Informacje

  • Wszystkie kilometry: 138215.32 km
  • Km w terenie: 2424.65 km (1.75%)
  • Czas na rowerze: 293d 13h 25m
  • Prędkość średnia: 19.57 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl ... i w latach poprzednich

AD 2023 button stats 
bikestats.pl

AD 2022 button stats 
bikestats.pl

AD 2021 button stats 
bikestats.pl

AD 2020 button stats 
bikestats.pl

AD 2019 button stats 
bikestats.pl

AD 2018 button stats 
bikestats.pl

AD 2017 button stats 

bikestats.pl

AD 2016 button stats 

bikestats.pl

AD 2015 button stats 

bikestats.pl                   AD 2014 button stats 

bikestats.pl                   AD 2013 button stats 

bikestats.pl                   AD 2012 button stats 

bikestats.pl                  AD 2011 Gminobranie



Pogoda na rower

Pogoda Warszawa

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy yurek55.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piątek, 23 listopada 2018 Kategoria kurierowo, 50-100

Stresowy Wołomin + pociąg + metro = Czarny Piątek!

Tytułowy stres nie wiąże się z nieprzyjemnym dojazdem do Wołomina, ale... po kolei. Dzisiejsza trasa zainspirowana została odbiorem zakupionych prezentów dla dzieci. Z własnej woli jechałem tamtędy może raz, lub najwyżej dwa, co nie powinno dziwić nikogo, kto wie. A kto nie wie, wyjaśniam. Mieszkam w południowo - zachodniej części Warszawy i żeby dojechać do Wołomina, najpierw muszę po przekątnej przejechać miasto. Ulice Solidarności i Radzymińska należą do bardziej ruchliwych, a dodatkowo, ta druga  to wylotówka. Kiedy na Targówku opuszczamy wylotówkę na Białystok i skręcamy w Łodygową, trafiamy na DW 634, która jest wylotówką na Tłuszcz, do tego w przebudowie aż do Ząbek. Dalej do Zielonki i Wołomina jest wąska droga bez pobocza i ze sporym ruchem, choć godzina jeszcze nie wskazywała na "Akcję słoik". Na pewno nie jest to droga marzeń dla żadnego rowerzysty.
Dlatego na powrotną drogę wybrałem trasę przez Sulejówek i Rembertów. Nie wziąłem tylko pod uwagę, nie zauważyłęm po prostu, że nawigacja włączona w sklepie wytyczyła mi trasę przez las. Stąd moja pomyłka nawigacyjna i dopiero zapytany o drogę facet wyjaśnił mi, że to nie ten rower i nie ta pora, na jazdę po lesie. Musiałem więc zawrócić i wtedy właśnie stało się to najgorsze. W pewnym momencie usłyszałem stuk, brzęk i gdy omiotłem wzrokiem miejsca najbardziej oczywiste, szybko zauważyłem brak lampki przedniej. Zahamowałem i zacząłem wracać idąc poboczem i wypatrując. Kierowaca widząc, że ewidentnie czegoś szukam powiedział, że dalej coś leży. Rzeczywiście leżała i nawet świeciła, ale niestety już bez szkiełka. Próbowałem ją jakoś przymocować, ale nie było to wcale łatwe. Ułamała się podstawka, więc próbowałem lampeczkę jakoś przywiązać do kierownicy. Użyłem do tego oderwanego paska z materiału, ale był nieco za krótki i moje zgrabiałe ręce nie dawały rady. W końcu jakoś się udało, ale lampka świeciła w bok i  na dodatek musiałem cały czas ją przytrzymywać. Nie ukrywam, że czas spędzony na szukaniu i potem na mocowaniu, to był dla mnie jakiś koszmar. Nie jestem literacko gotowy by opisać gonitwś myśli, z których jedna czarniejsza była od drugiej. W skrócie: do domu daleko, ja gdzieś w polu, ciemność zapada, ja bez światła, a do tego jeszcze, serce weszło na nieznane mu wczesniej częstotliwości. Posiedziałem więc chwilkę by się upokoiło i zacząłem powoli wracać. To nie były łatwe kilometry, ale w końcu zacząłem racjonalnie myśleć i odkryłem rzecz oczywistą. Mogę przecież wrócić pociągiem! Eureka!!! Na stację wjeżdżał właśnie pociąg, a ja, żeby nie było za łatwo, biegałem pod ziemią szukając właściwego wyjścia. Zanim ktoś mi wytłumaczył, pociąg odjechał, ale tym razem miałem szczęście i za kilka minut był następny. W pociągu ochłonęłem nieco i kombinowałem przez drogę, którędy jechać z Wileńskiego do domu. Na pomysł by pojechać metrem, wpadłem dopiero, gdy znalazłem się w podziemiu. Jeszcze tylko ogarnąć biletomat (sprawa nieoczywista po takich przejściach) i mogłem rozpocząć kolejny etap podróży. Od stacji końcowej było już tylko dwa kilometry i żadnych więcej przygód nie przeżyłem. Tylko mały dzwon dwóch samochodów w korku na Towarowej. Takie klasyczne wjechanie w tył, pewnie się zagapił, albo pisał sms. 
A lampka będzie teraz służyła jako ładowarka do akumulatorków. Chiński szmelc, powinienem Katany posłuchać i kupić Convoya.

