Środa, 18 maja 2016
Kategoria <50
Stracone złudzenia...
Po kilku ostatnich wycieczkach zaczynałem myśleć, że posiadam jakieś paranormalne umiejętności unikania deszczu. Bo nawet jak padało lokalnie, to ja akurat byłem kawałeczek dalej i jak dojeżdżałem do strefy opadów, to było już po deszczu. Dziś było zupełnie odwrotnie. Zaczęło padać już na Wolskiej, ale nie przejąłem się tym wcale, bo przecież deszcz ZAWSZE przechodzi bokiem i dziś też mnie oszczędzi. Gdy z Lazurowej skręciłem w Szeligowską zacząłem mieć wątpliwości, a gdy dojechałem do technicznej padało już tak konkretnie, że musiałem skapitulować i obrać kierunek powrotny. Przestało padać na wysokości Auchana na Górczewskiej, a dalej były już suche chodniki. Czyli zupełnie odwrotnie niż było dotąd. Gdyby nie to, że miałem mokrą koszulkę, spodenki, oraz rzecz jasna - dupsko, to spokojnie mógłbym jechać dalej, ale bliskość domu skutecznie osłabiły moją wolę. Wybrałem suche ubranie i gorącą kawę.
Pozostałe kilometry po południu, w poszukiwaniu czynnego zegarmistrza. Znalazłem go dopiero w Reducie.
Pozostałe kilometry po południu, w poszukiwaniu czynnego zegarmistrza. Znalazłem go dopiero w Reducie.
- DST 25.00km
- Czas 01:22
- VAVG 18.29km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
O nie, ja nie lubię jeździć na brudnym rowerze. Wyjątek to Kross ma specyficzną ramę i ciężko mi jest go myć, a poza tym jest ciężki sam w sobie. Miał bród i sól na sobie jeszcze z poprzedniej zimy, ale serwisie mi go umyli :)))
Katana1978 - 14:03 piątek, 20 maja 2016 | linkuj
Mnie to bardziej "boli" czyszczenie roweru niż mokry tyłek :P
Katana1978 - 19:12 czwartek, 19 maja 2016 | linkuj
Komentuj