazł się domu, że sam muszę te dotakowe kilometry przejechać. Zaakceptowanie tej myśli przyszło mi nawet łatwo, zadziałał zapewne jakiś psychologiczny mechanizm w rodzaju: niech będzie, co ma być!, raz kozie śmierć!, nie warto sie kopać z koniem, czy temu podobne. Mam na myśli pewien fatalizm i zaakceptowanie tego, co przyniósł los. Skoro nie mogę pojechać autobusem, to do domu muszę dojechać rowerem, innej alternatywy nie mam. Po wyjechaniu z Grójca zrobiłem sobie wreszcie krótki postój na przystanku. Zjadłem kanapkę zabraną rano z domu, założyłem bluzę, bo już chłodno się robiło, powiadomiłem X.P., żeby z obiadem na mnie nie czekała i już bez stresu związanego z presją czasu, wyruszyłem na ten ostatni odcinek. U mnie zresztą nie ma to znaczenia, czy się spinam, czy nie, średnia prędkość wychodzi taka sama. Taka jest zaprogramowana wydolność mojego organizmu i mogę ją poprawiać w bardzo niewielkim stopniu. Nie mam ambicji startowania w wyścigach, maratonach, rajdach rowerowych, jeżdżę tylko dla siebie i swojej własnej satysfakcji i przyjemności. Choć z tą przyjemnością, to podczas tej końcówki nie było najlepiej. Zmęczenie dawało już znać o sobie, do tego bezustanny szum i hałas setek samochodów zmierzających do stolicy, zapadająca powoli ciemność i ciągle jeszcze tak daleko. Myślałem i zastanawiałem się - mając świeżo w pamięci relacje uczestników GMRDP - jak można wytrzymać kilkadziesiąt godzin na rowerze. Jak twardzi i zdeterminowani muszą być ci ludzi, by poradzić sobie z bólem nadgarstków, przedramion, obręczy barkowych, stóp, a wreszcie, za przeproszeniem, dupy - i to bez nadziei na rychły koniec tej męki. Ja aż takich cierpień nie przechodziłem, choc te wszystkie wymienione części ciała bolały mocno, ale wiedziałem, że zaraz będą w domu i wszystko szybko minie. Oni z większymi cierpieniami jechali po kilkaset kilometrów. Myślałem też po drodze, że na pętli na Okęciu to już wsiądę w tramwaj, bo po co się męczyć. Zresztą takie myśli miałem już w Wólce Kosowskiej, jak zobaczyłem ludzi czekających na 721, potem mignął mi pomysł, by autobusem Ikei dotrzeć z Janek do domu. To jednak było tylko takie samooszukiwanie się, że mam jakąś alternatywę, że nie muszę się dalej męczyć. W głębi duszy wiedziałem bowiem, że gdy to zrobię, będę miał do siebie pretensję. Nie chodzi rzecz jasna, o te kilka, kilkanaście kilometrów, ale o sam fakt, że nie dojechałem.
Więc dojechałem.
O 19:30.
Obiad zjadłem odgrzewany, ale i tak smakował bosko.
Zdjęcia

Dworzec w mokrym Radomiu © yurek55

Tu juz można zdjąć kurtkę © yurek55

"Góry Świętokrzyskie, drogie są i bliskie" © yurek55
Drugi przystanek - Przysucha

Rynek w miasteczku Przysucha © yurek55

Skromny Urząd Miasta i Gminy - Przysucha © yurek55

Plenerowa wystawa rzeźby na rynku w Przysusze © yurek55

Selfie z Oskarem Kolbergiem na jego ławeczce - Przysucha © yurek55
Trzeci przystanek - [url=http://www.parafia-rzymskokatolicka-bieliny.pl/str... w Bielinach[/url]

Drewniany kościół w Bielinach ok. 1780r © yurek55

Brama na teren kościelny w Bieinach © yurek55

Kapliczka z 1929 r, obok kościoła w Bielinach © yurek55
"Pójdźcie do mnie wszyscy którzy pracujecie i obciążeni jesteście a ja was ochłodzę"

Bieliny, kościół pw. Świętych Apostołów Szymona i Judy © yurek55
Trzeci, przedostatni przytanek - Drzewica

Fontanna na rynku w Drzewicy © yurek55
Taka miniaturka tej w Ogrodzie Saskim.

Partyzantom i żołnierzom © yurek55

Do Warszawy jeszcze ponad stówa © yurek55
Wyjazd z Drzewicy

Powracam na Mazowsze © yurek55

Żegnam łódzkie © yurek55
PS.Dwa razy rano na Zachodni jeździłem bom się wracać do domu musiał, stąd na liczniku kilometrów więcej niż na mapie.
PS2. A te "dziury" w gminach na zachód od Radomia bardzo mnie denerwują: Zakrzew, Przytyk, Potworów, Rusinów, Klwów, Wyśmierzyce. No i ta gmina pominięta przez mój błąd nawigacyjny poprzednim razem - Goszczyn. Coś trzeba będzie z tym zrobić.
Koniec.
Więc dojechałem.
O 19:30.
Obiad zjadłem odgrzewany, ale i tak smakował bosko.
Zdjęcia

Dworzec w mokrym Radomiu © yurek55

Tu juz można zdjąć kurtkę © yurek55

"Góry Świętokrzyskie, drogie są i bliskie" © yurek55
Drugi przystanek - Przysucha

Rynek w miasteczku Przysucha © yurek55

Skromny Urząd Miasta i Gminy - Przysucha © yurek55

Plenerowa wystawa rzeźby na rynku w Przysusze © yurek55

Selfie z Oskarem Kolbergiem na jego ławeczce - Przysucha © yurek55
Trzeci przystanek - [url=http://www.parafia-rzymskokatolicka-bieliny.pl/str... w Bielinach[/url]

Drewniany kościół w Bielinach ok. 1780r © yurek55

Brama na teren kościelny w Bieinach © yurek55

Kapliczka z 1929 r, obok kościoła w Bielinach © yurek55
"Pójdźcie do mnie wszyscy którzy pracujecie i obciążeni jesteście a ja was ochłodzę"

Bieliny, kościół pw. Świętych Apostołów Szymona i Judy © yurek55
Trzeci, przedostatni przytanek - Drzewica

Fontanna na rynku w Drzewicy © yurek55
Taka miniaturka tej w Ogrodzie Saskim.

