Jak niedziela, to jazda przed śniadaniem, więc postanowiłem sprawdzić, co tam nowego na przystani w Gassach. Okazało się, że prom już przeciągnęli bliżej głównego nurtu rzeki, ale jeszcze nie na właściwe miejsce. Okazuje się, że jest nieco za wysoki poziom wody w Wiśle i czekają, aż opadnie choć pół metra. Teraz już wiem do czego potrzebny jest ten Star 66, zapewne do przeciągania promu wzdłuż nabrzeża. A temperatury nadal jak na przedwiośniu, nogawki nadal potrzebne i kurtka trzepotka.
A ja, nawiązując do tytułu wpisu, z premedytacją poszedłem na łatwiznę, a i przy okazji nowych kwadratów trochę zdobyłem. Pociąg do Siedlec o 7:39 przyjechał zatłoczony jak żaden, którym dotąd jechałem i ledwie się zmieściłem z rowerem. Na szczęście już na Śródmieściu zrobiło się na tyle luźno, że mogłem go powiesić i usiąść, ale to wcale nie znaczy, że było pusto. To najbardziej, jak dotąd w moich podróżach, oblegana trasa; przez cały czas ludzie wsiadali i wysiadali i tak było do samych Siedlec. W porównaniu z linią do Radomia czy Małkini, gdzie bywałem jedynym pasażem w wagonie, było to dla mnie dużym zaskoczeniem.
Początkowe trzydzieści kilometrów wypadało na drogę krajową numer dwa i choć ma pobocze i jedzie się w miarę bezpiecznie, to jednak hałas i podmuchy pędzących TIR-ów nie są przyjemne. Za Kałuszynem samochodowy ruch do Warszawy skierował się na ekspresową S2, a ja odtąd podążałem do Mińska Mazowieckiego niemal samotnie. A jak opuściłem i tę drogę skręcając do Cegłowa, to już samochody mogłem liczyć na palcach dwóch rąk. Niestety nie udało się uniknąć dzisiaj jazdy po drogach polnych, choć nie było to moim zamiarem. Mam ustawione przy rysowaniu śladu na brouterze rower szosowy, ale ten planer czasem kieruje mnie jednak na drogi poza asfaltem. Obeszło się tym razem bez prowadzenia roweru, ale na cienkich oponach wytrzęsło mnie okrutnie. Jutro ma padać, więc zadowalam się trzema stówkami z rzędu, w tym tygodniu spalania świątecznych kalorii. No i trzy tysiące kilometrów pękło wreszcie.
Max square: 47x47
Max cluster: 2658 (+6)
Total tiles: 5339 (+44)
Nie miałem sprecyzowanych planów na dzisiejszą jazdę, więc pojechałem na zachód aż do Leszna, a potem skierowałem się na północ. Drogą wojewódzką do Kazunia jedzie się tylko osiem kilometrów i już można zagłębić się w Puszczę Kampinoską. Trasa jak zwykle przyjemna, tylko asfalt co rok gorszy się robi po zimie. Powrót Rolniczą przez Łomianki i mała dokrętka przed domem, dało sto kilometrów, co było moim dzisiejszym celem. Pogoda wreszcie pozwoliła jechać w krótkich spodniach i z podwiniętymi rękawami koszulki.
Wyjazd świąteczny do Orłowca k/Lądka Zdroju był całkiem bezrowerowy, za to nogami kilometrów zrobiłem całkiem sporo, o samochodowych nie wspominając. :) Trasę na dziś przygotowałem jeszcze przed świętami, a że pogoda dopisała, (czyli bez deszczu) wstałem raniutko i pojechałem na Zachodni. Tym razem pociąg miałem o 8:01, a jechałem tym razem tylko do Legionowa. Mógłbym wprawdzie dojechać do Modlina, ale wtedy kilometrów by zabrakło do setki. Sama jazda przebiegała bez sensacji i emocji, a ja cieszyłem się niezmiernie, że długie spodnie miałem i kurtkę wiatrówkę. Na gorszych fragmentach asfaltu, wspominałem niedawne "Piekło Północy" na trasie Paryż-Roubaix i od razu robiło mi się lepiej. Terenowej jazdy nie przewidywałem na dzisiejszej trasie i dzięki temu poszło mi lepiej niż planowałem. Miałem zapas czasu i postanowiłem nie jechać na pociąg do Nasielska, tak jak zaplanowałem, bo pół godziny czekania mi się nie uśmiechało. Pojechałem do Pomiechówka i tam czekałem tylko dziesięć minut. Niebieski kwadrat, ten najbardziej prestiżowy, czekał na powiększenie ponad pół roku. Może do końca roku urośnie do 50x50, choć teraz jest już coraz trudniej. Max square: 47x47 (+1) Max cluster: 2652 (+44) Total tiles: 5295 (+44)
Kolejny dzień pogodny, zimny i wietrzny, a północny wiaterek dodatkowo daje się we znaki. Z tego powodu wybrałem do jazdy kierunek wschód - zachód, czyli trudno było nie odwiedzić Borzęcina. Zegar na wieży kościelnej zaczął chodzić, ale co z tego, skoro nie pokazuje właściwego czasu? Dokładnie, to spieszy się o godzinę i dwadzieścia minut.
Pojechałem zabrać coś z lodówki od córki, a żeby droga mi się nie nudziła, wybrałem drogę przez Gassy. Jechało się bardzo dobrze, chwilami udawało się nawet 35 km/h osiągać, więc szybko i sprawnie dojechałem na miejsce. Niestety ostatni fragment był centralnie pod wiatr, ale jakoś udało się dotrzeć do domu.
Jak wiedzą wszyscy rowerzyści robiący zakupy w sieci, centrumrowerowe.pl;, to największy sklep internetowy w Polsce, z najszerszą ofertą wszystkiego rowerowego. W ramach poszerzenia działalności i zapewne też dywersyfikacji przychodów, postanowili otworzyć w Warszawie swój pierwszy sklep stacjonarny. Jak przystało na wielkiego gracza, potentata wręcz, sklep nie byle jaki, bo największy w całej Warszawie. Jego powierzchnia, to 2700 metrów kwadratowych, a od asortymentu może zakręcić się głowie. Nie mogłem przegapić takiego wydarzenia i wczoraj wybrałem się na otwarcie. Sklep rzeczywiście robi wrażenie swoim ogromem i liczbą wystawionych rowerów, asortymentem odzieży i części oraz akcesoriów. Dodatkowo wczoraj mogło zakręcić się w głowie od nieprzeliczonej ciżmy klientów i ciekawskich obserwatorów - w tym i ja;). Dość powiedzieć, że wystarczyło mi kilkanaście minut, by uznać, że już mi wystarczy tych atrakcji i z ulgą opuściłem sklep.