Ostatnie gminy dostępne z Radomia zostały dziś zaliczone i tym samym kończę podróżować pociągiem w tamtym kierunku. Te trzy wypady przyniosły uzysk w postaci dwudziestu siedmiu gmin i pomimo pewnych trudności wszystko się udało. Dziś moim przeciwnikiem był wiatr i naprawdę niewiele brakowało bym nie zdążył na pociąg powrotny. Całą drogę jechałem na granicy niedoczasu żywiąc się nadzieją, że uda się przyspieszyć na ostatnich pięćdziesięciu kilometrach z wiatrem i wyrobić sobie bezpieczny zapas czasu. Ostatecznie tak się stało, ale zapas nie był bezpieczny, gdyż mój pociąg, po powrocie do normalnego rozkładu odjeżdżał o osiem minut wcześniej. Gdy dojechałem, stał już na peronie i czekał na mnie.
Reasumując. Jazda po gminy w moim wykonaniu, sprowadza się tylko do tłuczenia kilometrów i to w permanentnym pośpiechu. Na dodatek lwia część tras prowadziła drogami krajowymi i wojewódzkimi, miasta przejeżdżałem opłotkami omijając wszelkie godne uwagi zabytki czy pomniki. Gminy: Zwoleń, Chotcza, Przyłęk, Policzna, Gniewoszów, Sieciechów, Garbatka Letnisko, Jedlnia Letnisko Kwadraty: Max square: 45x45 Max cluster: 2546 Total tiles: 4941 (+78)
Kolejny wczesny wyjazd do Radomia i kolejne dziewięć gmin wpadło. Tym razem obyło się bez przykrych niespodzianek i dystans, choć o trzydzieści kilometrów dłuższy nie dał tak popalić, jak ten poprzedni. Cały czas miałem bezpieczny zapas czasu, nie musiałem się stresować i kręcąc wytrwale, nie robiąc postojów, dojechałem na dworzec prawie pół godziny przed czasem. Zdążyłem spokojnie wypić kolę, zjeść coś słodkiego, a że pociąg stał już na peronie, to w spokoju poczekałem w wagonie na odjazd. Wysiadam teraz na Rakowcu, bo Zachodni jest dużo gorszy do wydostania się, a stamtąd mam tylko dwa kilometry do domu, więc niewiele więcej.
Gminy: Iłża, Kazanów, Ciepielów, Rzeczniów, Sienno, Lipsko, Solec nad Wisłą, Tczów, Gózd
Kwadraty: Max square: 45x45 (-); Max cluster: 2546 (-); Total tiles: 4863 (+93)
Została mi jeszcze południowo wschodnia rubież województwa mazowieckiego, więc jeszcze jeden, ostatni, wyjazd do Radomia mnie czeka.
Dziś wróciłem na kierunek południowo - zachodni, z powrotną trasą wzdłuż S8. Tym razem wysiadłem na stacji Radziwiłłów Mazowiecki, czyli jak dotąd najdalej na linii do Skierniewic. Na miejscu okazało się, że po bezchmurnym, lazurowym niebie w Warszawie nie ma ani śladu. Nad głową dominowała wszechobecna szarość, ale ducha nie traciłem, bo było w miarę ciepło, a prognozy nie przewidywały opadów. Tylko nie wziąłem pod uwagę, że dotyczyły Warszawy, a moja trasa zahaczała aż o województwo łódzkie. No i okazało się, że nawet półtorej godziny nie minęło, a już zaczęło padać i padało przez kolejne trzydzieści kilometrów. W Mszczonowie mignęła mi myśl, by jechać do Żyrardowa i wrócić pociągiem, ale