  • DST 51.00km
  • Czas 02:28
  • VAVG 20.68km/h
  • Temperatura -2.2°C
  • Sprzęt Bystry Baranek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma to jak prawdziwi hardkorzy ;))
wilk
- 20:52 niedziela, 16 grudnia 2018 | linkuj
Wilku, dzięki Tobie dotarłem do tych odmętów internetu, których poznawać chyba nie chciałem... Odzobaczyć się już nie da.
yurek55
- 13:07 niedziela, 16 grudnia 2018 | linkuj
Jak porównujesz wsadzenie głowy do zimnej wody z wyprawą zimową do Skandynawii - to mamy dobry pokaz tego jak odpływasz od rzeczywistości.

Już Ci Yurek55 niedawno napisał, że pora zrozumieć, że Twoje "osiągnięcia" to nie są żadne wyczyny, to zrobi każdy. Także i wjazd na Karkonoską na mono w takim stylu jak to zrobiłeś - to żadna filozofia, jeśli się umie jeździć na mono. Tylko mało kto interesuje się jazdą na mono, więc i tego ludzie nie próbują i wydaje im się takie trudne. Ale to naprawdę nie jest wielka sztuka, miesiąc treningów i większość z nas by to opanowała, skoro da się na tym jechać z lemondką i wielkim bagażem bardzo długie dystanse - to prosty znak, że wcale to nie jest takie trudne jak się wielu wydaje, kwestia odpowiedniego czasu na ćwiczenia. Pytanie tylko po co skoro zwykły rower jest niebo wygodniejszy? Wjechać z 50 postojami taki podjazd to żadne wjechanie, bo do tego by wjechać Karkonoską "po bożemu", czyli bez stawania nie umiejętność jazdy na mono jest potrzebna, tylko stalowe nogi, to już trzeba być mocnym góralem by to zrobić na jakimkolwiek sprzęcie napędzanym mięśniami. A Ty nie dałeś rady mimo bardzo miękkiego przełożenia, bo kolejny raz wychodzi Twoje dyletanctwo. Monocykle do jazdy po górach powinny mieć kierownicę, bo wtedy o niebo skuteczniej się jedzie. I gdybyś stosował odpowiedni sprzęt - to nie musiałbyś się chwalić jeżdżeniem bez hamulców, tylko chwaliłbyś się tym co naprawdę ludziom imponuje, czyli np. prawdziwym zaliczeniem Karkonoskiej.

A zjeżdżanie bez hamulców z kolejnymi dziesiątkami postojów to jak chwalenie się hamowaniem butem o ziemię. Kiedyś tak z Belwederskiej zjeżdżałem jak mi pękła linka od hamulca, innym razem w Alpach w fatalnej ulewie, gdy pod koniec dnia skończyły mi się klocki hamulcowe, ale za dobry powód do chwalenia się tego nie uznaję, zjechałem bo musiałem i tyle.

A na Rysy wszedłem nie po to by się chwalić, czy udowadniać, że to mądre - tylko dla własnej satysfakcji. Nikomu nie piszę "jak nie wszedłeś na Rysy z rowerem to jesteś cienki", nigdzie nie epatuję tym osiągnięciem jak Ty, który w co trzecim wątku wstawiasz ten Twój jeden jedyny podjazd na Karkonoską. Ja mam takich podjazdów dziesiątki na koncie, w tym i dużo trudniejsze od Karkonoskiej, ale nie muszę tego ciągle przypominać. Rysy to był po prostu rodzaj happeningu, nie twierdzę, że specjalnie mądry czy godny naśladowania; chciałem mieć satysfakcję z wejścia na najwyższy szczyt w Polsce z rowerem i tyle.


Ale nie mam najmniejszej wiary w to, że cokolwiek z tego do Ciebie dotrze, niemniej już wystarczająco rzeczowej polemiki tu wstawiłem, jak nic do Ciebie nie przemawia - to mówi się trudno. Pora zastosować się do rady Vukiego, by z wiatrakami nie walczyć. Jak chcesz żyć dalej w świecie, gdzie wsadzanie głowy do lodowatej wody jest wyczynem jak wyjazd zimą do Skandynawii - be our guest, YouTube jest pełny ludzi co np. piasek jedzą, tak więc masz przyszłość, tylko musisz na sporo większy poziom hardcoru wejść by się zbliżyć do prawdziwych fachowców ;)).

