Planem na dziś było zbieranie kwadratów, na południowym wschodzie. Udało się wstać i wyjść z domu dość wcześnie, by móc zrealizować ten zamiar, ale niestety zawiodły inne czynniki - a głównie jeden. Otóż, gdy już przejechałem most i chciałem odpalić nawigację. okazało się, że nie mam wgranej tej trasy do Garmina. Próbowałem ją przerzucić z telefonu, ale pomimo poprawnie wykonywanych wszystkich czynności, ten kurs nie chciał się wgrać. W domu okazało się, że jednak jest, czyli wgrał się z opóźnieniem. W sumie to dobrze się stało, bo gdybym pojechał po kwadraty, to na 100% nie zdążyłbym na pociąg powrotny z Pilawy. Dawno już z takim trudem i wysiłkiem mi się nie jechało. Czas na odpoczynek.
Nadal, pomimo listopada, jesienne słoty jeszcze nam nie dokuczyły i można jeździć, byle tylko czas i chęci były. Z tym drugim jakoś u mnie gorzej i dziś znowu dopiero po jedenastej się wykokosiłem. Ale jak to mądrze napisała jedna z użytkowniczek (byłych) tego portalu - "Drzwi mego domu to magiczna furtka między krainą lenia a rowerem".
Tak więc, skoro już wyszedłem i zakręciłem pedałami, to i dystans wyszedł satysfakcjonujący. Wybrałem dziś trasę trochę nieoczywistą, bo z Nadarzyna pojechałem do Błonia, a ponieważ dawno w tamtym kierunku nie jechałem, to droga miała pewien atrybut świeżości. Przy okazji przetestowałem jeszcze nieoddany, ale już z bardzo dobrym asfaltem, odcinek drogi wojewódzkiej 579 Błonie - Leszno. Po roku od zamknięcia, zbliża się chyba termin zakończenia robót i zapewne niebawem pojadą tamtędy samochody. Nie wiem tylko, co będzie z zaplanowaną tam drogą dla rowerów, bo jak na razie to są tylko fragmenty od Leszna (od dawna) i ten od Błonie (na zdjęciu w Białutach). Pomiędzy tymi odcinkami nic się nie dzieje, a droga już prawie skończona.
Więcej o tej inwestycji tutaj.
Dowiedziałem się, że mają tam ostatnie przednie koło Mavic Aksium, ale zrezygnowałem z kupna. Polityka cenowa Decathlonu jest dla mnie w tym przypadku nie do zaakceptowania. Tyle, ile dwa lata temu u zapłaciłem za komplet, teraz kosztuje jedno! Rozumiem, że cena dwóch kół w komplecie mogła wzrosnąć o jedną trzecią, ale dlaczego - na Boga! - jedno koło nie kosztuje połowy, tylko aż 2/3 ceny kompletu?!
Wczorajsza kolizja z samochodem, w którym ucierpiało przednie koło, przyspieszyła decyzję o zamianie kompletu kół. Mój zestaw "zimowy" ma założone opony Maxxis Detonator o szerokości 32 milimetry i postanowiłem choć parę kilometrów pojeździć po lesie. Ponieważ bardzo dawno nie jechałem do Mariewa od strony Truskawia wybrałem tę właśnie drogę, a potem jeszcze sprawdziłem postęp prac na Klonowej w Koczargach. Przejechać się już da bez większego trudu, ale do końca jeszcze daleko. Nadal pogoda sprzyja rowerzystom, ale od jutra będzie chyba chwilowa przerwa. Dzisiejszą jazdą przekroczyłem jedenaście tysięcy kilometrów. w 2022 roku.
To moje czwarte spotkanie z samochodem, a pierwsze podczas jazdy drogą dla rowerów na ulicy Popularnej. Tym razem pani za kierownicą była przekonana, że to rowerzyści mają obowiązek się zatrzymać! Przed wjechaniem na przejazd rowerowy przy przejściu dla pieszych! Mnie się wydawało, że wyjeżdżająca z bocznej uliczki pani mnie widzi - i zapewne tak było - ale pomimo to trafiła mnie w przednie koło. Widać było, że nie zamierzała mnie przepuszczać. Kiedy jednak uświadomiłem ją, kto ma w takiej sytuacji pierwszeństwo i wspomniałem o wezwaniu policji, zmieniła zdanie i zaczęła mnie mocno przepraszać i prosić bym tego nie robił. Oliwy do ognia dolał też przejeżdżający kierowca, który stanowczo namawiał mnie na danie jej nauczki w postaci mandatu. Ja mam jednak chyba za miękkie serce, a poza tym nie chciałem tracić czasu na czekanie. Wybrałem wyjście polubowne w postaci rekompensaty pieniężnej i podwiezienia mnie do domu. Jechać się niestety nie dało, bo koło było za mocno pokrzywione. Innych strat w ludziach, ubraniu i sprzęcie nie było, nic mi się nie stało, nic mnie boli. Znowu się udało.
PS. Przejazd zakończony w miejscu zdarzenia we Włochach.
Pierwszy wyjazd listopadowy i zupełnie niechcący wpadła pierwsza stówka. Nie planowałem tak długiego dystansu, ale dobrze mi się jechało i dojechałem aż do Góry Kalwarii. Ponieważ musiałem być w Piasecznie, ponownie przetestowałem drogę przez Chylice i Szymanów, bo ma ona jeszcze urok nowości. Tym razem odpuściłem kawę i ciacho, bo było już za późno i wzdłuż Wisły wróciłem do Warszawy. Nadal ciepło, nadal można jeździć z gołą nogą. A w Michałowicach gminna komisja ds nazewnictwa, nawet drogi rowerowe - zwane nie wiedzieć dlaczego, ścieżkami - mają swoich patronów. Umieściłem już we wpisie z 21. 10 ścieżkę im. Piątki z Michałowic, dziś jeszcze lepsza nazwa. Brawo Michałowice! :D