Partyzantom i żołnierzom © yurek55

Do Warszawy jeszcze ponad stówa © yurek55
Wyjazd z Drzewicy

Powracam na Mazowsze © yurek55

Żegnam łódzkie © yurek55
PS.Dwa razy rano na Zachodni jeździłem bom się wracać do domu musiał, stąd na liczniku kilometrów więcej niż na mapie.
PS2. A te "dziury" w gminach na zachód od Radomia bardzo mnie denerwują: Zakrzew, Przytyk, Potworów, Rusinów, Klwów, Wyśmierzyce. No i ta gmina pominięta przez mój błąd nawigacyjny poprzednim razem - Goszczyn. Coś trzeba będzie z tym zrobić.
Koniec.
- DST 166.00km
- Czas 07:27
- VAVG 22.28km/h
- VMAX 45.60km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 749m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 sierpnia 2015
Kategoria > 100
Jazda na mokro
Przy takiej temperaturze jak dziś, nie tylko picie jest ważne, należy wykorzystywać każdą okazję do schłodzenia organizmu, Szczególnie podczas jazdy rowerem. Ja zakładam mokrą chustkę pod kask, ale na dziś ten patent uznałem za dalece niewystarczający. Mokra koszulka, to jest to. Najpierw zmoczyłem ją u brata pod kranem, ale zanim dojechałem do Zalewu Zegrzyńskiego zdążyła wyschnąć. Drugie moczenie odbyło sie na plaży w Nieporęcie, trzecie, w mini fontannie pałacowej w Jabłonnie,a czwarte już Warszawie w zraszaczu trawnika. Tylko ten ostatni raz już bez rozbierania się, po prostu stanąłem przy nim.
Pierwsza wycieczka - 88km
Druga po obiedzie, do serwisu foto z reklamacją.
Upał podczas jazdy rowerem nie jest tak dokuczliwy, jak się niektórym wydaje. Jadąc nawet z tak niewielką prędkością jak ja, czuje się wiatr na twarzy i on osusza pot, Nawet jak jest flauta, to odczywalna siła wiatru jest taka, z jaką prędkością jedziesz. Dla jednych ten wiatr ma siłę 20 km/h, dla uczestników TdP - 50/60 km/h.
Reasumując - im prędzej jedziesz, tym bardziej wiatr cię wychładza i jest ci zimniej - tą odkrywczą myślą zakończę dzisiejszy wpis.
Fotki

Niepokazane w telewizji bulwary wiślane © yurek55

Słupek rtęci wspiął się do 47 kreski © yurek55

Zapomniana droga nad Zalewem. Białobrzegi © yurek55

Pochwalę się nową aplikacją © yurek55

Fotka z mostu być musi. Port jachtowy © yurek55

Plaża w Nieporęcie - drugie moczenie © yurek55

Koszulka w fontanience Pałac Jabłonna © yurek55
Pierwsza wycieczka - 88km
Druga po obiedzie, do serwisu foto z reklamacją.
Upał podczas jazdy rowerem nie jest tak dokuczliwy, jak się niektórym wydaje. Jadąc nawet z tak niewielką prędkością jak ja, czuje się wiatr na twarzy i on osusza pot, Nawet jak jest flauta, to odczywalna siła wiatru jest taka, z jaką prędkością jedziesz. Dla jednych ten wiatr ma siłę 20 km/h, dla uczestników TdP - 50/60 km/h.
Reasumując - im prędzej jedziesz, tym bardziej wiatr cię wychładza i jest ci zimniej - tą odkrywczą myślą zakończę dzisiejszy wpis.
Fotki

Niepokazane w telewizji bulwary wiślane © yurek55

Słupek rtęci wspiął się do 47 kreski © yurek55

Zapomniana droga nad Zalewem. Białobrzegi © yurek55

Pochwalę się nową aplikacją © yurek55

Fotka z mostu być musi. Port jachtowy © yurek55

Plaża w Nieporęcie - drugie moczenie © yurek55

Koszulka w fontanience Pałac Jabłonna © yurek55
- DST 100.69km
- Teren 7.00km
- Czas 04:52
- VAVG 20.69km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 34.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 sierpnia 2015
Kategoria > 100, gminobranie
Po gminy do Radomia
Nadszedł wreszcien ten dzień, kiedy pojechałem pociągiem o 8:36 do Radomia. Długo siedziałem wieczorem optymalizując trasę i rysując na mapie różne warianty powrotu, a wkońcu zdecydowałem się na ten najprosztszy. Jazda krajową "siódemką" okazała się całkiem znośna. Na tych fragmentach, gdzie ma status drogi ekspresowej, mozna jechać równolegle, meandrując z jednej strony trasy na drugą. Raz tylko, przed Białobrzegami niespodziewanie skończył się asfalt i musiałem jechać przez las i to bynajmniej nie po żadnej leśnej drodze, a po ledwo widocznej ścieżynce wśród chaszczów. Na szczęście to był tylko jeden kilometr. W Białobrzegach odbiłem w lewo po gminę Wysmierzyce, a w Broniszewie w prawo, po gminę Jasieniec. Tu niestety dałem nawigacyjną plamę i nie wróciłem w porę na swój szlak, który akurat prowadził przez gminę Goszczyn i ta została niezaliczona. Gdybym patrzył non - stop w ekran, to pewno bym się nie zgubił, a tak to musze przystawać, wyciagać telefon, czekać kiedy wczyta mapę i dziś zrobiłem to jeden raz za późno. Nie chciałem już wracać, będzie na następny raz.
Zdjęc nie ma za wiele, bo przejazd potraktowałem jak Hipki swoją wyprawę bałkańską. Nie byli na Plitvickich Jeziorach, do Dubrownika też nie zajechali, tylko kręcili, kręcili, kręcili... Ja dziś zrobiłem dokładnie tak samo i dzięki temu, zdążyłem na spóźniony obiad o 17:40.
Zaliczone gminy: Radom, Jedlińsk, Stara Błotnica, Białobrzegi, Wyśmierzyce, Promna, Jasieniec,
Fotki

Miejsce startu Dworzec Zachodni © yurek55

Stąd zacznę podróż powrotną © yurek55

Radom szybko sie kończy © yurek55

Tu 18.10.2001r zginął biskup Jan Chrapek ordynariusz diecezji radomskiej © yurek55

Dalej kilometr przez las © yurek55

Wyśmierzyce do kolekcji © yurek55

W Białobrzegach nie wiedzą? © yurek55

Ratusz, Starostwo, Rynek, fontanna. Białobrzegi © yurek55

Stary most na Pilicy W Białobrzehach © yurek55

Wąskie gardło w drodze do Zakopanego © yurek55

Fotka z m ostu obowiązkowa © yurek55

Powstanie Warszawskie. Uroczystości w Grójcu © yurek55

Rocznica Powstania Warszawskiego © yurek55

Na rynku w Grójcu © yurek55

W Raszynie tez pamiętali © yurek55
Zaliczone gminy: Radom, Jedlińsk, Stara Błotnica, Białobrzegi, Wyśmierzyce, Promna, Jasieniec,
Fotki

Miejsce startu Dworzec Zachodni © yurek55

Stąd zacznę podróż powrotną © yurek55

Radom szybko sie kończy © yurek55

Tu 18.10.2001r zginął biskup Jan Chrapek ordynariusz diecezji radomskiej © yurek55

