Niedziela, 20 listopada 2016
Kategoria <50, przed śniadaniem
Kładka znikąd - donikąd
Skoro udało się w miarę wcześnie wstać, szkoda nie wykorzystać czasu i pogody na poranną przejażdżkę. Ubranie zdążyło wyschnąć, jedynie buty musiałem założyć jakieś inne i mogłem wyruszać. Czasu, jak to w niedzielę, za dużo nie mam, postanawiam więc nie oddalać się zbytnio i kieruję się na razie w stronę Janek, a potem się zobaczy. Rano ruch na Szosie Krakowskiej nie jest jeszcze zbyt intensywny i spokojnie jadę dalej, aż do skrzyżowania Magdalenka - Nadarzyn. Wiadukt pieszo - rowerowy w tym miejscu, jest dla mnie niezmiennie źródłem wielkiego zdumienia. Jego całkowita zbyteczność, połączona z imponującą szerokością, pozwalającą zmieścić peleton kolarski, nasuwa nieodparte podejrzenie o dużą łapówkę do podziału. Nikt, kto tamtędy jeździ samochodem, nie widział żadnego rowerzysty ani pieszego na górze. Wiadukt ten prowadzi znikąd - donikąd.
Ale wiadomo, jak wydaje się nie swoje pieniądze. Socjalizm, w którym przyszło żyć dwóm pokoleniom Polaków, poczynił straszliwe spustoszenia w ludzkich umysłach i spaczył nam charaktery na długie jeszcze lata.

Wiadukt - widok na południe © yurek55

Szeroki na siedem metrów zbyteczny wiadukt © yurek55
Ale wiadomo, jak wydaje się nie swoje pieniądze. Socjalizm, w którym przyszło żyć dwóm pokoleniom Polaków, poczynił straszliwe spustoszenia w ludzkich umysłach i spaczył nam charaktery na długie jeszcze lata.

Wiadukt - widok na południe © yurek55

Szeroki na siedem metrów zbyteczny wiadukt © yurek55
- DST 45.00km
- Czas 02:02
- VAVG 22.13km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentuj