Kurs do Piaseczna i z powrotem. Po obiedzie wsiadłem jeszcze raz na rower i w szczycie komunikacyjnym pojechałem na Sródmieście, a konkretnie na Emilii Plater. Wracałem Noakowskiego, Nowowiejską i Filtrową. Takiego armagedonu i kompletnego zatoru nie widziałem. Bardzo współczuję kierowcom jadącymi tymi uliczkami.
Miałem szczery zamiar pojechać dalej i nawet obie wczoraj trasę narysowałem i wgrałem do Garmina, ale pogoda i ciężki plecak mnie skutecznie zniechęciły. Co z tego, że w Piasecznie pozbyłem się go wraz z zawartością, skoro mżawka i mokre jezdnie, odebrały mi chęć do jazdy. Po powrocie ciuchy do prania, rower do czyszczenia, łańcuch do smarowania i fajrant. PS. Zajrzałem z ciekawości do sklepu firmowego Specjalized i zobaczyłem spodenki krótkie na szelkach za 649 zł i rękawki czarne za 140 zł. Ja za swoje zapłaciłem odpowiednio: 100 zł i 20 zł. Cenę spodenek mogę zrozumieć, cenę roweru za 60 tysięcy też - ale dać za dwa kawałki materiału 140 zł złotych, to już przekracza moje zdolności pojmowania. :)
Zachmurzenie umiarkowane, 8°C, Odczuwalna temperatura 6°C, Wilgotność 90%, Wiatr 3m/s z ZPłnZ - Klimat.app
Dziś tylko przejazd kurierski; odebrać z Ursynowa, dostarczyć do Piaseczna. Przy okazji zobaczyłem zabezpieczenie trasy przejazdu Joe Bidena na Żwirki i Wigury, oraz spotterów w Dawidach, polujących z potężnymi teleobiektywami na Air Force One. Rozumiem, że policja dostała rozkaz, by być na miejscu wiele godzin wcześniej, ale tym ludziom kto kazał czekać? Widać, że to prawdziwi pasjonaci.
Jest taki drobny deszcz, którego nie widać przez okno i wczoraj niestety przekonałem się o tym na własnej skórze. Ledwie wyszedłem z klatki już go poczułem, ale chciałem się przekonać, czy przeszkadza w jeździe - i przeszkadzał skubany. Przejechałem najbliższy kwadrat ulic, w sumie zaledwie kilometr i już mi wystarczyło. Dlatego dziś nie wierzyłem swoim oczom i dopiero jak usłyszałem przez telefon, że nie pada ubrałem się i wyszedłem. Trasa musiała zahaczać o Piaseczno, bo miałem coś do zabrania, ale chęć miałem na coś więcej niż tylko na tam i z powrotem. Postanowiłem sprawdzić po latach trasę wałem wiślanym od Mostu Siekierkowskiego na południe, a potem do Gassów. W końcu, skoro mam opony 32 mm mogę sobie na nieco szutru i terenu pozwolić. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. W drodze dwa razy zmoczył mnie przelotny deszczyk, potem wyszło słońce i w sumie wycieczka mogę uznać za udaną. Za wyjątkiem czyszczenia roweru po powrocie i zauważeniem pęknięcia w bucie. Będę musiał kupić nowe buty.
Dziś jazda połączona z realizacją próśb bliskich mi osób, których zawsze podejmuję się z ochotą. Jedna związana była z wizytą w sklepie firmowym Victorinox na Ptasiej 4. To nie reklama, ale scyzoryk tej szwajcarskiej firmy służy mi już dobre dziesięć lat, a moja żona i córka nie wyobrażają sobie prac kuchennych bez pewnych, ściśle określonych modeli noży. Tak więc kiedy któryś zginie albo się zniszczy, natychmiast mam zlecenie odkupienia dokładnie takiego samego modelu. Druga sprawa związana była z nieodebraną przesyłką i dzięki temu miałem okazję dotrzeć do centrum dystrybucyjnego DHL na Osmańskiej. A na sam koniec wizyta w Piasecznie i krótka godzinka pracy na powietrzu i umycie roweru gratis. :) Natomiast z samej jazdy dwie rzeczy zasługują na wzmiankę. Na ulicy Banacha jest bardzo popularna droga dla rowerów, według statystyk chyba w pierwsze trójce w Warszawie. Korzystam z niej często i znam miejsce gdzie trzeba bardzo uważać, to wyjazd koło basenu. Z daleka widzę dwa samochody czekające na włączenie się do ruchu, obaj kierowcy z uwagą i skupieniem patrzą w lewo czekając na lukę w strumieniu pojazdów. Gdy rusza pierwszy, drugi natychmiast naciska gaz zapominając, że przecina drogę, po której z prawej nadjeżdża rowerzysta. Dziś tym rowerzystą byłem ja i wiedząc na 100% że mnie nie zobaczy, zjechałem na lewo i objechałem go od tyłu. A druga sprawa, to zaskakujący korek w Alei Krakowskiej od Janek, przez Falenty, Raszyn, aż do obwodnicy. Kiedyś, gdy budowano obwodnicę, korki w tym miejscu były codziennością, ale po oddaniu budowy skończyły się jak nożem uciął, z dnia na dzień. Miło jest na rowerze omijać i wyprzedzać samochody, a mnie udawało się to aż przez trzy kilometry. :) Po powrocie sprawdziłem, że przyczyną było znowu zderzenie, tym razem TIR-ów, na trasie S8 na wysokości Raszyna. Kierowcy szukając objazdu skierowali się na starą trasę wjazdową do Warszawy i stąd taki efekt.
Bezchmurnie, 17°C, Odczuwalna temperatura 17°C, Wilgotność 71%, Wiatr 2m/s z PłdPłdW - Klimat.app
Pomyślałem sobie, że dawno nie jeździłem w towarzystwie i dziś pojechałem do Piaseczna, do takiej jednej, co już wróciła z rozpoczęcia roku szkolnego. Jej młodsza siostra była w przedszkolu, co nie jest bez znaczenia dla sprawy, gdyż inaczej tak jawna niesprawiedliwość zostałaby oprotestowana dość donośnie. Przedtem zajrzałem do kilku rowerowych w poszukiwaniu kasku, ale bez sukcesu. Po sezonie wybór jest niewielki, a przynajmniej w założonym budżecie, bo w Airbiku pewnie bym coś wybrał. Niestety cena tysiąc dwieście, a nawet osiemset złotych, jest dla mnie nie do zaakceptowania. Były też tańsze, np. za pięćset złotych, ale też nie zyskały mojego uznania.
Tak sobie jadąc niespiesznie i zwiedzając kolejne sklepy dotarłem do celu i zabrałem swoją niespełnioną rowerzystkę na przejażdżkę. Zrobiliśmy razem szesnaście kilometrów, co zostało z dumą oznajmione wszystkim wszem i wobec jako życiowy rekord, a ja mogłem spokojnie wracać.
PS.
Kask kupiłem wieczorem za trzecim podejściem w sklepie GoSport w BlueCity. To znaczy dwa razy już go oglądałem i przymierzałem, ale potrzebowałem impulsu i dziś dał mi go mój osobisty doradca. A na dodatek przy płaceniu okazało się, że rabat wyniósł czterdzieści pięć procent! Tym sposobem mam Alpine Fedaia w cenie Krossa. takie zakupy to ja lubię. :)
W tym wielce mizernym roku 2021, wreszcie udało się wymęczyć pięć tysięcy kilometrów. Wygląda na to, że tym razem do dyszki nie dociągnę. No chyba że...
Rozproszone chmury, 24°C, Odczuwalna temperatura 24°C, Wilgotność 73%, Wiatr 0m/s z Płn - Klimat.app
Z dzisiejszej wycieczki warte zapamiętania jest jedno: Nie warto jechać ulicami Włóki i Bruzdową w Wilanowie, bo nadal nie mają asfaltu. O ile pierwsza ma nawierzchnię szutrową, to druga ma trylinkę, co jest o kilka poziomów gorsze, gdy jedziemy szosą. Plomby i nadgarstki cierpią mocno. Taki mały eksperyment nawigacyjny dziś zrobiłem i już wiem i dzielę się z innymi.
Po kilku dniach przerwy, tym razem nie spowodowanej lenistwem, a wyjazdem bezrowerowym do stolicy Tatr, dziś na rozgrzewkę wyjazd do Piaseczna i z powrotem. Po drodze załatwiłem sprawę w szkole na Bielskiej i kupiłem sportowe prezenty dla dzieci w Decathlonie. Jako że nic ciekawego do napisania nie mam, wstawiam dwa zdjęcia z Podhala. Pogoda, jaką miałem, każdy widzi.