Ostatnio przy zbieraniu kwadratów eksplorowałem południowo - zachodni fragment, doklejając do podstawowego niebieskiego, zielone i czerwone kwadraciki. Dziś to samo postanowiłem zrobić na narożniku południowo - wschodnim. W tym celu musiałem minąć Górę Kalwarię, pokonać most i wzdłuż prawego brzegu Wisły udać się na południe. Oczywiście najgorszy fragment to ten sławny most w ciągu krajowej "50", ale ja zastosowałem wybieg, polegający na wmówieniu sobie konieczności zrobienia fotki z mostu. :) Dzięki temu przejechałem go nie wśród tirów, a ciągiem pieszym pomiędzy barierkami. Dalej było już tylko lepiej, drogi puste, pogoda doskonała i nawet wiatr zaczął sprzyjać. W założeniu miałem tylko trzy kwadraciki zdobyć i tak też zrobiłem. Wracałem drogą wojewódzką 801 z wygodnym, szerokim poboczem, aż do Karczewia. Tam przesiadłem się na prom, a gdy znów znalazłem się po właściwej stronie Wisły, postanowiłem po drodze odwiedzić filię Góry Kawiarni, o nazwie Full Gassy. Miałem zapas czasu i mogłem sobie pozwolić na spróbowanie wychwalanego wszędzie napoju, stanowiącego mix kawy i sprita, z dodatkiem dużej ilości lodu. Rzeczywiście jest bardzo smaczny, orzeźwiający i pobudzający. PS. Segment na Lipkowskiej ledwie wjechałem na przełożeniu 29x25, zajęło mi to 1:45 minuty - KOM wynosi 23 sekundy. :)
Niezbyt dobrze zaczęła się dzisiejsza moja wycieczka. Gdy na stacji w Żyrardowie chciałem załadować trasę do garmina okazało się, że jej nie ma. Po prostu zapomniałem przenieść jej z komputera do urządzenia. Na domiar złego nie przeniosłem jej też do dropboxa, więc nie mogłem jej zaimportować do Lucusa w telefonie. Początkowo chciałem wracać, pogodzony z faktem, że dorobku kwadratów dziś nie powiększę, ale wpadłem na pewien pomysł. Zadzwoniłem do żony i poprosiłem o skopiowanie pliku z trasą, do dropboxa. Udało się nadspodziewanie łatwo, wystarczyło podać nazwę i lokalizację pliku, oraz katalog docelowy. Dzięki temu mogłem ściągnąć trasę na telefon i jechać po śladzie patrząc w ekran. Nie jest to aż tak wygodne jak w garminie, czasem musiałem zawracać, ale lepszy rydz niż nic. (Wiem, że można przenieść ślad z trasą z telefonu do garmina, ale ja jeszcze tego sposobu nie odkryłem.)
Drugi problem odkryłem, gdy usiadłem przed sklepem w Skułach na krótki popas. Wyjąłem telefon z zamiarem napisania wiadomości i okazało się, że nie mam już klawiatury z układem liter QWERTY, tylko przestawiło się na jakieś dziwadło. Nie mam pojęcia co z tym dalej zrobić.
Tym razem tytułowy sznur samochodów był dla mnie. Najpierw jazda krajową siódemką aż za Tarczyn, czyli dobre dwadzieścia kilometrów, potem osiem kilometrów osławioną pięćdziesiątką prawie do Mszczonowa i końcowe pięćdziesiąt kilometrów drogą wojewódzką 719. Ale w chyba ramach zadośćuczynienia, w wioskach zapomnianych przez Boga i ludzi, gładkie i puste asfalty. Aż dziw bierze, że w takich dziurach powstają tak dobre drogi. Najgorzej wspominam odcinek z Żyradowa, bo tam niestety znaki zakazu, wyganiają rowerzystów na wyboistą i dziurawą śmieszką z kostki. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi... co się nie lubi.:)
Piękna pogoda zachęcała do dłuższej trasy, a ja miałem już dawno narysowaną trasę w okolicach Mszczonowa, po kwadraty rzecz jasna. Dobrze się złożyło, bo wiało z zachodu dość mocno, a droga do domu wypadała mniej więcej z wiatrem. Tak więc pierwszy etap, do Żyrardowa pokonałem pociągiem i stamtąd rozpocząłem drogę powrotną. Drogi w przeważającej większości miłe, sympatyczne i puste, z wyjątkiem kilku kilometrów sławetną "pięćdziesiątką". Końcówka serwisówkami wzdłuż S8 bardzo szybka, chwilami na płaskim przekraczałem 40 km/h. Strava nagrodziła mnie za to 13 pucharkami za rekordy życiowe na segmentach. Tutaj o wypadku na S8
Miałem zamiar dziś pojechać daleko, aż za Mszczonów, co dawało ok. 120 km, ale już na starcie zaliczyłem skuchę. Najpierw przypomniałem sobie, że nie wziąłem wody, ale to mało ważne, jednak gdy później zatrybiłem, że nie mam też telefonu, to już musiałem zawrócić. Morale od razu siadło i nawet chciałem zupełnie zrezygnować z jazdy, ale na szczęście wczoraj opuściłem jeden kwadrat koło Woli Pieczyskiej, a że to stosunkowo niedaleko, więc po niego pojechałem. W powrotnej drodze zajechałem do hipermarketu budowlanego na Puławskiej dokupić jeden drobiazg - i to tyle na dziś.
