Chciałbym wiedzieć jaki jest schemat odśnieżania dróg rowerowych w Warszawie. Dla mnie lepiej, jakby wcale ich nie odśnieżali. Jadąc fragmenty po zlodowaciałym i wyślizganym śniegu i widząc obok suche i czyste jezdnie, bardzo żałowałem że muszę jechać po śmieszce z kostki. Powrót za to zaplanowałem tak, by móc legalnie jechać po jezdniach, czyli tak, by nie biegły obok żadne ddry. Poniżej prezentuję moje najcenniejsze trofeum kolarskie, które przyszło w tym tygodniu.
Miałem dziś poważne i odpowiedzialne zadanie wiążące się odpowiedzialnością materialną.:) Wiozłem w kieszeni trochę biżu, żeby sprawdzić ile jest warta. Pan Zięta, jubiler z Nowego Światu, zdecydowanie przebił oczekiwania i mogłem zakomunikować córce dobrą nowinę. A co do jazdy i pogody, to całkowita lipa. Rower, który nazwałem Primus, powinien nazywać się Osiołek. Tak sią na nim czułem. To zupełnie inna jakość jazdy. Na dodatek zanim mogłem go dosiąść musiałem najpierw przewalczyć jego zastojały łańcuch. W ruch poszło WD-40, CX-80, litowy smar WD-40 w aerozolu i normalny smar do łańcuchów. Do tego każde ogniwo rozruszałem ręcznie, a jak już było w porządku, to jeszcze musiałem jakoś zamocować tylny błotnik. Nie mam wspornika i musiałem użyć drutu, czyli odwaliłem druciarstwo. Ale nawet nie widać za bardzo, więc nie przejmuję się zbytnio. Gorzej, że nogi mi z pedałów spadają. Szybko przyzwyczaiłem się do mocowania SPD i teraz mi jakoś niedobrze się jechało. A na dodatek jazda w takim tempie nie pozwalała się rozgrzać i troszkę mi zimno było. I tyle.
Wreszcie obudziłem się wystarczająco wcześnie żeby zdążyć gdzieś pojechać przed niedzielnym śniadaniem. Chciałem znaleźć i zobaczyć na własne oczy jak wygląda pewne konkretne miejsce. O ile ulicę odnalazłem bez trudu, to już adresu - nie mając konkretnego numeru - nie. Zresztą to nieważne, będzie okazja pojechać jeszcze raz. Teraz już znam numer, zapytałem o niego po powrocie. A ponieważ nie ma o czym więcej pisać, prezentuję poniżej nową mapę przejazdu. :)
Aha! Na Wirażowej w dwóch miejscach są rozlewiska, teraz podmarznięte, uniemożliwiające korzystanie z ddr. Jedno ominąłem jezdnią, a przy drugim nie chciało mi się wracać i zabawiłem się w lodołamacz.:)
Miałem apetyt na setkę i poranna mgła wcale nie umniejszyła mojego zapału do jazdy. Różnych tłumaczeń szukamy tylko wtedy, gdy lenistwo bierze górę. To znaczy - ja tak mam. Ale ze względu na mgłę, nie pojechałem na zachód, tylko wybrałem bezpieczniejszy wariant z mniejszym ruchem. Trasa znana, nic godnego wzmianki się nie zdarzyło, tylko w powrotnej drodze zrobiłem sobie przerwę i zajechałem do córki w Piasecznie. Odpocząłem, ogrzałem się, wypiłem kawę i herbatę i z nowymi siłami wróciłem na trasę. Właściwie to tyle.
Piaseczyński Pałac Ślubów
To wymaga dłuższego opisu, nie samego podpisu. Na Paluchu, po przejechaniu nad S2 i zawróceniu, jest w skręt w prawo i kilkadziesiąt metrów wyboistej drogi, która prowadzi do drogi serwisowej widocznej na zdjęciu. Dziś zobaczyłem, że wyboje przykryło ogromne rozlewisko długie na jakieś trzydzieści metrów. Wprawdzie teoretycznie wiedziałem, że jest możliwe przejechane, ale praktycznie bałem się wywrotki na środku tego jeziorka. Dlatego wybrałem wariant bardziej przełajowy i przejechałem tędy.
Choć pogoda sprzyjała, a ja obudziłem się niepotrzebnie wcześnie, nie zerwałem się i nie wsiadłem z rana na rower. Jakoś nie bardzo się czułem, po nieco zarwanej nocy i wydawało mi się to niezłym pretekstem do pozostania w domu. Poczytałem w łóżku książkę, potem niespieszne śniadanie, kawa, przegląd wiadomości w sieci, rzut oka na społecznościówki - a czas płynął i płynął i płynął... W pewnym momencie uznałem, że jak się natychmiast nie podniosę i nie wyjdę, to zmarnuję kolejny rowerowy dzień. Szybko wymyśliłem dla siebie dodatkowy pretekst i pojechałem do córki do pracy. Zawiozłem jej to, co spokojnie mogło poczekać i czego absolutnie na już nie potrzebowała i ruszyłem dalej w miasto. Przespacerowałem się rowerowo na Wisłą, aż do Portu Czerniakowskiego i masochistycznie postanowiłem znowu podjechać moją górę płaczu. Moje Waterloo mnie nie zawiodło - znów poległem. Wszystkowiedząca Strava podpowiada, że to już dwudziesty siódmy raz w ciągu ostatnich pięciu lat. Najlepsi podjeżdżają Agrykolę w takim tempie, w jakim ja z niej zjeżdżam. Na tym segmencie Wilk dokłada mi drugie tyle, na szczęście nie psuje mi to humoru.
Cycki zawsze spoko
Most Śląsko - Dąbrowski, przedtem Most Kierbedzia, a oficjalnie Most Aleksandryjski. W tle Katedra Św. Floriana na Pradze
Od zawsze piłem wodę z kranu i teraz też to robię. Wprawdzie kiedyś wymagało to niejakiego samozaparcia, ale nigdy mnie nie odrzucało od smaku kranówki.
Warszawska Syrenka i pociąg na moście średnicowym i stadion i Wisła i bulwary nadal niedokończone