Pogoda, jak na koniec października, zupełnie nie pasująca, ale za to bardzo pasująca na rower. Do tego stopnia, że mogłem powrócić do letniego zestawu ubraniowego, bo to zapewne ostatnia okazja w tym roku. Trasa początkowo na południowy-zachód a potem stopniowo zaokrąglana, o wierzchołkach w Nadarzynie, Błoniu, Zaborowie i od zachodu przez Stare Babice powrót do Warszawy.
PS. Kierowca w Audi ewidentnie mnie nie zauważył i wyjechał mi wprost pod koło z podporządkowanej. Nie wiem, jak zdołałem odbić w lewo i uniknąć potrącenia. zamrugał przepraszająco awaryjnymi i pojechał. A ja miałem serce w gardle.
PS.2 Rower szosowy z błotnikiem wygląda "jak gówno w lesie", jakby to powiedział gospodarz domu Stanisław Anioł. U mnie dodatkowo uniemożliwia zamontowanie radaru Garmin Varia. Co robić? Jak żyć?
Po bardzo deszczowej niedzieli i nocy z niedzieli na poniedziałek, czekałem do południa, by nie jechać po mokrym asfalcie i kałużach. Prawie mi się to udało, no w każdym razie tyłek i plecy tym razem przywiozłem suche. Nad trasą nie chciałem się zastanawiać i postawiłem na wariant najprostszy - tam i z powrotem. Jadąc przez zachodnie wioski dojechałem do Leszna, tam zrobiłem w tył zwrot i tą samą drogą, jak po sznureczku, wróciłem do domu. Temperatura dwucyfrowa, więc obowiązkowo goła noga.
Po nocnym i porannym deszczu długo czekałem, aż wyschną nieco jezdnie i w rezultacie wyjechałem dopiero po południu. Najpierw na Ursynów zawiozłem pakunek, który wypychał mi tylną kieszeń koszulki, a dopiero potem, już bez bagażu, do Gassów. Wracałem przy Lesie Kabackim przez Kierszek i Józefosław do Puławskiej, a potem Poleczki i Żwirki do domu. Po porannym zimnie nie zostało śladu i trochę żałowałem, że nie ubrałem się na krótko. Musiałem podwijać rękawy i rozpinać suwak w koszulce, by chłodzić sobie klatę.
Od dawna wiedziałem, że nie zgadzają mi się kwadraty na stronach https://www.statshunters.com/ i https://squadrats.com/map, ale niezbyt się tym przejmowałem. To ta pierwsza strona jest podstawą klasyfikacji zdobywców, a tu mój podstawowy kwadrat 52x52 jest większy i daje mi miejsce w pierwszej dziesiątce. Ale nie dawało mi spokoju pytanie, że skoro obie te strony bazują na trasach "zassanych" ze Stravy, to skąd powstała różnica? Odpowiedź okazała się prosta, choć wymagała uważnego i żmudnego porównania obu map z kwadratami. Otóż dwa razy zapauzowałem licznik i dopiero po jakimś czasie to zauważyłem i go włączałem. Wówczas pomiędzy punktem pauza i punktem start, ślad na mapie jest linią prostą. I właśnie taka linia przechodząca przez kwadraty powodowała ich zaliczenie przez Statshunters, choć faktycznie wcale tamtędy nie jechałem. Natomiast Squadrats bardziej rzetelnie traktuje takie błędne ślady i nie zalicza wówczas kwadratu. Jak już to odkryłem, postanowiłem pojechać i pozaliczać te fejkowe kwadraty, bo tak trzeba, by być uczciwym wobec innych uczestników rywalizacji. Wymagało to zaledwie czterech jazd i trochę kilometrów po lesie i dziś wreszcie obie strony pokazują tę samą liczbę. PS. Licznik włączyłem po przejechaniu ośmiu kilometrów, za Rondem Starzyńskiego. Plus dwa kilometry z Warszawy Zachodniej.
