Informacje

  • Wszystkie kilometry: 148707.00 km
  • Km w terenie: 2657.65 km (1.79%)
  • Czas na rowerze: 317d 01h 12m
  • Prędkość średnia: 19.50 km/h
  • Więcej informacji.
button stats bikestats.pl ... i w latach poprzednich

AD 2024 button stats 
bikestats.pl

AD 2023 button stats 
bikestats.pl

AD 2022 button stats 
bikestats.pl

AD 2021 button stats 
bikestats.pl

AD 2020 button stats 
bikestats.pl

AD 2019 button stats 
bikestats.pl

AD 2018 button stats 
bikestats.pl

AD 2017 button stats 

bikestats.pl

AD 2016 button stats 

bikestats.pl

AD 2015 button stats 

bikestats.pl                   AD 2014 button stats 

bikestats.pl                   AD 2013 button stats 

bikestats.pl                   AD 2012 button stats 

bikestats.pl                  AD 2011 Gminobranie



Pogoda na rower

Pogoda Warszawa

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yurek55.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:1270.00 km (w terenie 19.00 km; 1.50%)
Czas w ruchu:64:26
Średnia prędkość:19.71 km/h
Maksymalna prędkość:44.70 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:52.92 km i 2h 41m
Więcej statystyk
Środa, 5 czerwca 2013

Wygraliśmy?

Rano pojechałem zrobić zakupy, co bez samochodu nie jest rzeczą prostą. W plecaku było dobrze ponad 10 kilogramów i zanim dotarłem do domu zrozumiałem, że sakwy są jednak lepszym sposobem przewożenia bagażu.
Po jakimś czasie - jak już mogłem się wyprostować - postanowiłem jeszcze trochę pojeździć, tym razem dla odmiany bez obciążenia. Pogoda była mocno niepewna i czasu nie miałem zbyt wiele, dlatego dziś tylko jazda po Warszawie. Podobnie jak wczoraj tempo przejazdu mało rekordowe, bo jazda Szlakiem Królewskim nie skłania do wyścigów. I tak sobie jechałem powoli, przyglądałem się, obserwowałem, czytałem, fotografowałem. Odwiedziłem też dawno niewidziane miejsca, patrzyłem, porównywałem co się zmieniło i tak dziś niespiesznie wędrowałem po Warszawie.
Pod Pałacem Prezydenckim natknąłem się na szeryfa, pewnie BOR-owcom pomagał pilnować Gajowego

Gary Cooper jako obstawa Księcia Pepi © yurek55

A przy Kościele Św. Krzyża stał samochód Jamesa Bonda

Aston Martin DB9 pod kościołem Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu © yurek55

Aston Martin DB9 - strona lewa © yurek55

Aston Martin DB9 - półprofil lewy © yurek55

Aston Martin DB9 - widok z tyłum © yurek55

Pewnie James Bond sprzedał ten samochód jakiemuś artyście, który brał udział w Festiwalu Sztuki Sakralnej. Ten samochód, (może nie ten konkretnie, ale ten model) kosztuje nowy nawet 900 000 zł. A tu ani rodziny na wczasy zawieźć, ani telewizora przywieźć ze sklepu, bez sensu...
A na Inflanckiej zobaczyłem inny ciekawy samochód, Tazzari Zero. Jest to auto na prąd i dlatego pewnie Straż Miejska zapewniła mu uziemienie:)
Tazzari Zero zakotwiczył na Inflanckiej © yurek55

Tazzari Zero włoski maluch na prąd © yurek55

Uziemiony samochód elektryczny, Inflancka © yurek55

Samochód elektryczny na Inflanckiej naprzeciwko basenu © yurek55

A na Inflancką skręciłem sprawdzić czy basen jeszcze funkcjonuje. Kiedyś bardzo wiele godzin na nim spędzałem, to jeden z niewielu w Warszawie obiektów pięćdziesięciometrowych. Jest, działa i nawet bilety są w przystępnej cenie, normalny 13 złotych za 90 minut.
A na zakończenie wpisu trochę przewrotne pytanie. Na plakacie z 1989 roku Wałęsa wzywa: Musimy wygrać!
Musimy wygrać! - Lech Wałęsa © yurek55