Dalej kilometr przez las © yurek55

Wyśmierzyce do kolekcji © yurek55

W Białobrzegach nie wiedzą? © yurek55

Ratusz, Starostwo, Rynek, fontanna. Białobrzegi © yurek55

Stary most na Pilicy W Białobrzehach © yurek55

Wąskie gardło w drodze do Zakopanego © yurek55

Fotka z m ostu obowiązkowa © yurek55

Powstanie Warszawskie. Uroczystości w Grójcu © yurek55

Rocznica Powstania Warszawskiego © yurek55

Na rynku w Grójcu © yurek55

W Raszynie tez pamiętali © yurek55
- DST 125.41km
- Teren 1.00km
- Czas 05:49
- VAVG 21.56km/h
- Temperatura 26.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 lipca 2015
Kategoria > 100
Jeszcze dwie gminy do kolekcji
Nie dawała mi spokoju gmina Osieck, niefortunnie pominięta podczas tej http://yurek55.bikestats.pl/1339641,Po-nowe-gminy-siedem.html wycieczki. Ale żeby nie jechać po tylko po nią, narysowałem sobie trasę zahaczającą jeszcze o Kołbiel. Za Osieckiem okazało się wprawdzie, że fragment prowadzi przez las i mazowieckie piachy, ale innych niespodzianek nie było. Do nawigowania ustawiłem sobie w Locusie narysowaną trasę jako widoczną i sprawdzałem co jakiś czas czu rejestrowany ślad pokrywa się z drogą na mapie. Mozna wprawdzie ustawić nawigację głosową po śladzie, ale jeszcze tej funkcji nie sprawdzałem. Po wyjechaniu z lasu, zaczął mi świtać pomysł powrotu pociągiem z Otwocka. Był tak kuszący, że już w Celestynowie zajechałem na stację, ale spóźniłem sie o 10 minut, a nastepny miał być za 50. Nie pozostało nic innego jak wracać na kołach. Powrotne kilometry były szczególnie trudne, nie ze względu na upał, zmęczenie, czy zniechęcenie, ale z prozaicznego, kolarskiego powodu jakim jest siodełko rowerowe. Niby zwykłe siodełko, a mnie sie niepodparcie kojarzyło z łożem, na którym torturowano zbója Madeja. Ale dałem radę.

Hangar na polowym lotnisku w Gassach © yurek55
Więcej o tym miejscu i sylwetka właściciela tutaj

Mogiła z czasu wojen napoeońskich. Bitwa pod Ostrówkiem 1809 © yurek55
Dla zainteresowanych przebiegiem bitwy

Wisła z mostu w Górze La;warii © yurek55
Legenda głosi, że ludzie w jeden dzień ten kościół postawili

Przed kościołem w Warszawicach © yurek55

Kościół modrzewiowy w Warszawicach 1736 rok © yurek55

Kościół modrzewiowy w Warszawicach 1736 rok © yurek55

Kościół modrzewiowy w Warszawicach 1736 rok © yurek55

Osieck wzięty! © yurek55

Osieck garncarstwem słynny © yurek55

Kościół w Osiecku © yurek55

Historia kościołą w Osiecku © yurek55

Fotka z mostu być musi © yurek55

Hangar na polowym lotnisku w Gassach © yurek55
Więcej o tym miejscu i sylwetka właściciela tutaj

Mogiła z czasu wojen napoeońskich. Bitwa pod Ostrówkiem 1809 © yurek55
Dla zainteresowanych przebiegiem bitwy

Wisła z mostu w Górze La;warii © yurek55
Legenda głosi, że ludzie w jeden dzień ten kościół postawili

Przed kościołem w Warszawicach © yurek55

Kościół modrzewiowy w Warszawicach 1736 rok © yurek55

Kościół modrzewiowy w Warszawicach 1736 rok © yurek55

Kościół modrzewiowy w Warszawicach 1736 rok © yurek55

Osieck wzięty! © yurek55

Osieck garncarstwem słynny © yurek55

Kościół w Osiecku © yurek55

Historia kościołą w Osiecku © yurek55

Fotka z mostu być musi © yurek55
- DST 127.00km
- Teren 6.00km
- Czas 06:08
- VAVG 20.71km/h
- VMAX 40.60km/h
- Temperatura 29.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 lipca 2015
Kategoria > 100
Po gminy północne z kolizją samochodową w tle
Już dawano załozyłem w Locusie folder: planowane trasy i umieściłem trasy narysowane pod kątem nowych gmin. Ponieważ
znawcy przedmiotu szczerze odradzali mi jazdę drogą krajową 62, czyli wylotówkę z Warszawy na Mazury, wczoraj więc
zmodyfikowałem odcinek do Pułtuska i to tak, że zyskałem dwie nowe gminy: Winnicę i Pokrzywnicę.
Na trasę wyruszyłem o 8:15 i najkrótszą drogą dojechałem do Nieporętu, a stamtąd do Zegrza i Borowej Góry. Ten
fragment jest mało stresujący, jest szerokie pobocze, a potem droga techniczna za ekranami krajówki, jedzie się
bardzo przyjemnie i komfortowo. Potem kładką pieszo - rowerową przedostałem się na drugą stronę i rozpocząłem
eksplorację nieznanych wcześniej dróg lokalnych. Ruch niewielki, asfalt w miarę przyzwoity więc jechałem sobie
spokojnie, zerkając tylko od czasu do czasu na telefon, by nie zgubić drogi i w ten sposób dotarłem do Kacic. Tam
znów wbiłem na krajówkę, ale że do Pułtuska było już tylko ze dwa kilometry, z czego jeden kilometr korka przed
rondem, jazda minęła szybko i bezstresowo. W odróżnieniu, jak mniemam, od kierowców i pasażerów samochodów, w
ślimaczym tempie przebijających sie przez miasto.Ja do miasta nie wjeżdżałem. Rynek już widziałem, w Domu Polonii
byłem, a przede mną było jeszcze wiele kilometrów do przejechania. Nawijałem więc kilometry na opony, ciesząc się z dobrej pogody, niezłego samopoczucia - z wyjątkiem bolących nadgarstków, rzecz jasna - i fajnej drogi.
W pewnym momencie jednak, sielanka ta zastała brutalnie zkłócona. Usłyszałem z tyłu klakson i zobaczyłem jak "na trzeciego" wyprzedza mnie i inny samochód jakiś wariat trąbiący jak opętany. Potem, jak już nas wyprzedził postanowił dać nauczkę temu kierowcy, który wyprzedzając mnie nie spojrzał w lusterko i dał ostro po heblach. Zapiszczały hamulce a nic nie winien dostawczak jadący jako trzeci, nie wyhamował i przygrzmocił w tył samochodu drugiego, a tem przywalił w faktycznego sprawcę, tego idiotę. Idiota dał w pedał i odjechał, a ja minąłem dwa rozbite, stojące na poboczu samochody i udałem się w pościg*. Szybko jednak dałem za wygraną bo straciłem go z oczu. Nie zapamiętałem marki o numerze nie mówiąc, więc świadek ze mnie marny, ale jeśli ten gość w drugim samochodzie miał kamerkę, to idiota będzie miał pozamiatane.
Wreszcie po stu kilometrach skończyły się boczne drogi i wyjechałem na drogę 62 z Serocka do Wyszkowa. Tam na przystanklu zrobiłem sobie pierwszy postój na jedzenie (dwa banany i dwa batony z ziarnami) i kontakt z domem, że żyję i mam się dobrze. Chciałem też wykorzystać zachodni wiatr i jechać do Wyszkowa, zamiast pod wiatr do Serocka, ale po sprawdzeniu kilometrów szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Musiałbnym przejechać aż 15 km więcej, a to nie jest warte jazdy z wiatrem w plecy przez pół godziny. Tak więc z tamtego punktu, gdzie kończy sie pierwsza mapa rozpoczłąłem drogę powrotną. Nie czułem zmęczenia, jechało się dobrze i nawet samochody tak bardzo nie przeszkadzały. Droga do mostu w Wierzbicy minęła szybko, potem skręciłem do Serocka i tą samą drogą wróciłem do Warszawy. Zaliczyłem 6 nowych gmin: Winnica, Pokrzywnica, Pułtusk, Obryte, Rząśnik, Zatory i pobiłem swój rekord przejechanych kilometrów. To był dobry dzień.

