Jazda kombinowana, czyli w tamtą stronę rowerem, a z powrotem samochodem. Po trzech godzinach na odwrót - w tamtą samochodem, powrót rowerem. W "międzyczasie" zaczęło padać, a rower przypięty pod chmurką, więc wracałem mokrym rowerem i w deszczu. Na dodatek po ciemku, bez silnego światła z przodu, tylko z tzw. "oczojebką". I tak lepiej od kilku batmanów jazdących bez żadnych świateł: - Bo ja przecież po ścieżce jadę! Brak słów.
Zdjęcie ukradzione z roweroweporady Mapki są na Stravie, ale nie ma co ogladać.
U córki w firmie pracuje kolega, którego teściowie regularnie obdarowują wyrobami wędliniarskimi własnej roboty. W sumie nic dziwnego, ani nowego, ale on, jak to teraz młodzi ludzie, nie lubi wędzonej słoniny. Tylko jak odmówić skoro dają z dobroci serca? I tak biedaczysko chodzi potem po firmie i próbuje wcisnąć te dary kolegom i koleżankom. A że załoga młoda, to i chętnych na ten rarytas niewielu. Kiedyś córka wzięła dla mnie na spróbowanie, a to jest tak obłędnie dobre, że od tamtej pory skończyły się problemy ze zbytem. Ten przydługi i nie na temat wstęp popełniłem, by uzasadnić swój wyjazd i pierwszy przystanek.:) Później, już ze słoninką w plecaku, pojechałem jeszcze w dwa miejca, załatwiając sprawy dla drugiej córki i wróciłem do domu. Miałem zamiar wyjść jeszcze raz wieczorem i konkretnie pojeździć, ale mi się odechciało.
Rower potraktowany wyłącznie transportowo i to do tego stopnia, że jeździłem w cywilnych ciuchach, bez kasku i rękawiczek. Najpierw pojechałem po samochód, potem myk, rower do bagażnika i do serwisu. W następnej kolejności,samochód do właścicielki, rower myk, z bagażnika - i do domu. Dlatego ślad taki urwany. Dobrze, że córka kurtkę p-deszczówkę mi dała, bo by było cienko. T-shirt bawełniany słabo chroni przed deszczem i ciepła też nie zapewnia. A tak to mi tylko dupsko przemokło i nogi w siatkowych adidaskach.
Tak własnie wygladało moje dzisiejsze jeżdżenie, a do tego zapomniałem wyłączyć rejestrację śladu w samochodzie. Dlatego bez sensu jest wrzucanie mapy. Wiosna zarządziła tymczasowy odwrót i poranne dwa stopnie, nawet jeśli później przerodziły się w dwanaście, nie rozpieszczały rowerzystów w krótkich spodenkach. Wszystko za sprawą północnego wiatru, chyba prosto z Arktyki. A tak w ogóle, to wymieniałem opony na letnie, a że samochód stał na Ursynowie, a opony były u mnie na Ochocie, to zadanie bylo skomplikowane logistycznie. Ale poradziłem sobie. Dziś zamiast licznika rowerzystów, takie oto poetyckie przemyślenia dotyczące cyklistów. :)
Skoro wyjechalem z domy - jak Strava wskazuje - o 8:46 AM, a wróciłem o 15:30, to coś mało tych kilometrów przejechanych, prawda? Wyjaśnienie, rzecz jasna, jest banalnie proste. Po przejechaniu jedenastu kilometrów dotarłem do celu podrózy i zamieniłem rower na samochód. Kiedy już samochodowe sprawy ogarnąłem, to jeszcze przewiozłem krzesło do tapicera, odwiedziłem drugą córkę w Piasecznie przywożąc jej zostawioną bluzę Dominiki i mogłem wracać. Kiedy już odstawiłem samochód, ponownie wsiadłem na rower i pojechałem do domu. Jakoś nie mogłem przekonać się do jazdy w tych temperaturach, a zresztą nie bardzo miałem czas. W drodze wymysliłem, że pojadę jeszcze do punktu naprawy suwaków na Próżnej, bo kurtka tylko z samymi zatrzaskami, traci sporo na funkcjonalności. W tym celu musiałem pojechać do domu i ją zabrać. Najłatwiej przewieźć ją było na własnym grzbiecie, co też zrobiłem, nie bacząc na ewentualne kose spojrzenia specjalistów od kolarskiej stylówy. Naprawa nie trwała nawet pięciu minut i kosztowała tylko dziesięć złociszów, więc dużo taniej niż kupno i wszycie całego zamka błyskawicznego.
.....................................
Poranne przejazdy przez centrum miasta nie sprzyja biciu rekordów, tak samo zresztą jak jazda Puławską do Piaseczna. Tam zrobiłem sobie przerwę kilkugodzinną i wracałem już po zmroku. A mocne lampki rzecz jasna nie miałem, tylko swoją oczojebkę, ale dałem radę. Przyświecały mi latarnie uliczne. A, i w Decu w Piasecznie rękawiczki kupiłem na zimne dni. Miałem do zrealizowania kupon, to wyszło 39,90 zł.
Mural na Służewcu
I jeszcze jedna, z dedykacją dla naszego przyjaciela z Hajnówki
Kupiona wiosną kurtka nie doczekała się jeszcze swojej szansy na założenie. Warunki pogodowe od kwietnia, do października umozliwiały jazdę do figury, co najwyżej wspomagając się wiatrówką ultralight. Dziś uznałem, że temperatura poniżej 10°C i pochmurne niebo, to dobre warunki na jej założenie. Pod spodem miałem tylko koszulkę z krótkim rękawem, więc miałem nadzieję, że sie nie spocę. Okazało się to prawdą, cały czas miałem pełen komfort termiczny. Gdy pod spód założę długi rękaw, będzie można jeździć w temperaturze około zera. Czyli jest to ubiór na przedział 0°C - 10°C. Co do jazdy, to nic istotnego się nie wydarzyło. Jechałem z plecakiem, a to duże uhybienie kolarskiej stylówie, więc spuśmy zasłonę milczenia. Kot mojej córki tak komentuje takie trzepactwo. PS. Podlałem moje zasiewy, bo podobno trzeba codziennie?