Wygraliśmy? Ilu Polaków ma poczucie zwycięstwa? Właściciel Aston Martina na pewno. Wałęsa też... i Michnik..., ale i Kiszczak i Jaruzelski i Urban - wielki wygrany. I wszyscy esbecy na gigantycznych emeryturach...A my?
Wybory'89 Krakowskie Przedmieście © yurek55
  • DST 46.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 17.58km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Wheeler
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 czerwca 2013

Wpis całkiem "nierowerowy"

Jako obywatel uprawniony do bezpłatnej opieki lekarskiej postanowiłem skorzystać z porady specjalisty, który następnie skieruje mnie na zabieg wymagający krótkiego pobytu w szpitalu. Ponieważ od lat mam abonament w LuxMedzie, a jeszcze wcześniej miałem bardzo dobrze rozwiniętą zakładową służbę zdrowia, z usług lecznictwa otwartego nie korzystałem praktycznie nigdy. Krok pierwszy, czyli wizyta u lekarza pierwszego kontaktu po skierowanie - lekarza na szczęście miałem już wybranego - zero problemu. Dobra nasza! - myślę sobie. Potem z otrzymanym skierowaniem wracam do rejestracji zapisać się na wizytę i tu pierwsza niespodzianka. Pani wyjaśnia mi jak dziecku, oczywistą oczywistość, że po numerek trzeba przyjść rano. Pytam - jak rano? Najpóźniej do ósmej.
Następnego dnia o 7:30 w przychodni kłębił się zbity tłum, w którym 90% to byli starsi ludzie. Widziałem, że w tym miejscu czuli się jak ryby w wodzie, jak u siebie, że to dla nich miejsce znane i przyjazne. A ja? Co ja tu w ogóle robię?! W pierwszej chwili chciałem zmykać gdzie pieprz rośnie i więcej nie wracać, ale po chwili zdołałem się zorientować, że są trzy kolejki, do trzech okienek, a moja kolejka nie jest taka długa. Po zaledwie godzinie stania, zostałem zapisany jako siódmy numerek i mogłem pojechać do domu na śniadanie. Rowerem oczywiście, bo choć do przychodni jest tylko kilkaset metrów, ale kilometry same się nie nakręcą.:) Za drugim razem już tylko kilkanaście minut poczekałem pod gabinetem, bo pani doktor śniadanie jadła, ale ponieważ była młoda, miła i kompetentna, jakoś to przebolałem. Lekarz też człowiek, jeść musi, prawda? Z gabinetu wyszedłem z kolejnym skierowaniem, tym razem na konsultację specjalistyczną w przychodni przyszpitalnej. I tu nie bardzo rozumiem organizację naszej służby zdrowia. Bo dlaczego lekarz - specjalista z przychodni, nie może po prostu dać skierowania do szpitala? Dlaczego może to zrobić lekarz - specjalista, ale z tego szpitala? Miła pani doktor uprzedziła mnie, żebym w szpitalu na Banacha nie próbował, bo ona tam pracuje i wie, że w tym roku nie mam żadnych szans na przyjęcie i zabieg. Podała mi adresy innych szpitali z interesującym mnie oddziałem specjalistycznym i radziła próbować. Po przyjściu do domu przez następną godzinę uparcie, aczkolwiek z coraz mniejszą nadzieją, wykręcałem numery telefoniczne do kolejnych szpitali. Końcowy rezultat tej operacji: ZERO! Nikt i nigdzie nawet nie podniósł słuchawki. Cóż było robić, wsiadłem na rower i rozpocząłem peregrynacje po szpitalach. Zacząłem od Wołoskiej, bo najbliżej. Zapisy są prowadzone w trzech różnych rejestracjach: w dwóch kolejka na godzinę stania, w trzeciej prawie pusto, tylko trzeba chcieć ją znaleźć. Ja chciałem. Ale spotkałem dziś wielu ludzi, którym ewidentnie kolejek brakuje, siedzi w nich mocno ta potrzeba wystawania w ogonkach, te komitety kolejkowe, to zdobywanie wszystkiego drogą wytrwałego i pokornego stania i czekania. A placówki zdrowotne to są właśnie TE miejsca, gdzie można uzyskać całkowitą satysfakcję:) W każdym razie dowiedziałem się, że mogą mnie zapisać na październik. Zabieg gdzieś za rok, bo to nie jest operacja ratująca życie. Niezbyt mnie to usatysfakcjonowało, więc pojechałem szukać dalej.
Kolejną placówką na mojej drodze był Szpital Czerniakowski. Tłok i ścisk w małym pomieszczeniu rejestracji, na dodatek ostry dyżur, od razu odechciało mi się wszystkiego. Zanim stamtąd uciekłem, udało mi się tylko dowiedzieć, że zapisy prowadzą na wrzesień. Ostatni na mojej dzisiejszej liście był Szpital Bielański. Leżałem tam siedem lat temu a teraz, po remoncie zmienił się nie do poznania. W rejestracji numerki jak na poczcie i tylko jedna(!) osoba przede mną. Od razu mi się spodobało. Miła dziewczyna w rejestracji poprosiła o potwierdzenie moich danych, które miała w komputerze i zapisała do specjalisty na niezbyt odległy termin. Tym sposobem w dniu dzisiejszym sprawdziłem na własnej skórze jak działa, jak zorganizowana jest nasza służba zdrowia. To zdecydowanie największa porażka kolejnych rządów, a szczególnie tego ostatniego. Najgorzej, że to pacjent, chory człowiek, jest największym przegranym, a reformatorzy, politycy, decydenci mają się świetnie i nie tracą dobrego samopoczucia.
Na koniec coś, jak w tym kawale:
- Mamo, a Jasio wali konia w łazience!
- A jak on go tam wprowadził?!
Konie na balkonie? © yurek55

