Pojechałem do Lidla kupić zewnętrzną lampę ledową z czujnikiem ruchu, w dobrej cenie 69 złotych. Przy okazji włożyłem do koszyka jeszcze kilka produktów i w rezultacie ledwo spakowałem się do plecaka. Z takim obciążeniem niewygodnie się jedzie, więc od razu wiedziałem, że daleko się nie będę wybierał - skończyło sie na widocznym na mapie kółeczku. Na dodatek ubrałem się tak jak ostatnio się ubierałem, a tu ocieplenie, zaledwie minus sześć rano - odczuwalne minus dwanaście. I co? Było mi trochę za ciepło, nawet mam wrażenie, że lekko się spociłem. Nie bez znaczenia była tu waga plecaka. Ale generalnie wrażenia na plus. Zdjęć nie robiłem, bo w sumie nie zauważyłem niczego, na tyle godnego sfotografowania, żeby opłacało się zatrzymywać.
Dlatego wklejam zdjęcie - wspomnienie lata. 1 zdjęcie = 1000 słów, tak?
O takich wyjazdach właściwie nie ma co pisać. Jedyna godna uwagi rzecz, jak się przydarzyła, to pomylenie drogi. Tak dawno nie wracałem ulicą Dzieci Warszawy w Ursusie, że postanowiłem zobaczyć, czy jest już jakiś przejazd do Alej Jerozolimskich. Tylko zamiast Alejami, pojechałem oddaną ulicą Nowolazurową, bo była odśnieżona (wyjątek!) ścieżka rowerowa, a ja miałem pomroczność jasną i myślałem, że to ddr wzdłuż Alej. Dopiero jak zobaczyłem tablicę "Ursus"na wiadukcie, zawróciłem i Ryżową dotarłem na właściwą drogę. Nie chlupało mi dziś w butach, tylko standardowo zmarzły stopy i dłonie.
Ursus - Niedźwiadek bogaty w stojaki, zamontowano ich przy tej stacji pięćdziesiąt. Czyli można wygodnie zamocować do nich sto rowerów. Ciekawe jak zostało obliczone zapotrzebowanie na tyle jednośladów? Jakiego wzoru czy algorytmu użyto? Zapewne zostanie to słodką tajemnicą zamawiającego i projektanta.
Polubiłem jazdę w tamtym kierunku, po 9 kilometrach jestem poza Warszawą i dalej jadę już przez wsie. Na zdjęciach widać to dokładnie, z tym, że dziś nie ma pól i łąk, a są poczciwe kokoszki. Choć jak się dobrze przyjrzeć i puścić trochę wodze fantazji, to okazuje się, że takie całkiem zwyczajne, to one nie są.
Dziś realizowałem zadanie bardziej ambitne, niż tylko samo przywiezienie zakupionych przedmiotów. Musiałem je zobaczyć na żywo, potargować się trochę i - jak się uda - tanio kupić. Szczegóły nie są istotne, powiem tylko, że wszystko się udało, a ja dopisałem czterdzieści jeden kilometrów do styczniowych statystyk. Dystans nadal wpisuję z telefonu, choć wczoraj próbowałem naprawić licznik i już mi się wydawało, że jest dobrze. Podłożyłem folię aluminiową pod baterię nadajnika radiowego przy widelcu i po zakręceniu kołem licznik ożył i cyferki zaczęły się zmieniać. Ale dziś podczas jazdy, choć początkowo było dobrze, potem pokazywał bardzo różne prędkości: raz było to np. 20km/h, by za sekundę spaść do 4km/h. Na koniec różnica pomiędzy licznikiem a telefonem wyniosła 10 km. Miałem kiedyś zapasowy licznik, który dziś bardzo by mi się przydał, ale już go nie mam. Może gdzieś go znajdę, bo jazda bez licznika, to nie jazda. Wydaje mi się też, że prędkość średnia też jest zaniżona, ale nie mam jak tego zweryfikować i wpisuję też z telefonu.