Znów przyszło mi na zachód jechać, ale tym razem nie szukałem nowych dróg, tylko wybrałem trasę wielokrotnie już przejechaną. Niespodzianką dla mnie była dziś tylko prędkość. Na odcinku drogi wojewódzkiej pomiędzy Zaborowem a Kampinosem, licznik często pokazywał grubo ponad 30 km/h, a obok tablicy Kampinos przemknąłem z prędkością 41 km/h. Myślałem jednak cały czas, że wracać będzie dużo gorzej i tylko dlatego nie pojechałem do Kutna, albo Poznania.:) Rozgrzany szybkim tempem, z dużą przyjemnością skorzystałem z ochłody w czynnej już fontannie i mogłem wracać.
Mokra chusta na głowę, alleluja i do przodu!
Jazda po odkrytymi terenie dawała się we znaki, ale myślałem że będzie gorzej. Pomny wczorajszej ubraniowej wpadki, dziś zabrałem moją kurtkę-trzepaczkę i na początku wycieczki nawet się przydała. Zdjąłem ją dopiero w Zaborowie i resztę drogi pokonałem na krótko. Nie było gorąco, ani zimno - tak w sam raz. Wystarczył mi jeden bidon z wodą, a że jedzenia zapomniałem wziąć, to przejechałem i bez tego.
Rowerzyści pamiętają
A pod domem znów usłyszałem znajomy dźwięk piły spalinowej. Tym razem to nie "Teksańska masakra piłą mechaniczną", a pan Andre rzeźbi Pszczółkę Maję i Gucia. Pracuje dopiero dwa dni, ale już zaczynamy mieć dość. Tu jest tylko kilka sekund nagrania, ale my słuchamy pół dnia.
Bakterie są wszechobecne i nie ma się co ich bać. Np. w jelitach człowieka są ich miliardy, miliardy i co z tego wynika? Nic! :) Nie piłem tej wody, tylko zmoczyłem sobie komin pod kask. Może przez to nie wyłysieję, co? :D Brak 1,7 km wcale a wcale mi nie doskwiera. Stówy są przereklamowane... ;)