Dziś dało radę przejechać DDR bez śniegu,od tunelu przy Zachodnim do Kasprzaka. Odcinek Kasprzaka - Wolska, biały, więc po jezdni, potem jezdnia równoległa do Prymasa, przy BMW, a za Górczewską, przy pawilonach i skręt w Obozową. Nie wiem więc jak wygląda DDR przy Cmentarzu Powązkowskim i śmieszka na Maczka. Pogoda dobra, niestety trochę rozpuszczonego śniegu na jezdniach, stąd kurtka do prania. Nie założyłem dziś chlapacza własnej roboty:(
A król po renowacji, odświeżony, jeszcze zawzięciej depcze Turków. Swoją drogą, czy goście z tego kraju wybierają Hotel Sobieski jako miejsce noclegu w Warszawie?:)
Pierwszy raz w tym roku nad Wisłą jechałem, niby w mieście, a tak trochę jakby nie w mieście. Trasę dziś rejestrowałem Endomodo i ta aplikacja tez mi jakoś nie podchodzi.Mapa przejazdu pokazuje inną liczbę kilometrów, bo "dokręciłem" jadąc złożyć pismo do mojej kochanej administracji, w sprawie nieszczęsnego śniegu, co to akurat na mój samochód musiał spaść z dachu w październiku.
Nie jeździłem ponad tydzień, bo zajmowałem się innymi, ważniejszymi rzeczami. "Ważniejsze" mają na imię Hania i Dominika, dwa największe szczęścia na tym etapie mojego życia. Przyszedł jednak czas, gdy moje szczęścia znalazły innych opiekunów, więc postanowiłem troszkę przewietrzyć rower. Dziś pojechałem na Ursynów, gdzie miałem dwie sprawy do załatwienia, a żeby nie było za krótko wybrałem trasę przez Powsin. Do rejestracji użyłem nowej aplikacji Navime, daje ona dużo informacji, ale dla mnie w sumie niezbyt potrzebnych. Myślę, że pozostanę przy My Tracks i czasem Endomodo. Trzeci grzybek w barszcz, to za dużo.
Trasa z navime.pl Kilometry i inne dane wpisywałem z licznika, nie z mapy. Miałem nieskasowane dwie krótkie wycieczki niewpisane na BS: jedna bez hamulców i druga, jazda próbna po wymianie klocków.
Pogoda w miarę dobra, pod koniec dopiero zaczęło pruszyć śnieżkiem, rower spisuje się nadspodziewanie dobrze, przestał pukać,stukac i skrzypieć. Tylko jeździć.
Bardzo mi się nie chciało dzisiaj pływać, ale wziąłem do serca sobie rady xtnt, "jeśli ci się nie chce to właśnie wtedy powinieneś się przełamać" Przepłynąłem swoje, ale w słabym czasie, a szkoda, bo tor dziś miałem tylko dla siebie. Pływanie jest jednak nudne.
W jednej z poprzednich relacji opisałem problem z tylnym hamulcem w moim rowerze. W skrócie: nie hamował, ale za to wydawał potępieńcze dźwięki, aż zęby bolały i ludzie się z daleka oglądali. Dziś postanowiłem sprawdzić, czy przez ponad tydzień stania, przypadkiem sam się nie naprawił? :) W skrytości ducha liczyłem, że to może sól się dostała ze śniegiem, albo woda - i dlatego nie działa. Albo w gorszym wariancie, że wystarczy podciągnąć linkę. To miał być krótki wypad przed obiadem obliczony na góra godzinkę, w sam raz na sprawdzenie działania i ewentualną naprawę. No niestety, nic z tych rzeczy, jak szybko wyjechałem z domu, tak szybko do niego wróciłem. Odgłos hamowania poderwał w górę wszystkie gołębie na moim podwórku, psy zaczęły szczekać, a jeden nawet wyrwał się właścicielce-staruszce i teraz jest pewnie pod Lesznowolą. Zanim ktokolwiek zlokalizował źródło tego potępieńczego hałasu, ja powolutku (żeby nie naciskać klamki hamulca) chyłkiem ruszyłem do domu. Dystans niegodny wzmianki, nawet go nie wpisuję, ale to zdarzenie zmobilizowało mnie do pochylenia się (modne określenie) nad hamulcem tylnym. Odkręciłem klocki, co okazało się zaskakująco łatwą operacją i zobaczyłem to: Klocek od strony napędu został źle założony w serwisie u Igora Sudnika na Ursynowie i z górnej strony zjechał się do metalu, a z dolnej strony, ma jeszcze ze 3 mm okładziny. Dodatkowo mam rysy na obręczy. Nic dziwnego, że wydobywałem takie odgłosy. Klocki zakupiłem za 8,49 PLN, jutro odbiorę i będę zakładał. To mój debiut, trzymajcie kciuki.