adający od rana deszczyk skłonił mnie do zmiany planów i zamiast na rower poszedłem na basen. Kiedy skończyłem pływanie deszcz padał jeszcze większy, więc miałem czas posiedzieć w domu, wypić kawę, a gdy zaczęło się przejaśniać na szybko wykreśliłem trasę do Grodziska. Pływałem tam w ubiegłym tygodniu na rowerze wodnym i przy zwrocie nie oddałem tzw. numerka. Wprawdzie nikt mnie o to nie ścigał, ale uznałem to za dobry powód do ponownych odwiedzin tego miejsca. Oczywiście drogę znałem dobrze, tylko że jeżdżąc tak samo, nie powiększamy stanu posiadania kwadracików. :)
Kiedy już dotarłem do Grodziska i poznałem jego nowe uliczki, przyszła kolej na Milanówek i jego uliczki. Z niejakim zaskoczeniem odkryłem podobną konstrukcję podjazdu na kładkę nad torami kolejowym, do tej widzianej wczoraj w Nieporęcie. Niestety tak spektakularnego zdjęcia nie daje się zrobić, bo drzewa trochę zasłaniają widok. Ale zamysł jest ten sam i też zakosy są tak ostre, że przejechać się nie da. Dalej trasa prowadziła na północ w kierunku Błonia i potem miały być jeszcze zachodnie wioski. Ponieważ zrobiło się późnawo, po dojechaniu do drogi krajowej 92 ignorując znaki B-9 pomknąłem tą najkrótszą drogą do domu. Wreszcie miałem wiatr w plecy i dzięki temu na obiad zdążyłem punktualnie i nawet nikt mnie nie strąbił, ani nie wlepił mandatu.
Pogoda wreszcie dobra do jazdy, a mnie jak na złość nie chciało się wyjść z domu. Gdy wreszcie zwlokłem tyłek z kanapy, nie wiedziałem, gdzie jechać i skończyło się na zbieraniu kwadracików. Nawiedziłem postindustrialne tereny FSO po północnej stronie Trasy Toruńskiej i jej sąsiada dawne Zakłady Wojskowe "Warel". Potem jeszcze tereny Portu Żerań na Kanale Żerańskim i po drugiej stronie Modlińskiej fragment pomiędzy Myśliborską a byłem składowiskiem popiołów z Elektrociepłowni.
Wreszcie jednak uznałem, że zmitrężyłem już dość czasu i prawie nie sprawdzając w telefonie pobliskich kwadracików pojechałem do Nieporętu. Tam wstąpiłem na chwilkę do serwisu odwiedzić
Adama przy pracy i wróciłem na obiad do domu.
A na zakończenie nieco kultury: "Zamknięcie się w horyzoncie doczesności jest zaprzeczeniem istoty człowieczeństwa. Konsumpcyjny tryb życia doprowadził nas dzisiaj do skraju katastrofy ekologicznej w płaszczyźnie ducchowej. Z kolei pozbawieni perspektywy sacrum nie żyjemy w świecie profanum, lecz w rzeczywistości banału.Ocalający gest dłoni wyciągniętych do nieba w rzeźbie Aleksandry Paulińskiej Spragniony jest wołaniem o powrót głębi do naszej rzeczywistości. Samo wołanie zdaje się już wyjściem człowieka z własnej alienacji"
Jakoś tak w czerwcu wyszło, że nawet tysiąca kilometrów nie przejechałem i tylko to zmusiło mnie do aż tak wczesnego wstania i dokręcenia. Nie miałem czasu na więcej, a zresztą brakowało tylko dziesięć kilometrów, więc pokręciłem się troszkę po pustych ulicach i zaliczyłem kilka kwadracików. No tak żeby był jakiś pożytek z tego krótkiego dystansu. :)
Dziś jazda przed śniadaniem, więc stałą trasą na Gassy i powrót przez Konstancin, Powsin i Ursynów. Rano temperatura jeszcze przyzwoita i jechało się całkiem przyjemnie. Udało się też pozbierać trochę kwadracików jeżdżąc po zaplanowanej trasie i według wskazań nawigacji. Resztę dnia spędziłem na działce.