EOT
wilk
- 12:52 niedziela, 16 grudnia 2018 | linkuj
K78: w nagrodę masz jeszcze relację ze zjazdu ;p
http://mors.bikestats.pl/1176301,NAJTRUDNIEJSZY-PODJAZD-PO-NAJTRUDNIEJSZYM-PODJEZDZIE-czyli-Przelecz-Karkonoska-na-monocyklu-cz-2.html

i jak widać po takich wpisach, wielu ludzi robi szeroko rozumiane "wow", tylko temu jednemu jedynemu frustratowi wiecznie coś musi nie pasować - pozostawiam wam to do przemyślenia. :))
mors
- 00:08 niedziela, 16 grudnia 2018 | linkuj
K78: mało, że opisali, to jeszcze wygrałem konkursa na "najciekawsze sportowe wakacje". ;pp

Wilk: a co ma jazda po płaskim (po wyjeździe z Bieszczad) poniżej 20 km/h z problematyką hamowania ostrym kołem?

I najlepsze - jak ja robię o własnych siłach to, do czego inni potrzebują hamulców, to nazywasz to wariactwem, dziwactwem itd. A przecież to jest dokładnie taka sama sytuacja, jak Twoje robienie tras ultra - Ty jesteś z tego dumny, z włożonego trudu i wysiłku, a każdy jeden ignorant spoza rowerowego półświatka skwitowałby to prosto: absurd, dziwaczenie i głupota, do pokonywania tras rzędu 1000 km służą samochody i komunikacja zbiorowa, a nie rowery. I własnie w takim rzędzie ludzi się stawiasz, o podobnie prymitywnym myśleniu.
No i kolejny raz pokazujesz, jakim jesteś hipokrytą, bo Twoje wyczyny odbiegające od powszechnie przyjętych standardów zawsze są OK, a moje zawsze są dziwaczeniem, popisówką i głupotą.
Wilk WNOSI rower na Rysy - OK! Mors WJEŻDŻA na mono na Karkonoską - głupota i popisówka...
Wilk jeździ rowerem zimą po Skandynawii - OK! Mors zanurza głowę w zamarzającej rzece - absurd i głupota!
Wilk zarzyna organizm trasami 1000+ i niespaniem po 2 noce z rzędu - OK! Mors zarzyna sobie nogi na dużych zjazdach na mono - głupota i popisówka...
Co się odezwiesz, to sobie zaprzeczasz.

PS. mój maks. dzienny dystans na mono to 50 km, a dużo przerw jak już coś to było tylko na Karkonoskiej, takie np. MOko to były 1 czy 2 przerwy w górę i tyle samo w dół.
mors
- 00:05 niedziela, 16 grudnia 2018 | linkuj
Hobby można mieć jakie kto uważa.
Ale czym innym jest prezentowanie się jako ekspert od wszystkiego i wciskanie ludziom ciemnoty i całkowite odmawianie przyjęcia do wiadomości rzeczowych argumentów. Po to są mocowania do lampek i hamulce - żeby ich używać. Także w mono hamulec robi wielką różnicę. I dlatego wrzuciłem relację tych gości co na mono zrobili trasę daleko przerastającą to co robi Mors, prawie 1000km i to jeszcze z bagażem (a jest i człowiek co świat okrążył na mono, w 3lata pod 40tys km i mnóstwo po górach). By pokazać jakiego sprzętu używają fachowcy w branży mono, bo nasz "ekspert" już zaczął gadać, że na niczym się nie znamy. Więc wrzuciłem opinię ludzi co na jeździe na mono znają się od niego wiele lepiej. Nie trzeba latać statkiem kosmicznym by wiedzieć że w kosmosie nie można oddychać...

I taką samą oczywistością jest to że hamulec w mono się w górach bardzo przydaje. Czy jedno koło czy dwa - zasada działania systemu bez wolnobiegu (tzw. ostre koło) jest taka sama, by hamować trzeba bardzo mocno obciążać nogi, to jest skrajne wyczerpujące i całą przyjemność ze zjazdu odbiera.
wilk
- 20:59 sobota, 15 grudnia 2018 | linkuj
Wilku, Mors ma swój świat i takie podróże go "nie kręcą". Niestety nie każdy ma hobby jeździć po 500 km.
A Morsa wjazd na mono opisali nawet w jakiejś lokalnej gazetce :> - czyli też jakieś tam "wow" dla pewnych osób zrobił.


