Środa, 13 listopada 2013
Kategoria Naprawy
Zimno, mokro i strach na moście

Schody kręcone© yurek55
Dziś kurs na Bródno, a w drodze powrotnej wizyta w warsztacie na Powstańców, żeby tę urwaną szprychę wymienić. Zawiozłem na Askenazego, to co zabrałem z Piaseczna, a że byłem blisko zajrzałem też na cmentarz.

Wieczny odpoczynek(...)© yurek55

Kolory jesieni na cmentarzu© yurek55
Ten dom specjalnie dla morsa, który nieustannie się dziwi widząc drewniane budownictwo warszawskie. Na Ziemiach Odzyskanych ostatnie takie domy widziano przed wojną. Pierwszą.

Drewniak na Bródnie Ogińskiego 11© yurek55
Potem pojechałem jeszcze na Wyszogrodzką, ale nie zastałem nikogo w domu (będzie okazja jeszcze raz pojechać) i ruszyłem w drogę powrotną. Tymczasem zaczął siąpić deszczyk, co przy temperaturze 5°C i wiejącym wietrze, wytworzyło u mnie wyrazisty dyskomfort termiczny. Oczywiście nie miałem kurtki, tylko cienką bluzę założoną na koszulkę rowerowa i podkoszulkę. Najkrótsza droga wypadała przez remontowany Most Grota i to była moja najgorsza jazda ever*. Jedna połowa zamknięta, na drugiej ruch w obu kierunkach, wąsko, ręce zdrętwiałe z zimna i zaciskania kurczowo na kierownicy, przez zachlapane okulary niewiele widać, woda kapie z kasku, zimno, mokro i setki samochodów.Do tego huk maszyn kruszących i demolujących drugą nitkę jezdni, ziejąca po prawej stronie dziura, no horror! W końcu jednak mój przejazd tą "drogą śmierci" dobiegł kresu i dusza z ramienia wróciła na swoje normalne miejsce. Dalsza jazda przebiegała już bez takich emocji, nawet do deszczu zacząłem się przyzwyczajać, a ręce mogłem wreszcie ogrzać pod pachami.
W warsztacie na Powstańców właściciel pan Jerzy Ceranka, bez zbędnej zwłoki zajął się wymianą szprychy. Zdjął koło, odkręcił wielotryb, dobrał odpowiednią długość szprychy, na koniec wycentrował koło i wyregulował hamulec. To wszystko za 22 złote. Kupiłem jeszcze smar do łańcucha w aerozolu na mokre dni, na miejscu przesmarowaliśmy i do domu. Niestety deszcz nie przestał padać, ale do domu miałem tylko 9 kilometrów i naprawiony rower, więc ten fragment minął szybko i miło. A jeszcze milej zrobiło się, jak już siedziałem w domu w suchym ubraniu, nad kubkiem gorącej, parującej kawy.
PS.
Telefon złapał sygnał dopiero przy Placu Zawiszy stąd różnica w kilometrach.
* ever - bardziej pasuje niż polskie tłumaczenie "kiedykolwiek". Tak mi się wydaje.
.
- DST 42.00km
- Teren 1.00km
- Czas 02:18
- VAVG 18.26km/h
- Temperatura 5.3°C
- Sprzęt Wheeler
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
"Dla mnie "ever" brzmi paskudnie. Zamiast "kiedykolwiek" mógłbyś napisać "w życiu" i byłoby równie dramatycznie."
albo "w historii". kwiatuszrk - 06:39 czwartek, 14 listopada 2013 | linkuj
albo "w historii". kwiatuszrk - 06:39 czwartek, 14 listopada 2013 | linkuj
Przejazd przez most w tych okolicznościach na dodatek bez trzymanki , grzejąc ręce pod pachami zasługuje na "ever" z plusem . ;-)
Jurek57 - 22:11 środa, 13 listopada 2013 | linkuj
Dla mnie "ever" brzmi paskudnie. Zamiast "kiedykolwiek" mógłbyś napisać "w życiu" i byłoby równie dramatycznie.
Hipek - 20:22 środa, 13 listopada 2013 | linkuj
Komentuj