Lekkie zachmurzenie, 15°C, Odczuwalna temperatura 14°C, Wilgotność 77%, Wiatr 5m/s z ZPłdZ - Klimat.app
Skoro zamieszkałem czasowo w Piasecznie i wziąłem tu swój rower, to wypadało wyruszyć gdzieś na południe. No i dziś nadszedł ten dzień. Trasa niemal wyłącznie szosowa, w tym kilka kilometrów drogami krajowymi 50 i 79 i kilkanaście po fatalnych asfaltach. Wiatr mocno przeszkadzał, prawie tak samo jak upał. Było ciężko.
Wprawdzie nie dalej jak wczoraj pisałem, że prędko na drogę krajową 62 nie wrócę, ale zostawione kwadraty nie dawały mi spokoju. Tym razem drogę do Sochaczewa pokonałem pociągiem, a potem, częściowo już znanymi drogami pojechałem na północ do Wyszogrodu. Po drodze zboczyłem z drogi po nowy kwadrat, ale niestety znowu zabrakło kilkunastu metrów do zaliczenia. Na domiar złego, w Wyszogrodzie złapałem kolejną, w ciągu sześciu dni gumę. Tym razem wyciągnąłem cienki drucik z opony, założyłem nową dętkę i bez dalszych komplikacji mogłem jechać dalej. Zaraz obok był zakład wulkanizacyjny i nie musiałem machać pompeczką, tylko kompresor w moment dobił mi osiem atmosfer. Choć to dobre. Dalsza droga przebiegła już bez dodatkowych atrakcji i z wyjątkiem odcinków terenowych jechało się szybko i przyjemnie. Na długich zjazdach i z wiatrem w plecy udawało się nawet 40 km/h przekraczać. Dzięki temu na pociąg w Nowym Dworze Mazowieckim przyjechałem z wystarczającym zapasem czasu i mogłem spokojnie kupić izo w sklepie i odsapnąć na peronie. Reszta podróży w pustym i klimatyzowanym wagonie Kolei Mazowieckich relacji Lotnisko Modlin - Lotnisko Chopina.