Nie bądź już dla tego Morsa taki surowy :)))
Ale relacja tych bikerów mono - faktycznie bardzo fajna :) i godna naśladowania :)


Morsie - nie dziękuj :D :D XD
Katana1978
- 20:19 sobota, 15 grudnia 2018 | linkuj
Twoje jeżdżenie na mono - to typowa pokazówka, więcej jak 30km jednym ciągiem to na tym nie zrobiłeś, więc nie jesteś dla mnie żadnym autorytetem w tej mierze. A w górach to już komedia nie jazda, setki zsiadań i ponownych ruszeń, tego nijak jazdą się nazwać nie da, na piechotę się 3 razy szybciej wejdzie. Są ludzie co na mono przejeżdżali Tour de Pologne Amatorów, gdzie jest 1000m w pionie; przejeżdżali w sensownym czasie, a nie zsiadali tysiące razy, są ludzie co robili wyprawy wielodniowe. I na wypowiedziach takich ludzi, co przejechali prawdziwe trasy, a nie robią krótkie happeningi jak Ty opieram swój tekst o hamulcach. Takie osoby uważają, że hamulce w górach są na mono potrzebne - i to ich zdanie mnie przekonuje, bo oni jeżdżą na tym naprawdę, Ty na mono nie zrobiłeś ŻADNEJ PRAWDZIWEJ TRASY, więc Twojego zdania nie biorę pod uwagę. Tutaj relacja z wyprawy na mono, gdzie chłopaki przejechali w 10 dni z Bieszczadów nad morze. I ze względu na scentrowanie koła uniemożliwiające używanie hamulca musieli naprawiać sprzęt, tak by móc owego hamulca używać, tak był ważną częścią wyposażenia. To są dla mnie autorytety w dziedzinie mono, tekst o hamulcu nie jest moim wymądrzaniem się - tylko wypowiedzią na podstawie opinii osób, które na mono są w stanie robić imponujące trasy.

Chcesz naprawdę jeździć na mono - to ucz się od tych co to rzeczywiście umieją robić. Bo nawet w mono jesteś dyletantem, który przez swoje dziwactwa i brak sensownego podejścia nie jest w stanie zrobić na tym prawdziwej trasy.

A w tytule swojego wątku umieściłeś "przełęcz Karkonoską", a nie ulicę Karkonoską, więc się nie wykręcaj. Tak jak napisałem - to jakby spacer nad Morskie Oko zatytułować "Rysy".
wilk
- 11:34 sobota, 15 grudnia 2018 | linkuj
K78: Ty się do tej Przełęczy szykuj na podstawie moich wpisów. ;p
http://mors.bikestats.pl/1162525,NAJTRUDNIEJSZY-PODJAZD-PO-NAJTRUDNIEJSZYM-PODJEZDZIE-czyli-Przelecz-Karkonoska-na-monocyklu-cz-1.html
mors
- 00:07 sobota, 15 grudnia 2018 | linkuj
"i widzę, że Mors nie był na żadnej Karkonoskiej" - a ta główna droga w Przesiece to niby jak się nazywa?? ;pp
Zrobiłem 400 m w pionie, z czego sporo po śniegu, więc lipy nie było.

"mono bez hamulca wcale nie jest bezpieczne na zjazdach, ludzie co naprawdę jeżdżą na tym w górach używają hamulców. Oczywiście o groźny wypadek ciężko ze względu na prędkość, ale zjeżdżanie w ten sposób to pomysł z tej samej parafii co jazda z lampką w ręce, wielokrotnie trzeba zsiadać; kolejna bzdura żeby na siłę pokazać, że się robi inaczej niż wszyscy."
- no to już jest prawdziwy szczyt głupoty i bezczelności. To nawet gorzej, jakbym ja zaczął innych pouczać, jak się robi a jak się nie robi BBT, MRDP i innych ultra - bo przynajmniej mam pojęcie o jeździe na rowerach dwukołowych, a Wilkołak na mono nie przejechał nawet metra, a się wymądrza, :łaje i potrąca" - brak słów, psychiatria jest tu bezsilna.
mors
- 23:58 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
A Mors nie raz karkonoską zaliczy, zobaczycie.
yurek55
- 15:58 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
Marku, u nas śnieg z deszczem, a ja mam nowy napęd i czysty rower.
yurek55
- 15:56 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
Wilku ja też się nabrałam na ten jego tytuł że wjechał ....zawiodłam się strasznie.
Na szczycie jest schronisko i chyba huśtawka :P Mam ten wjazd na Karkonoska nagrany przez Szajbaka jak wjeżdżał :) także wiem jak to mniej więcej wygląda ;)
Katana1978
- 15:27 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
Z wiatrakami się nie walczy, znamy zdanie każdego i dodatkowa dyskusja niczego nie wniesie i nie zmieni przekonań wypowiadających się. Może tak na rower?
vuki
- 14:48 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
Mnie właśnie chodziło o niedużą prędkość i niegroźne upadki.
yurek55
- 14:44 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
Nie Jurek - mono bez hamulca wcale nie jest bezpieczne na zjazdach, ludzie co naprawdę jeżdżą na tym w górach używają hamulców. Oczywiście o groźny wypadek ciężko ze względu na prędkość, ale zjeżdżanie w ten sposób to pomysł z tej samej parafii co jazda z lampką w ręce, wielokrotnie trzeba zsiadać; kolejna bzdura żeby na siłę pokazać, że się robi inaczej niż wszyscy.

