Trudno, coraz trudniej wychodzi mi się z domu. Czekam co rano i wyglądam oknem w oczekiwaniu na deszcz albo śnieg, a tu nic! Cóż było robić, ubrałem się w końcu i pojechałem. Tym razem droga zaprowadziła mnie na przystań w Gassach, ale zanim tam dojechałem, mijałem po drodze więzienie na Służewcu i ulicę Jagielską i Działkową w Kierszku, czyli inna droga niż zwykle. Kupione rękawiczki z merynosa włożone wewnątrz rowerowych nie pozwoliły tym razem zmarznąć moim dłoniom, ale z oceną muszę się wstrzymać, bo było cieplej niż ostatnio. Trzeba to sprawdzić poniżej minus pięć, wtedy będę wiedział.
Pomimo wyraźnie ujemnej temperatury, grube rękawiczki i osłony neoprenowe na buty zapewniały komfort termiczny w tych newralgicznych punktach ciała i początek jazdy był bardzo przyjemny. Postanowiłem więc zmienić początkowy zamiar i pomimo mrozu pojechać gdzieś dalej. Wybrana trasa dawała możliwość dowolnego skracanie lub wydłużania dystansu i dziś jadąc na południe dojechałem do Antoninowa i tam dopiero zawróciłem do domu. Okazało się - poniewczasie niestety - że jednak żadne rękawiczki nie dają dłoniom ochrony przed zimnem i to już po dwóch godzinach trzymania ich na kierownicy. W połączeniu z moją skłonnością do drętwienia rąk, przemrożenie daje spotęgowany efekt, a już przy ich ogrzewaniu w domu jest naprawdę spektakularny. Nikomu nie życzę takich doznań.
Grudzień dopiero się zaczął, a ja właśnie dziś przekroczyłem dwanaście tysięcy kilometrów w tym roku. Statystycznie daje to tysiąc kilometrów na miesiąc i według mnie to całkiem przyzwoity wynik, dający mi miejsce w pierwszej pięćdziesiątce na portalu bikestats. Natomiast gdyby Błażej wprowadził kategorie wiekowe użytkowników portalu, miałbym zapewne szansę na pudło. :) Nie żebym się specjalnie rajcował klasyfikacją, ale wspominam o tym z kronikarskiego obowiązku.
Wrocław ma swoich kilkadziesiąt krasnali, a Bemowo sześć misiów. Dowiedziałem się o tym z wpisu naszej Mistrzyni kilometrów, a więcej informacji na ten temat można znaleźć np. tutaj.
Kolejne miejsce na trasie to Trakt Królewski w Koczargach, gdzie widać już światełko w tunelu. Pierwsza warstwa asfaltu jest już wylana niemal na całej długości, brakuje zaledwie około stu metrów od strony Wojcieszyna.
Natomiast w Borzęcinie zegar na kościelnej wieży nadal chodzi według sobie tylko znanego rytmu. Dziś o jedenastej trzydzieści trzy, pokazywał za cztery minuty szóstą.
To nazwy tzw. "tanecznych" ulic niskiego Ursynowa, nieco mniej znanych, bo leżących bardziej na uboczu niż Poleczki, czy Baletowa. Ja też bardzo rzadko się tam zapuszczam, a że dziś nie miałem pomysłu na trasę, to trochę się pokręciłem tu i tam. Temperatura lekko poniżej zera już nie robi takiego wrażenia jak na początku i dwie - trzy godziny można spokojnie wytrzymać.
No i zrobiło się naprawdę zimno. Garmin pokazywał minus trzy stopnie a do tego dochodził, północny wiatr i to się już czuło. Ubrany byłem prawie dobrze, ale grubsza kurtka by nie zaszkodziła. Tradycyjnie zmarzły mi dłonie i nieco mniej stopy, a tak naprawdę, życie mi uratował odpoczynek u córki w Piasecznie. Gdybym miał tę wycieczkę zrobić bez przerwy, to w domu bym dochodził do siebie do wieczora. A tak udało się połączyć przyjemne z pożytecznym i kiedy już odtajałem, zapakowałem do plecaka to, po co przyjechałem i ruszyłem do domu. Nie było łatwo, polarny wiatr mocno przeszkadzał i droga wydawała się nie mieć końca. Ale jakoś dojechałem. Muszę teraz dobrze przemyśleć swoje zestawy ubraniowe, bo wydaje mi się, że stałem się bardziej wrażliwy na ujemne temperatury. Zdjęć nie robiłem z oczywistego powodu, wstawiam więc ku rozwadze rowerzystom - aktywistom.
Wczorajsza kolizja z samochodem, w którym ucierpiało przednie koło, przyspieszyła decyzję o zamianie kompletu kół. Mój zestaw "zimowy" ma założone opony Maxxis Detonator o szerokości 32 milimetry i postanowiłem choć parę kilometrów pojeździć po lesie. Ponieważ bardzo dawno nie jechałem do Mariewa od strony Truskawia wybrałem tę właśnie drogę, a potem jeszcze sprawdziłem postęp prac na Klonowej w Koczargach. Przejechać się już da bez większego trudu, ale do końca jeszcze daleko. Nadal pogoda sprzyja rowerzystom, ale od jutra będzie chyba chwilowa przerwa. Dzisiejszą jazdą przekroczyłem jedenaście tysięcy kilometrów. w 2022 roku.
Najpierw pojechałem na Cmentarz Bródnowski, a skoro już obrałem ten kierunek, postanowiłem zrobić trasę nad Zalew Zegrzyński. To miła odmiana po wciąż tych samych widokach i to nawet pomimo dość nieprzyjemnego fragmentu drogi krajowej 61, od ronda w Wieliszewie do Legionowa. W Legionowie z kolei, droga rowerowa w bardzo złym stanie, wyboje, wyłomy, poprowadzona po jakichś parkingach osiedlowych, przy garażach, fatalny wjazd na wiadukt nad torami, jednym słowem - KOSZMAR! Przy jezdni oczywiście ustawiony znak B-9, żeby jakiś rowerzysta nie próbował zignorować tego udogodnienia, dopiero w Jabłonnej można normalnie jechać pasem rowerowym. Później Tarchomin i kawałek po wale przeciwpowodziowym, ale nie polecam. Nierówna kostka, dużo spacerowiczów, wózków dziecięcych, psów, rowerzystów i rolkarzy. Po drugiej stronie Wisły już bez emocji i niespodzianek.