Kolejna już niedziela, gdy budzę się o nieludzkiej porze, czyli o siódmej rano, i nie mogę ponownie zasnąć. Starałem się jak mogłem, ale skoro się nie udawało, to wstałem, ubrałem się i wyszedłem pojeździć. Co tak na bezdurno będę w łóżku leżał, prawda? Niewielki ruch samochodowy daje komfort jazdy i pozwala dość swobodnie podchodzić do kolorów świateł na sygnalizatorach. Bez zbędnych postojów dotarłem Czerniakowską i Powsińską do Wilanowa, a po chwili już byłem na wiejskich drogach wiodących do przystani w Gassach. Pomimo dość wczesnej pory i dość szybkiej jazdy, minęło mnie wielu kolarzy i rowerzystów, dla których moje tempo było zbyt mało wymagające. Nie, żeby się ścigali, czy robili mocny trening, ot, jechali 30 km/h swobodnie przy tym rozmawiając - i tyle ich widziałem. Gdy skręciłem na zachód i zacząłem oddalać się od Wisły, już nikt mnie nie wyprzedzał, zapewne dlatego, że nikt za mną nie jechał. :) Po minięciu Piaseczna, w Nowej Woli, znowu wbiłem na budowaną S79 z zamiarem dojechania do Wirażowej, tak jak w ubiegłym tygodniu. Tym razem spotkałem po drodze samochód z ochrony budowy i nawet pan krzyknął do mnie: - Proszę tędy nie jeździć! Ale że zrobił to tak jakoś bez przekonania i nie miał zamiaru mnie ścigać samochodem, zignorowałem jego prośbę i pojechałem dalej. Jednak trochę mnie to wybiło z konceptu i chcąc jak najszybciej opuścić ten odcinek, pojechałem za daleko i znalazłem się na prawdziwej S79. Na szczęście jest tam szerokie pobocze, a samochodów jechało niewiele, niemniej do komfortu psychicznego było dość daleko. Głównie z powodu obawy o mandat. I co? Radiowóz przejechał koło mnie i policjanci nie uznali za stosowne podjąć interwencji. Czyli nie popełniłem wykroczenia, czy jak? I tak przejechałem pięć długich kilometrów i dopiero pod Marynarską znalazłem schody na wiadukt i mogłem opuścić tę trasę. I to tyle przygód na dziś.
Skoro pomimo niedzieli obudziłem się wcześnie, a za oknem nie padało, to zrezygnowałem z dosypiania i wybierałem poranną przejażdżkę. Założyłem nowy strój kolarski, ale na to ubrałem kurtkę ultralight i nogawki, bo rano było jeszcze dość chłodno. Przewidując mniejszy ruch ciężarówek na drodze krajowej 92 do Poznania, bo to i wcześnie i niedziela, wybrałem tę właśnie trasę na początkowe dwadzieścia kilometrów. Wprawdzie po drodze są w paru miejscach znaki zakazu ruchu rowerowego, ale jest szerokie pobocze i nikomu nie przeszkadzałem w jeździe. A przynajmniej tak mi się zdaje, bo nikt na mnie nie trąbił. Policjantów też nie spotkałem. Krajówkę opuściłem dopiero jak zobaczyłem drogowskaz na Dwór Pilaszków. Swoją drogą nigdy tam nie byłem w środku i nawet nie wiem, kiedy jest czynne to Muzeum Dworu Polskiego. Przez Borzęcin tym razem przejechałem bez zatrzymywania i fotki z kontrolą czasu i dopiero za Wieruchowem zrobiłem przystanek na rozebranie. Słoneczko ładnie zaczęło przygrzewać i można było już pokazać światu mój prezent imieninowy. :)
W taki świąteczny poranek, aż prosi się, żeby jeździć po pustych ulicach. Tym razem dojechałem tylko do mostu w Obórkach i zawróciłem przez Powsin i Ursynów do domu. Nie tylko ja wpadłem na taki pomysł, na Gassach zaskakująco dużo, jak na tę porę, kolarzy i rowerzystów.
Słońce za oknem zapraszało do wyjścia z domu i nie pozwoliło wylegiwać się w łóżku. Trasa podobna jak we wtorek, tylko nie dojechałem do mostku w Obórkach, a wcześniej zawróciłem. No i na początku, zamiast zjeżdżać Spacerową do Belwederskiej, pojechałem Puławską, a na dół zjechałem ulicą Idzikowskiego. Niedzielny, śladowy ruch samochodowy, pozwala bezstresowo zastosować taki wariant. Zawsze to jakieś urozmaicenie. :) Później szybki przejazd przez uśpione jeszcze Miasteczko Wilanów, zwane Lemingradem i po chwili byłem już na ulicy Ruczaj. To umowny początek dróg republiki rowerowej Gassy. Wróciłem przez Ursynów, bo teraz to dla mnie naturalna i najwygodniejsza droga powrotna.
Śniadanie po takim porannym przejeździe smakuje wybornie!
Ja potrzebowałem jechać prosto, ale po kilkuset metrach znak "zakaz jazdy rowerem" zmusił mnie do przejechania na drugą stronę i wjazd na ddr. Później, zgodnie z planem skręciłem w Borową przechodzącą w Prawdziwka i koło Ogrodu Botanicznego wspinając się pod górę dojechałem do Kierszka. Minąłem Józefosław dotarłem do Puławskiej, ale że nie chciałem jechać przez miasto, skręciłem w kierunku miejscowości Dawidy i stałą trasą wróciłem do domu.
Udało się wstać rano i trochę pojeździć i to właściwie wszystko, co mogę dziś napisać. Cieszę się, że przemogłem tę swoją poranną niemoc i wróciłem do niedzielnych, przedśniadaniowych przejażdżek.
Bezchmurnie, -1°C, Odczuwalna temperatura -5°C, Wilgotność 80%, Wiatr 4m/s z PłdPłdW - Klimat.app
Udało się zwlec leniwą dupę z wyra na tyle wcześnie, że przed śniadaniem wykręciłem zupełnie zadowalający dystans. Oczywiście cały czas daleko mi do normalnej dyspozycji, co dobitnie widać po średniej, ale może jeszcze się rozkręcę. A jak nie, to będę jeździł emeryckim tempem i wcale nie będę rozdzierał szat. Do wyścigów się przecież nie szykuję.
Wczoraj z lenistwa nie wyszedłem na rower i sam siebie postanowiłem za to ukarać. Dlatego dziś wstałem rano i przed śniadaniem zaliczyłem małą pętlę szlakiem zachodnich wiosek. Ręce mi zmarzły, nogi mi zmarzły, ale kara powinna być dolegliwa!
Zachmurzenie umiarkowane, -2°C, Odczuwalna temperatura -2°C, Wilgotność 91%, Wiatr 1m/s z Płn - Klimat.app
Niezbyt chciało mi się rano wychodzić na rower, ale ciężki żołądek po późnej kolacji domagał się porcji ruchu. Czasu, jak to zwykle przed śniadaniem, nie miałem zbyt wiele, a i pogoda nie rozpieszczała, więc wybrałem jazdę miejską. Trasę korygowałem w zależności od świateł na skrzyżowaniach tak, by nie czekać na zielone, a jechać tam, gdzie można w danej chwili. Nie jechało się łatwo i przyjemnie, bo to i wiatr i zimno i opony szersze, ale jest jedyny plus - że krótko! :)