I mamy też tutaj klasyczny przykład konfabulacji Morsa - o zjeżdżaniu z Karkonoskiej. Tak z ciekawości przeczytałem ten wpis myśląc, że wreszcie zrobił porządną trasę - i widzę, że Mors nie był na żadnej Karkonoskiej, wjechał kawałek powyżej Przesieki to wszystko. Prawdziwy podjazd na Karkonoską zaczyna się od stromizn na których on zakończył jazdę, poniżej tego fragmentu to łatwy podjazd jakich tysiące. Czekał aż śnieg spadnie, żeby mieć wytłumaczenie, że nie wjechał ;)) To tak jakby zatytułować wpis "Rysy"skończywszy spacer w Morskim Oku ;).
wilk
- 13:24 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
K78 Mono jest bezpieczne bo to jest zabawka. A szczególnie na pojazdach i zjazdach. Trzeba mieć silne nogi i kontrolujesz prędkość zjeżdżania. Morskie Oko to nie alpejskie przełęcze.
yurek55
- 11:49 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
"Morsie to twój wymysł, bo nikt tego nie potwierdzi." - a co macie potwierdzać (lub zaprzeczać!), jak koło mono nawet nie staliście? xD ;p
mors
- 09:19 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
Niewiasto, znów popełniasz ten sam błąd, co w dyskusji o zjeżdżaniu po śniegu z Karkonoskiej - mianowicie zapominasz o prędkościach. Nic się nie nauczyłaś. :(

Skup się: lepiej zjechać na mono z MOka 10 km/h (chcesz mi wmówić, że jest to prędkość zabójcza dla mnie i postronnych? A chodzić 5-6 km/h się nie boisz? xD ), niż zjeżdżać na dwukołowcu 40-60 km/h (wśród tłumów ludzi!) - bo tu szansa na glebę jest podobna, ale konsekwencje nieporównywalnie gorsze.

Podobnie z Karkonoskiej - ludzie latem potrafią tam walić 80 km/h (wystarczy na chwilę puścić hamulce), co w razie problemów może być zabójcze dla rowerzysty, zwierząt i postronnych ludzi.
Ja zjeżdżałem po śniegu i lodzie 10-15 km/h, wokół żywej duszy, a ewentualna gleba na śniegu miałaby podobne konsekwencje, jak potknięcie się podczas spokojnego biegu - po śniegu! No i ubrania grubsze niż latem. Błagam, zacznij myśleć, co piszesz.
mors
- 09:18 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
Nie no trzymajcie mnie. Jak mono jest bezpieczniejsze od normalnego roweru na Morskim oku ?
I nie chodzi już tu o łamanie przepisów.
Morsie to twój wymysł, bo nikt tego nie potwierdzi.
Katana1978
- 04:25 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
Na MOko wjechałem na mono, a tam jest zakaz tylko dla rowerów dwukołowych, więc prawa nie złamałem. :) Tym bardziej zasad bezpieczeństwa...

Każde 2 nieprzespane noce z rzędu to przegięcie - z definicji. A jednak wciąż to robicie - jak to mądrość, roztropność, odpowiedzialność? O wiele gorsza od mojej, bo mój patent na bezpieczeństwo tak moje jak i innych nie ma, co potwierdzam kilkuletnią praktyką. Bywały 16-godzinne nocki na mrozie po nieznanym, bywały duże dziury na drogach, i ani razu nie zagroziłem sobie i innym tym rozwiązaniem, więc do czego mam się przyznawać? Przeciwnie, będę to promował, gdyż daje szersze możliwości - nagłe doświetlanie dowolnego miejsca plus możliwość dawania sygnałów świetlnych - np. mruganie kierowcom w twarz, żeby zmienili światła na krótkie.

