Wczoraj i dziś (6+1+5 km), czyli więcej ględzenia niż jeżdżenia
Moja wczorajsza niemoc nie dawała mi spokoju i chciałem przed wieczorkiem jeszcze raz sprawdzić, czy naprawdę tak źle jest ze mną. Daleko się nie wybierałem, bo tylko do Deca zapytać o mojego Baranka, ale przede wszystkim poprosić o poluzowanie pedałów. Moje rozkalibrowane klucze nadają się do przykręcenia, ale odkręcać nie chcę żeby nie uszkodzić nakrętki.Pedał przykręcony nawet niezbyt mocno, później w trakcie jazdy się sam dokręca. W serwisie stała kolejka ludzi, więc poszedłem "na sklep" i tam sprzedawca od ręki poluzował mi pedały. Zamieniłem z nim dwa słowa i dowiedziałem się, że taki klucz jakim on pracuje kosztuje około dwustu złotych. Mnie aż tak profesjonalne narzędzia nie interesują, ale generalnie jakiś w miarę dobry klucz by mi się przydał. Wychodząc zajrzałem raz jeszcze do serwisu gdzie tłum zdążył się nieco przerzedzić i spytałem, czy może jest gotowy mój rower, ale zgodnie z przypuszczeniem - nie był. Przed wyruszeniem w drogę dokręciłem swoim kluczem pedały tak, by móc je w domu odkręcić i to tyle. Aha! Zapomniałem napisać, że przedtem wymieniłem baterię w liczniku i już mogłem widzieć jak szybko jadę. Było zdecydowanie lepiej niż w dzień. Po powrocie zmieniłem pedały na zatrzaskowe i na tym zakończyłem sprawy rowerowe.
Dziś od rana zachmurzone niebo za oknem nie wróżyło najlepiej i guzdrałem się niemożliwie, aby tylko opóźnić wyjście z domu. Czekałem na jakiś wyraźny sygnał pogodowy: - Albo niech spadnie deszcz, albo niech się choć troszkę rozpogodzi. Niestety nie doczekałem się i w tej sytuacji postanowiłem wyjechać na krótko, tak tylko dla sprawdzenia. Sprawdzanie zajęło mi około kilometra i dowiedziałem się, że jest zimniej niż przypuszczałem, a ja jestem w samej koszulce. Szybki powrót po kurtkę i ponowny wyjazd. Tym razem po kilku minutach poczułem, że prawie niewidoczna mżawka jednak jest mokra i zimna. Wycieraczek na okularach nie mam, cienka wiatrówka już zaczyna puszczać wodę i na rękawach czuję mokrość, gołe kolana protestują. - A szlag by to trafił, myślę sobie. Czy ja ojca, matkę zabiłem? Widocznie dziś mi niepisane jeździć, bo już od rana jakoś się nie składało. Nic na siłę.
Tym sposobem jestem już w domu i słuchając jak za oknami wieje wiatr, popijam kawę i piszę. Dziękuję za uwagę. :)
PS. Wczoraj nie włączałem rejestracji trasy bo zapomniałem, dziś za to wydawało mi się, że włączałem, z naciskiem na WYDAWAŁO. Nie ma śladu, nie ma dowodu na przejechane kilometry. Jest tylko ten wpis.
Opowieść pewnego emigranta
- Nie bój się, nie zabraknie. To krajowa czysta.
Ja, widzisz, przed wojną byłem komunista,
Bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd,
A jak Żyd nie był kimś, to ten Żyd był nikt.
Może stąd dla świata tyle z nas pożytku,
Że bankierom i skrzypkom nie mówią - ty żydku!
Ja bankierem nie byłem, ani wirtuozem,
Wojnę w Rosji przeżyłem, oswoiłem się z mrozem
I na własnych nogach przekroczyłem Bug
Razem z Armią Czerwoną, jako Politruk.
Ja byłem jak Mojżesz, niosłem Prawa Nowe,
Na których się miało oprzeć Odbudowę.
A potem mnie - lojalnego komunistę
Przekwalifikowali na manikiurzystę.
Ja kocham Mozarta, Bóg - to dla mnie Bach,
A tam, gdzie pracowałem - tylko krew i strach.
Spałem dobrze - przez ścianę słysząc ludzkie krzyki
A usnąć nie mogłem przy dźwiękach muzyki.
W następstwie Października tak zwanych "wydarzeń"
Już nie byłem w Urzędzie, byłem dziennikarzem.
Ja znałem języki, nie mnie uczyć jak
Pisać wprost, to, co łatwiej można pisać wspak.
Wtedy myśl się zrodziła - niechcący być może,
Żem się z krajem tym związał - jak mogłem najgorzej.
Za tę hańbę zasługi - Warszawa czy Kraków -
Gomułka nam powiedział - Polska dla Polaków.
Już nie dla przybłędów Pospolita Rzecz -
Wiesław, jak Faraon, popędził nas precz.
I szli profesorowie, uczeni, pisarze,
Pracownicy Urzędu, szli i dziennikarze.
W Tel-Awiwie właśnie, zza rogu, z rozpędu
Wpadłem na byłego kolegę z Urzędu,
I pod Ścianę Płaczu iść mi było wstyd -
Czy ja komunista, czy Polak, czy Żyd?
Nie umiałem jak on, chwały czerpać teraz,
Z tego, że się z bankruta robi bohatera.
Wyjechałem. Przeniosłem się tutaj, do Stanów.
Mówią - czym jest komunizm - ucz Amerykanów.
Powiedz im co wiesz, co na sumieniu masz,
A odkupisz grzechy i odzyskasz twarz.
A ja przecież nie umiem nawet ująć w słowa
Jak wygląda to, com - niszcząc - budował.
I tak sam sobie zgotowałem zgubę:
Meloman - nie skrzypek, nie bankier - a ubek,
Oficer polityczny - nie russkij gieroj.
Ani Syjonista, ani też i goj!
Jak ja powiem Jehowie - Za mną, Jahwe stań
Z tą Polską związanym pępowiną hańb!
Katana - to nie tak. Naprawdę Decathlon w Polsce nie ma magazynów. A druga rzecz to polityka jakości tej firmy. Wymiany kupionych rzeczy odbywają się bez zbędnych formalności, od ręki i tak samo naprawy gwarancyjne. Trzecia rzecz to terminy. Jak oddawałem swój rower, dawali terminy 8 dni nie tylko mnie. Kolejny klient też usłyszał taki termin naprawy choć chciał tylko przegląd przed sezonem.
Gwarancje niestety trwają, nowy Guercciotti rozpadł mi się po 1,5 miesiącu używania. Koło wyslałem 26 marca i czekam do dziś. Dobrze, że mam inne rowery. Jurek sprzedaj pozostałe i zostaw tylko jeden na miasto ... do dentysty. Kupisz Baranka 2 i będziesz miał zapas. Najlepiej taki sam bo ja mam 3 rowery i każdy na innym systemie co chyba nie jest dobrym pomysłem.
Ja dziś jechałam z pracy bardzo powoli ale tylko dlatego żeby mieć czas na wymyślenie co na obiad zrobić ...i ułożenie sobie listy zakupów :) Współczuję Ci tęsknoty za barankiem - pewnie większość czasu to biurokracja jak to z gwarancjami - bo dziwne że nie mieli na stanie nowej korby i suportu i aż z Francji to sprowadzali.
Ja Pamiętam jak przed końcem gwarancji mojego Cubka zepsuła mi się manetka, ale już to olałam i kupiłam sobie zupełnie inne manetki i dzięki temu z rowerkiem się nie rozstałam na tyle dni .. Ale fakt faktem 300 zł wydać na coś co można mieć za darmo - to byłaby głupota. Jeszcze 2 dni i rowerek będzie z Tobą :))