Dziś typowe bajabongo, czyli niespieszna jazda po zaułkach i podwórkach Warszawy, a potem po nieznanych drogach podwarszawskich miejscowości. W tym nieco jazdy terenowej po drogach polnych i leśnych.
Widząc na termometrze trzeci dzień z rzędu, ledwie kilka kresek nad zerem, postanowiłem ubrać się nieco cieplej, by móc pojechać gdzieś dalej. Założyłem długie spodnie, na koszulkę dodatkowo bluzę i długie rękawiczki. Przez pierwszą godzinę byłem bardzo zadowolony z odczuwanego ciepła, ale później zrobiło mi się naprawdę gorąco. Jadąc w upalny letni dzień, jestem w stanie zaakceptować ten stan, ale w innych przypadkach szczerze tego nienawidzę. Na szczęście bluza ma wystarczająco pojemne kieszenie na plecach i w Zaborowie po prostu rozebrałem się i upchałem zwiniętą koszulkę do jednej z nich. Trochę to mi poprawiło komfort psychiczny, ale nie na tyle, by kontynuować jazdę po kolejną setkę. Zrobiłem w tył zwrot - i tą samą drogą wróciłem do domu. Reasumując: wczoraj powinienem się ubrać jak dziś, a dziś - tak jak wczoraj. I to tyle.
Po wczorajszej zimnej i wietrznej niedzieli, przyszedł zimny i nieco mniej wietrzny poniedziałek. Mimo to, niezbyt chętnie wsiadałem na rower i gdyby nie zadanie kurierskie, pewnie bym dzień przesiedział w domu. Ale jak to napisała nieobecna od lat na bikestats eranis - "Drzwi mego domu to magiczna furtka między krainą lenia a rowerem". Gdy już tę furtkę zamknąłem za sobą i opuściłem krainę lenia, z radością ruszyłem przed siebie. Do Piaseczna, bo tam dziś wiodła droga, pojechałem trochę naokoło, przez Michałowice, Pęcice i przez las sękociński do Magdalenki. Powrót już tradycyjną drogą, acz z małą modyfikacją. Od Orężnej przed torami, do Słonecznej w Starej Iwicznej, jest nowa, jeszcze nieoddana droga i sobie nią pojechałem. Wprawdzie drogowcy leją asfalt na ddr, ale jezdnie już gotowe i spokojnie można przejechać. Nawet segment na Stravie jest już tam założony. :)
Zmieniłem komplet kół i dla przypomnienia sobie, jak jeździ się na szerszych oponach Panaracer Gravelking 32 mm, pojechałem na poranną, przedśniadaniową jazdę próbną. Kierunek wybrałem mniej więcej południowy i trochę zachodni, dystans zaplanowałem na około pięćdziesiąt kilometrów, więc silny i porywisty zachodni wiatr, wielkiej krzywdy mi nie zrobił. Ale na tych odcinkach, gdzie miałem wmordweind, było naprawdę ciężko, już nawet na licznik nie patrzyłem, żeby się nie załamywać swoją prędkością. :) Ubrałem pierwszy raz grubszą koszulkę kolarską Ekoi i dobrze - temperatura była jednocyfrowa, a wiatr skutecznie ją obniżał o kilka stopni. Nie zmarzłem, choć byłem na granicy komfortu termicznego i coś pod spodem - jakaś potówka, czy coś - by pewnie nie zaszkodziło. Spodenki jeszcze krótkie, ale tu nie miałem problemu z zimnem. Nogi pracują i niska temperatura nie jest im tak straszna.
Stanowczo za długo marudziłem z wyjściem na rower, aż w końcu zrobiło się południe i uznałem, że czas zamknąć komputer i ruszyć dupę. Wymyśliłem sobie trasę po drugiej stronie Wisły, a następnie przepłynięcie promem z Karczewa do Gassów.
Dalsza część powrotnej drogi na zachód wiodła przez Konstancin, Chylice i Piaseczno, a po zmianie kierunku na południowy, Zgorzała, Zamienie i Dawidy Bankowe. Pogoda nadal bardzo łaskawa rowerzystom, trzeba korzystać.