Co do wiochy, to akurat na mojej dzielnicy Jeleniej Góry wiocha mentalna jest o wiele gorsza, niż w mojej rodzimej wsi (wsi głównie z nazwy, gdyż było to podmiejskie osiedle). To jeszcze ja ich cywilizuję, chociażby sprzątaniem po sobie, a nawet w przestrzeni publicznej, co dla wielu jest abstrakcją zupełną...
mors
- 00:45 piątek, 14 grudnia 2018 | linkuj
Nie porównuj idiotycznych przepisów (jak zakaz jazdy rowerami na Śnieżkę drogą po której regularnie jeżdżą samochody) z przepisami bardzo rozsądnymi. Sam jak mnie pamięć nie myli wjeżdżałeś do Morskiego Oka, gdzie zakaz jest tej samej klasy.

Różnica między nami jest taka - że ja jak zrobię coś głupiego to nie mam problemu by się do tego przyznać. Na ultra czasami niewielki procent ludzi przegina, ale jest to niewielki procent, większość wie gdzie leży granica na której kończy się bezpieczna jazda i idzie spać. Kilka razy zdarzyło mi się przesadzić - i nie mam problemu z napisaniem tego, że było to głupie.

A Ciebie jak robisz rażącą głupotę - na takie przyznanie nie stać, wręcz przeciwnie, jak niepodległości bronisz tezy jakie to doskonałe i świetnie rozwiązanie. Zdaj sobie sprawę, ze nikt tych Twoich rozwiązań w wielu sprawach nie łyka - bo piszesz do ludzi co dużo na rowerach jeżdżą. I każdy z nas wie ile razy zdarzyło mu się nieoczekiwanie wpaść w dziurę, szczególnie nocą. Nawet jak się ma dobre oświetlenie i się uważa - to się zdarzało wielokrotnie. I dlatego jeżdżenie z lampką w ręce to czysty idiotyzm, ręce na rowerze trzeba mieć wolne.

Jeżdżenie z lampką w ręce - to klasyczne rozwiązanie "made in wiocha". Przeniosłeś się z wioski do miasta - to zachowuj się jak na miastowego człowieka przystało, staraj się mniej tą wiochą epatować.
wilk
- 21:35 czwartek, 13 grudnia 2018 | linkuj
Niecałe 100, nie ponad.
Jak tak bardzo się przejmujesz przepisami prawa - to czemu jeździsz po Śnieżkach i na MOko rowerem, przecież dobrze wiesz, że niewolno?? #obłuda

A w temacie bezpieczeństwa - zawsze zbywasz aroganckim milczeniem temacik zarywania 2 nocy z rzędu, co na bezpieczeństwo i zdrowie ma olbrzymi wpływ - jakoś tego wątku nigdy nie raczy podjąć, faryzeuszu...

Widzisz drzazgi u mnie, a swoich belek nie chcesz widzieć, i to ze mnie jeszcze robisz wariata? Znam gorszych...
mors
- 20:26 czwartek, 13 grudnia 2018 | linkuj
Polscy piloci też dziesiątki razy łamali przepisy dotyczące bezpieczeństwa, lądowali na lotnisku, gdzie jest za krotki pas, gdzie służby poważnego kraju nigdy by się nie zgodziły by lądował samolot z prezydentem na pokładzie. I dziesiątki razy się udawało, piloci zbierali gratulacje, mówiono o nich, że nawet na drzwiach do stodoły wylądują. No, ale ten jeden raz się jednak nie udało - i zginęło ponad 100 bardzo wysokich dygnitarzy państwowych z prezydentem na czele. Zginęli w kuriozalnej katastrofie, z powodu drastycznego nagięcia procedur bezpieczeństwa; w katastrofie rodem z krajów trzeciego świata, która brutalnie obnażyła słabość wielu rozmaitych służb i urzędów.

Tak więc daruj sobie tak dziecinne argumenty, popisywanie się własną głupotą to najbardziej wyraźna oznaka braku dojrzałości.
wilk
- 21:00 środa, 12 grudnia 2018 | linkuj
"jazda z lampką to idiotyzm jakich mało" - to lepiej bez? ;)

"Tak więc gadanie, że to bezpieczne - to są bajki wyssane z palca" - to są historie wyssane z doświadczenia kilku lat.

