Dziś po raz kolejny przejechałem ten rzekomo spartaczony przez drogowców kawałek drogi dla rowerów wzdłuż S7. Stwierdzam też po raz kolejny, że nie ma się czego czepiać. Za to super asfalt do nowych osiedli w Podolszynie kończy się po dwustu metrach i dalej jest droga szutrowa. To tak gwoli uwagi, żebym pamiętał. :)
Z żadnego ujęcia nie udało mi się uchwycić efektu "fal" na ddr
Znowu późny wyjazd, dodatkowo opóźniony brakiem powietrza w tylnym kole. Dziurka w dętce zrobiła się w miejscu przecięcia opony, z którym to przecięciem jeździłem od pierwszego października. Obserwowałem ją jak się powiększa, ale myślałem, że do zmiany kół na zimowe wytrzyma. Na szczęście mam zapasową starą oponę, na dętkę nakleiłem łatkę samoprzylepną i mogłem jechać. Wiatr od kilku dni wieje z południa, więc znów pojechałem tak, by wracać z wiatrem. W Złotokłosie napotkałem sporą grupę ludzi ustawionych w szpaler i z aparatami i kamerami w rękach i na statywach. Wszystkie obiektywy skierowane były w stronę stojącej kolejki wąskotorowej, co wydało mi się dziwne, ale też cyknąłem kilka fotek. Później oni wsiedli do wagoników, a ja na rower i to tyle. Dopiero w domu doczytałem o co tam chodziło. https://www.kolejka-piaseczno.pl/content/pazdziernik-z-piaseczynsko-grojecka-koleja-waskotorowa
Wracając od strony Piaseczna wzdłuż S7 postanowiłem sprawdzić, czy sławna "falująca droga rowerowa" jest aż tak zła, jak piszą i pokazują. Tematem zajęła się nawet telewizja TVN, Super Express, i inne pomniejsze portale internetowe. Na ich zdjęciach wygląda to dość kuriozalnie, ale to tylko kwestia perspektywy i odpowiedniego kadrowania. Dziś z wiatrem jechałem ponad 30 km/h po tych niby falach i nie czułem na rowerze szosowym dyskomfortu. Czyli nie można i nie warto wierzyć nawet w to, co widać na poniższym zdjęciu. :)
W rzeczywistości jest zupełnie dobrze.
Pogoda nadal dopisuje, to trzeba jeździć. Dziś nastawiłem się na kolejną setkę i kolejny przystanek na kawę i ciacho w Górze Kawiarni. Dodatkową okazją do wyjazdu w tamtym kierunku, był opuszczony i zapomniany kwadrat na południe od Coniewa i chęć zobaczenia zamku w Czersku. W tym roku nie przejeżdżałem koło niego. Jechało mi się nadspodziewanie dobrze i szybko, wiatr południowy pomagał w powrocie do domu i bez problemu, z zapasem czasowym zdążyłem na obiad.
Zimne poranki zniechęcają mnie do wczesnego wychodzenia, bo trzeba się ubierać, a potem rozbierać i dziś też zacząłem dopiero o dziesiątej. Po wczorajszych słodkościach w Górze Kawiarni, miałem ochotę na kontynuację degustacji, tylko trasę dojazdu wybrałem trochę naokoło. Wiatr nie pozwolił mi nawet zbliżyć do wczorajszych osiągów, ale dzień konia nie zdarza się przecież codziennie... :)
Wczoraj na fejsbukowym profilu Góra Kawiarnia pojawił się taki oto wpis:
"Kiedy otwieraliśmy nowy loka l- czyli prawie rok temu - w długim stole została taka dziwna dziura z szybą. Przedstawiamy Wam pomysł, który właśnie prawie rok czekał na realizację - a która trwała dziś do pierwszej w nocy...
Wyścig Paris-Roubaix z 1973r ze zwycięskim Eddym Merckxem. Twórcą makiety jest oczywiście kolarz - Adam Świtlak z @prlwmikroskali
No i cóż tu pisać. Trzeba zobaczyć."
Wpis okraszony został zdjęciami makiety, które dodatkowo pobudziły moją ciekawość i wiedziałem już, że dziś tam pojadę. Do Góry Kalwarii droga minęła szybko, bo raz, że z wiatrem, a dwa, ponieważ udało mi się przez prawie dziesięć kilometrów utrzymać koło za panem na czarnym gravelu marki Trek z błotnikami. Udało się wykręcić średnią 24,5 km/h, co dla mnie jest wartością kosmiczną. Na miejscu zamówiłem kawę i coś słodkiego i poszedłem oglądać dzieło. Zrobiłem też kilka zdjęć, ale lampy nad stołem i refleksy od okna, oraz brak umiejętności, nie pozwoliły dobrze pokazać mistrzostwa tego dzieła. Dlatego linkuję do zdjęć z profilu Góra Kawiarnia oraz do zdjęć autora tej makiety.
Profil Góra Kawiarnia
Mając na uwadze wczorajszą temperaturę ubrałem się dziś na jedną warstwę i okazało się, że to jest za mało. Po przejechaniu dwudziestu kilometrów, wobec braku widoków na rozgrzanie się, wróciłem do domu. Wypiłem kawę, ubrałem potówkę pod koszulkę z długim rękawem i tak ubrany ruszyłem testować temperaturę. Okazało się, że jest komfort termiczny i wobec tego można jechać, tylko nie bardzo wiedziałem gdzie. Pomysły na trasę rodziły się w trakcie jazdy i dzięki temu trafiłem w nowe miejsca i nową drogę rowerową odkryłem. Do dystansu dodaję poranne kilometry i te, które uciekły, bo zapomniałem włączyć licznik.