Fotka z mostu. Bulwary wiślane © yurek55

Most w Zegrzu na Narwi © yurek55

Kładka pieszo rowerowa w Borowej Górze © yurek55

Fotka z mostu. Narew © yurek55

Młyn elektryczny w Górce Powielińskiej © yurek55

Młyn elektryczny w Górce Powielińskiej © yurek55

Stodoła kryta strzechą. Pokrzywnica © yurek55

Kościół w Pokrzywnicy © yurek55

Kapliczka przydrożna © yurek55

Nowatorskie zastosowanie starej opony © yurek55

Kwietnik oponowy © yurek55

Widok ogólny © yurek55

Most na Narwi w Pułtusku © yurek55

Most na Narwi w Wierzbicy © yurek55

Serock ma 600 lat © yurek55

Dojazd do mostu w Zegrzu od Serocka © yurek55

Fotka z mostu. Kanał Żerański © yurek55

Fotka z Mostu Gdańskiego. Wisła © yurek55
W pewnym momencie jednak, sielanka ta zastała brutalnie zkłócona. Usłyszałem z tyłu klakson i zobaczyłem jak "na trzeciego" wyprzedza mnie i inny samochód jakiś wariat trąbiący jak opętany. Potem, jak już nas wyprzedził postanowił dać nauczkę temu kierowcy, który wyprzedzając mnie nie spojrzał w lusterko i dał ostro po heblach. Zapiszczały hamulce a nic nie winien dostawczak jadący jako trzeci, nie wyhamował i przygrzmocił w tył samochodu drugiego, a tem przywalił w faktycznego sprawcę, tego idiotę. Idiota dał w pedał i odjechał, a ja minąłem dwa rozbite, stojące na poboczu samochody i udałem się w pościg*. Szybko jednak dałem za wygraną bo straciłem go z oczu. Nie zapamiętałem marki o numerze nie mówiąc, więc świadek ze mnie marny, ale jeśli ten gość w drugim samochodzie miał kamerkę, to idiota będzie miał pozamiatane.
Wreszcie po stu kilometrach skończyły się boczne drogi i wyjechałem na drogę 62 z Serocka do Wyszkowa. Tam na przystanklu zrobiłem sobie pierwszy postój na jedzenie (dwa banany i dwa batony z ziarnami) i kontakt z domem, że żyję i mam się dobrze. Chciałem też wykorzystać zachodni wiatr i jechać do Wyszkowa, zamiast pod wiatr do Serocka, ale po sprawdzeniu kilometrów szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Musiałbnym przejechać aż 15 km więcej, a to nie jest warte jazdy z wiatrem w plecy przez pół godziny. Tak więc z tamtego punktu, gdzie kończy sie pierwsza mapa rozpoczłąłem drogę powrotną. Nie czułem zmęczenia, jechało się dobrze i nawet samochody tak bardzo nie przeszkadzały. Droga do mostu w Wierzbicy minęła szybko, potem skręciłem do Serocka i tą samą drogą wróciłem do Warszawy. Zaliczyłem 6 nowych gmin: Winnica, Pokrzywnica, Pułtusk, Obryte, Rząśnik, Zatory i pobiłem swój rekord przejechanych kilometrów. To był dobry dzień.

Fotka z mostu. Bulwary wiślane © yurek55

Most w Zegrzu na Narwi © yurek55

Kładka pieszo rowerowa w Borowej Górze © yurek55

Fotka z mostu. Narew © yurek55

Młyn elektryczny w Górce Powielińskiej © yurek55

Młyn elektryczny w Górce Powielińskiej © yurek55

Stodoła kryta strzechą. Pokrzywnica © yurek55

Kościół w Pokrzywnicy © yurek55

Kapliczka przydrożna © yurek55

Nowatorskie zastosowanie starej opony © yurek55

Kwietnik oponowy © yurek55

Widok ogólny © yurek55

Most na Narwi w Pułtusku © yurek55

Most na Narwi w Wierzbicy © yurek55

Serock ma 600 lat © yurek55

Dojazd do mostu w Zegrzu od Serocka © yurek55

Fotka z mostu. Kanał Żerański © yurek55

Fotka z Mostu Gdańskiego. Wisła © yurek55
- DST 162.39km
- Czas 07:28
- VAVG 21.75km/h
- VMAX 39.20km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 czerwca 2015
Kategoria > 100, Piaseczno/Ursynów
Przypomnienie drogi
Ponieważ przedwczoraj nie dojechałem do Góry Kalwarii wybierając skrót promem przez Wisłę, dziś postanowiłem zrealizować tamte zamierzenie. Intrygowało mnie, czy pamiętam drogę przez Kępę Nadbrzeską i Glinki. Przy okazji chciałem zobaczyć jak postępują prace w Międzylesiu, przy podziemnym przejeździe kolejowym na ulicy Zwoleńskiej i przejechać się cichą i spokojną ulicą Mrówczą. Ale najważniejszym dzisiejszym zadaniem był spacer z Julką, który obiecałem córce, żeby mogła coś tam spokojnie w domu porobić i przegląd nowego roweru Dominiki.
Rano temperatura jeszcze nie rozpieszczała, odczuwalna wynosiła 13,2, więc założyłem cienką bluzę i pomknąłem przez Pole Mokotowskie i na łeb na szyję Spacerową, do Powsińskiej i za chwilkę już byłem na Moście Siekierkowskim. Tam zastałem nieoczekiwany widok, a mianowicie korek samochodowy. Myślałem, że ten most z trzema pasami ruchu, to już się nie korkuje, a jednak się myliłem.

Poranny korek na Moście Siekierkowskim © yurek55
Tym razem nie skręciłęm za mostem w prawo, lecz pojechałem prosto aż do traktu Lubelskiego, a potem osiedlowymi uliczkami dotarłem do terenu budowy.

Budowa tunelu w Międzylesiu © yurek55

Zamknięta ulica © yurek55
Po przebiciu się przez wertepy i wyboje, na Mrówczej zrobiłem jeszcze tylko krótki przystanek, bo zaintrygował mnie napis na tym dawnym budynku stacyjnym. O ile znam cyrylicę i język rosyjski to powinno tam być napisana kassa, a nie kaczi. Ale po sprawdzeniu w internecie okazało się, że byłem w mylnym błędzie. To pozostałość po nazwie Kaczy Dół, zmienionej na Międzylesie dopiero w 1932 roku i to na prośbę mieszkańców. Tylko dlaczego nie chcieli mieszkać w Kaczym Dole?