Polski Związek Jeździecki ul. Lektykarska © yurek55

I jeszcze to
Fontanny na Podwalu © yurek55

Rejestrację włączyłem dopiero na Wołoskiej
  • DST 45.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 17.42km/h
  • Sprzęt Wheeler
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 czerwca 2013 Kategoria Pływanie

28. Basen 2 kilometry

Nie umiałem znaleźć dziś w sobie motywacji do jazdy rowerem, żaden pomysł na trasę nie przychodził do głowy, nic nie miałem do załatwienia, ani żadnego zadania kurierskiego też. Na dodatek słyszałem za oknem wiatr, który przecież będzie mi przeszkadzał w jeździe, a na dodatek pewnie deszcz spadnie i mnie zmoczy. I ogóle to pogoda jest na windsurfing, a nie na rower!
A windsurfing, to już niestety przeszłość



Wyszukiwałem problemy i wynajdywałem przeszkody tak długo, aż poczułem się całkiem usprawiedliwiony, bo zrobiło się za późno na jazdę, a na pół godziny, czy godzinę, to się nie opłaca roweru wyciągać, prawda?:)
A jednak coś mnie uwierało i nie pozwalało spokojnie kontynuować ważnego zadania przeglądania internetu. W końcu dla spokoju sumienia postanowiłem pójść na basen, tym bardziej, że bardzo się pod tym względem zaniedbałem. Po przepłynięciu pierwszych pięćdziesięciu kilometrów spocząłem na laurach, a przecież noworoczne postanowienie mówi o setce w tym roku.:) No to poszedłem. W wodzie luz i spokój, ledwo kilka osób, warunki do pływania wymarzone. Połowę dystansu przepłynąłem na swoim torze sam, potem doszła jeszcze jedna osoba, ale nie wchodziliśmy sobie w drogę. Dziś pływanie zajęło mi całą godzinę, choć wydawało mi się, że płynę w normalnym tempie, no cóż...
Może już czas zamienić pływanie na coś takiego?
Zajęcia w wodzie dla seniorów



Program Senior cieszy się jak widać sporym powodzeniem. Kolejna grupa przyszła na swoje zajęcia.



A na sportowym basenie było dziś tak, to ja jednak wolę tutaj:)

  • Aktywność Pływanie
Niedziela, 2 czerwca 2013

Szybka "50" przed śniadaniem

Obudziłem się wcześnie rano i naprawdę próbowałem ponownie zasnąć, żeby jak normalny człowiek, pospać przy niedzieli chociaż do dziewiątej. Po godzinie dałem za wygraną, wstałem, wyprowadziłem psa, a potem zniosłem rower ze strychu. Od początku wiedziałem, że tak będzie. Wyjeżdżając postanowiłem "poprawić" wczorajszą trasę, tzn. pojechać tak, jak powinienem zrobić to wczoraj. Do tablicy w Nadarzynie jechałem dłużej o siedem minut niż wczoraj, wiatr dziś nie pomagał...

