Rano krótka wizyta w przychodni, założyłem sobie kartę przed jutrzejszą wizytą i wróciłem do domu. Szybko przebrałem się rowerowo i wyruszyłem do Piaseczna kwiatki podlewać, ze szczególnym uwzględnieniem fasolki, osobistej roślinki mojej kochanej Dominiki. Przypomniała babci przez telefon, żebym na nią uważał i dbał, bo inaczej zostanę "zaatakowany":) Opieka nad tymi kwiatami jest idealnym powodem do wycieczek rowerowych. Czekają mnie jeszcze dwie podróże do Piaseczna, zanim wyjedziemy nad morze i to nasze kwiatki trzeba będzie podlewać.
Wracałem przez Konstancin, ale tym razem nie dojechałem do Wału Zawadowskiego. Chciałem wyjechać w Wilanowie i za wcześnie odbiłem w lewo, wyjeżdżając w rezultacie w Powsinie. No cóż, tak to już ze mną jest. Potem krótki przystanek na Cmentarzu Czerniakowskim, gdzie na podlanie czekały kolejne kwiatki. Ostatnie upały dają się we znaki nie tylko ludziom, roślinom chyba jeszcze bardziej.
Na endomodo ślad nie był rejestrowany od początku jazdy, co zresztą widać, bo... zapomniałem włączyć. A jechało mi się dziś wyjątkowo ciężko. Nie wiem czemu to przypisać, może nie zdążyłem zregenerować sił po wczorajszej ciężkiej niedzieli na działce?
Wybrałem drogę przez Janki, w Sękocinie Las, przez las:), do drogi na Magdalenkę i Lesznowolę i już byłem w Piasecznie. Wracałem Puławską do Poleczki, Wirażowej i Żwirki. Mapa tylko z powrotnej drogi, wcześniej miałem prawie rozładowaną baterię.
Rano pojechałem "naszybko" do Janek i z powrotem, trochę tez po Falentach się pokręciłem i znalazłem wreszcie firmę Regenersis. A na moich starych śmieciach, na skwerze "Pod Skrzydłami", działają już chodnikowe wodotryski. Przedtem przez 40 lat straszyła nieczynna fontanna.
Druga wycieczka, wieczorna, by podlać kwiaty w Piasecznie. Pojechałem najkrótszą drogą w obie strony, tzn. Wołoską, Rzymowskiego i Puławską. Dziś testowałem locusa free, ale nie ogarniam tej aplikacji niestety, jest dla mnie zbyt skomplikowana. Na dodatek baterię żre tak samo jak inne aplikacje bo używa map google on-line. Nie ma zdrowia się nad tym głowić, nie umiem nawet zapisanego śladu pokazać na mapie. Tak więc mapy dzisiaj nie będzie.
W maju i czerwcu bardzo zaniedbałem pływanie, na korzyść jeżdżenia na rowerze. Statystyki są tu bezwzględne: pływanie 4 - rower 2210 kilometrów. Przy takim lenistwie, założony na ten rok dystans basenowy jest zagrożony. Przypominam, że w zobowiązaniu noworocznym przyjąłem przepłynięcie 100 kilometrów. Wprawdzie jest już 54, ale to zasługa pierwszych czterech miesięcy roku. Dziś więc wybrałem się na basen żeby poprawić statystyki i niestety, ta długa przerwa nie pozostała bez wpływu na styl, wydolność i szybkość. Pierwszy kilometr przepłynąłem 5 minut wolniej niż zawsze, a potem międzyczasy sprawdzane co 10 długości mówiły, że jest tylko gorzej. Nie mogłem wkręcić się w odpowiedni rytm, czułem, jakbym pod prąd pływał, albo w kisielu jakimś. Potrzebowałem 23 - 25 ruchów ramion na pokonanie jednej długości basenu, gdy normalny rytm, to 17 - 19. W sumie dzisiejszy dystans pokonałem w czasie 1h i 9 minut, zamiast 56 minut. Brak treningu przyniósł opłakane skutki, a nie idzie ku lepszemu, bo jakoś mi się nie chce pływać regularnie. Może jak pogoda się popsuje przyjdzie faza na pływanie? Pożyjemy zobaczymy.
Są w Piasecznie na pewnym balkonie i tarasie kwiatki do podlewania i jest to doskonały powód do przewietrzenia roweru. Pojechałem tam dziś odwrotną drogą niż zawsze, czyli Wałem Zawadowskim i przez Konstancin. Po drodze mijałem tytułowe rezydencje...
W Gassach cypel dawnej przeprawy promowej służy dziś tylko wędkarzom. Dojechałem do końca, cyknąłem fotkę i pojechałem po wale p.powodziowym na południe. Niestety po kilometrze jazdy taką ścieżką, zawróciłem. Bałem się, że kwiatów nie zdążę podlać, bo tempo jazdy terenowej drastycznie spadło, no i nie chciałem do Góry Kalwarii taką drogą jechać.:)
...a potem szukałem takiej drogi powrotnej, żeby nie dojechać do Grójca, ale też żeby to nie była droga przez Lesznowolę i Magdalenkę. Niestety Endomodo pożarło mi baterię i nie bardzo wiedziałem jak jechać. Trochę pobłądziłem,po dziurawych drogach gruntowych się potelepałem, ale: "choć droga jest trudna, ale kierunek jest słuszny". Jakoś dojechałem. A na początku wycieczki, czyli rano, spotkałem ten rower. Jego stan wskazywał na ostrą balangę.
Do Wólki Kosowskiej trafiłem trochę przypadkowo. Plan na dzień dzisiejszy był nieco inny, ale już od rana wszystko było nie tak. Wyjechałem dopiero po dwunastej i udałem się do Sękocina, tam bowiem zostawiłem ostatnio jedną nierozwiązaną zagadkę, a mianowicie, dokąd prowadzi ta droga?:)
Tak jak się domyślałem, ta piękna asfaltówka prowadzi do drogi Nadarzyn - Magdalenka. Dalej pojechałem w miejsce, gdzie też kiedyś zostawiłem niedokończoną sprawę, a mianowicie fotki Osiedla Ventana w Walendowie. Domy są już od 830 tys. zł więc trzeba się spieszyć.
Po tym osiedlu ochrona porusza się Segwayami po 20 tys. zł za sztukę... Dalej pojechałem na wyczucie, nie wiedząc do końca gdzie konkretnie dojadę, starałem się jedynie utrzymać założony ogólny kierunek. W Szamotach taki oto budujący obrazek uchwyciłem...
Znaczy, że komuś się jeszcze opłaca trzymać tych kilka krów? Niech tak zostanie jak najdłużej. W końcu dojechałem do Wólki Kosowskiej, a tam najpierw kolejne osiedle - getto, tym razem dla Chińczyków i Wietnamczyków, którzy dorobili się na handlu.
Potem hale targowe i mnóstwo żółtych, małych ludzi na hulajnogach śmigających pomiędzy halami. Na segwaye jeszcze ich nie stać, ale to tylko kwestia czasu. Drugie, co rzuca się w oczy to ludzie dźwigający do swych samochodów i busów wielkie czarne torby z azjatyckim towarem. Zaleje nas żółta rasa, do nich należeć będzie przyszłość świata.:( Dystans na Endomodo jest niepełny, bo za późno włączyłem rejestrację, a na koniec wstrzymałem rejestrowanie w Urzędzie Dzielnicy i zapomniałem wznowić.