Stacyjka wąskotorowej kolejki jabłonowskiej w Kaczym Dole © yurek55
Po dojechaniu do ulicy Bysławskiej w Falenicy skręciłem w prawo, by nie jechać tak jak przedwczoraj, a po drugie, droga 801 jest szybsza, bez świateł i skrzyżowań, a ja umówiłem się na jedenastą w Piasecznie. Wprawdzie jest ona wąska i ruchliwa, ale po czterech kilometrach zaczęło się szerokie pobocze i można jechać bez stresu. Tym razem minąłem zjazd do promu i dojechałem do rondka, a na nim skręciłęm w prawo na Otwock Wielki. Okazało się, że drogę zapamiętałem całkiem nieźle i tylko raz żle skręciłem, ale szybko sprawdziłem na telefonie i wróciłem na dobrą drogę. Niestety wtedy właśnie przypadkiem nacisnąłem pauzę, a nagrywanie wznowiłem dopiero w Górze Kalwarii. Stąd prosta kreska na zapisie i spora różnica w kilometrach pomiędzu navime, a licznikiem.

Budynek - okręt w Nadbrzeżu © yurek55

Lipowy Gościniec © yurek55

Gościniec od frontu © yurek55
Po dojechaniu do sławnej "pięćdziesiątki" do mostu na Wiśle miałem już tylko cztery kilometry, a po kolejnym kilometrze, za mostem można skręcić w lewo, na Czersk i za kilkadziesiąt metrów trzeba skręcić w szutrówkę w prawo i uważac, by nie przeoczyć przejazdu pod drogą krajową. To jest oczywiście wariant tylko dla pieszych i rowerzystów. Potem już tylko morderczy podjazd po kocich łabach ulicą Świętego Antoniego i jesteśmy przy kościele. Dalej jedziemy ulicą Księdza Sajny i znowu na łeb na szyję Lipkowską do drogi wzdłuż Wisły, która doprowadzi nas do samych Gassów. Tylko ostatnie trzy kilometry są po drodze gruntowej, uzupełnionej we wgłębienbiach bardzo ostrymi kamieniami. Szosowcom odradzam ten kawałek. W Gassach tym razem nie zjeżdżałem na przystań, byłem już spóźniony o godzinę, tylko skierowałem się do Piaseczna. Stamtąd miałem jeszcze piętnaście kilometrów.

Prom kursuje © yurek55
Uprzedziłem oczywiście, że się spóźnię, a po dojechaniu na miejsce zdązyłem i tak zrobić wszystko co obiecałem. Powrót do domu stałą trasą.
Rano temperatura jeszcze nie rozpieszczała, odczuwalna wynosiła 13,2, więc założyłem cienką bluzę i pomknąłem przez Pole Mokotowskie i na łeb na szyję Spacerową, do Powsińskiej i za chwilkę już byłem na Moście Siekierkowskim. Tam zastałem nieoczekiwany widok, a mianowicie korek samochodowy. Myślałem, że ten most z trzema pasami ruchu, to już się nie korkuje, a jednak się myliłem.

Poranny korek na Moście Siekierkowskim © yurek55
Tym razem nie skręciłęm za mostem w prawo, lecz pojechałem prosto aż do traktu Lubelskiego, a potem osiedlowymi uliczkami dotarłem do terenu budowy.

Budowa tunelu w Międzylesiu © yurek55

Zamknięta ulica © yurek55
Po przebiciu się przez wertepy i wyboje, na Mrówczej zrobiłem jeszcze tylko krótki przystanek, bo zaintrygował mnie napis na tym dawnym budynku stacyjnym. O ile znam cyrylicę i język rosyjski to powinno tam być napisana kassa, a nie kaczi. Ale po sprawdzeniu w internecie okazało się, że byłem w mylnym błędzie. To pozostałość po nazwie Kaczy Dół, zmienionej na Międzylesie dopiero w 1932 roku i to na prośbę mieszkańców. Tylko dlaczego nie chcieli mieszkać w Kaczym Dole?

Stacyjka wąskotorowej kolejki jabłonowskiej w Kaczym Dole © yurek55
Po dojechaniu do ulicy Bysławskiej w Falenicy skręciłem w prawo, by nie jechać tak jak przedwczoraj, a po drugie, droga 801 jest szybsza, bez świateł i skrzyżowań, a ja umówiłem się na jedenastą w Piasecznie. Wprawdzie jest ona wąska i ruchliwa, ale po czterech kilometrach zaczęło się szerokie pobocze i można jechać bez stresu. Tym razem minąłem zjazd do promu i dojechałem do rondka, a na nim skręciłęm w prawo na Otwock Wielki. Okazało się, że drogę zapamiętałem całkiem nieźle i tylko raz żle skręciłem, ale szybko sprawdziłem na telefonie i wróciłem na dobrą drogę. Niestety wtedy właśnie przypadkiem nacisnąłem pauzę, a nagrywanie wznowiłem dopiero w Górze Kalwarii. Stąd prosta kreska na zapisie i spora różnica w kilometrach pomiędzu navime, a licznikiem.

Budynek - okręt w Nadbrzeżu © yurek55

Lipowy Gościniec © yurek55

Gościniec od frontu © yurek55
Po dojechaniu do sławnej "pięćdziesiątki" do mostu na Wiśle miałem już tylko cztery kilometry, a po kolejnym kilometrze, za mostem można skręcić w lewo, na Czersk i za kilkadziesiąt metrów trzeba skręcić w szutrówkę w prawo i uważac, by nie przeoczyć przejazdu pod drogą krajową. To jest oczywiście wariant tylko dla pieszych i rowerzystów. Potem już tylko morderczy podjazd po kocich łabach ulicą Świętego Antoniego i jesteśmy przy kościele. Dalej jedziemy ulicą Księdza Sajny i znowu na łeb na szyję Lipkowską do drogi wzdłuż Wisły, która doprowadzi nas do samych Gassów. Tylko ostatnie trzy kilometry są po drodze gruntowej, uzupełnionej we wgłębienbiach bardzo ostrymi kamieniami. Szosowcom odradzam ten kawałek. W Gassach tym razem nie zjeżdżałem na przystań, byłem już spóźniony o godzinę, tylko skierowałem się do Piaseczna. Stamtąd miałem jeszcze piętnaście kilometrów.

