Piątek, 25 listopada 2016
Basen, czyli pływanie
Nie potrafię powiedzieć dlaczego zupełnie przestałem odwiedzać mój basen na Rokosowskiej. A przecież jeszcze trzy lata temu odwiedzałem go co najmniej dwa razy w tygodniu i wytrwale, bez znudzenia, pokonywałem kolejne długości basenu. Dziś w wodzie wyszła na jaw smutna prawda o mojej technice i pływackiej kondycji. Nie mogłem złapać rytmu i co kilka długości zatrzymywałem się na złapanie oddechu, choć wcale szybko nie pływam. Myślałem nawet - o zgrozo! - o przeniesieniu się do jakuzzi, by tam wykorzystać resztę czasu basenowego. Na szczęście okazało się, że im dłużej pływam, tym lepiej mi to wychodzi. Ostatnie dziesięć długości były paradoksalnie i najszybsze i najmniej męczące. Trzeba by podjąć jakieś publiczne zobowiązanie - co niniejszym czynię - do przepłynięcia co najmniej JEDNEGO KILOMETRA w tygodniu. Wiem, że to mało, ale jakoś ten początek trzeba zrobić.
Tym bardziej, że pustki takie, że aż żal nie przychodzić.
Tym bardziej, że pustki takie, że aż żal nie przychodzić.
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Strasznie dużo ceregieli z takim basenem. Przebieranie się, potem suszenie, potem ubieranie ...i pół dnia zmarnowane.
Katana1978 - 20:12 sobota, 26 listopada 2016 | linkuj
Komentuj