Dziś dzień spędziłem w sposób bardzo przyjemny i wielce pożyteczny, kto nie wierzy, niech spojrzy na zdjęcie. Wracałem jak zwykle, ale niezwykły był ruch samochodowy. Z pracy w Warszawie do swych podwarszawskich domów wracali mieszańcy, a na pustych zazwyczaj wiejskich drogach jechały niekończące się sznury aut. Na światłach w Nowej Woli, postanowiłem jadąc naprzeciw tego strumienia zacząć liczyć. Korek kończył się w następnej wsi, Zgorzała i liczył 126 samochodów i jeden autobus miejski 737. Szkoda mi się zrobiło kierowców za moimi plecami, też przecież jestem kierowcą i zjeżdżałem co jakiś czas na chodnik żeby mogli mnie wyprzedzić. Pewnie jestem w mniejszości, która myśli na drodze nie tylko o sobie, ale świat byłby lepszy, gdybyśmy okazywali sobie więcej życzliwości. Świata pewnie tym małym gestem nie zmieniłem, ale może komuś tam przemknęła myśl, że nie wszyscy rowerzyści są do zabicia?
Dziś znowu tylko w jedną stronę, ale nie dlatego. że powrót samochodem, tylko dlatego, że zostaję w Piasecznie na noc. Rano jechało mi się wyśmienicie i to tak, że wyprzedziłem jakiegoś szosowca. Wprawdzie jechałem tylko 28km/h. ale i tyle wystarczyło. No i zapewne mu się nie spieszyło i nie wiedział też, że się ścigamy, ale zawsze coś.
Od rana padał deszcz i sądziłem, że dziś nie pojeżdżę, ale stało się inaczej. Dni są teraz najdłuższe w roku i do wieczora zdążyło wyjść słońce i osuszyć asfalt, a nadal jeszcze było widno. Postanowiłem to wykorzystać i pojechałem na krótką i szybką wycieczkę. Musiałem się spieszyć, bo nie wziąłem przedniego światła, a tylne dawno nie ładowane nie gwarantowało długiego świecenia. Chciałem przetestować nowe ustawienia Locusa i Stravy, czyli automatyczną synchronizację, sprawdzić czy Strava pokazuje dobre wartości przewyższeń - i najważniejsze, wrócić do starego siodełka. Wszystkie cele zrealizowałem, wszystko działa dobrze, a moje siodełko jest wygodniejsze od ISM Adamo Prologue.
Jechało się bardzo dobrze i za dzisiejszy wyjazd Strava nagrodziła mnie ośmioma kieliszkami.
Dzisiejsza pętla się nie zamyka, bo początkowy fragment rower przejechał w bagażniku, a ja za kierownicą. Dopiero gdy oddałem samochód w ręce mechanika, mogłem kontynuować podróż już na dwóch kołach. Jako że zacząłem na Bródnie, wybrałem kierunek w stronę Zalewu Zegrzyńskiego, a przy okazji odwiedziłem Ksiegowego. Adam od razu zainteresował się ciśnieniem w oponach i to chyba już jest skrzywienie zawodowe. :) Ale rzecz jasna znów miał reację i szybko dobił mi do 8 atm - brakowało całkiem sporo. A dałbym sobie rękę uciąć, że opony mam twarde są jak kamień.
Pogadaliśmy sobie o wszystkim i o niczym, wypytałem o kwestię skrócenia mostka i wpływu na sylwetkę w czasie jazdy, pooglądałem siodełka w sklepie i po miłych kilkunastu minutach odpoczynku mogłem jechać dalej. Skierowałem się do Nowego Dworu i ten odcinek dał się trochę we znaki, bo jadąc na zachód miałem wiatr przeciw sobie. Tak właściwie, to dziś na żadnym odcinku on nie był moim sprzymierzeńcem i zrezygnowałem z zatoczenia większej pętli przez Leszno, wybierając najkrótszą drogę przez Łomianki.
O skali trudności dzisiejszej jazdy niech świadczy, że Strava nie przyznała mi żadnych pucharów za PR. (personal record)
A co do Stravy i kosmicznych przewyższeń rzekomo robionych przeze mnie, to tak jest tylko wtedy, gdy eksportuję trasę bezpośrednio z Locusa. Dziś na przykład wyszło ponad 1200 metrów! Tym razem nie korygowałem w komputerze, tylko skasowałem tę aktywność i ponownie załadowałem w komputerze z wyeksportowanego pliku .gpx. Wyszło wtedy 50 m przewyższenia. Gdy z Locusa wyeksportowałem trasę do GPSies, przewyższenie też wyniosło ok 50 metrów. Locus daje dużo możliwości eksportu tras, co widać na poniższym zdjęciu i wygodnie jest zrobić to bezpośrednio do Stravy. Tylko dlaczego daje błędne wyniki przewyższeń? I dlaczego zaczęło to występować miesiąc, półtora temu? Nie mogę tego niestety zostawiać na Stravie bez korekty, bo szybko bym został liderem światowym, jako najlepszy góral, a to trochę nieuczciwe, prawda? :)
Wczoraj Remigiusz Mróz i jego "Przewieszenie" wygrali z rowerem, więc dziś, pomimo że kusił "Świt, który nie nadejdzie", tegoż samego autora, postanowiłem trochę się przewietrzyć. Gdy tylko znalazłem się na dworze zrozumiałem, że "przewietrzenie" będzie bardzo dosłowne. Hulający wiatr swobodnie docierał do górnych partii ciała, a koszulka i cienka bluza nie były w stanie zatrzymać polarnych podmuchów. Wiatrówka, która jak sama nazwa wskazuje, chroni od wiatru, została w domu. Od razu tego pożałowałem, ale nie będę przecież wracał do domu, prawda? Mamy już piękny miesiąc maj, świeci słoneczko, zaraz zrobi się cieplutko - tak myślałem. Tylko że się nie zrobiło.W pewnym momencie nawet, coś ostrego i zimnego zaczęło siec mnie potwarzy! @#$%^&* Tak, był to najprawdziwszy grad! W tych pięknych okolicznościach przyrody zrezygnowałem z dalekich wojaży i skierowałem się do domu. Wracając, zajrzałem jeszcze do kilku sklepów rowerowych i do Deca, gdzie dowiedziałem się, że bezpłatny przegląd trzeba wykonać w ciągu sześciu miesięcy od daty zakupu (to akurat wiedziałem), ale i tego, że rower musi u nich zostać na minimum tydzień! Co robić...? Jak żyć?!
PS. Przy tak krótkich dystansach nie jestem w stanie ocenić testowanego siodełka Adamo Prologue, powinna być przynajmniej jakaś setka, a tu się nie składa mi coś ostatnio.
Skoro wczoraj rower został u córki w Piasecznie, wiadomym było, że dziś należy go przyprowadzić do domu. Tak więc po przebudzeniu najpierw wsiadłem w samochód, a dopiero potem na rower. Zapobiegliwie włożyłem do kieszonki na plecach cienką przeciwdeszczówkę dzięki czemu podróż powrotna odbyła się w miarę komfortowo. Temperatura znośna, wiatr też nieprzesadnie upierdliwy, czyli nie ma co narzekać - najwyżej na zbyt krótki dystans. Wracałem trasą identyczną jak wczoraj więc dziś bez mapy.
Rano pojechałem do Piaseczna, zostawiłem rower, zapakowałem towarzystwo do samochodu i pojechaliśmy na działkę. Po miło spędzonym dniu, poświęconym głównie nicnierobieniu, wieczorem znów rozwiozłem towarzystwo po domach i tym razem zostawiłem rower u córki i sam też wróciłem autem. Jazda rowerem po deszczu i w czasie burzy to za dużo szczęścia na raz, jak dla mnie. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się tak, jak na zdjęciu. Wystarczy słowo kurier zastąpić słowem, użytkownik.
Dostałem do testów od Vukiego (dzięki!) profesjonalne siodełko ISM Adamo Prologue i dziś przyszedł czas na pierwszą próbę. Najpierw pojechałem tylko na Wolę do sklepu i ten krótki dystans wykorzystałem na różne próby ustawień. Drugi wyjazd już był nieco dłuższy i też kilka razy zmieniałem ustawienia, ale optymalnego jeszcze nie znalazłem. Wydaje mi się ono zbyt szerokie z przodu i po wewnętrznej stronie ud czuję przy pedałowaniu dyskomfort. Nawet maksymalne odsunięcie do tyłu nic nie daje. Pojeżdżę jeszcze na nim kilka dni, ale nie wydaje mi się żeby coś się zmieniło na lepsze. A może to kwestia przyzwyczajenia? Zobaczymy.