Prom kursuje © yurek55
Uprzedziłem oczywiście, że się spóźnię, a po dojechaniu na miejsce zdązyłem i tak zrobić wszystko co obiecałem. Powrót do domu stałą trasą.
- DST 104.77km
- Teren 4.00km
- Czas 04:56
- VAVG 21.24km/h
- VMAX 43.20km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 czerwca 2015
Kategoria > 100
Upalna setka w trudzie i znoju
Pojechałem odwiedzić dawno nie widziane zachodnie wioski i dojechałem aż do Kampinosu. Dopiero tam usiadłem sobie na ławeczce, zjadłem batony z ziarnami i popiłem wodą. Potem jeszcze zmoczyłem wyjętą z plecaka chustkę i mokrą włożyłem pod kask, bo 32°C to nie przelewki. I na dodatek cała droga pod wiatr, ale cieszyłem się już na myśl, że koniec mordęgi bliski. Dalej klasycznie przez wsie puszczańskie, aż do drogi Leszno - Nowy Dwór. Tym razem nie pojechałem przez Sowią Wolę do Cząstkowa i Łomianek, ale zdecydowałem się na wariant powrotu drugą stroną Wisły. Chcąc skrócić sobie drogę do żelaznego mostu, skręciłem na Kazuń Bielany i jak zwykle źle na tym wyszedłem. Ale to już klasyka. Przez to i przez jeszcze jedną pomyłkę nawigacyjną (szybko skorygowaną na szczęscie), zacząłem być w niedoczasie. Wprawdzie wiatr mi pomagał i jechałem 25 - 27km/h, ale było już wpół do trzeciej, a do domu kawał drogi. Do Jabłonnej dojechałem o wpół do czwartej i to już było bardzo późno. Niestety prędkości zwiększyć nie mogłem, setką wskoczyła na licznik na Tarchominie, a od mostu zaczęła sie prawdziwa walka o przetrwanie. Znowu jechałem pod wiatr, momentami centralnie i z wielkim trudem wyciagałem 15km/h. Każda najdłuższa podróż i każda najdłuższa opowieść kiedyś się kończy. Dodam tylko, że dojechałem dość mocno zmęczony, nadgarstki bolały okrutnie, a wodę uzupełniałem w przypadkowych miejscach i nigdzie mi nie odmówiono. Widać wyglądałem na spragnionego.

Wilk ma swoją wieś © yurek55

Typowy projekt domu na wsi polskiej © yurek55

Woda tryska z kamienia. Cud! © yurek55

Łeśny ołtarz w puszczańskiej wsi Górki © yurek55

Fala kulminacyjna przeszła © yurek55
...wędkarze znowu mogą łowić z ostrogi

Wilk ma swoją wieś © yurek55

Typowy projekt domu na wsi polskiej © yurek55

Woda tryska z kamienia. Cud! © yurek55

Łeśny ołtarz w puszczańskiej wsi Górki © yurek55

Fala kulminacyjna przeszła © yurek55
...wędkarze znowu mogą łowić z ostrogi
- DST 120.43km
- Teren 3.00km
- Czas 06:00
- VAVG 20.07km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 9 kwietnia 2015
Kategoria > 100
Seta i galareta
Pojechałem odwiedzić brata, a że jazda Radzymińską, to dla rowerzysty wątpliwa atrakcja, wybrałem inną drogę. Wprawdzie na tę wylotówkę i tak w końcu wjechałem, ale zrobiłem to dopiero w Markach.
Zawsze to parę kilometrów spokoju więcej. Tymczasem jeszcze w Warszawie, ujrzałem dumnie powiewającą flagę na pomniku Maszt Wolności w dość - przyznacie - zaskakującym sąsiedztwie.

Biało-czerwony McDonald's i StatOil © yurek55
Nie może tez zabraknąć tradycyjnej fotki z Mostu Gdańskiego

Most Gdański © yurek55
Na Białołęce, która kiedyś nazywała się Osada Targowa Grodzisk, z zaskoczeniem, jak zwykle -:), odkryłem ten kościółek.
Najstarszy drewniany kościół warszawski © yurek55
Dzwonnica ze Św. Nepomucenem © yurek55
Kapliczka z Maryją © yurek55
"Kościół został wybudowany prawdopodobnie w roku 1543 z fundacji królowej Bony i pewnego bogatego szlachcica, który w tym miejscu miał pustelnię, gdzie pokutował za hulaszcze życie."
Więcej na stronie stronie
A w Markach takie oto deklaracje wypisują na murach kibice Legii

Marki zawsze z Legią! © yurek55
W Radzyminie, czyli niemal u celu wycieczki, zacząłem żałować, że nie sprawdziłem wcześniej, czy zastanę w domu gospodarzy. Nie zabrałem ze sobą nic do jedzenia, a na głodniaka ciężko się jedzie. Postanowiłem się zatrzymać i zadzwonić - przy okazji kolejny przydrożny symboliczny nagrobek.

Nie zdążyli na przejeździe © yurek55
I tu mogę już przejść, do wyjaśnienia dwuznacznego nieco tytułu. Galaretę ze świńskich nóżek pałaszowałem już w dziesięć minut po wykonanym telefonie, potem pasztet normalny, pasztet z królika, baba wielkanocna, sernik z czekoladą, kawa, ufffff.... Już nie musiałem się martwić, że nie zrobię sety, bo głód mnie zmorzy.:) Po godzinnym odpoczynku, pogwarkach i opowieściach wyruszyłem w dalszą drogę.
Rządza w Starych Załubicach © yurek55
Nad Zalew Zegrzyński prowadzi stamtąd spokojna i mało ruchliwa droga, którą dojechałem do samego Nieporętu. Tam spędziłem nieco czasu kręcąc się po terenie przystani, gdzie kilkanaście lat temu stawiałem pierwsze kroki w windsurfingu. Wtedy wszyscy deskarze z Warszawy tam jeździli, ale było to miejsce słabo zagospodarowane, właściwie dzikie. Miało za to tę zaletę, że było za darmo. Nawet za parking się nie płaciło. Teraz jest wypas, bajery, czartery, restauracje, slipownia z dźwigiem, tankowanie łodzi, szkoły, kursy, kluby, itd, itp.

Bosmanat © yurek55

Baza windsurfingowa © yurek55

Weź prysznic © yurek55
Na tym jachcie jest napisane "Bez uprawnień". Czyli można go wyczarterować i sobie popłynąć gdzie chcę? Dziwne trochę.

Jachty w Nieporęcie © yurek55

Yacht Klub Polski © yurek55
A tu uderzyło mnie nazewnictwo tych łódek. Widać w szkole "Trawers" są ludzie z fantazją.

Tantniś Krzyżowiaczek i Pryszczarek Pędziorkojad © yurek55
W końcu uznałem, że wystarczy tego leniuchowania i czas ruszać do domu. Zdjąłem kurtkę, podwinąłem rękawy i ruszyłem w kierunku Legionowa.

Jeszcze pusto na wodzie © yurek55
Po dojechaniu do Jabłonny postanowiłem do Warszawy jechać nad Wisłą.To zdecydowanie lepszy wariant dla podróżowania rowerem, niż jazda ruchliwą, trzypasmową Modlińską.

Alejka parkowa Pałac w Jabłonnie © yurek55

Droga, nie na Ostrołękę, na Tarchomin © yurek55

Fotka z mostu © yurek55
Na moście wiedziałem już dobrze, że jak pojadę Marymoncką do domu, to do setki zabraknie. Wybrałem więc drogę do Huty z myślą, że potem skręcę na Izabelin jak będzie trzeba, albo do Babic pojadę, czy nawet do Macierzysza. Zależy co licznik mi pokaże.
Na bramie i ogrodzeniu Huty Warszawa nadal wisi stała ekspozycja fotogramów z księdzem Jerzym. Można też dostrzec wkomponowane w bramę wjazdową oryginalne logo Huty z syrenką, stylizowanym kołem zębatym, trzema kominami i literami H W

Brama Huty © yurek55

Ekspozycja Nasz kapelan ksiądz Jerzy Popiełuszko © yurek55

Kawał historii © yurek55

Pogrzeb ks. Jerzego © yurek55
Przy Hucie miałem osiemdziesiąt kilometrów przejechane, ruszyłem więc w kierunku Izabelina, a potem, jak widać po poniższym zdjęciu, nie musiałem dojeżdżać do Babic, ani nigdzie dalej. Do domu dotarłem przez Osiedle Groty, Powstańców, Połczyńską i Prymasa.
Ale wcześniej w tunelu wyprzedził mnie "na gazetę" młody rowerzysta, naprawdę poczułem muśnięcie jak mnie mijał. Tam jest ciemno, przede mną szedł człowiek, więc aby go minąć z bezpiecznym zapasem, nie jechałem przy prawej krawędzi wyznaczonej drogi rowerowej. Zwróciłem na światłach młodemu koledze uwagę, że dystans jednego metra przy wyprzedzaniu, to nie tylko dla samochodów. Stwierdził, że powinienem trzymać swój tor jazdy. No cóż... Rozjechaliśmy się bez uzyskania konsensusu.