odnosiłem wrażenie, że zaczyna się przecierać i zaraz przestanie. Nie przestało. Ale na drodze technicznej wzdłuż S8 spotkałem jeszcze kilku szosowców ubranych tak jak ja, czyli nie byłem osamotniony w swojej niedoli. Wiedziałem, że im bliżej Warszawy, tym pogoda się zacznie poprawiać i w końcu się doczekałem. Koszulka wyschła błyskawicznie, spodenki prawie też i tylko w butach zostało wspomnienie po deszczu. Ale nie było to zbyt dokuczliwe i już nie musiałem wracać najkrótszą drogą. Pojechałem nieco naokoło, zahaczając prawie o Piaseczno i wbijając się na budowę obwodnicy, którą znów dojechałem do furtki przy Wirażowej. Ale to i tak by było za mało kilometrów i dlatego odbiłem na Ursynów, a później jeszcze trochę naokoło i w końcu dobiłem do stówy. To osiemnasta w tym roku. Przy okazji zaliczyłem łódzką gminę Kowiesy. Max square: 44x44 (-) kwadrat niebieski bez zmian Max cluster: 2431 (+16) czerwonych Total tiles: 4565 (+21) zielone
Trudne zadanie postawiłem sobie na dziś, ale udało się zrealizować założony plan w stu procentach. Wymagało to najpierw bardzo wczesnej pobudki, a potem jazdy praktycznie bez postojów, a i to nie gwarantowało sukcesu. Powrotny pociąg miałem o 14:38, a do przejechania z okładem sto trzydzieści kilometrów i zwykła guma mogła pokrzyżować mi szyki.
Ale od początku.
Najpierw przejażdżka do stacji metra przy Rondzie Daszyńskiego, o 6:40 pociąg do Małkini i o 8:05 rozpoczęcie podróży na dwóch kołach. Rano temperatura jednocyfrowa, ale byłem przygotowany i miałem rękawki, a zresztą za niedługo było już cieplej i mogłem je schować. Początkowy odcinek, na wschód, nie dawał jeszcze wsparcia wiatru, zresztą nie był on jeszcze zbyt silny, ale przynajmniej dawał miłe orzeźwienie. ;) Jechałem po wytyczonym śladzie ciesząc się asfaltami, aż w pewnym momencie nawigacja skierowała mnie na polną drogę, a że była twarda i w miarę równa, to niewiele zmniejszyła moją prędkość, aż do czasu, gdy pojawił się piach. Na szczęście prowadzenia nie było aż tak dużo, ale nawet tam, gdzie dało się jechać, tempo było marniutkie. Z coraz większą obawą wypatrywałem asfaltu, ale ten pojawił się dopiero po pięciu kilometrach. Bezpieczny zapas czasowy skurczył się do poziomu "na styk", ale wreszcie wiatr w plecy zaczął robić robotę i zacząłem odrabiać straty. Trzymałem się cały czas krajowej 63 i choć nawigacja próbowała mnie z niej zdjąć, proponując inny wariant trasy, tym razem pozostałem nieugięty i dojechałem nią do samego dworca w Siedlcach. Zdążyłem znaleźć sklep, uzupełnić płyny i kalorie, kupić bilet i spokojnie poczekać w pociągu na odjazd.
Zaliczone gminy:
Brok, Zaręby Kościelne, Szulborze Wielkie, Czyżew, Boguty-Pianki, Nur, Sterdyń, Jabłonna Lacka, Sabnie, Sokołów Podlaski gmina wiejska, Sokołów Podlaski gmina miejska, Bielany.
