Zamiast na rowerze - bo pogoda pod psem, a nawet pod dwoma - spędziłem miło i pożytecznie czas na pobliskiej pływalni. W końcu Wielkanoc idzie, trzeba się wreszcie domyć po zimie, prawda? Czas najwyższy. Mało ludzi wpadło na ten sam pomysł i dzięki temu miałem tor tylko dla siebie.
Rok 2014 był pod względem rowerowym zupełnie i niespodziewanie wyjątkowy. Przejechałem ponad dwanaście tysięcy kilometrów i wyśrubowałem średnią prędkość do 20km/h. Wśród uzytkowuników BS uplasowałem się na 85 miejscu wśród mężczyzn i 92 w kategorii open. Inne statystyki poniżej:
Legenda:
Postanowień noworocznych czynić nie będę, a Wam życzę Wszystkiego Najlepszego i Do Siego (rowerowego) Roku
Wszystkim Rowerzystkom i Rowerzystom, znajomym i nieznajomym, obserwującym i podglądającym, komentującym i milczącym składam z okazji Świąt Bożego Narodzenia, najlepsze życzenia wszelkiej pomyślności, szczęścia, radości i ciepła rodzinnego.
Dziękuję za wszystkie dobre rady i wyrazy współczucia, z powodu utracenia przeze mnie roweru. Dziś powrócił on do właściciela, a w jaki sposób do tego doszło, może kiedyś napiszę. Ważne, że jest.
Rano pojechałem kupić kilka rzeczy w Lidlu i wybrałem nie ten najbliższy w Alei Krakowskiej, tylko ten we Włochach. Zawsze to parę kilometrów więcej do statystyk. A do wy*ebania doszło tak: Na końcu tego zjazdu, w miejscu wskazanym strzałką, chciałem skręcić w prawo i pojechać teoretycznie "ślepą" uliczką Budki Szczęśliwickie. Hamować zacząłem wcześniej, ale szybkość była jeszcze ciut za duża i na trawie chciałem jeszcze troszkę dohamować. Niestety okazała się tak śliska, że momentalnie uciekło mi koło na bok i grzmotnąłem plecami i prawym bokiem aż ziemia jękła. Plecak zamortyzował uderzenie i przytkało mnie tylko na sekundę, ale w pierwszej chwili nie wiedziałem co się stało. W drugiej sekundzie już stałem na nogach i dziękowałem dziewczynie za podniesiony z chodnika licznik, który zniósł uderzenie o chodnik równie dobrze jak ja, bąknąłem pod nosem: - "Nie sądziłem, że ta trawa taka śliska", dziewczę dodało: - "Mokra po nocy", a w trzeciej sekundzie już jechałem, aby jak najdalej od tego miejsca. Dużo ludzi szło rano do pracy i jakoś nie chciało mi się z nimi gadać...
Otarcie łydki jak widać nieznaczne i nie warte wzmianki, ale reszta dopiero wieczorem daje znać o sobie. A ponieważ stara prawda mówi "dupa nie szklanka", więc nie ma co się przejmować.
Na drugi wyjazd miałem trzy godziny, czyli do obiadu. Chwilowo, po wczorajszym i przedwczorajszym, miałem dość jazdy po drogach krajowych, wojewódzkich i powiatowych, wybrałem więc jazdę po Warszawie. Pętlę mostową miałem już opanowaną, wiedziałem ile zajmie mi czasu, więc wybór był prosty.
A o kłódkach miłości więcej przeczytacie na nieocenionej wikipedii, ja mogę tylko dodać, że takie kłódki widziałem na mostku w Łazienkach i w Wilanowie na początku Przyczółkowej. Mostem Świętokrzyskim dawno nie jechałem, nie mogę więc potwierdzić. Jazda rowerem nad Wisłą po stronie praskiej, jest zdecydowanie przyjemniejsza niż lewym brzegiem. Na trasie tylko jedna przeszkoda, a gdyby przy Boathouse zjechać z chodnika w teren, to i te barierki się omija.
Ja zjechałem kawałek dalej i trzymając się jak najbliżej Wisły, dojechałem do samego Mostu Północnego. W czerwcu jak tędy jechałem, wzdłuż drogi przebiegała magistrala ciepłownicza. Rury widać na zdjęciu wyraźnie, a dziś niespodzianka! Rury wycięli i na Tarchomin ciepło już tej zimy nie dojdzie. Ciekawe czy mieszkańcy o tym wiedzą?
...ale do mostu w końcu dojechałem. I wniosłem rower po bardzo stromych schodkach, aż do samej góry. To podnosi tętno lepiej niż Agrykola... Jak już znalazłem się na mostowej drodze rowerowej i pożegnałem się z terenem, myślałem że ino mig - i będę w domu. Ale poczułem się tak, jakby mi odcięto jedną fazę zasilania. Te ostatnie kilometry były wymęczone, a nie przejechane. No cóż, bywają i takie dni. .
W Warszawie od rana pada śnieg i zamienia się natychmiast w błoto i wodę. Jazda w tych warunkach wymaga ogromnego poświęcenia i z przyjemnością nie ma nic wspólnego. Jak ktoś musi jeździć rowerem, to wyrazy współczucia, jeśli ktoś nie musi, a jeździ - duży szacun. Ja nie jeżdżę, obraziłem się na pogodę i mam nadzieję na wzajemność. Niech się też obrazi i sp.....la.:)