"Wystarczy trochę dziur i już taki system robi się tragiczny, nie wspominając już o górach, gdzie się leci po 50-60km/h" - cały wrzesień jeździłem tak do i z Jeleniej, gdzie nie brakuje zjazdów 50+ bez pedałowania, a niektóre są po niezłych dziurach, i jakoś żyję. Lampka też, więc te całe straszenie, to można włożyć między bajki. :)
Poza tym - ręką można manewrować znacznie sprawniej niż głową, no chyba, że komuś głowa obraca się o 360* w pionie i w poziomie. ;]
mors
- 19:21 środa, 12 grudnia 2018 | linkuj
Wazelina na gumę pomaga. #potwierdzoneinfo
yurek55
- 17:35 środa, 12 grudnia 2018 | linkuj
Ja zaczęłam gumkę smarować wazeliną :P żeby mi na mrozie się nie skruszyła i nie pękła (nie wiem czy to w sumie mi pomoże).
Powinnam wozić zapas, ale tak jakoś zapominam upchać.
Katana1978
- 03:51 środa, 12 grudnia 2018 | linkuj
A ja napiszę jasno - jazda z lampką to idiotyzm jakich mało. Przejechałem dziesiątki pełnych nocy na rowerze, widziałem setki rowerzystów jadących owe całe noce - i ANI JEDEN nie jechał z lampką w ręce. Tak więc gadanie, że to bezpieczne - to są bajki wyssane z palca, to tylko kolejne dorabianie teorii do własnej głupoty czy skrajnego sknerstwa, bo szkoda kasy na mocowanie, które działa jak powinno. Oświetlenie jest po to, żeby zapewniać nam komfort w nocnej jeździe. I dlatego musi być odpowiednio mocne, żeby oczu nie męczyć i odpowiednio się trzymać na rowerze. Jechałem w tym roku Podróżnika, gdzie pękła mi gumka blokująca lampkę w mocowaniu - i jazda bez stabilnego mocowania lampki to była męka, co chwilę trzeba było poprawiać lampkę wysuwającą się z mocowania, na szczęście stało się to już pod koniec nocy. A na trasie była kupa dziur, na których trzeba mocno kierownicę trzymać, a nie rzeźbić z lampką w ręce.

I dlaczego nikt tak jeździ? Bo są ku temu oczywiste przyczyny, ręce na rowerze obowiązkowo trzeba mieć wolne. Wystarczy trochę dziur i już taki system robi się tragiczny, nie wspominając już o górach, gdzie się leci po 50-60km/h. I przy takiej prędkości trzeba mocno trzymać kierownicę, a nie jakieś rzeźby z lampką odprawiać.

Poza tym jazda z lampką w ręce - to łamanie przepisów. Prawo o ruchu drogowym jasno stanowi, że ROWER musi być wyposażony w oświetlenie przednie. Rower, a nie rowerzysta.

A jak ktoś chce świecić w dowolnych kierunkach - to po to wynaleziono czołówki, sporo osób tego na rowerze używa, najczęściej jako lampki doświetlającej, choć niektórzy i jako głównej. Wtedy lampkę możemy świecić gdzie chcemy, bez konieczności zajmowania ręki.
wilk
- 22:22 wtorek, 11 grudnia 2018 | linkuj
Przynajmniej z nudów nie pomrzecie. ;)
mors
- 20:50 wtorek, 11 grudnia 2018 | linkuj
Morsie ty to jak zwykle na wspak ....
Katana1978
- 20:32 wtorek, 11 grudnia 2018 | linkuj
Mnie właśnie o ten komfort chodzi. Nie będe pisał, że nie masz racji, albo że głupio robisz - to Twoja wygoda, Twoja jazda, Twój wybór. Ja tego trzymania latarki w ręku nie wspominam dobrze, choć trwało to zdecydowanie krócej. Pozwolisz więc, że pozostanę przy swoim zdaniu, a Ty zostań przy swoim.
yurek55
- 17:36 wtorek, 11 grudnia 2018 | linkuj
Jak najbardziej trzymanie w ręki jest bezpieczne, a nawet bezpieczniejsze od mocowania w uchwycie - bo mogę sobie w każdej chwili doświetlać zakręty czy inne niebezpieczeństwa czające się z boku. Można też mrugać samochodziarzom z naprzeciwka, jeśli jadą na długich.
Przejechałem tak tysiące km i nigdy mi nie wypadła. Za to wypadła w czasach, gdy polegałem na fabrycznym mocowaniu. :)
Jedyny problem to komfort- wymuszona pozycja palców po kilkunastu godzinach daje zdrętwienie, a zimą przemarznięcie, no ale zawsze można zmieniać rękę co pół godzinki.
A że wolniej się jedzie, to też zaleta w nocy, albowiem wolniej = bezpieczniej.
mors
- 17:26 wtorek, 11 grudnia 2018 | linkuj
To co Vuki proponuje też jest zupełnie dobre, a sporo tańsze. Uchwyt LedLenser jest wygodniejszy, ale tez sporo droższy, koło 60zł. Jego spora przewagą jest to, że można go regulować na boki, co pozwala precyzyjniej ustawić lampkę przy niestandardowym mocowaniu. W tym mocowaniu Vukiego możesz regulować jedynie uchwyt względem kierownicy.
wilk
- 14:17 niedziela, 2 grudnia 2018 | linkuj
Jurek kup za 12 zl uchwyt na rzepy. Działa b.dobrze. Wpisz w allegro: Uchwyt rowerowy do latarki, rzep,
vuki
- 14:00 niedziela, 2 grudnia 2018 | linkuj
Ja też trzymałem w ręku swoją lampkę - i przenigdy tego doświadczenia powtarzać nie chcę! Potwierdzam wszystko co napisał Wilk i dodam jeszcze, że ręką zmarzniętą i zdrętwiałą słabo się trzyma i lampkę i kierownicę.
Wilki. Chciałem sprawdzić co to za mocowanie ale Google tylko latarki wyrzuca. Ja mam zwykłe gumki mocujące od chińczyka.
yurek55
- 13:32 niedziela, 2 grudnia 2018 | linkuj
Większy idiotyzm to ciężko jest sobie wyobrazić, traci na tym drastycznie jakość świecenia, traci przede wszystkim bezpieczeństwo, bo byle dziura wystarczy że można stracić albo lampkę, albo chwyt na kierownicy. Dodatkowo drastycznie zmniejsza to prędkość z jaką się da sensownie jechać. Po takich rozwiązaniach poznaje się wioskowych rowerzystów, do tego to łamanie przepisów, bo rower musi mieć lampkę (rower a nie rowerzysta)