Zamierzałem podjechać Kolejami Mazowieckimi do Modlina i tam rozpocząć uzupełnianie kwadratów na odcinku Zakroczym - Wyszogród. Kiedy zjeżdżałem windą, zegarek pokazywał trzy minuty do odjazdu i w tej sytuacji zrewidowałem swoje zamiary i pomyślałem o pętelce mostowej z zawrotką w Wyszogrodzie. Dlatego przejechałem Wisłę Mostem Poniatowskiego, tym razem rezygnując z ulicy Rolniczej od Łomianek do Czosnowa. Jazda po stronie praskiej przez Warszawę jest zdecydowanie gorsza, ale mnie to zbytnio nie przeszkadza. Najgorzej jest na Jagiellońskiej i Modlińskiej, bo trzypasmowa jezdnia aż się prosi by nacisnąć gaz nieco mocniej, ale mnie to już dawno przestało stresować. Za to później, za Jabłonną, jest fajna droga rowerowa, którą wygodnie można dojechać aż do samego Nowego Dworu. Przez NDM tym razem przejechałem nieco inaczej niż zawsze, tak samo jak most na Narwi. Pierwszy raz pokonałem go jadąc naprawdę wąskim chodnikiem. Do tego stopnia wąskim, że nie mieszczą się na nim dwa rowery - jeden rowerzysta musi się zatrzymać, żeby można się wyminąć. Potem, kiedy już skręciłem do Twierdzy Modlin i później do Zakroczymia jazda była prosta, łatwa i przyjemna. Do czasu, gdy przed skrzyżowaniem chciałem wypiąć lewą nogę i okazało się to zupełnie niemożliwe. Wypiąłem prawą i z uwięzioną lewą doturlałem się do przystanku, gdzie mogłem zdjąć but i siedząc na ławce próbować go uwolnić z pedała. Pkazało się, że jedna śruba trzymająca blok wypadła całkiem, a druga się poluzowała. Przy przekręcaniu buta do wypięcia, blok też się przekręcał i nie zwalniał zaczepu. Udało się go zablokować dopiero po włożeniu cienkiego imbusa w otwór po śrubie i wtedy jakoś się odczepił. Przykręciłem jak najmocniej jedyną śrubę i pojechałem dalej. Ale już wiedziałem, że plan na dziś był zbyt ambitny, bo była już godzina trzynasta i gdybym chciał go zrealizować, to w domu byłbym dużo za późno na obiad. Nie wiem, czy nawet na kolację bym zdążył. W tej sytuacji zarządziłem odwrót i sprawdzając w czasie jazdy rozkład pociągów, wycelowałem w ten o czternastej z minutami z NDM. Tym sposobem jeszcze raz zakoleguję się z drogą krajową 62, ale to już nieprędko. Dziś powiększyłem swój niebieski kwadrat do rozmiaru 37x37 a zdobycie tych zostawionych dziś kwadratów za Wisłą, nie przyniesie dalszych korzyści. Trzeba kombinować z innymi kierunkami, ale to wymaga skupienia nad mapą.
A co do pogody, to rano było tyle stopni co pokazuje poniższy dodatek Stravy, ale przed dwunastą było już 27°C, a potem 33°C. Gorąco. Bezchmurnie, 22°C, Odczuwalna temperatura 22°C, Wilgotność 75%, Wiatr 5m/s z Z - Klimat.app PS. Fejsbunio mi zawiesił konto na trzy dni, za użycie na grupie rowerowej tego słowa z tytułu. :)
Wydawało mi się, że dziś będzie lajtowo po asfaltach, a wyszło zupełnie inaczej. Raz trasa mi się skończyła u chłopa na podwórku, potem wiele kilometrów szutrówki, w której cienkie opony wcale nie chciały jechać, do tego ujeby i wpychanie pod górę w Czerwińsku. I jeszcze wiatr w końcówce wcale nie pomagał, jazda krajówką 62 składa się z samych podjazdów i zjazdów, a na dodatek droga nie ma pobocza, wymagała wiele wysiłku i dłużyła się niesamowicie. Musiałem zrezygnować z zaplanowanych kilku kwadratów, bo na pociąg w Modlinie bym nie zdążył i będę niestety musiał kiedyś wrócić.
Za przykładem naszej forumowej mistrzyni, Elizy - tytuł też od niej zapożyczony - pierwszy raz pojechałem do Sochaczewa pociągiem. Początkowe kilometry po bocznych i całkiem pustych drogach, dopiero jak skręciłem na północ ruch się nieco zwiększył, ale nie w takim stopniu, by nie cieszyć się z jazdy. Tylko fragment słynnej "50" daje mocno w kość, ale dziś było tylko sześć kilometrów hałasu i podmuchów. Zauważyłem zresztą, że ciężarówki z większym zapasem mnie wyprzedzały niż busy i furgonetki. Przy okazji przejazdu przez Secymin, nie mogłem odmówić sobie wizyty w sklepie "U Marty". Dziś wprawdzie tylko kola i drożdżówka, ale też smakowała wybornie - słynnych ciastek z nadzieniem z serka mascarpone nie było. Nieco dalej musiałem wjechać w las po jeden ominięty kwadrat, ale nie ma co się rozwodzić nad tym, tym bardziej, że obiecywałem sobie, że prędko w Puszczę się nie zapuszczę. :) Za długo mi się w tym lesie zeszło i choć jechało mi się dobrze i mogłem śmiało pojechać do domu, wybrałem wariant powrotu pociągiem z Nowego Dworu. dzięki temu obiad zjedliśmy o szesnastej, a nie o siedemnastej. edit: Wpadła gmina Iłów zupełnie niechcący.