Jak to zwykle bywa w niedzielny poranek udałem się na Gassy. Jak poranek, to i nazwa ulicy Poranek w Powsinie musi być, prawda? No i fotka z mostu na Jeziorce w Obórkach, też obowiązkowo. Po zrealizowaniu tych dwóch punktów programu, wróciłem do domu na śniadanie. Trzy potężne ustawki kolarskie pomknęły w stronę Góry Kalwarii, a pojedynczych, podwójnych i kilkuosobowych, nie zliczę.
Kolejna wyprawa po kwadraty w okolicy Nasielska. Rano znów tylko 10°C więc tym razem założyłem rękawki i kurtkę trzepotkę, ale temperatura rosła dziś szybciej i już przed upływem godziny musiałem się rozbierać. Dalsza podróż upłynęła w dobrym nastroju i lepszej formie niż wczoraj. Może ten kryzys był chwilowy, może to wina słabego ciśnienia w tylnym kole, może temperatura, może wiatr, a może wszystko po trochu. Upewniam się jednak, że dobrze zrobiłem przed laty kupując Tribana. Jazda rowerem krosowym z amortyzacją i na szerokich oponach wymaga większego wysiłku.
Tak ciężko i mozolnie jak dziś, chyba nigdy mi się nie jechało. Wyruszyłem po kwadraty na zachód w okolice Płońska o piątej rano, gdy temperatura wynosiła 10°C. Ja oczywiście ubrany na krótko, bo przecież zaraz się ociepli, ale ociepliło się, dopiero po trzech godzinach. Zresztą zimno nie było najbardziej dokuczliwe, tylko przeciwny wiatr i ogólna niemoc. Na dodatek, po dwudziestu pięciu kilometrach zauważyłem, że z tylnego koła schodzi powietrze. Gdy zatrzymałem się by dopompować, średnia na liczniku wynosiła 12,8 km/h. To chyba najlepiej obrazuje moją słabość, nawet biorąc poprawkę na osiem kilometrów polnych dróg. Później starałem się już nie patrzeć na licznik, żeby nie podkopywać swojego mizernego i tak morale, ale nawet jak zmieniłem kierunek jazdy, to dużo szybciej nie jechałem. Jedyny pozytyw, to brak błędów nawigacyjnych i zaliczenie wszystkich zaplanowanych kw, włącznie z tym ominiętym wczoraj. Max square: 53x53 Max cluster: 3281 (+22) All cluster: 3424 (+19) Total tiles: 6270 (+11)
Jestem na działce, a ponieważ przywiozłem wreszcie drugi rower, męski, postanowiłem uzupełnić kwadraty na północnym zachodzie. Z tej bazy wypadowej jest bliżej i wygodniej niż z Warszawy, odpada jazda pociągiem, a co najważniejsze, można wjechać w teren. Wprawdzie na GravelKingach 32 mm też jeździłem, ale jednak 42 mm daje większe możliwości. Dziś nie musiałem prowadzić, ale co z tego. Na szosie opory toczenia i bardziej wyprostowana sylwetka nie pozwalały mi osiągać jakiejś przyzwoitej (dla mnie) prędkości, pomimo wkładanego w pedałowanie wysiłku. No a po powrocie okazało się, że jeden kwadrat ominąłem, bo za blisko w to pole wjechałem i trzeba będzie powtarzać.
A dokładnie do stacji metra Centrum, bo tam umówiłem się z zięciem by odebrać klucz, który przez roztargnienie zabrał z działki. A ponieważ wybieramy się tam na kilka dni, jest on tam potrzebny. Najkrótszą drogą mam w obie strony sześć kilometrów, więc pojechałem troszkę dookoła.