ydawało mi się wczoraj, że powinno być sucho na jezdniach i zaplanowałem sobie poranny wyjazd przedśniadaniowy do Piaseczna. Oczywiście powód, albo pretekst się znalazł, a było to zostawione etui z okularami do naprawy. Dlatego rano nawet nie wyglądałem za okno, tylko ubrałem się szybko i po kilkunastu minutach byłem już na dworze/polu. :) Niestety było dość mokro na jezdniach, chyba coś w nocy padało, ale wracać się nie miałem zamiaru. Na trasie przez południowe wioski do Piaseczna zaszły spore zmiany przez ten czas gdy tamtędy nie jeździłem. Pojawiły się nowe ronda w liczbie czterech, nowe zjazdy i rozjazdy i sam jestem ciekaw, jak będzie się tamtędy jeździć, jak ten fragment S7 całkiem skończą.
Po dojechaniu na miejsce i zabraniu tego, po co przyjechałem, postanowiłem wracać Puławską. Nie był to dobry pomysł, bo w Piasecznie, na Mleczarskiej poczułem że jazdę na flaku. Tym razem nie było obcego ciała tylko przecięcie, ale co się naszukałem szkiełka w oponie to moje. W sumie na wszystko straciłem pół godziny i trzeba było spieszyć do domu. Pierwsza jazda odfajkowana! Po powrocie wymieniłem wreszcie opony i koła na zimowy zestaw i wyczyściłem rower. Zajęło mi to bez mała tyle samo czasu co sama jazda. Teraz będę jeździł na oponach Maxxis Detonator 700x32, a letnie koła Mavic Aksium oddam do przeserwisowania. Po 17,5 kkm chyba się należy.
Od dawna zaniechałem niedzielnych wyjazdów przed śniadaniem, na rzecz dłuższego spania i słodkiego lenistwa. Dziś przełamałem się i pojechałem na Ursynów przywieźć zapomnianą książkę. Poranna jazda pustymi ulicami, przez śpiące jeszcze miasto, ma swój urok i pozwala na swobodną interpretację koloru świateł na sygnalizatorach. I to chyba tyle.
Obudziłem się za wcześnie jak na niedzielę i skoro już i tak nie spałem, to pojechałem na przedśniadaniową przejażdżkę. Trasa wiodła przez Wilanów, Powsin i Obórki i jak to w niedzielny poranek, po drodze napotkałem kilka grup zbierających się na kolarskie ustawki. Z wiadomych powodów nie przyłączyłem się do żadnej z nich, tylko wróciłem do domu. Muszę zapamiętać aby nie jechać ulicą Vogla - jest w remoncie.
Udało się pokonać wewnętrznego lenia i przejechać parę kilometrów przed śniadaniem. Nie sądziłem, że jest aż tak zimno, ale przezornie miałem drugą warstwę ubrania - kamizelkę odblaskową. :) Może się i nie spociłem, ale mocno i też nie zmarzłem. W sam raz, oprócz dłoni rzecz jasna. I wreszcie po latach jeżdżenia w jeden sposób, "odkryłem" inną drogę z Wolicy do Pęcic. Nie żebym się bardzo starał, po prostu pojechałem w prawo zamiast w lewo i już.
Obudziłem się wystarczająco wcześnie, żeby spokojnie przewrócić się na drugi bok i jeszcze pospać, ale jakoś nie mogłem. Leżałem i myślałem, dlaczego nie chce mi się w tym roku jeździć o poranku. A teraz właśnie sprawdziłem, że w poprzednich latach moje przedśniadaniowe, niedzielne jazdy, dodawały mi do statystyk grubo ponad tysiąc kilometrów. Tak więc zamiast leżeć i myśleć, wstałem i poszedłem na rower. Widziałem i słyszałem silny wiatr za oknem i po sprawdzeniu kierunku wybrałem wmordewind, żeby potem było lepiej. Zamierzałem pyknąć trójkąt gassowy, ale za długo leżałem w wyrze i przyprostokątną wschodnią zakończyłem w Konstancinie. Gassy muszą poczekać. Ostatni bok trójkąta przejechałem ze sprzyjającym wiatrem i to było najlepsze z dzisiejszej wycieczki. Październik, a jadąc na krótko zdołałem się spocić. :)
PS. Termin budowy drogi ekspresowej S7 z Grójca do Warszawy, którą widuję podczas jazd przez południowe wioski, jest nierealny. A dlaczego? A dlatego!
Umiarkowany wiatr, średnie zachmurzenie, 19°C, Odczuwalna temperatura 19°C, Wilgotność 73%, Wiatr 9m/s z PłdW - Klimat.app
Tak mawiali nasi dziadowie, co oznacza, że warto wstawać wcześnie, bo wówczas na wszystko znajdzie się czas. Mnie wprawdzie ostatnio słabo to wychodzi, ale dziś, przy niedzieli, poranne wstanie liczy się podwójnie.:) Temperatura wyraźnie dodatnia i choć asfalty jeszcze po nocy mokre, to za to ruch niewielki i jechało się dobrze. Wprawdzie ostatniego odcinka z Pruszkowa, nigdy nie polubię, ale raz na ruski rok można i tamtędy wjechać do Warszawy.
Na zdjęciu Austeria w Raszynie, nawet nie wiedziałem, że już tak ładnie wygląda, ten przez wiele lat niszczejący zabytek. Unikam jazdy Aleją Krakowską do Janek odkąd odkryłem drogi techniczne i nie ukrywam, byłem zaskoczony. Nie wierzyłem, że coś z tym zrobią.
Tej niedzieli o poranku i przed śniadaniem udałem się do jednej z odleglejszych dzielnic Warszawy, Tarchomina. Jak widać po kilometrach, dystans porównywalny do pętli borzęcińskiej, albo oborskiej. Niestety nadal czuję się tak, jakbym do każdej nogi miał przywiązany dziesięciokilowy odważnik. Jeździć się chce, a sił do kręcenia nie ma. Na dodatek tylko jedno zdjęcie wyszło, a cała reszta to zupełnie białe plamy. Coś się spsuło w ustawieniach, a ja tego nie zauważyłem. Ulica Dewajtis