Nowych czerwonych kwadratów: 150
Jakiś miesiąc temu jechałem z Wileńskiego z kolegą - rowerzystą, który jechał do Małkini, by tam zacząć trasę powrotną do Warszawy. Pomyślałem wtedy, że też chciałbym kiedyś ją przejechać i po powrocie od razu sobie ją narysowałem. Czekała do dziś, na dogodną pogodę, a przede wszystkim, na sprzyjający wiatr. Do pociągu podjechałem metrem linii M2 i o 8:25 zacząłem swoją pierwszą podróż na północny wschód. W Małkini byłem o 9:48 i mogłem ruszać w drogę powrotną. Nie wybrałem najkrótszej, bo do gminy Ceranów trzeba było jechać na wschód, a po pozostałe na południe i dopiero od Węgrowa trasa skręcała zgodnie z kierunkiem wiatru. Tym razem, w odróżnieniu od zbierania kwadratów, mogłem rozkoszować się jazdą po nawierzchniach asfaltowych. Do tego na nowym napędzie i nowych, wczoraj założonych szosowych oponach Michelin
Lithion 3 z kevlarowym wzmocnieniem. Poprzednie też były tej marki, tylko na końcu miały cyferkę 2. Jazdę postanowiłem zakończyć w Sulejówku, bo już czasu zaczęło brakować, a z tego kierunku mam całą Warszawę do przejechania. Do kilometrów dopisuję dojazdy do metra i powrót ze stacji Warszawa Ochota. Nowe gminy: Małkinia Górna, Kosów Lacki, Ceranów, Miedzna, Liw, Korytnica edit: I Węgrów oczywiście Nowe kwadraciki czerwone: Max square: 42x42 (-) Max cluster: 2345 (-) Total tiles: 4385 (+68)
Nie chce mi się jeździć po mieście i jeśli mogę, to wybieram pociąg, aby wydostać się z Warszawy. Dziś padło na Szybką Kolej Miejską, zwaną eSKaeMką, która dowiozła mnie do Wieliszewa. Tym samym najgorszy fragment wylotówki na Mazury, skróciłem do niezbędnego minimum. Za rondem w Wieliszewie jest nieco lepiej dzięki poboczu, w Zegrzu pojawia się równoległa droga lokalna, potem są jakieś ścieżki i do Serocka, a potem Wierzbicy, można dojechać bez zbędnego stresu. Po pokonaniu mostu na Narwi od razu skręciłem w lewo i tu niestety asfalt skończył się szybko i zacząłem jazdę terenową. Wałem przeciwpowodziowym wzdłuż Narwi dało się jechać, ale później było już nieco gorzej. A raczej całkiem źle, dawno tyle nie spacerowałem z rowerem. Dobrze, że tym razem było to zaledwie kilka kilometrów po lesie, a nie jak w przypadku Kampinosu ponad czterdzieści. Za to gdy już wyjechałem z lasu i dotarłem do szosy, od razu natknąłem się stację Orlen i mogłem posilić się hot-dogiem i napić kawy. Do domu było jeszcze prawie sześćdziesiąt kilometrów, ale jazda po asfalcie nie niesie niespodzianek i sprawnie doturlałem się do domu. PS. Przy okazji zaliczyłem gminę Zatory i zlikwidowałem białą plamę na mapie mazowieckich gmin.
Trzeba wykorzystywać ostatnie okazje do jazdy w letnim ubiorze, a dziś pogoda pozwalała na tę październikową ekstrawagancję. Ponownie pojechałem na południe pociągiem, ale tym razem po gminy na lewym brzegu Wisły. Wysiadłem jedną stację przed Radomiem, w Lesiowie i jadąc początkowo na wschód, a potem na północ, zbierałem po kolei gminy i przy okazji też kwadraty. Dość szybko, bo po ośmiu kilometrach, wpakowałem się w leśną drogę, na piaszczystych odcinkach dla szosy nieprzejezdną. Później jeszcze kilka razy ślad ślad prowadził drogami gruntowymi; na szutrach jechałem z duszą na ramieniu w obawie o całość opon, za to na piaskach i błotach było bezpiecznie, bo pchałem. Raz wprawdzie spróbowałem przejechać kawałek, gdzie był na oko twardy, ubity piach, ale jak nie zdążyłem się wypiąć i zaliczyłem glebę, więcej nie ryzykowałem. Za to asfalty marzenie, puste i gładkie. Niemniej sporo czasu straciłem na ujebach terenowych i przez to musiałem poszukać połączenia kolejowego i w drodze powrotnej. Akurat w Chynowie trafił się pociąg prawie na styk, więc skorzystałem z tak sprzyjającej okazji i znów dałem zarobić Kolejom Mazowieckim.
Zaliczone gminy: Jastrzębia, Pionki wieś, Pionki miasto, Kozienice, Głowaczów, Grabów n.Pilicą, Magnuszew, Stromiec