Do Convoyów i tego typu lampek bardzo przyzwoitym mocowaniem jest Led Lenser, można tak jechać nawet z mocowaniem skierowanym w dół (ja tak mocuję na lemondce), bo ma blokadę przeciwko wypadaniu lampki w postaci solidnej gumki.
wilk
- 11:52 niedziela, 2 grudnia 2018 | linkuj
Nie Ty jeden. Jak jadę do pracy, mijam gościa co oświetla sobie drogę telefonem - też trzyma go w ręce :P. A drugi gość z przodu ma czerwone światełko, a z tyłu nic nie ma heh :D
Katana1978
- 00:20 niedziela, 2 grudnia 2018 | linkuj
Wiecznie zapominam o tym napisać u siebie, ale teraz mi się przypomniało, na kanwie tych wydarzeń: od kilku LAT jeżdżę z przednią lampką bez mocowania - trzymam ją w ręce, bywa, że i kilkanaście godzin... :))
mors
- 00:01 niedziela, 2 grudnia 2018 | linkuj
No, ja tez wrzucę ;)
Katana1978
- 19:53 poniedziałek, 26 listopada 2018 | linkuj
Taśma izolacyjna to dobry pomysł. Chyba dorzucę do swojego zestawu ratunkowego. (jak się zmieści)
yurek55
- 18:52 poniedziałek, 26 listopada 2018 | linkuj
Najlepsza to jest taśma izolacyjna. Długi czas woziłam ze sobą .... raz mi się przydała jak błotnik mi odpadł, a potem o niej zapomniałam ...
Katana1978
- 15:13 poniedziałek, 26 listopada 2018 | linkuj
Faktycznie pech. Współczuję, takie coś może podłamać morale. Dobrze, że wpadłeś na pomysł z transportem "alternatywnym".

Też dołączam do klubu wiążących. Co ciekawe - gdy zrobiłem to pierwszy raz garmin sam z siebie wypadł z uchwytu, tak jakby na potwierdzenie, że trzeba wiązać :) No, chyba, że wiozę go w tym uchwycie "raam" czy jak to się zwie.
michuss
- 08:04 poniedziałek, 26 listopada 2018 | linkuj
Ja też wszystko wiążę co się da : )a garmina obowiązkowo - bo wiele razy mi wypadł z uchwytu na koleinach czy innych nierównościach.
Katana1978
- 22:19 piątek, 23 listopada 2018 | linkuj
Współczuję tego stresu - fakt w Wołominie rowerem byłam może z 2x

Na aliexpressie cały czas jest czarny piątek - widziałam Convoy"a poniżej 50 zł
Katana1978
- 21:57 piątek, 23 listopada 2018 | linkuj
Uuu czarny piątek był też w Warszawie.
Ja kupiłem Convoya ale w PL modyfikowanego za 180 zł ale wiąże go jeszcze na smycz.
GPSy też mam uwiązane, portfel też wiąże jak ma w tylnej kieszonce niezapiętej.
Nie martw się jutro będzie lepiej.
vuki
- 21:19 piątek, 23 listopada 2018 | linkuj
Convoye i tego typu lampki to też chińczyki ;).
Tylko że wyższej klasy i dość dobrze odporne na upadki
wilk
- 20:22 piątek, 23 listopada 2018 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa cyowe
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl