Znów miałem kurs na Ursynów i znów stamtąd pojechałem do Gassów. Tym razem zatrzymałem się chwilkę na przystani, a potem przez Piaseczno wróciłem do domu. Tyle na dziś. A teraz trochę danych o ruchu rowerowym w Warszawie. Informacja pochodzi ze strony Urzędu Miasta Warszawa .............................................. (...)"W Warszawie jest ponad 500 km dróg rowerowych, a jednoślad nie jest już tylko pojazdem rekreacyjnym, ale również środkiem transportu. Ruch rowerowy w ciągu dwóch lat wzrósł o ok. 40 procent. Rekord padł 15 sierpnia - Nadwiślańskim Szlakiem Rowerowym w rejonie Solca przejechało 11 498 osób. W 2017 roku w 5,5% podróży niepieszych odbywa się na rowerze, to oznacza, że każdego dnia po ulicach Warszawy porusza się ponad 75 tys. rowerzystów. Łącznie w trakcie pomiarów ręcznych zanotowano 93 201 rowerów. W dniu roboczym w godzinach szczytu, czyli 7.00 – 9.00 oraz 16.00 – 19.00, najwięcej rowerzystów zanotowano na skrzyżowaniu al. Prymasa Tysiąclecia i ul. M. Kasprzaka - średnio 796 rowerów na godzinę. W trakcie pomiaru porannego w szczytowym momencie skrzyżowanie to pokonało w ciągu godziny 1072 rowerzystów - jest najwyższy wynik zanotowany od początku prowadzenia pomiarów w Warszawie. Kolejnymi miejscami o znacznym natężeniu ruchu są: rondo Jazdy Polskiej (625 rowerów na godzinę); skrzyżowanie ul. Nowy Świat ze Świętokrzyską (575 rowerów na godzinę); skrzyżowanie al. Jana Pawła II z al. „Solidarności” (553 rowery na godzinę), którędy prowadzi główny ruch z Bielan i Żoliborza do północnej części Śródmieścia. Na wszystkich trasach wyposażonych w liczniki automatyczne odnotowano w tym roku rekordowe wyniki od momentu rozpoczęcia pomiarów. Rekord wszech czasów padł we wtorek, 15 sierpnia - Nadwiślańskim Szlakiem Rowerowym w rejonie Solca przejechało 11 498 rowerzystów. Jeszcze tydzień wcześniej, czyli tuż przed oddaniem do użytku ostatniego odcinka bulwarów wiślanych, natężenie ruchu w tym samym punkcie było blisko trzykrotnie mniejsze (4207 rowerzystów). Z pewnością duży wpływ ruch rowerowy miała rozbudowa systemu Veturilo. Obecnie do dyspozycji mieszkańców jest 337 stacji i blisko 5000 rowerów. Przez 5 lat użytkownicy systemu dokonali aż 11 milionów wypożyczeń, z czego już ponad 3 miliony w tym roku. W tegorocznych pomiarach co ósmy rower na ulicach to Veturilo. W porównaniu do ubiegłych lat to niemal dwukrotny wzrost.(...)
I powiem szczerze, że wcale mnie nie to nie cieszy...
Początkowo poranna przejażdżka miała być przywitaniem z Warszawą i zachodnimi wioskami. Jednak gdy zbliżałem się do Babic, przypomniałem sobie segment Babice - Mariew i to, że mam na nim przedostatni czas, czyli 377/378. Zagrała we mnie ambicja i postanowiłem sie poprawić. W okolicy Lipkowa zauważyłem daleko przed soba kogoś na rowerze i powoli zacząłem się zbliżać. To dodało mi energii i w końcu dogoniłem faceta na szosie. Pewnie był troszkę młodszy ode mnie, ale niewiele, za to widać było, że to weteran kolarstwa. Powiozłem go trochę na kole, potem on wyszedł do przodu i tak jadąc po zmianach i umilając czas rozmową jechalismy razem aż do końca segmentu. Dalej też jechalismy razem, ale już krótko, bo nie utrzymałem koła pod wiatr i odpadłem na szosie do Leszna. Widziałem jak mój towarzysz skręca na Zaborówek, co też i ja zrobiłem, choć pierwotnie planowałem krótszą wersję powrotu przez Zaborów. No ale tak dobrze się we dwóch jechało, że chciałem poćwiczyć jazdę na kole. Jak napisałem, kolega mi odjechał, a ja dalej już jechałem swoim tempem. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilku kilometrach znów zacząłem się do niego zbliżać i od ronda na Borzęcin znów jechaliśmy razem. Tym razem wytrzymałem jazdę po zmianach do Macierzysza, gdzie definitywnie mi odjechał. Jeszcze w Morach widziałem z daleka jak skręca na wiadukt na Gerdziejewskiego, ale ja już zrezygnowałem z gonienia i pojechałem prosto. Skręciłem dopiero w 4 Czerwca i gdy zbliżałem się do Alej jerozolimskich usłyszałem pierwszy donośny grzmot i pierwsze krople deszczu. Nie czekałem tym razem aż przemoknę, tylko od razu załozyłem kurtkę - trzepaczkę i najszybciej jak umiałem popędziłem do domu. Niestety deszcz był szybszy. Jak lunęło z nieba, to w jednym momencie zaczęło mi chlupać w butach i przemoczyło rękawy i rękawiczki. W tym momencie przypomniałem sobie jak uczestnicy MRDP jechali wczoraj kilkanaście godzin w deszczu, a niektórzy poszli przemoczeni spać gdzieś pod wiatą, czy na przystanku. No a poza tym i tak byłem już tak mokry, że było mi wszystko jedno. W strugach deszczu pokonałem ostatnie kilometry plując sobie w brodę, bo przecież wiedziałem o deszczu - tylko zapomniałem. Gdyby nie to, skróciłbym trasę powrotną i wrócił o suchym kole. A tak, cóż...
Zdjęć dziś nie robiłem, za to mam podsumowanie wczorajszej trasy powrotnej z nad morza.
A, no i w końcu o tym segmencie nie napisałem. A więc, poprawiłem swój czas z 13 czerwca o 15 minut i awansowałem o pięć pozycji w rankingu. Teraz zajmuję 372 miejsce na 378 klasyfikowanych. ;) Do tego zdobyłem w sumie 19 kieliszków od Stravy.
Dzisiejsza wycieczka miała być szybka, łatwa i przyjemna - tak mi się wydawało wczoraj. Miałem po
prostu z drogi do Kołobrzegu zrobić mały skok w bok, zaliczyć gminę Gościno i wrócić. jak to zwykle,
skok w bok rzadko kiedy wychodzi na zdrowie, tak też było i tym razem. Zaczęło się z grubej rury, bo
droga miała ostry spadek i szybko przekonałem się, że zjazd po kocich łbach szybciej niz 10km/h
doprowadzi mnie do rychłej śmierci. Zanim udało mi się wyhamować - pampers był już pełny. Później po
płaskim też trzęsło przeokrutnie, jak jeszcze nigdy w życiu, ale przynajmniej nad prędkością
panowałem. Za to nie panowałem nad rowerem i ledwie utrzymywałem się na drodze. Kierownica skręcała
sama, a ja od lewej do prawej, po całej szerokości, jechałem jak pijany i czekałem kiedy ta udręka się
skończy. Gdy już miałem zawracać pojawił się niezły asfalt, a ja, szczęśliwy jak świnia w błocie, mogłem
znów poczuć wiatr we włosach. Niedługo trwało moje szczęście, bo po chwili znów musiałem w panice
ściskać klamki, by z rozpędem nie wjechać na kolejny odcinek bruku. To był po prostu koszmar!
Gdy w Byszewie przecinałem budowę trasy S6 objazdem zrobionym przez drogowców, byłem naprawdę
zadowolony z szutrowego odcinka. Wszystko było lepsze od tego upiornego trzęsienia i kurczowego
zaciskania, aż do bólu, rąk na kierownicy. Kiedy wreszcie dojechałem do jakiejś główniejszej drogi
myślałem, że horror sie skończył. Ale nie. Musiałem ja przeciąć i pojechać nadal prosto, a tam, po
kilkuset metrach asfaltu, znów czekał na mnie ten niemiecki bruk. Pomyślałem wtedy, że drugi raz tej samej
drogi, po tych cholernych kamieniach, nie przejadę. Kiedy więc po zaliczeniu gminy Gościno wróciłem do
szosy, nic mnie nie mogło powstrzymać. Odbiłem na południe i choć wiedziałem, że będzie dziesięć kilometrów dalej, nic już nie
miało znaczenia. Nie wiem jak można się ścigać na takich nawierzchniach, a nawet tym zachwycać, pisząc Mokry sen kolarza o
swoim starcie w Memoriale Królaka i zjazdach Bednarską. Totalny kosmos i zupełnie inny świat.
Dziś drogowcy ustawili kolejne, trzecie już światła, ustanawiając ruch wahadłowy pomiędzy Pobierowem a Trzęsaczem. Pomimo wczesnej godziny korki robią się gigantyczne. Piszę o tym, bo drogą wojewódzką 102 poprowadzona jest trasa MRDP i uczestnicy mogą mieć tu problemy. Muszą tez wziąć pod uwagę, że zwodzony most na Dziwnie w Dziwnowie, podnoszony jest co dwie godziny w godzinach parzystych i dodatkowo latem o 13, 17, 19 i 21. Gmina Międzyzdroje nie ma witacza, ani nawet zwykłej niebieskiej tabliczki. Podobnie jak wczoraj dla pewności pytałem miejscowych ludzi, do jakiej gminy należy dane miejsce. Wczoraj był to sklep, dziś ośrodek wypoczynkowy za Wisełką.
Wczoraj był południowy - zachód, dziś przyszła kolej na południowy - wschód. Sprawdziłem wczoraj kierunek wiatru i uznałem, że dobrze mieć pomocnika w drodze powrotnej. Niestety sprzymierzeniec nie sprawił się za dobrze, bo kręcił we wszystkie strony, tylko nie w plecy. Za to trasa okazała się wymagająca technicznie (eufemizm!), zwłaszcza odcinek Trzebiatów - Dargosław. Rano w Pogorzelicy termometr zewnętrzny w jakiejś recepcji pokazywał 13,8°C, a ja zakładam tylko rękawki. Nic dziwnego, że z utęsknieniem czekam aż słońce zacznie trochę grzać. Koło ósmej jest już całkiem przyjemnie i tak aż do powrotu - pogoda jak marzenie.
Zaliczone gminy: Siemyśl, Trzebiatów, Karnice, Brojce, Rymań
Wzorem lat ubiegłych w wakacje kontynuuję kolekcjonowanie nadmorskich gmin. Zasięg jazdy ustaliłem na max 100 km, ponieważ moje jazdy odbywają się przed śniadaniem, a te wypadałoby wspólnie zjeść w miarę rano. Dziś obudziłem się przed piątą, jeszcze zanim budzik zadzwonił i po cichutku, z butami w rękach, żeby stukaniem bloków nie postawić całego pensjonatu na nogi, skradając się jak złodziej, otworzyłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Reszta już jak zwykle. Poranne pustki w zwykle gwarnych i pełnych ludzi miejscach, to widok znany mi z poprzednich nadmorskich wycieczek. Poranny chłód i oczekiwanie aż słońce wyżej wzejdzie i zacznie grzać. Nowością i nieprzyjemnym zaskoczeniem był duży ruch samochodowy na drodze wojewódzkiej 107 z Kamienia Pomorskiego do Szczecina. Chłopaki gazu nie odpuszczają i testują jak blisko mogą przejechać obok rowerzysty, gdy z naprzeciwka też jedzie samochód. Niektórzy całkiem niezłe wyniki osiągali w tej konkurencji. Zdobyte gminy: Wolin, Kamień Pomorski, Golczewo, Świerzno, Dziwnów, Rewal
Pierwszą przeszkodę napotkałem już na wjeździe do Piaseczna. Współczuję mieszkańcom dojeżdżającym samochodami do pracy w Warszawie. Remont ma potrwać do 15 sierpnia.
Widziałem już zdjęcia rowerzystów testujących nowy przejazd pod Mostem Łazienkowskim, jeszcze przed jego oficjalnym oddaniem do użytku. Postanowiłem nie być gorszy, a przy okazji zrobiłem rundkę po obu stronach Wisły. Po stronie praskiej sprawdziłem jak spisują się na szutrowych nawierzchniach nowe opony, a po stronie warszawskiej - jak bawi się stolica w piątkowy wieczór. I to właściwie wszystko.
Wczorajszy dzień nie nadawał się do jeżdżenia pojazdami bez klimatyzacji, ale że dziś ochłodziło się do 28°C to mogłem jechać. Sprawdziłem przy okazji, czy mogę już wrócić do pedałów spd. Jest OK, mogę. Trasa bez historii, tylko przed Pilaszkowem telefon zgubił wszystkie satelity i musiałem się na chwilę zatrzymać. Nic nie pomagało i dopiero restart sprawuł, że w cudowny sposób znalazło się ich znowu całe mnóstwo. Włączyłem nagrywanie od nowa i juz bez przeszkód i przymusowych przystanków dojechałem do domu. Raz tylko świadomie zatrzymałem się przy kościele w Lipkowie i zmoczyłem sobie chustkę w strumyku bez nazwy. A nie, przepraszam, sprawdziłem na mapie - nazywa się Lipkowska Woda.
Z kieliszkami na Stravie dość słabo, żadnej życiówki nie pobiłem, kilka drugich/trzecich miejsc.
PS.
Sprawdzałem na Stravie wczorajszą trasę Hipka i przyjrzałem się segmentowi, gdzie zrobił swoją życiówkę. Nazywa się Babice->Zaborów i liczy 18,5 km, a nasz kolega przejechał ten odcinek ze średnią 36 km/h. Nie to jest jednak w tym najistotniejsze. Znalazłem i swój czas - na 357 osób zajmuję 356 miejsce...Chyba będę musiał się tamtędy przejechać (jak zawieje wiatr od wschodu). A tak w ogóle, to lepiej nie analizować zbyt dokładnie, bo można się załamać. Wczoraj: