Od kiedy trzeba zasłaniać nos i usta w miejscach publicznych, wszyscy wymieniają się doświadczeniami, z używania różnego rodzaju maseczek ochronnych. Nie znam jednak nikogo, kto by twierdził, że ma idealną maseczkę i że mu jest w niej bardzo wygodnie i komfortowo. Dlatego zawiozłem do Piaseczna dwie apaszki z różnych materiałów, którymi też od biedy można zasłonić usta. Ale swoją drogą, ten fenomen społeczny, stosowania się Polaków do nowego prawa, jest dla mnie niemożliwy do zrozumienia. Przeciez my, jako naród, nie bylismy nigdy postrzegania jako szczególnie praworządni, prawda? Czy tym razem zadziałał strach przed wirusem?, pranie mózgów?, strach przed mandatem? Nie wiem.
Przed wieczorkiem pojechałem do Piaseczna przywieźć cienkie maseczki, bo w tych co mamy nie da się oddychać. Ja zresztą i tak nie będę nosił, bo nie mogę oddychać. Nawet jeżdżąc w siarczystym mrozie nie zakładałem kominiarki ani bufa na twarz, więc tym bardziej teraz nie będę. Nie mam zamiaru się udusić. Spóźniony zajączek wielkanocny.
Rano słoneczko świeciło, później był deszcz rzęsisty, więc powrót po mokrych asfaltach i kałużach. Trzeba będzie rowerem się zająć, czyszczenie i smarowanie łańcucha bardzo mu się przyda. Dla zainteresowanych umieszczam film z ustawki z Rafałem Majką, o której pisałem tutaj.
Rano deszcz mnie złapał w drodze i zdołał przemoczyć doszczętnie. Jak zwykle najbradziej dokuczliwe są mokre skarpety i przemoczone spodnie na tyłku. Na szczęście trasa krótka, a na miejscu przebrałem się w suche rzeczy, więc w sumie nic strasznego. Zagadka fotograficzna.
Szukałem, szukałem, aż znalazłem powód do przejechania się na rowerze - tym razem było nim oddanie pożyczonej ksiązki. Najbardziej oczywista droga do Piaseczna, przez Dawidy, jest czasowo niedostępna, więc tym razem wybrałem wariant "taneczny", przez Poleczki, Poloneza, Kujawiaka, aż dostałem się do Puławskiej. Jako że tańca miałem już dosyć, Baletową tym razem ominąłem i dopiero Karczunkowską wróciłem na starą trasę. Przez to trójkąt na mapie przestał być taki kształtny, ale chwilowo nic się na to nie poradzi. Z Piaseczna prosto na wschód do Gassów i powrót do Wilanowa wzdłuż Wisły bez historii, z wyjątkiem deszczu, który mnie złapała właśnie w rzeczonym. W jego towarzystwie jechałem Wiertniczą, Powsińską, Czerniakowską aż do Mostu Łazienkowskiego, ale na szczęście nie był tak intensywny żeby mnie przemoczyć do spodu. Albo za szybko się skończył. Tym razem przedłużyłem jazdę wzdłuż Wisły aż do Tamki, bo miałem sprawę do załatwienia w Szpitalu Wolskim i taka trasa była dla mnie optymalna. Rzecz jasna z wyjatkiem podjazdu Tamką pod górę, ale jakoś pomalutku się wturlałem, a reszta to już bułka z masłem. To tyle.
Wstałem wyjątkowo wcześnie z zamiarem miłego spędzenia czasu, ale kiedy byłem już ubrany i gotowy do wyjścia na rower, zaczęło dość intensywnie padać. Nie pozostało mi nic innego jak rozebrać się i czekać na poprawę pogody i przeschnięcie jezdni. Dziś pojechałem użytkowo 'trasą dwóch córek" z modyfikacjami przez Kierszek i Falenty. Dzięki temu wyszło nieco więcej kilometrów. Jechałem w stresie, bo zapomniałem wziąć pompki, ale dziś Prawo Murphy'ego nie zadziałało. Zdjęć nie ma, ale że mam dość tego wszystkiego co się dzieje w Polsce, oto mój manifest polityczny!
Dziś jadę wieczorem do Modlina po moich podróżników i potrzebowałem samochód przyprowadzić z Ursynowa. Po drodze, żeby choć ciut więcej kilometrów było, zajechałem do Deca na Okęcia po dętki. U Adama w Reducie nie ma z zaworem 48 mm, a te z dłuższym, źle wyglądają na zwykłej obręczy. Wentyle 60 czy 80 mm przeznaczone są do wysokoprofilowych, a ja na takich kolach jeżdził nie będę - jedno może kosztować więcej niż dwa moje rowery. :)
Droga serwisowa pomiędzy lotniskiem Okęcie, a drogą ekspresową S2, kierunek Paluch
Ta sama droga, tylko w stronę Alei Krakowskiej
A ulica Leśna biegnie przez Las Kabacki i prowadzi od Puławskiej, do Moczydłowskiej i Belgradzkiej na Ursynowie. Gdy asfalt się skończy, dalej jedziemy gruntownie.