Tablica w Nadarzynie © yurek55

W Otrębusach krótki przystanek przy Muzeum Motoryzacji, wczoraj jakoś tego miejsca nie zauważyłem? A może ominąłem? Dziś też było jeszcze zamknięte, ale eksponaty stojące "pod chmurką" też warte są obejrzenia, przynajmniej niektóre.

"Ogórek" w towarzystwie zagranicznych kuzynów © yurek55

Bardziej złom, niż eksponat muzealny © yurek55

Drugi "ogórek" solo i w pełnej krasie © yurek55

Tym razem na Błonie nie pojechałem, tylko przez Pruszków, Piastów, Ursus i Włochy dotarłem szybciutko do domu. I jeszcze zdążyłem zakupy w Lidl zrobić.

Pomnik Czerwca '76 w Ursusie © yurek55

  • DST 50.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 22.73km/h
  • Sprzęt Wheeler
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 czerwca 2013

Złe decyzje i ich następstwa

Wyjechałem na dwie godziny, wróciłem po czterech i pół, tak to jest, jak się nie umie zaplanować trasy i ocenić czasu potrzebnego do jej pokonania. Do Nadarzyna dojechałem w rekordowym czasie i tu, pod tą tablicą, podjąłem pierwszą błędną decyzję. Uznałem, że kierując się na Pruszków będę za szybko z powrotem, a skoro mam dziś "dzień konia", to muszę to wykorzystać. Skierowałem się więc na Błonie, zupełnie nie mając świadomości ile to kilometrów przybędzie mi do przejechania.

Pomnik przyrody Aleja Zosińska Zachodnia Nr. 31/743 © yurek55

Przez Otrębusy, Brwinów i Milanówek przemknąłem jak burza, ale w Grodzisku już zacząłem się zastanawiać nad wariantem najkrótszego powrotu. Spytałem nawet o drogę, ale pytanie zadałem niewłaściwe, bo o Błonie, więc mi wytłumaczyli, że mam nie jechać tak jak mi się wydawało, bo przez A2 się nie przedostanę. Posłuchałem i pojechałem tak, jak widać na mapie. Za wiaduktem nad A2 skusiła mnie droga serwisowa i porzuciłem drogę na Błonie licząc, że szybciej wrócę do domu, jadąc wzdłuż autostrady.

Droga serwisowa wzdłuż A2 okolice wsi Izdebno Nowe © yurek55

Niestety moja radość nie trwała długo, droga serwisowa zamieniła się w drogę gruntową, potem znowu kawałek asfaltu, a potem pożegnała autostradę, a ja niestety razem z nią. W Tłustem(ym)? chciałem sprawdzić gdzie jestem i okazało się, że telefon każe mi kod PIN podać. Podałem, włączył się, ale zapisu trasy już nie mogłem kontynuować, musiałem włączyć jako nową wycieczkę. W końcu dotarłem do Błonia, a w mieście nie patrząc na drogowskazy do Warszawy, skierowałem się do centrum. Na rynku zapytałem rowerzystę jak najlepiej dojechać, a on wskazał najbliższą uliczkę i kazał nią jechać do Pruszkowa. To była dla mnie optymalna trasa, nie chciałem dojechać główną drogą na Wolę, tylko na Ochotę. W Pruszkowie jeszcze raz zapytałem o drogę, a jak już znalazłem się w Alejach Jerozolimskich, to wreszcie wiedziałem na 100% gdzie jestem i jak jechać:). Żona, która czekała z obiadem, powiedziała z całkiem uzasadnioną ironią, że z taką orientacją kiedyś całkiem się zgubię i w ogóle nie trafię do domu.
O lekkim deszczu jaki padał przez kilkanaście kilometrów za Błoniem nie wspominam, bo zanim dojechałem do domu słońce mnie wysuszyło. Tylko kurtka znów trafiła do pralki, bo przecież chlapacza nie zakładałem.
I cztery pobliskie gminy zaliczyłem.
  • DST 87.00km
  • Czas 03:52
  • VAVG 22.50km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Wheeler
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl