Przynajmniej raz w roku staram się objechać dookoła całą Puszczę Kampinoską, a od kiedy przy wale wiślanym jest asfalt, czyli Gassy Północy, muszę obowiązkowo zaliczyć i ten fragmentu. Tour de Kampinos daje gwarancję przyzwoitego dystansu po dobrych asfaltach i w przeważającej większości z niedużym ruchem. Dziś pogoda idealna na taką dłuższą wyprawę, więc kiedy odgłos spalinowych kosiarek pod oknem nie dawał szans na spanie, ogarnąłem się szybciutko i pojechałem. Jechało się na tyle dobrze, że nadłożyłem nieco kilometrów w stosunku do zaplanowanego dystansu i pobiłem swój życiowy rekord, o czym nie omieszkał mnie poinformować Garmin. Przerwę zrobiłem jedną, na sto trzydziestym kilometrze pod sklepem w Wojcieszynie. Zjadłem dwa pączki i popiłem kolą, a Oshee przelałem do bidonów. W czasie jazdy wystarczył mi jeden żel z Biedry i 0,7 izotonika, co jest zaprzeczeniem idei racjonalnego odżywiania w czasie jazdy. Tak właściwie to nawet nie musiałem i zrobiłem to raczej z rozsądku.
Aha. I na Gassach nie zauważyłem w tym roku kota. Nie wiem, czy to moje zagapienie, czy zniknął. Zainteresowanych odsyłam do
wpisu z zeszłego roku.
adający od rana deszczyk skłonił mnie do zmiany planów i zamiast na rower poszedłem na basen. Kiedy skończyłem pływanie deszcz padał jeszcze większy, więc miałem czas posiedzieć w domu, wypić kawę, a gdy zaczęło się przejaśniać na szybko wykreśliłem trasę do Grodziska. Pływałem tam w ubiegłym tygodniu na rowerze wodnym i przy zwrocie nie oddałem tzw. numerka. Wprawdzie nikt mnie o to nie ścigał, ale uznałem to za dobry powód do ponownych odwiedzin tego miejsca. Oczywiście drogę znałem dobrze, tylko że jeżdżąc tak samo, nie powiększamy stanu posiadania kwadracików. :)
Kiedy już dotarłem do Grodziska i poznałem jego nowe uliczki, przyszła kolej na Milanówek i jego uliczki. Z niejakim zaskoczeniem odkryłem podobną konstrukcję podjazdu na kładkę nad torami kolejowym, do tej widzianej wczoraj w Nieporęcie. Niestety tak spektakularnego zdjęcia nie daje się zrobić, bo drzewa trochę zasłaniają widok. Ale zamysł jest ten sam i też zakosy są tak ostre, że przejechać się nie da. Dalej trasa prowadziła na północ w kierunku Błonia i potem miały być jeszcze zachodnie wioski. Ponieważ zrobiło się późnawo, po dojechaniu do drogi krajowej 92 ignorując znaki B-9 pomknąłem tą najkrótszą drogą do domu. Wreszcie miałem wiatr w plecy i dzięki temu na obiad zdążyłem punktualnie i nawet nikt mnie nie strąbił, ani nie wlepił mandatu.
Pogoda wreszcie dobra do jazdy, a mnie jak na złość nie chciało się wyjść z domu. Gdy wreszcie zwlokłem tyłek z kanapy, nie wiedziałem, gdzie jechać i skończyło się na zbieraniu kwadracików. Nawiedziłem postindustrialne tereny FSO po północnej stronie Trasy Toruńskiej i jej sąsiada dawne Zakłady Wojskowe "Warel". Potem jeszcze tereny Portu Żerań na Kanale Żerańskim i po drugiej stronie Modlińskiej fragment pomiędzy Myśliborską a byłem składowiskiem popiołów z Elektrociepłowni.
Wreszcie jednak uznałem, że zmitrężyłem już dość czasu i prawie nie sprawdzając w telefonie pobliskich kwadracików pojechałem do Nieporętu. Tam wstąpiłem na chwilkę do serwisu odwiedzić
Adama przy pracy i wróciłem na obiad do domu.
A na zakończenie nieco kultury: "Zamknięcie się w horyzoncie doczesności jest zaprzeczeniem istoty człowieczeństwa. Konsumpcyjny tryb życia doprowadził nas dzisiaj do skraju katastrofy ekologicznej w płaszczyźnie ducchowej. Z kolei pozbawieni perspektywy sacrum nie żyjemy w świecie profanum, lecz w rzeczywistości banału.Ocalający gest dłoni wyciągniętych do nieba w rzeźbie Aleksandry Paulińskiej Spragniony jest wołaniem o powrót głębi do naszej rzeczywistości. Samo wołanie zdaje się już wyjściem człowieka z własnej alienacji"