Brzozy na Decowskiego © yurek55

Biało-czerwony McDonald's i StatOil © yurek55
Nie może tez zabraknąć tradycyjnej fotki z Mostu Gdańskiego

Most Gdański © yurek55
Na Białołęce, która kiedyś nazywała się Osada Targowa Grodzisk, z zaskoczeniem, jak zwykle -:), odkryłem ten kościółek.

Najstarszy drewniany kościół warszawski © yurek55

Dzwonnica ze Św. Nepomucenem © yurek55

Kapliczka z Maryją © yurek55
"Kościół został wybudowany prawdopodobnie w roku 1543 z fundacji królowej Bony i pewnego bogatego szlachcica, który w tym miejscu miał pustelnię, gdzie pokutował za hulaszcze życie."
Więcej na stronie stronie
A w Markach takie oto deklaracje wypisują na murach kibice Legii

Marki zawsze z Legią! © yurek55
W Radzyminie, czyli niemal u celu wycieczki, zacząłem żałować, że nie sprawdziłem wcześniej, czy zastanę w domu gospodarzy. Nie zabrałem ze sobą nic do jedzenia, a na głodniaka ciężko się jedzie. Postanowiłem się zatrzymać i zadzwonić - przy okazji kolejny przydrożny symboliczny nagrobek.

Nie zdążyli na przejeździe © yurek55
I tu mogę już przejść, do wyjaśnienia dwuznacznego nieco tytułu. Galaretę ze świńskich nóżek pałaszowałem już w dziesięć minut po wykonanym telefonie, potem pasztet normalny, pasztet z królika, baba wielkanocna, sernik z czekoladą, kawa, ufffff.... Już nie musiałem się martwić, że nie zrobię sety, bo głód mnie zmorzy.:) Po godzinnym odpoczynku, pogwarkach i opowieściach wyruszyłem w dalszą drogę.

Rządza w Starych Załubicach © yurek55
Nad Zalew Zegrzyński prowadzi stamtąd spokojna i mało ruchliwa droga, którą dojechałem do samego Nieporętu. Tam spędziłem nieco czasu kręcąc się po terenie przystani, gdzie kilkanaście lat temu stawiałem pierwsze kroki w windsurfingu. Wtedy wszyscy deskarze z Warszawy tam jeździli, ale było to miejsce słabo zagospodarowane, właściwie dzikie. Miało za to tę zaletę, że było za darmo. Nawet za parking się nie płaciło. Teraz jest wypas, bajery, czartery, restauracje, slipownia z dźwigiem, tankowanie łodzi, szkoły, kursy, kluby, itd, itp.

Bosmanat © yurek55

Baza windsurfingowa © yurek55

Weź prysznic © yurek55
Na tym jachcie jest napisane "Bez uprawnień". Czyli można go wyczarterować i sobie popłynąć gdzie chcę? Dziwne trochę.

Jachty w Nieporęcie © yurek55

Yacht Klub Polski © yurek55
A tu uderzyło mnie nazewnictwo tych łódek. Widać w szkole "Trawers" są ludzie z fantazją.

Tantniś Krzyżowiaczek i Pryszczarek Pędziorkojad © yurek55
W końcu uznałem, że wystarczy tego leniuchowania i czas ruszać do domu. Zdjąłem kurtkę, podwinąłem rękawy i ruszyłem w kierunku Legionowa.

Jeszcze pusto na wodzie © yurek55
Po dojechaniu do Jabłonny postanowiłem do Warszawy jechać nad Wisłą.To zdecydowanie lepszy wariant dla podróżowania rowerem, niż jazda ruchliwą, trzypasmową Modlińską.

Alejka parkowa Pałac w Jabłonnie © yurek55

Droga, nie na Ostrołękę, na Tarchomin © yurek55

Fotka z mostu © yurek55
Na moście wiedziałem już dobrze, że jak pojadę Marymoncką do domu, to do setki zabraknie. Wybrałem więc drogę do Huty z myślą, że potem skręcę na Izabelin jak będzie trzeba, albo do Babic pojadę, czy nawet do Macierzysza. Zależy co licznik mi pokaże.
Na bramie i ogrodzeniu Huty Warszawa nadal wisi stała ekspozycja fotogramów z księdzem Jerzym. Można też dostrzec wkomponowane w bramę wjazdową oryginalne logo Huty z syrenką, stylizowanym kołem zębatym, trzema kominami i literami H W

Brama Huty © yurek55

Ekspozycja Nasz kapelan ksiądz Jerzy Popiełuszko © yurek55

Kawał historii © yurek55

Pogrzeb ks. Jerzego © yurek55
Przy Hucie miałem osiemdziesiąt kilometrów przejechane, ruszyłem więc w kierunku Izabelina, a potem, jak widać po poniższym zdjęciu, nie musiałem dojeżdżać do Babic, ani nigdzie dalej. Do domu dotarłem przez Osiedle Groty, Powstańców, Połczyńską i Prymasa.
Ale wcześniej w tunelu wyprzedził mnie "na gazetę" młody rowerzysta, naprawdę poczułem muśnięcie jak mnie mijał. Tam jest ciemno, przede mną szedł człowiek, więc aby go minąć z bezpiecznym zapasem, nie jechałem przy prawej krawędzi wyznaczonej drogi rowerowej. Zwróciłem na światłach młodemu koledze uwagę, że dystans jednego metra przy wyprzedzaniu, to nie tylko dla samochodów. Stwierdził, że powinienem trzymać swój tor jazdy. No cóż... Rozjechaliśmy się bez uzyskania konsensusu.

Brzozy na Decowskiego © yurek55
- DST 103.00km
- Teren 6.00km
- Czas 04:55
- VAVG 20.95km/h
- VMAX 33.90km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 marca 2015
Kategoria > 100
Setki jedna za drugą
Wczorajsza setka poprawiła mi na tyle samopoczucie, że dziś postanowiłem iść za ciosem i trzasnąć kolejną. Pogoda, że trudno sobie lepszą wymarzyć, a prognozy na najbliższe dni przewidują pogorszenie, więc trzeba było to wykorzystać. Do tego w środę i czwartek czekają mnie zajęcia w Piasecznie, to kilometrów dużo nie najeżdżę - tyle, co wte i nazad. Postanowiłem zatem pojechać do Kampinosu, przejechać przez Puszczę, przeciąć drogę na Leszno i przez wsie i przysiółki dotrzeć do gdańskiej siódemki, ją też przeciąć i spokojną i pustą drogą pojechać od Czosnowa do Łomianek. Liczyłem, że powinno wyjść sto kilometrów, bo już kiedyś tak jechałem. Zmodyfikowałem jedynie początek, bo wystartowałem na południe, a potem na zachód dojechałem trasą poznańską aż do Ożarowa. Widocznie brakowało mi ruchu, hałasu i podmuchów mijających mnie z dużą prędkością zestawów z przyczepami. Tam już jednak skręciłem na stary szlak zachodni i bocznymi, pustymi drogami dojechałem do Kampinosu. Wcześniej zatrzymałem się w Pilaszkowie, bo już kiedyś zaintrygowało mnie będące tam muzeum. Wtedy nie miałem czasu, a dziś postanowiłem zaspokoić ciekawość. Muzeum to zaiste przedziwne. Nazywa się Muzeum Dworu Polskiego, ale nie to mnie zdumiało. Otóż czynne jest ono od kwietnia do października, a zwiedzać je można tylko w niedzielę i tylko o godzinie dwunastej, albo o piętnastej. Zorganizowane grupy, po wcześniejszym umówieniu, mogą zwiedzać w innych terminach. Ale zresztą może ma to sens? Bo ilu jest chętnych w ciągu roku i w takim miejscu, na zwiedzanie? Poczytałem trochę informacji o tym miejscu na bramie muzeum (Pilaszków ma udokumentowane 650 lat historii, a dwór w Pilaszkowie słynął przed wojną z hodowli bydła rasy holenderskiej) i pojechałem dalej. Ponieważ zdjęć tam nie zrobiłem, kawałek dalej cyknąłem skrzyżowanie Nowowiejskiej z Piękną. W Warszawie te ulice choć tak blisko siebie, to jednak się nie krzyżują.

Róg Pięknej i Nowowiejskiej © yurek55
Jeszcze zanim dotarłem do Kampinosu chciałem utrwalić godzinę i sądziłem, że, gdzie jak gdzie, ale na takim wielkim kościele jest zegar. Nawet nadłożyłem kilkaset metrów i jeszcze objechałem dookoła, ale niestety nie było.
Kościół bez zegara © yurek55
Jak już dotarłem do Kampinosu zrobiłem sobie krótką przerwę na posiłek i picie. Bardzo dobrze siedziało się na słoneczku w parku, ale że na liczniku było dopiero 52 kilometry, a do domu co najmniej drugie tyle, trzeba było ruszyć tyłek i jechać.
Kampinoski park miejski © yurek55
Ulica Partyzantów wiedzie w dół i za kilka minut jestem już w Puszczy Kampinoskiej. Przede mną 12 kilometrów jazdy wśród drzew i puszczańskich przysiółków, z czego tylko trzy twardą i równą drogą gruntową, reszta to asfalt. Na tym odcinku drogi, rzuciło mi się w oczy nadzwyczaj duże skupisko wszelkiego rodzaju kapliczek i krzyży. Myślę, że było ich co najmniej dwadzieścia, jeśli nie więcej. Następnym razem zatrzymam się przy każdej i zrobię zdjęcie - będę miał kolejny cel do zrealizowania. Dziś tylko jedna, z ogrodzeniem w kształcie różańca.
III wizyta Ojca Świętego 1987 rok © yurek55
W Łomiankach zdecydowałem żeby pojechać ten ostatni odcinek ulicą Pułkową, a nie, jak zawsze, przez park na Młocinach. Trochę chciałem sobie przyspieszyć, bo już czułem zmęczenie i nogi nie chciały szybko kręcić. A taka jazda drogą wjazdową do miasta, zawsze działa na mnie dopingująco - mimowolnie zwiększam prędkość, by jak najszybciej ją opuścić. Potem, już w Warszawie, wyjątkowo cieszyłem się, gdy stawałem na skrzyżowaniach. Zawsze to okazja do odpoczynku. Gdy już byłem pod domem, na ulicznym termometrze była temperatura 18,9°C, ale to chyba niemożliwe. Ja jechałem z podwiniętymi rękawami w koszulce i kurtce, rozpięty i nie było mi jakoś upiornie gorąco.
A z wiosennych akcentów, widziałem dziś dwa motyle: cytrynka i rusałkę pawik, kilkanaście rozjechanych żab w puszczy i poczułem kilka owadów na twarzy. To znaczy, że już przyszła, tak?

Róg Pięknej i Nowowiejskiej © yurek55
Jeszcze zanim dotarłem do Kampinosu chciałem utrwalić godzinę i sądziłem, że, gdzie jak gdzie, ale na takim wielkim kościele jest zegar. Nawet nadłożyłem kilkaset metrów i jeszcze objechałem dookoła, ale niestety nie było.

Kościół bez zegara © yurek55
Jak już dotarłem do Kampinosu zrobiłem sobie krótką przerwę na posiłek i picie. Bardzo dobrze siedziało się na słoneczku w parku, ale że na liczniku było dopiero 52 kilometry, a do domu co najmniej drugie tyle, trzeba było ruszyć tyłek i jechać.

Kampinoski park miejski © yurek55
Ulica Partyzantów wiedzie w dół i za kilka minut jestem już w Puszczy Kampinoskiej. Przede mną 12 kilometrów jazdy wśród drzew i puszczańskich przysiółków, z czego tylko trzy twardą i równą drogą gruntową, reszta to asfalt. Na tym odcinku drogi, rzuciło mi się w oczy nadzwyczaj duże skupisko wszelkiego rodzaju kapliczek i krzyży. Myślę, że było ich co najmniej dwadzieścia, jeśli nie więcej. Następnym razem zatrzymam się przy każdej i zrobię zdjęcie - będę miał kolejny cel do zrealizowania. Dziś tylko jedna, z ogrodzeniem w kształcie różańca.

III wizyta Ojca Świętego 1987 rok © yurek55
W Łomiankach zdecydowałem żeby pojechać ten ostatni odcinek ulicą Pułkową, a nie, jak zawsze, przez park na Młocinach. Trochę chciałem sobie przyspieszyć, bo już czułem zmęczenie i nogi nie chciały szybko kręcić. A taka jazda drogą wjazdową do miasta, zawsze działa na mnie dopingująco - mimowolnie zwiększam prędkość, by jak najszybciej ją opuścić. Potem, już w Warszawie, wyjątkowo cieszyłem się, gdy stawałem na skrzyżowaniach. Zawsze to okazja do odpoczynku. Gdy już byłem pod domem, na ulicznym termometrze była temperatura 18,9°C, ale to chyba niemożliwe. Ja jechałem z podwiniętymi rękawami w koszulce i kurtce, rozpięty i nie było mi jakoś upiornie gorąco.
A z wiosennych akcentów, widziałem dziś dwa motyle: cytrynka i rusałkę pawik, kilkanaście rozjechanych żab w puszczy i poczułem kilka owadów na twarzy. To znaczy, że już przyszła, tak?
- DST 110.12km
- Teren 3.00km
- Czas 05:30
- VAVG 20.02km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze